Dariusz Szpakowski poświęcił rodzinę dla kariery. Córka: "Generalnie to go nie było"
Dariusz Szpakowski rzadko bywał w domu przez częste wyjazdy na zawody sportowe, które komentował. Szczególnie mocno odczuły to jego córki, które opowiedziały o dorastaniu z nieobecnym tatą. "Miał tak dużo wyjazdów, że przyjeżdżał w nocy, był w domu dobę i miał dla nas jeden dzień, bo nazajutrz znów wyjeżdżał" – czytamy w książce pt. "Wita państwa Dariusz Szpakowski. Autobiografia" (Wyd. SQN).
Dariusz Szpakowski pozostaje jednym z najpopularniejszych komentatorów sportowych w Polsce, ale dla kariery musiał poświęcić życie rodzinne, do czego przyznał się w swojej autobiografii. Swoją perspektywę w książce przedstawiły także jego córki, Julia i Gabriela Szpakowskie, które w rozmowie z dziennikarzem sportowym Przemysławem Rudzkim opisały, jak wyglądało ich dzieciństwo z dość nieobecnym tatą.
Wyjątkowy trening Polaka. Spotkał się z legendą sportu
Przemysław Rudzki: "Wita państwa Dariusz Szpakowski. Autobiografia" [FRAGMENT KSIĄŻKI]
Rozmowa z córkami Dariusza Szpakowskiego
Przemysław Rudzki: Jakim Dariusz Szpakowski jest tatą dzisiaj, a jakim był podczas waszego dorastania?
Julia Szpakowska: Generalnie to go nie było.
Gabriela Szpakowska: Chciałam powiedzieć dokładnie to samo.
Julia: Pamiętam okresy, kiedy miał tak dużo wyjazdów, że przyjeżdżał w nocy, był w domu dobę i miał dla nas jeden dzień, bo nazajutrz znów wyjeżdżał. Musiał się tylko przepakować. Kwintesencja mojego dzieciństwa to "wyrywanie" ojca dla siebie. A zarazem to najlepszy dowód, że jak chcesz zrobić karierę na bardzo wysokim poziomie, zawsze odbywa się to kosztem czegoś lub kogoś.
Ale nie oceniasz tego jako czegoś złego.
Julia: Nie, absolutnie. Bo wiem, że robił to w dużej mierze po to, żeby było nam jak najlepiej. Oczywiście także ze względu na własną pasję, którą jest dla niego ten zawód. Miał taką możliwość i wykorzystał ją na maksa.
Pamiętam momenty, że włączałam telewizor tylko po to, by usłyszeć jego głos. Brakowało mi go w dzieciństwie, więc znalazłam sobie sposób na zrekompensowanie tego braku.
Gabrysia, miałaś podobnie?
Gabriela: Tak. Zresztą to się zaczęło szybko – taty zabrakło przy narodzinach Julii i moich, bo był w pracy. Jestem pięć i pół roku młodsza od Julii, ale odczuwam to podobnie. Po prostu go nie było, właściwie całą podstawówkę, w gimnazjum bywał w domu chyba trochę częściej, ale w trakcie mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich znikał na całe wakacje.
Julia: Obecność taty była luksusem.
Gabriela: Na przykład wpadał do nas nad morze na trzy dni.
Julia: Mama była od obowiązków, tata od przyjemności. Kiedy w Polsce były cięższe czasy, ojciec przywoził nam rzeczy z amerykańskiego sklepu GAP albo paczki z USA. To miało w jakiś sposób wynagrodzić nam jego nieobecność. I przyznam, że wtedy było nawet fajne. Kiedyś przywiózł mi bluzkę z obrazkiem 3D – nosiłam ją z dumą, bo była od taty. Albo różowego discmana z Japonii; kochałam go i lansowałam się dzięki niemu w gimnazjum (śmiech).
Gabriela: Ten discman wciąż jest w domu!
Julia: Najlepszą nagrodą było jednak wspólne spędzanie czasu. Pamiętam, że gdziekolwiek byliśmy – nad morzem czy w górach – chciałam go na chwilę zatrzymać. Żeby poświęcił nam sekundę.
