Sarsa: jestem dziwna i trudna - dla mnie to komplement [WYWIAD]

- To właśnie dziwolągi zmieniają świat, wytyczają nowe ścieżki. Branża czy media często mówią, że jestem trudna. To znaczy, że jestem asertywna, że wiem, czego chcę i gdzie chcę być. Gdybym była mężczyzną, usłyszałabym, że jestem cool, profesjonalna, że mam jaja i jestem pewna siebie - mówi w rozmowie z WP Kultura Sarsa.

SarsaSarsa
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Michał Pańszczyk
Bartosz Sąder

Bartosz Sąder: Marta, co u ciebie słychać?

Sarsa: Dużo się dzieje, sporo nowych rzeczy, które na początku trochę mnie stresowały, a teraz dają mi dużo radości – bo to są nowe wyzwania. Wchodzę też w taki nowy etap, na przykład, jeśli chodzi o niezależność managementową. Pożegnałam się w przyjaźni z agencją Kayax i postawiłam na własne zasady oraz swój zespół – Sarsonic.

Widziałem, czytałem. Gratuluję.

Dziękuję. Cieszę się tym, wiesz, bo to taki moment, w którym w końcu pozwoliłam sobie na ruch odwagi – żeby przestać żyć według zasad innych ludzi. Zwłaszcza że od początku, już od dziesięciu lat, sama piszę swoją instrukcję gry. Więc po co kombinować?

Czym dla ciebie jest wolność?

Skoro i tak to ja podejmuję wszystkie kluczowe decyzje w swojej działalności, to nie widzę sensu stawiać na menedżera, pod którego szyldem działałabym tylko formalnie. To przekłamywałoby rzeczywistość. Współpraca z zewnętrznym managementem oznacza wpuszczenie do swojej przestrzeni cudzej wizji, a dla mnie to po prostu o jedną wizję za dużo. Mam swoją i chcę ją realizować w stu procentach – to moje motto: chcę to, czego ja chcę.

Sara Dragan jest światowej klasy skrzypaczką. "Rodzice nie chcieli, bym szła w tę stronę"

Nawiązując do tytułu twojej najnowszej płyty - naprawdę wierzyłaś, że życie będzie "jak w filmie"?

Wierzę, że życie często przypomina film – z dramatami, zwrotami akcji, ale i happy endami. Taki właśnie zwrot nastąpił u mnie w 2023 r., gdy usłyszałam diagnozę: otoskleroza, głuchota postępująca. Lekarze mówili, że mogę przestać słyszeć w kilka miesięcy. Najpierw był szok, potem płacz... ale też decyzja: nagram płytę. Postawiłam na swoją wizję, podpisałam kontrakt z Universalem i zaczęłam tworzyć album "Jak w filmie".

I wiesz co? Okazało się, że jest światełko w tunelu. Operacje się udały, mam więcej czasu. Długo nie mówiłam publicznie o chorobie, bałam się reakcji – bo kto potrzebuje głuchej wokalistki? Ale dziś widzę, że mówienie o tym ma sens. Dostaję wiadomości: "Dzięki, Sarsa, potrzebowałem tego". Jeśli mogę dać komuś nadzieję – to może właśnie to jest misja tej choroby. Tak to sobie tłumaczę. To moja prawda, mój system wartości. I on działa.

Sarsa - Jak w filmie

Dużo skrajności na tej płycie. Czasami odnosiłem wrażenie, że jesteś niezwykle rozczarowana życiem, a w innej piosence - zakochana miłością nastolatki. O co w tym wszystkim chodzi?

Ta płyta to soundtrack z różnych etapów mojego życia. Są tam historie o miłości – tej nastoletniej, buntowniczej, ale też rodzinnej. Na przykład piosenka "Wesoły Diabeł" zainspirowana jest książką "Przyjaciel Wesołego Diabła" Makuszyńskiego. To tekst, który pozwolił mi sięgnąć głębiej w dzieciństwo, do emocji, których może wcześniej nie umiałam wyrazić. Ten album jest różnorodny, momentami chaotyczny – ale taka właśnie jestem. Nie chcę się wpisywać w jedną szufladkę. Raz jestem punkowa, raz sensualna, raz załamana, raz pełna nadziei. I właśnie w tej wielowymiarowości widzę największą prawdę o sobie.

