Donatan i Cleo znowu razem. "Nie uważamy, że w Polsce wszystko jest gorsze" [WYWIAD]
"Polskę można w jednym zdaniu określić jako kraj niewiarygodnie piękny, ciekawy i niezwykły - choć paradoksalnie większość Polaków go nie zna" - mówi Donatan. Cleo dodaje: "Powinniśmy się wyzbyć wszelkich kompleksów dotyczących tego kraju". Artyści opowiadają o polskości, Eurowizji i muzyce. Ostatecznie rozliczają się też z hejterami.
Bartosz Sąder, WP Kultura: Potrafilibyście w jednym zdaniu opisać Polskę?
Donatan: Polskę można w jednym zdaniu określić jako kraj niewiarygodnie piękny, ciekawy i niezwykły - choć paradoksalnie większość Polaków go nie zna.
Cleo: Powinniśmy się wyzbyć wszelkich kompleksów dotyczących tego kraju.
Donatan: Od dziecka wpaja się nam brak wiary w to, co własne, dlatego łatwo przysłaniają to marzenia o Zachodzie. Gdy jednak zaczynamy odkrywać Polskę na nowo, widzimy ją zupełnie inaczej i więcej, niż uczy nas szkoła - choć to właśnie ona powinna nam te wartości pokazywać.
To trochę widać nawet w kuchni. Większość z nas myśli, że jemy tu tylko schabowe i pierogi, a przecież to zdecydowanie więcej - raki, gęsi, kaczki...
Donatan: W Polsce tkwi ogromna głębia i masa fascynujących rzeczy, które dziś są przysypane amerykanizmem i zachodnimi wpływami. Często boimy się, że to, co nasze, jest zbyt sielskie czy wręcz pszaśne. A tymczasem kultura działa cyklicznie - mieliśmy już zwrot ku folklorowi, potem silne spojrzenie na Amerykę. Pewnie znów przyjdzie czas, kiedy zaczniemy szukać inspiracji w tym, co własne, bo naprawdę mamy w Polsce ogrom wartości.
"The Paper": W kultowej produkcji zagrał geja, to dzisiaj słyszy od fanów
Zapytałem was o tę polskość ze względu na waszą nową płytę "Równonoc. Ragróg", na której po raz kolejny udowadniacie, że nie wstydzicie się słowiańskości.
Cleo: Jestem naprawdę dumna z tego, że na każdym koncercie - czy to w Polsce, czy za granicą - przedstawia się mnie jako pierwszą Słowiankę Rzeczypospolitej. Za każdym razem słyszę to z ogromną radością. Cieszę się też, że mogłam na nowo rozkochać dzieciaki w naszej słowiańszczyźnie, bo uważam, że jest przepiękna.
Dekadę temu wszyscy chcieli nosić twoje biało-czerwone spódniczki i z dumą chodzili w biało-czerwonych wiankach na głowach.
Donatan: Polska to ogromny zasób energii, który można pobudzać prostymi impulsami. Nasze położenie sprawia jednak, że z powodów politycznych i historycznych czasem próbuje się polskość ukryć. Dziś stoimy na styku różnych frontów kulturowych dążących do "uzachodnienia", a w tej niechcianej walce cierpi nasza kultura - choć jest jedynie naturalnym wynikiem naszej historii, a nie elementem polityki.
Cleo: Z twórczej, słowiańskiej perspektywy jest mi po prostu bardzo smutno, że polityka tak mocno wpływa na naszą słowiańską rodzinę. Patrzę na historię oraz folklor ukraiński i rosyjski zupełnie inaczej - inspiruję się każdym z nich, szczególnie w strojach, które projektuję. Dlatego tym bardziej boli mnie to polityczne rozdzielenie.
Donatan: Mamy w sobie słowiańskie atawizmy - ten pradawny korzeń, którego nie da się tak łatwo wymazać. Wszystko, co dzieje się kulturowo dziś, co działo się dekadę temu, czy będzie za kolejne lata, to tylko cienka warstwa na głębokim jądrze kultury, które kształtowało się przez tysiące lat.