Gabriela: Ale tatę ogólnie trudno jest zatrzymać. On lubi robić dużo rzeczy. Natomiast gdy już się to udawało, naprawdę poświęcał nam czas. Na przykład uczył nas jeździć na rowerze. Albo pływać. Zabierał nas na tor Stegny, na łyżwy, w góry na narty.
Córki Dariusza Szpakowskiego myślały o karierze sportowej
W książce opowiada o tym, że było dla niego ważne, żebyście pokochały sport. Wchodziłyście w to, bo lubiłyście, czy jednak była to dla was możliwość spędzenia z tatą czasu?
Gabriela: Julia miała nawet szansę zostać zawodową pływaczką.
Julia: Rodzice nakłonili mnie do wyboru szkoły sportowej ze względu na pasję taty, ale tak naprawdę zawsze byłam sportowym dzieckiem. W przedszkolu zaczęłam pływać, bo miałam skrzywienie kręgosłupa. To pokłosie tego, że byłam wysoka, po rodzicach zresztą. Zawsze byłam najwyższym dzieckiem. W ramach wsparcia leczenia zostałam wysłana właśnie na lekcje pływania. Z tego wzięła się szkoła sportowa. Uprawiałam też piłkę ręczną.
Weszłyśmy w sport dlatego, że chciałyśmy spędzać czas z tatą, ale też lubiłyśmy taką aktywność. Zresztą do dzisiaj bardzo lubię sport.
Aby dostać się do szkoły sportowej, musiałam zdać egzamin. Do końca życia nie zapomnę, jak trenowaliśmy z tatą i on nagle powiedział: "Nie masz koordynacji ruchowej". Zastanawiałam się wtedy, po co idę do szkoły sportowej, skoro nie mam koordynacji ruchowej. Ale ojciec był i jest wymagający. I to na wielu płaszczyznach.
Jak to wyglądało kiedyś, a jak dzisiaj?
Julia: Moja relacja z nim trochę się zmieniła, bo współpracujemy zawodowo. Zobaczył, że to, czym się zajmuję, ma ręce i nogi.
Gabriela: Tata już prawie umie powiedzieć, czym się zajmujesz (śmiech).
Julia: Tak, już prawie. W moim przypadku jest tak, że chciałam mu zaimponować. Ale mamie również. Gdy twoi rodzice dzięki własnej pasji coś w życiu osiągnęli, to pojawia się w tobie ambicja, żeby im jakoś dorównać, również w pełni się zrealizować.
O uznanie taty było niezwykle trudno. Obecnie nie robię już tak dużo, żeby mu zaimponować, ale przez lata naprawdę próbowałam to zrobić.
Teraz po prostu wpadłaś w pracoholizm.
Julia: Ha, ha, może trochę. Ale przede wszystkim zdałam sobie sprawę, że lubię to, czym się zajmuję.
Gabi – jak było ze sportem w twoim przypadku?
Gabriela: W podstawówce i w gimnazjum chodziłam na dodatkowe zajęcia z pływania. Przez przypadek trener zabrał mnie na zawody, bo wypadła jedna z koleżanek. Oznajmiłam tacie, że się na nie wybieram, i wtedy rozłożył mi wszystko na części pierwsze: długość basenu, taktykę, powiedział mi, kiedy powinnam przyspieszyć, jak dynamiczny mam zrobić nawrót. A ja po prostu chciałam płynąć. I się zestresowałam, bo to był kraul, a wolę pływać stylem grzbietowym.
Wzięłam sobie jednak jego rady do serca i pamiętam, że udało nam się wówczas zdobyć wicemistrzostwo Mokotowa. W podstawówce byłam też mistrzynią Warszawy w jeździe na łyżwach. W cyklu Łyżwiarskie Czwartki.
No to wtedy tata musiał już córkę pochwalić.
Julia: Pochwalił, pochwalił! Warto też pamiętać o jednej rzeczy – stałym motywem było ubolewanie taty, że nie jesteśmy płci przeciwnej.
Jego tata chciał mieć córkę.
Julia: Los, jak widać, jest przewrotny. Ale mam nadzieję, że taty nie pokarał