Na twoim ostatnim koncercie w klubie "Niebo", otwarcie przed publicznością przyznałaś się, że "Nie wiesz, kim jest Sarsa". Chcesz mi dzisiaj powiedzieć, że dojrzałaś do tego, że Sarsa jest tym, kim tylko chce być?

Mam w sobie wiele twarzy – nie dwie, jak stereotypowo mówi się o Bliźniętach, ale dziesiątki. I co najważniejsze – każda z nich jest prawdziwa. Zależnie od sytuacji, w jakiej się znajduję, pokazuję inną stronę siebie. W relacjach prywatnych jestem zupełnie inna niż na scenie czy w wywiadzie.

Wiele razy słyszałam: "Czemu tego nie pokazujesz? Jaka ty naprawdę jesteś?". Ale ja naprawdę nie udaję – po prostu jestem złożona. Przez lata czułam, że branża próbuje mnie wsadzić do jednej szuflady, której nie potrafiłam wypełnić. I właśnie wtedy powstał album "Jestem Marta" – przełomowy, bo pozwolił mi zrozumieć, że nie muszę się tłumaczyć z tej różnorodności.

Teraz, przy "Jak w filmie", idę jeszcze dalej. Zdejmuję filtr. Pokazuję prawdę – często bolesną, nieoczywistą, czasem trudną do zaklasyfikowania. Autentyczną. I taką siebie już nie boję się pokazywać.

W tym roku świętujesz 10-lecie kariery. Przez ten czas zdążyłaś poznać wszystkie zakamarki branży muzycznej. Czujesz się nią rozczarowana?

Nie rozczarowała mnie branża – zawiodłam się raczej na własnej wizji ludzi. Miałam wtedy naiwne przekonanie, że wszyscy w moim otoczeniu są tu z miłości do muzyki tak jak ja. Kiedy "Naucz mnie" stało się hitem, byłam szczęśliwa, że moja twórczość trafia do ludzi – a jeszcze niedawno grałam koncerty dla trzech osób. Ale po roku zauważyłam, że ja wciąż jeżdżę rozbitą "corsą", a inni piją szampana. Dotarło do mnie, że show-biznes to nie tylko "show", ale też "biznes".

Ja dawałam z siebie wszystko na scenie, a wokół mnie kręcili się ludzie, którzy robili interesy. Nazywali się moją rodziną, przyjaciółmi – a tak naprawdę chodziło im o zysk. To bolało, ale dziś widzę, że to była potrzebna lekcja. Dzięki niej lepiej rozumiem siebie i wiem, komu mogę zaufać.

Sarsa
Sarsa
Sarsa

Czujesz się wykorzystana?

Nie, raczej nie – to byłby stan mojego umysłu, a ja mam poczucie własnej wartości. Jasne, że pewne rzeczy z backstage’u wielkiego sukcesu i diamentów zostawiły we mnie ranę – coś mnie tam zabolało. Ale jeśli ktoś postępował niemoralnie, to nie mnie wykorzystał, tylko siebie. Ja lubię ludzi, chcę być dobrym człowiekiem. I wierzę, że zło, które ktoś robi innym, przede wszystkim niszczy jego samego.

Ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą przed premierą płyty "Runostany". Zapytałem cię wtedy, czy nie boisz się, że radia przestaną grać twoją muzykę. Tak się stało. Dlatego nagrałaś "Jak w filmie", żeby wrócić na listy przebojów?

A słuchałeś mojego nowego materiału?

Tak.

I uważasz, że to jest radiowy, popowy materiał?

Nie do końca, ale tak jest promowany.

Chciałam, żeby ten album był jak film, celebrujący moją dekadę na rynku muzycznym. Połączyłam w nim to, od czego zaczynałam, moje korzenie muzyczne — momenty melorecytowane, rockowe brzmienia, przebojowość singli takich jak "Zakryj", "Tęskno mi", "Naucz mnie".

To taki wachlarz mojej wrażliwości i artystycznej drogi. Nie zależy mi na podziemiu — chcę, żeby moje piosenki leciały w radio. W przeszłości nie miało to dla mnie znaczenia, bo muzykę robiłam z potrzeby serca, a nie dla finansów czy popularności. Jednak cieszy mnie, kiedy utwory trafiają do szerszej publiczności i przynoszą sukces. To jest taki fajny efekt uboczny. Życzę każdemu, by mógł tworzyć w zgodzie ze sobą i swoją prawdą, a przy okazji odnosić sukcesy i czerpać radość z tego, co robi.