"Równonoc" z 2013 r. była gigantycznym sukcesem: pierwszym diamentowym albumem hip-hopowym. Mam wrażenie, że na początku była trochę offowa, funkcjonowała bardziej szeptem, a dopiero później naprawdę wybuchła.
Donatan: To był projekt, w który na początku nikt nie wierzył - wydawał się zbyt "wykopaliskowy", zbyt niszowy i zamknięty w swojej estetyce. A jednak dzięki różnym okolicznościom i artystom, którzy wzięli w nim udział, "Równonoc" przebiła się do mainstreamu. To sprawiło, że ludzie zaczęli interesować się nie tylko samym projektem, ale też naszą kulturą. Wiele osób pisało, że zaczęło czytać o Słowianach i odkrywać historię Polski sprzed chrystianizacji - o której często nie miało pojęcia. I to jest dla mnie największy plus tego projektu.
No dobra, a powrót do tego tytułu po 10 latach to potrzeba spełnienia artystycznego czy wykalkulowana, czysto biznesowa strategia?
Donatan: To nie była decyzja biznesowa. Pierwsza "Równonoc" powstała, by dotrzeć do szerokiej publiczności. Przy drugiej edycji, mając już doświadczenie i stabilność finansową, podszedłem do projektu przede wszystkim jako do wyzwania artystycznego i osobistego - sposobu na zmierzenie się z własnym pracoholizmem. Zresztą to nawet nie był mój pomysł.
Czyli tym razem to Cleo zaproponowała współpracę?
Donatan: To był pomysł Cleosi, żeby dać mi oddech poza pracą. Projekt powstał z poczucia wolności i przyjemności - bez myślenia o finansach czy o sobie jako artyście. Przy pierwszej płycie musiałem jeszcze ścigać artystów, teraz miałem pełną swobodę: zapraszałem chętnych, a reszta nie przeszkadzała. Tworzyłem dla siebie i efekt to około 30 utworów, z których część trafiła na płytę.
Od waszych początków minęło ponad 10 lat. Dzisiaj odkrywa was kolejne pokolenie. Zastanawiam się, czy w pewnym momencie poczuliście, że sukces, który osiągnęliście, was przerósł, i które fragmenty waszej historii pokazują, że był on nieprzewidywalny?
Cleo: Z dnia na dzień zrobił się ogromny boom na wszystko, i chyba o to nam chodziło. Przyznam, że chwilę mnie to przerosło, bo uświadomiłam sobie, jaki to był ogromny sukces i rozgłos, później przypieczętowany Eurowizją, która wyniosła nas naprawdę wysoko. Wspominam to bardzo miło, choć Don od razu wrzucił mnie na głęboką wodę, mówiąc: "Dostaliśmy zaproszenie na Eurowizję". A ja na to: "Co? No dobra, jedziemy!" (śmiech).
Donatan: Podjęliśmy wiele dobrych decyzji - część świadomie, część nieświadomie, pod wpływem impulsu lub dostępnej w danym czasie wiedzy. Dziś, po latach, widać, że były to właściwe wybory.
Jak czułeś się jako producent? To ewenement w Polsce - jeden z pierwszych - jeśli nie pierwszy - producentów, który pojawia się na nagłówkach tabloidów. W show-biznesowym cyrku, gdzie zwykle pisze się o gwiazdach czy reality show, to raczej niezwykłe.