Fajnie, że o tym mówisz. Przecież każdy artysta chce, żeby jego muzyka trafiała do odbiorców. Mam wrażenie, że kiedy temu zaprzecza, to trochę oszukuje. Przecież mógłby pisać utwory do szuflady i ich nie wydawać.

No bo czym złym jest popularność? Tak, to jest dla ludzi, ale powiedzieć, że to sztuka — to naprawdę sztuka. Mówię to po 10 latach doświadczenia. Dla mnie, nie wiem, jak dla innych, wyzwaniem jest pozostać całkowicie sobą, a jednocześnie być dla ludzi. Czasem stawiasz to na wadze i nie wiesz, co przeważy — czy chcesz tworzyć dla siebie, czy dla odbiorców.

Staram się być egoistką w kwestiach twórczych, ale jednocześnie mam nadzieję, że moja muzyka pójdzie szeroko i będzie służyć ludziom, bo dzięki temu rosnę. Jak w piosence "Jupiter" z Markiem Dyjakiem — "Rosnę w światłach jak Jupiter, rozgrzewam publiczność, dzięki temu kwitnę". Gdybyś mi odebrał muzykę, a zwłaszcza ludzi, to po co mi ta muzyka? Kocham ją, ale bez ludzi to jakby ktoś powiedział, że zamiast seksu mam się całe życie onanizować — też fajnie, ale to nie to samo.

Sarsa
Sarsa © Materiały prasowe | Michał Pańszczyk

Świetne porównanie.

Nigdy nie będzie to samo, bo dla mnie koncerty i wypuszczanie utworów dla ludzi to jak seks — jak romans z kimś, kogo kocham, i naprawdę to czuję. Trzeba więc szukać balansu między egoistycznym tworzeniem a pamiętaniem, że ten seks uprawiasz z drugim człowiekiem.

Twój syn niebawem skończy pięć lat, czego się przez ten czas od niego nauczyłaś?

Ciągle się uczę cierpliwości. Jestem choleryczką, wieczną zagadywaczką, a teraz uczę się słuchać i otwierać na czyjąś inną, często bardzo odmienną wizję świata. Dawniej nie wierzyłam, że dzieci uczą nas życia na nowo, myślałam, że to banały. A jednak moje dziecko pokazuje mi to na co dzień. Cieszę się z tej relacji, bo daje mi oddech od Sarsy i moich często chorych ambicji. Pokazuje, że radość życia można czerpać z małych rzeczy, nie tylko z wielkich, spektakularnych momentów.

Dzieci świetnie przypominają nam, że nasze ambicje nie mają znaczenia, kiedy w grę wchodzi drugi człowiek.

To niesamowite, jak Leonard w przedszkolu reaguje, kiedy panie puszczają czasem moje piosenki, bo inne dzieci o to proszą. On się wtedy trochę wkurza.

To on już wie, że mama-Marta to Sarsa?

On rozpoznaje moje utwory, wie, że to ja, Sarsa. Ciekawe, że dzieci wokalistek często wstydzą się tego – rozmawiałam z mamami, które śpiewają, i zgodnie twierdzą, że największym krindżem jest podjechać pod szkołę i puścić swoją piosenkę na pełnej głośności. Leonard jeszcze nie chodzi do szkoły, ale śpiewa moje piosenki, zwłaszcza lubi numer "Jupiter" z Markiem Dyjakiem, ten punkowy klimat mu się podoba.

Lubi też utwory bardziej alternatywne, co jest ciekawe, bo jego koledzy i koleżanki mają swoje muzyczne gusta już od przedszkola. Macierzyństwo daje mi takie odpuszczenie siebie, oducza egoizmu, bo trzeba zrobić miejsce dla dziecka i rodziny. Nigdy nie planowałam mieć dziecka, myślałam, że będę karierowiczką, a jednak… cieszę się, że jest.

Sarsa, Marek Dyjak - Jupiter

Na początku wspomniałaś o diagnozie, jaką była otoskleroza. Media skupiły się na Sarsie artystce pytając, czy to koniec jej kariery. A ja zwrócę się do Sarsy-matki. Bardzo się przestraszyłaś, że już nigdy nie usłyszysz głosu swojego syna?

Na maksa. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Byłam młodą mamą. To był mój największy lęk. Teraz, jak o tym myślę, uświadamiam sobie, że najbardziej bałam się, że go nie usłyszę – gdy będzie płakał albo chciał się pochwalić tym, że wymyślił swoją piosenkę czy coś innego. To był dla mnie mocny bodziec, żeby stanąć do walki z samą sobą i znaleźć sposób, by do tego nie doszło.