Donatan: Zawsze oddzielam muzykę od show-biznesu. W studiu czy w domu tworzysz w spokoju, a kiedy powstaje komplementarna całość, masz dwie drogi: opublikować ją po cichu albo wykorzystać show-biznes, ale umiejętnie, tak by nie zaszkodzić sobie. Najgorzej, gdy ktoś uzależni się od nagłówków i ego, zamiast traktować je jako narzędzie. Zawsze tłumaczyłem współpracownikom, że działamy z planem - przypadkowe rzeczy to strata energii. Show-biznes jest jak kasyno: może kusić złudzeniem władzy, ale finalnie zawsze wygrywa "kasyno". Trzeba brać z niego to, co potrzebne, i wychodzić. Nieumiejętne korzystanie z tego świata może skończyć się krzywdą - i niestety wielu artystów o tym zapomina, karmiąc swoje ego. A artyści zawsze są narcyzami, bo osobowość narcystyczną ciągnie na scenę, a psychopatyczną do polityki.
Cleo: Bardzo szybko ten show-biznes weryfikuje takie osoby.
Cleo Donatan - SIANOKOSY (DON LOVESONG)
Mówiłaś, że Don wrzucił cię na głęboką wodę, a sukces przyszedł z całym tłumem hejterów. Musiałaś szybko nauczyć się radzić sobie w tym chaosie. Jak reagowałaś na nagłówki i komentarze mediów wtedy? Niektórzy uważali nawet, że "bez Donatana jesteś nikim". To musiało być trudne.
Cleo: Podchodziłam do tego z pokorą, bo wiedziałam, że Don jako pierwszy w tym show-biznesie wydeptał ścieżki i wprowadzał mnie w ten świat mocną ręką, wspierając mnie. Przyszłam ze świata gospel, byłam delikatna i empatyczna, więc jego wsparcie było dla mnie kluczowe. Z czasem doświadczenia budowały moją "zbroję" i teraz czuję się znacznie silniejsza, choć na początku było to wyzwanie nie tylko dla mnie, ale też dla mojej rodziny, która musiała zmierzyć się z nagłówkami mediów.
To chyba jest najtrudniejsze, co?
Cleo: Wiedziałam, z czym to się wiąże, ale moi rodzice czasem dzwonili przerażeni nagłówkami. Mówiłam im: "Nie czytajcie tego, proszę". Powoli budowałam swój pancerz.
Jak udało ci się zachować równowagę i wiedzieć, kiedy powiedzieć sobie "dość"? W dobie TikToka i mediów, gdzie popularność rośnie sama w sobie, nie chodzisz na imprezy branżowe ani nie pozujesz na ściankach - jedyne sytuacje to koncerty i muzyka, bez skandali.
Cleo: To po prostu nie leży w moim DNA. Ja po prostu tego nie czuję kompletnie.
No, a jednak udało ci się zachować taką popularność, że teraz jakbyśmy wyszli na ulicę, to każdy by wiedział, kto stoi obok mnie.
Cleo: Starałam się przez lata budować swoją pozycję bliżej szerokiej publiczności. Pokazywałam się w reklamach i mediach, ludzie mnie rozpoznawali, ale nigdy nie chciałam być kojarzona z tanimi skandalami czy ustawkami. To po prostu nie moja droga.
Donatan: Cleo jest niezwykle wszechstronna, choć opinii publicznej trudno to w pełni pokazać. Sama pisze teksty i linie melodyczne, wymyśla i szyje swoje kreacje, sama się maluje i przygotowuje do występów. To kompletny twórca, który nie przychodzi do studia, tylko śpiewać cudzych utworów ani korzystać z image makerów - wszystko robi samodzielnie.
Cleo: Nigdy nie potrzebowałam, żeby ktoś mnie wymyślał - wręcz mnie to wkurzało. Każdą postać w naszej twórczości sama kreowałam, w tym Słowiankę. Spódniczkę sama zaprojektowałam, a jej popularność trwa do dziś - np. w Zakopanem wciąż sprzedawane są "spódniczki Cleo".
O, pamiętam je doskonale. Trzeba głośno powiedzieć, że byliście jednymi z pierwszych w Polsce, którzy z merchu zrobili poważny biznes - wcześniej się tego nie praktykowało.
Donatan: Cleosia jest multiutalentowana - pięknie maluje, gotuje i zna swoją wartość. W show-biznesie radzi sobie w sposób zgodny ze sobą, unikając skandali. Dzięki temu jej marka gwarantuje wysoki brand safety, co sprawia, że firmy, takie jak Media Expert - jedna z największych w Polsce - bez obaw wykorzystują jej wizerunek w reklamach.
Nie boją się wizerunkowego upadku...
Donatan: To świadoma inwestycja firmy, bo rozpoznawalność Cleo jest ogromna. Badania pokazują, że w grupie wiekowej 16– 65 lat jej wizerunek jest rozpoznawalny w około 90 proc. przypadków – jedynie 10 proc. osób, które nie śledzą telewizji czy show-biznesu, jej nie kojarzy. Ona jest po prostu żywą marką, którą każdy kojarzy.
Odmawiałaś freak-fightom?
Cleo: Oczywiście, ile razy (śmiech). Mój Boże, to mnie tak rozbawiło, jak Don mi o tym mówił. Ja jestem bardzo sportową osobą, więc od razu pomyślałam: "Ej, dałabym radę!", a on na to: "Nie, gdzie tam, jakie freakfighty, w ogóle ludzie…".
Ty w jednym z niedawnych wywiadów powiedziałeś, że jako dzieciak lubiłeś dogryzać w szkole.
Donatan: Tak, często moja mama musiała przez to tłumaczyć się za mnie w szkole przed nauczycielami.
Zastanawiam się, na ile przez lata te wszystkie kontrowersje, w które się ładowałeś, były właśnie przedłużeniem tego charakteru? Maską, którą zakładałeś, żeby jeszcze raz komuś dogryźć w mediach?
Donatan: Od dziecka lubiłem być na przekór i nie zależeć od opinii innych. W show-biznesie dywersyfikowałem swoje biznesy, żeby nigdy nie być uzależnionym od sympatii czy krytyki ludzi. Chcę móc powiedzieć cokolwiek, bez kalkulowania, czy zaszkodzi to biznesowo. Ta wolność daje też komfort w pracy muzycznej — pozwala stawiać granice i tworzyć bez ograniczeń narzucanych przez opinię innych.
Cleo: Dzięki temu wielu ludzi naprawdę go polubiło — za szczerość, za sceniczność i za to, że potrafi ugryźć sytuację inteligentnie, lekko złośliwie. Spotykając ludzi na trasie, często słyszałam: "Lubię Donatana, on ma to coś".
Donatan: Diogenes, ale w złotej beczce (śmiech).
Tak ładnie o tym opowiadacie, ale nie mówcie mi, że gdy wmawiano wam, że nie osiągnęliście żadnego sukcesu, a dodatkowo sugerowano, że kupujecie odtworzenia na YouTube, to was to nie wkurzyło.
Donatan: Niesprawiedliwość zawsze boli, bo każdy czuje krzywdę, gdy ciężko pracował na coś. Ludzie często tłumaczą swoją nieudolność koneksjami czy innymi czynnikami - łatwiej wtedy zrzucić sukces kogoś innego na genetykę czy szczęście. Na początku to boli, ale obserwując świat, zaczynasz rozumieć mechanizmy resentymentu. Ci, którzy nic nie osiągnęli, często obwiniają czynniki zewnętrzne, bo przyznanie się do własnych błędów mogłoby ich złamać.
W ciągu ostatniej dekady zmieniło się bardzo wiele - rynek, muzyka, nasze słuchanie. Cleo, sama piszesz, komponujesz i śpiewasz, masz jeden z najbardziej charakterystycznych wokali w Polsce. Jak czujesz się, stojąc na scenie obok kogoś, kto nie ma nic wspólnego z muzyką? Dziś tacy również występują i śpiewają.