[Odpowiadając na pytanie, Sarsa nie mogła powstrzymać łez]

Chcesz chwilę przerwy?

Nie, po prostu chyba pierwszy raz opowiadam o tym publicznie.

Na szczęście trafiłaś na dobrego specjalistę. Dostałaś szansę od losu. W wywiadach wspominałaś, że "musiałaś się uczyć dźwięków od nowa". Co to znaczy?

To naprawdę ciekawa historia i szeroki temat – to schorzenie, przez które przechodziłam. Przez około osiem lat, już w momencie mojego debiutu w 2015 roku, choroba prawdopodobnie była aktywna, bo zaczęły się pierwsze ubytki słuchu. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że zaczynam nie słyszeć niektórych częstotliwości.

Dopiero z czasem, kiedy profesor Skarżyński powiedział mi, że od około ośmiu lat się z tym mierzę, zaczęłam przypominać sobie różne sytuacje, także telewizyjne, w których nie rozumiałam, dlaczego fałszuję, dlaczego nie trafiam w dźwięki. Gdy śpiewałam z żywym instrumentarium – pianinem czy gitarą – które grają naturalne pasmo, potrafiłam śpiewać idealnie, naprawdę mam słuch muzyczny. Można to sprawdzić, oglądając moje występy w "The Voice of Poland". Naprawdę potrafię śpiewać.

Na każdej scenie muzykę słychać inaczej...

Problem pojawia się u mnie, gdy muzycy nie grają na żywo. Kiedy słyszę prawdziwy, żywy instrument, potrafię wyłapać wysokie częstotliwości i dobrze śpiewam. Ale gdy mam śpiewać do pół playbacku, czyli podkładu bez żywych muzyków, często nie potrafię odczytać tych pasm, bo elektronika obcina częstotliwości. Wtedy słyszę tylko głośność, ale nie wiem, gdzie dokładnie się odnaleźć. Potrzebuję muzyków na żywo, by czuć komfort wykonawczy.

Podczas debiutu często miałam tylko podkład do śpiewania i zdarzało się, że fałszowałam, bo dźwięki nie pasowały do nagrania. Dopiero po latach nauczyłam się wgrywać do słuchawek swój głos i pianino grające w wysokich częstotliwościach, co pozwala mi dobrze zaśpiewać w telewizji. Najgorsze było to, że nie wiedziałam o chorobie podczas debiutu, co powodowało przykre sytuacje i echa, że źle śpiewam.

Sarsa
Sarsa

Pamiętam te nagłówki: "Sarsa fałszuje", a później szedłem na twój koncert i tego nie słyszałem.

Rozwój mojej choroby i zmiana sposobu słyszenia to długi, wieloletni proces. Kręcę film dokumentalny "Unheard", który pokaże tę historię "od kuchni". Mam usunięte naturalne kosteczki słuchowe i wstawione tytanowe, więc uczę się słuchać od nowa. Po operacji praktycznie nic nie słyszałam, a mimo to wychodziłam na scenę i śpiewałam, choć bałam się o karierę. Na jednym koncercie śpiewałam tylko na jedno ucho, które ledwo działało, a mimo to było dobrze – to był dla mnie prawdziwy cud. Cieszę się, że dokument ukaże się w przyszłym roku i pokaże, jak niezwykła jest ludzka zdolność adaptacji.

"Unheard" trafi do szerokiej dystrybucji?

Chciałabym, żeby film ukazał się w kinach i na festiwalach filmowych. To nie jest materiał o mnie jako gwieździe, ale uniwersalna historia osoby, która mierzy się z trudnościami i walczy o swoje marzenia. Pokazuję w nim proces rehabilitacji, naukę od nowa oraz przygotowania do koncertów. Widzowie zobaczą, jak naprawdę wyglądają momenty tuż przed wyjściem na scenę – pełne niepewności i lęku. Ten czas koncertów zaraz po i przed operacją był ogromnym wyzwaniem. Reżyserką filmu jest Luiza, która towarzyszyła mi podczas tych momentów. Mam nadzieję, że film się uda pokazać, bo to bardzo ważna historia.

Jubileusz świętujesz nowym albumem, ale także musimy pewne sprawy podsumować. Czy zmieniłabyś jakiekolwiek decyzje, które zapadły w twojej karierze przez ostatnie lata?