Cleo: To kolejny etap w muzyce. Jeśli jest zapotrzebowanie na influencerów, którzy dzięki narzędziom studyjnym mają łatwość tworzenia, nie obrażam się. Polska scena jest na tyle duża, że miejsca wystarczy dla wszystkich. Mogłabym nawet z kimś tak współpracować.
Donatan: Dokładnie. Nieobrażanie się na zmiany to dobra postawa. Czas i gusta się zmieniają, a obrażanie się tylko tworzy frustrację.
Cleo: Oczywiście, scenę weryfikuje występ na żywo. Nie wszyscy influencerzy dadzą sobie radę, choć niektórzy potrafią śpiewać – mamy tego przykład na naszej płycie. Ja po prostu robię swoje i dbam o swoje poletko w muzyce.
A jak tobie się pracuje z influencerami, kiedy wiesz, że bez obróbki studyjnej się nie uda?
Donatan: Wiesz, trudno oczekiwać, żeby ktoś śpiewał lepiej od Franka Sinatry, ale czasy tego nie wymagają. Pewien starszy biznesmen opowiedział mi kiedyś historię: jeśli masz piekarnię, w której pieczesz znakomite bułeczki, ale się nie sprzedają, a obok jest piekarnia nadziewająca je czymś prostszym, która świetnie prosperuje, możesz się obrazić albo dostosować. Jako producent, jeśli chcę działać, muszę być elastyczny.
Cleo: Oni mieli chęć, zauważyłeś?
Donatan: Tak, to jest najważniejsze. Każda osoba, nawet jeśli nie jest zawodowcem, ma osobowość i chęć działania. Patrzę przede wszystkim na tę osobowość i świadomość tego, co robi. Oczywiście dla mnie kiedyś miało to też znaczenie finansowe, bo ciężko było mówić wtedy o stronie twórczej.
Cleo: Z drugiej strony obserwując bieżące trendy w muzyce, widzę, że muzyka nie umiera. Niedawno zakochałam się w twórczości Ray, która pięknie oddaje oldschoolowe brzmienie. Świetna jest też latynoska artystka Rosalie, która wydała ostatnią płytę nagraną na żywych instrumentach. Muzyka ma różne amplitudy, ale żyje.
Ale musimy też wspomnieć o jednym, bo by mnie ludzie zabili – szczytem waszej popularności była Eurowizja. Czy od czasu do czasu wracacie do tego występu na YouTube?
Cleo: Za każdym razem, gdy zapraszają mnie do "Szansy na Sukces" w roli jurorki, puszczają mi nasz występ. I zawsze mówię: "Jezu, co tam się działo?" Ale podchodzę do tego z ogromnym sentymentem i uśmiechem na twarzy. Fajnie było.
Donatan: Wiesz, dzisiaj to trudno ogarnąć, bo teraz na Eurowizję jedzie cały sztab ludzi: stroje, make-up, wszystko. My pojechaliśmy w sześć osób. Ja byłem menadżerem i producentem w jednej osobie, więc moim zadaniem było wywalczyć jak najwięcej pieniędzy z TVP. Udało się, bo dzisiaj TVP nawet prosi artystów, żeby dokładali do wyjazdów, a są tacy, którzy biorą kredyt na udział – my tego nie musieliśmy robić.
Dodatkowo wywalczyłem dobre warunki na miejscu, żeby nie spać w byle jakim hotelu. Wiedzę o organizacji Eurowizji i sztabie ludzi zdobywaliśmy sami – nie mieliśmy skąd czerpać doświadczenia. Pojechaliśmy z Cleo, która pełniła w jednej osobie rolę stylistki, make-upistki, coacha wokalnego i samej siebie.
A ekipa ze Szwecji czy Norwegii liczy kilkadziesiąt osób.
Cleo: Dokładnie.