Nie zmieniłabym niczego, bo to właśnie te wszystkie przygody i niespodzianki na drodze do sukcesu są dla mnie ważne. Nie lubię strefy komfortu, gdy wszystko jest podane na tacy – wtedy nie mam motywacji ani drive’a. Gdybym mogła wszystko zaplanować idealnie, nie byłoby tych wartościowych doświadczeń, które ukształtowały mnie jako artystkę. Na przykład udział w "The Voice of Poland" przyniósł mi sukces, choć to był zaskakujący zwrot.

Sarsa - Naucz mnie (od nowa) ft. kuqe 2115, @atutowy

Wzięłabyś udział w programie jeszcze raz, wiedząc to wszystko, co wiesz dzisiaj?

Zdecydowanie. Każda droga do pokazania siebie i swojej muzyki jest cenna — o ile nie krzywdzisz innych. Próbowałam różnych talent show — "X Factor", "Must Be The Music" — ale nigdy nie byłam divą z potężnym wokalem, a tam właśnie na to czekali. Moja siła to barwa głosu i wrażliwość, a nie wielka skala, więc często odpadałam. Miałam sporo niepowodzeń, ale to "Voice" dało mi szansę. I to nie było łatwe — na pre-castingach nawet produkcja zastanawiała się, czy mnie dopuścić do etapu, który widzowie oglądają. To była walka, a jednak się udało, chociaż niektórzy uważali, że jestem "dziwna".

Wiesz, że też słyszałem niejednokrotnie, że jesteś "dziwna"? Było też "trudna". Jesteś dziwna i trudna?

Tak, jestem dziwna i trudna — i to w najlepszym możliwym znaczeniu tych słów. To właśnie dziwolągi zmieniają świat, wytyczają nowe ścieżki. Branża czy media często mówią, że jestem trudna — dla mnie to komplement! To znaczy, że jestem asertywna, że wiem, czego chcę i gdzie chcę być. Gdybym była mężczyzną, usłyszałabym, że jestem cool, profesjonalna, że mam jaja i jestem pewna siebie. Ale jestem kobietą, więc słyszę, że jestem męcząca i trudna.

To, że wiem, kim jestem, że jestem ambitna, że sama sobie szefuję — to jest odbierane jako coś negatywnego. A ja widzę to jako siłę: artystka i kobieta biznesu w jednym. To pokazuje, jak bardzo jesteśmy społeczeństwem niewyedukowanym, jak daleka droga przed nami, jeśli chodzi o prawdziwą równość. Bo wciąż facet, który wie, czego chce, to "cool", a kobieta — "trudna". Dla mnie to właśnie jest komplement — bo znaczy, że jestem sobą, i nikt mnie nie zdefiniuje inaczej.

A skoro już jesteśmy przy mężczyznach (śmiech) - przyjęłabyś propozycję, gdyby zaproszono cię do Orkiestry Męskiego Grania?

Grałam już koncerty na Męskim Graniu, ale rzeczywiście - nigdy nie byłam częścią orkiestry. Bardzo bym tego chciała. Ta propozycja znajduje się na liście moich marzeń. Gramy bardzo dobre koncerty z moim zespołem. Muzyka na żywo, a szczególnie gitarowe granie, to dla mnie osobne, ogromne wyzwanie. Mam jednak szczęście do świetnych muzyków – Wiktorię Bialic na perkusji, Adama Świerczyńskiego na basie, a za ścianą mam aranżera, Pawła Smakulskiego. Sama też skończyłam studia muzyczne, więc ta warstwa pracy, przygotowanie koncertu pod kątem muzycznym, jest dla mnie niesamowicie ważna.

Niebawem zresztą gracie przecież koncerty, więc będzie można się przekonać.

Już niedługo siadam z zespołem do prób na trasę jesienną. Chcemy, żeby koncert w Warszawie 26 listopada i ten w Gdańsku 28 listopada były prawdziwymi perełkami jubileuszowymi. Zagramy premierowe utwory z nowego albumu "Miało być jak w filmie", ale też stare kawałki w nowych, wykręconych aranżacjach, które nie tracą znanych melodii. Bardzo mnie cieszy, że organizatorzy festiwali słuchają mojego materiału i obserwują mnie. To dla mnie miłe, bo mieszkając w Gdyni, nie uczestniczę często w branżowych eventach i ściankach, które mnie w sumie nie kręcą.