Donatan: Z nami był nas koncertowy manager, dziewczyny z Mazowsza oraz Ola i Paula do ubijania masła i robienia prania. My po prostu nie wiedzieliśmy, czym jest Eurowizja, i może to wyszło na dobre, bo dzięki temu udało nam się stworzyć występ, który nam się wydawał właściwy. Totalnie nie znaliśmy warunków ani zasad obowiązujących na Eurowizji. Ja oglądałem ją tylko raz, w 2014 roku, kiedy tam byłem — żadnej innej nigdy wcześniej. Po prostu przyjechaliśmy ze swoim "inwentarzem", zrobiliśmy, co mieliśmy zrobić, a dopiero na miejscu zobaczyliśmy, że to żyje zupełnie innym światem.
Przynajmniej nikogo nie próbowaliście dogonić, a to chyba największy problem polskich reprezentantów - być jak ubiegłoroczny zwycięzca.
Donatan: To jest odpowiedź na pytanie, które kiedyś ktoś mi zadał: dlaczego polska muzyka nie zdobywa popularności na zachodnim rynku. Otóż dlatego, że my jesteśmy jedynie echem, odbiciem tego, co tam się dzieje. Tam utwór powstaje pół roku wcześniej, trafia na rynek teraz, a my próbujemy go naśladować i wypuszczamy dopiero za pół roku — czyli z półtorarocznym opóźnieniem. Tymczasem oni mają już coś nowego. I znowu odbijamy ich inspiracje, podczas gdy oni słyszą swój dawny klimat, który już przestał istnieć.
Z perspektywy czasu uważacie, że padło wtedy za dużo słów, które nie powinny paść? Mimo że byliście rozczarowani wynikiem, co jest naturalne.
Donatan: My po prostu nie znaliśmy zasad gry. Byliśmy rozczarowani, bo nikt nam tak naprawdę nie powiedział – a może nikt nie wiedział – że chodzi tu nie tylko o to, czy podoba się widzom i czy robisz ciekawe show. Ta gra jest bardziej zawiła – polega na konferencjach, w których TVP nie miało budżetu, na aktywnościach w stacjach radiowych we Włoszech i wielu innych rzeczach.
Postawiliśmy wszystko na nasz występ – i w gruncie rzeczy nasze rozczarowanie wynikało z tego, że ci, którzy oglądają i wysyłają płatne SMS-y, w dużej mierze zależą od jurorów i kapituły, która czasem kierować się może polityką lub światopoglądem. Trochę przypomina mi się w tym kontekście słynne powiedzenie: "Nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy".
Cleo: U mnie to rozczarowanie przede wszystkim wynikało z liczb. Jeśli mamy publiczność eurowizyjną liczącą ponad 100 mln widzów na całym świecie, a głosująca publiczność decyduje, że zajmujemy piąte miejsce, i nagle przez jurorów – których jest, nie pamiętam, kilkadziesiąt osób - zostajemy zepchnięci niżej… to było naprawdę frustrujące.
CZYM CHATA BOGATA - Cleo, Viki Gabor, Wac Toja, Golec uOrkiestra, Don
Wrócilibyście jeszcze na konkurs?
Donatan: Zawsze będę odradzał Cleosi udział w Eurowizji.
Cleo: Ja przez chwilę się wahałam, przyznam szczerze – jeszcze dwa lata temu myślałam sobie: "a może…?". Ale z drugiej strony, kiedy zobaczyłam występ Justyny Steczkowskiej – jak przepięknie wszystko było zaaranżowane, dopracowane, jak ona biega, gra, tańczy, śpiewa – pomyślałam: "Boże, jakie to świetne!". A my znowu lądujemy na czternastym miejscu… to mnie znowu szlag trafił i powiedziałam sobie: nie, nigdy. Chociażbyśmy tam na głowie stanęli, Polacy nigdy nie wygrają Eurowizji.
Aż tak źle?
Donatan: Jest też kwestia entuzjazmu - na początku masz go więcej, a z wiekiem pojawia się pragmatyzm. Widzisz choćby to, że w Eurowizji startują dzieci multimilionerów z ogromnymi budżetami. I w Polsce też się to zdarza: rodzice organizują, załatwiają, ustawiają różne rzeczy, żeby ich dziecko pojechało. I ja nie widzę w tym nic złego - można to zrobić dobrze.
Benjamin Franklin powiedział świetną rzecz: "Wszyscy rodzimy się równi, a potem całe życie z tym walczymy". Człowiek, który zarobił miliony, chce je wykorzystywać — jeśli ma fantazję, żeby jego dziecko wystartowało, niech to robi. Problem w tym, że nawet przy wielkich pieniądzach nie da się ogarnąć wszystkiego tam, na miejscu. W Polsce można wszystko dopiąć, ale później okazuje się, że to się nie przekłada. Bo oprócz pieniędzy potrzebne są też kontakty, wiedza i know-how.
Zamykając tamten etap, bo przecież musimy przejść do płyty — czy jest coś, co dziś zrobilibyście inaczej? Coś, co byście poprawili albo poprowadzili w innym kierunku?
Cleo: Nie wiadomo, jak efekt motyla by się potoczył. Ja bym nic nie zmieniała — po prostu let it flow, niech to płynie, robimy swoje i nie ma co tego przesadnie analizować. Porzuciłam już też ten etap — chyba miałam to przy pierwszej albo jeszcze przy drugiej płycie — kiedy pod koniec w nieskończoność dopieszczałam brzmienie. A czy teraz coś bym zmieniła? Nie, chyba nie.
A tobie Donatan nie przeszkadzało, że przyklejono ci łatkę "naczelnego buca show-biznesu"?
Donatan: Słuchaj, ale co ma mi przeszkadzać? Ja jestem młody, bogaty, stać mnie na wszystko. Wiesz, o co chodzi? Większość tych ludzi nawet nie doświadczy tego odczuwania. Tu nie chodzi o możliwości, tylko o samo odczuwanie. Na co ja mam się obrażać? Wiesz, jak ja się czuję, kiedy czytam takie artykuły? Czuję się jak taki udzielny książę ziemski, który wychodzi na wieżę swojego pałacu, a pod tą wieżą na dole stoi tłum bezzębnych wieśniaków — jak w scenie z pierwszego "Frankensteina". Coś tam krzyczą, a on się przeciąga na tej wieży, patrzy w dół i zastanawia się, czy oddać moc tu, czy jednak wrócić do pałacu. Ja mam dokładnie takie uczucie.
Nie pomożesz sobie tą wypowiedzią...
Donatan: Wydaje mi się, że to jest potrzebne — taki wentyl bezpieczeństwa. Lepiej, żeby ktoś napisał w internecie, że Donatan jest "bułcem" i wylał swoją żółć, niż żeby wyładował frustrację na własnej rodzinie i dostał niebieską kartę. Niech się wyżyje na mnie, to zdrowsze dla wszystkich. W tym sensie można uznać, że robimy — a ja robię — rzeczy wręcz pozytywne.
Właśnie na rynku pojawia się album "Równonoc. Ragróg". Na czym polega kontynuacja? Po prostu łączenie słowiańszczyzny z nowoczesnością?
Donatan: Wiesz, tak naprawdę "Ragróg"i pierwsze single to wariacja na temat tego, jak wyglądałaby muzyka, gdyby była oparta na jednym, wspólnym korzeniu. I teraz — do wyboru mamy albo wczesnośredniowieczny rodowód, mroczny, oparty na prostych, często sygnałowych, archaicznych instrumentach, albo tę osiemnastowieczną, sielską odsłonę: rubaszną, biesiadną.
To wszystko są wariacje połączone z nowoczesnymi trendami — house’em, drillem — takim muzycznym mariażem wyobraźni. Trochę jak pisarz science fiction, który tworzy alternatywną historię i zastanawia się, jak wyglądałby świat, gdyby na przykład Trzecia Rzesza się nie rozpadła — może lataliby już w kosmos i mieli bazy na Marsie.