Za to kwestie muzyczne fascynują mnie całym sercem i kiedy mogę być częścią dużych przedsięwzięć festiwalowych, to jest dla mnie ogromna radość. Marzy mi się kiedyś być twarzą takiego festiwalu, ale wierzę, że wszystko jest zapisane w gwiazdach — co ma być, to będzie. Na razie cieszę się tym, co jest, i jest naprawdę fajnie.

Sarsa
Sarsa

Czekaj, czekaj. Czy ja dobrze słyszę, że Sarsa po 10 latach nadal ma apetyt na wielką karierę, nową muzykę i mocne granie?

Tak, mam ogromny apetyt na wielkie muzyczne rzeczy, bo muzyka to dla mnie wciąż miłość i prawdziwy napęd. Możesz sobie tylko wyobrazić, jak to jest – kochać coś całym sercem, a potem przez jakiś czas tracić słuch, te wszystkie kłopoty z nim. A potem nagle dostajesz tytanowe uszy i słyszysz inaczej. Ku...a, słyszysz! I czujesz w sobie nową siłę, nową energię, by to dalej robić. Wtedy dociera do ciebie, jak ulotne jest wszystko, co kochasz – że to może ci wypaść z rąk w każdej chwili.

I stąd bierze się mój głód, mój apetyt na więcej. Chcę próbować nowych rzeczy, rozwijać się, bo muzyka nigdy mi się nie znudziła. Zawsze mnie ciągnęło do aranżowania, do przygotowywania czegoś, co zaskoczy, łączenia pomysłów – "a może tak?", "a może inaczej?". Mam apetyt – na muzykę, na życie, na wszystko.

Pierwsza dekada zamknięta, a teraz będzie sequel?

Dalszy ciąg będzie, ale mam wrażenie, że ta pierwsza część była bardziej przemyślana, miałam rozpisany scenariusz. Teraz działam trochę bardziej spontanicznie — robię swoje i jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Kto się odezwie? Kogo to poruszy? Dla kogo to będzie miało wartość? Zastanawiam się, co to wszystko pociągnie za sobą.

Mam mniej zaplanowanych kolejnych scen, bardziej pozwalam sobie na naturalny bieg wydarzeń.

Wybrane dla Ciebie
Drew Struzan nie żyje. Stworzył legendarne plakaty do filmów
Drew Struzan nie żyje. Stworzył legendarne plakaty do filmów
Paryż w sercu Warszawy. 11. edycja Gali French Touch – La Vie en Rose
Paryż w sercu Warszawy. 11. edycja Gali French Touch – La Vie en Rose
Koniec pewnej epoki. MTV wyłączy nadawanie
Koniec pewnej epoki. MTV wyłączy nadawanie
(A)Polityczna hańba Eurowizji. Koniec udawania walki o wolność? [OPINIA]
(A)Polityczna hańba Eurowizji. Koniec udawania walki o wolność? [OPINIA]
Maciej Musiał dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Ważny apel do wszystkich
Maciej Musiał dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Ważny apel do wszystkich
Obraz Basquiata zadebiutuje na aukcji. Oczekuje się rekordowej ceny
Obraz Basquiata zadebiutuje na aukcji. Oczekuje się rekordowej ceny
Taylor Swift świętuje kolejny rekord. Ma wielkie powody do dumy
Taylor Swift świętuje kolejny rekord. Ma wielkie powody do dumy
EBU wycofuje listopadowe głosowanie ws. udziału Izraela w Eurowizji. Decyzja zapadnie w grudniu
EBU wycofuje listopadowe głosowanie ws. udziału Izraela w Eurowizji. Decyzja zapadnie w grudniu
Amerykański debiut Jana Komasy. Jego "Rocznica" zaskakuje proroczą wizją
Amerykański debiut Jana Komasy. Jego "Rocznica" zaskakuje proroczą wizją
Spektakl "Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie" w Teatrze Stu w Krakowie: Wyprasowana Polska i niewyżyta "inteligencja" [RECENZJA]
Spektakl "Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie" w Teatrze Stu w Krakowie: Wyprasowana Polska i niewyżyta "inteligencja" [RECENZJA]
Warszawa stolicą kina. Rusza 41. Warszawski Festiwal Filmowy
Warszawa stolicą kina. Rusza 41. Warszawski Festiwal Filmowy
Polacy nadal w grze! Wiemy, kto awansował do III etapu Konkursu Chopinowskiego
Polacy nadal w grze! Wiemy, kto awansował do III etapu Konkursu Chopinowskiego