Cleo, a kim jest Runa?
Cleo: Runa to moje mroczne alter ego. Miałam wewnętrzną potrzebę, może dlatego namówiłam Dona na ten projekt, żeby dotknąć czegoś ciemniejszego. Przez długi czas byłam kojarzona z wesołymi, kolorowymi numerami - może nie typowo dla dzieci, ale jednak bardzo family friendly. A we mnie siedziało coś mroczniejszego, co chciałam po prostu z siebie, z przeproszeniem, wyrzygać. Usiadłam w studiu i tak powstała Runa - moje ciemne alter ego.
Donatan wyciąga telefon, sprawdza, co piszą o nim i Cleo dzisiaj w portalach plotkarskich.
Donatan: O, znowu piszą o mieszkaniu, które ci dałem i na dodatek podobno je zagraciłaś.
Cleo: A to ciekawe.
To kolejna sprawa, która wywołała wielką dyskusję w sieci. "Donatan kupuje Cleo mieszkanie, ona jemu działkę". Przecież wiedzieliście, że chwaląc się tym, wywołacie burzę.
Donatan: Niech mówią - nie ma w tym nic złego. Popatrz, ile pozytywnych emocji mogłoby to wywoływać w normalnym świecie, w którym główne newsy dotyczą tego, kto komu coś zabrał, kto kogo skrzywdził, kto się rozwiódł, kto kogo zastrzelił czy co rozbił. A tu mamy sytuację, która w zdrowym społeczeństwie byłaby odebrana zupełnie naturalnie: ktoś by powiedział "super, fajnie". Gdy ja słyszę, że Rysiek kupił Ci samochód, to myślę: "świetnie, jesteś dla niego ważną osobą, masz nowy samochód - i fajnie". Tak reaguje zdrowy, normalny umysł. Jeśli ktoś odbiera to negatywnie, to już pytanie do tych osób i do emocji, które w sobie noszą.
Cleo: Od lat ciężko pracujemy i zarabiamy pieniądze, ale też je mądrze inwestujemy. Nie chodzę z torebkami za 40 tysięcy ani nie lansuję się w drogich lokalach. Nie wydajemy pieniędzy na prawo i lewo - szczerze o tym mówię.
Zaczęliśmy od Polski i polskości, a skończymy na "hamerykańskości". Czy "Ragróg" to Wasza odpowiedź na zhamerykanizowanie polskiej muzyki?
Donatan: Nie uważamy, że w Polsce wszystko jest gorsze – tak myślą tylko osoby, które nigdy nie wyszły poza kraj i patrzą na obrazki w internecie. Z czasem jednak włącza się sentyment do własnego kraju: odkrywamy piękne miejsca, mamy góry, morze i rozwijającą się infrastrukturę. Polska stoi teraz w świetnym momencie rozwoju. Oczywiście są problemy, ale świadomość młodych ludzi się zmienia i wszystko ewoluuje. Widać coraz więcej inicjatyw i projektów, które naprawdę odmieniają krajobraz kulturowy i społeczny. To pokazuje, że mamy potencjał i powody, żeby być z tego kraju dumni.
Cleo: Bardzo się cieszę, bo dostałam mnóstwo wiadomości od ludzi z branży i spoza niej, że nasze mroczniejsze kawałki trafiają do nich głębiej. Czują w nich pociąg do natury, mgły, błota – czego nie znajdą w amerykańskich popowych utworach. Cieszę się, że mogliśmy to przemycić w płycie.
Bardzo dziękuję wam za rozmowę. Wiecie, że pewnie i tak z naszej rozmowy złośliwcy wyciągną tylko to, że połączyliście siły, bo osobno wam nie szło (śmiech)?
Cleo: Oczywiście, znam tę śpiewkę od wielu lat (śmiech).
Donatan: A ja nadal będę miał to w d***e.
Bartosz Sąder, dziennikarz Wirtualna Polska