Udany polski film erotyczny? W końcu się doczekaliśmy
Sceny erotyczne w polskim kinie? Zwykle perwersja i brutalność kontra śmieszność, niezręczność albo nuda. Dopiero gdy łóżkowe zawiłości połączy się z sensowną, intrygującą fabułą, rodzi się sukces. Przepis na to znalazł w swoim nowym filmie "Trzy miłości" Łukasz Grzegorzek.
Od czasu wystrzału popularności "50 twarzy Greya" publika łaknie kolejnych erotycznych produkcji, które oderwą ją od zwykłej prozy życia. Polscy filmowcy szybko wskoczyli do tego buchającego żądzą (niestety bardziej pieniądza niż zmysłowości) pociągu, by dostarczyć widzom "momenty". A że często kończyło się to pseudofilmowymi produktami bez ładu i składu, no cóż, widownia i tak szturmowała kina.
Jednak w końcu księżniczki takie jak ja, spragnione psychologicznej głębi, ratuje z opresji książę na białym koniu, którym nieoczekiwanie okazuje się Łukasz Grzegorzek. Choć twórca "Kampera", "Córki trenera" i "Mojego wspaniałego życia" w swoich dotychczasowych filmach nie uciekał od erotyki, przyzwyczaił widzów do lekkiego podejmowania obyczajowych wątków, w stylu feel good movie. Atmosfera ta wydaje się być daleka od tego, czego spodziewamy się po thrillerze erotycznym, jakim według zapowiedzi miało być najnowsze dzieło reżysera "Trzy miłości". A jednak udało się mu połączyć jedno z drugim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Martwe ciała, charakteryzacja i granie zwłok. Adamczyk i Boczarska o kulisach scen zbrodni
Lena (Marta Nieradkiewicz) właśnie kończy 40 lat. Urządza kostiumową domówkę, na której pojawiają się liczni znajomi z artystycznego światka, sztywny były mąż prawnik (Marcin Czarnik) i znacznie młodszy nieznajomy, który przedstawia się jako Kundel (Mieszko Chomka). Natychmiastowy wybuch fascynacji między gospodynią wieczoru a nieoczekiwanym gościem przeradza się w romans, w którym nie będą sami.
Każdy ich ruch, pocałunek, każde słowo czy seks będzie śledził obsesyjnie zazdrosny Jan. Były partner Leny ma mieszkanie naprzeciwko niej, skąd nieustannie prowadzi obserwację, w dodatku podsłuchuje ją przez aplikację szpiegowską, która daje mu też dostęp do całej zawartości pamięci jej telefonu. Gdy na horyzoncie pojawia się rywal, mężczyzna precyzyjnie zbiera na niego haki i we właściwym momencie je wykorzystuje.
Sęk w tym, że Kundel lubi Janka. Świadom jego zawiłej relacji z Leną, okazuje mu zrozumienie, zainteresowanie i troskę. Między panami rodzi się erotyczne napięcie, a trzeci element tej układanki to zauważa. Zerwanie z konwenansami okazuje się arcytrudnym i niebezpiecznym zadaniem, które aktorskie trio rozgrywa w zarazem brawurowy, jak i czuły sposób.
Odkryciem "Trzech miłości" niezaprzeczalnie jest Mieszko Chomka. Charyzma tego 25-letniego debiutanta, który dotychczas stawał po drugiej stronie kamery, rozsadza ekran. Jego Kundel jest niezwykle magnetyczną postacią, którego nonszalancja i uczuciowość stoją w kontrze do najbardziej tragicznego bohatera filmu, granego przez Marcina Czarnika.
Ten świetny aktor teatralny (na koncie ma wiele sztuk w reżyserii Jana Klaty, a ostatnio wciela się w Jacka Kuronia w "1989") zagrał tu chyba swoją drugą najlepszą rolę filmową w karierze (numerem 1 pozostaje dla mnie kapo w "Synu Szawła"), która na pewno nie pozostawi widzów obojętnymi. Jednych kreacja Janka zachwyci, drugich oburzy, część będzie tej postaci współczuć, dla innych stanie się godną pożałowania kreaturą.
Wszak w popkulturze obraz stalkera zwykle sprowadza się do psychotycznego oprawcy, który budzi grozę. Jeśli podejmowane są próby zrozumienia jego motywacji, najłatwiej sięgnąć po traumy z dzieciństwa albo choroby psychiczne. Z kolei ekipa "Trzech miłości" stworzyła bohatera, z którego wstydem, lękiem i samotnością może utożsamić się grono współczesnych mężczyzn. Nie bez znaczenia w filmie obserwujemy zderzenie dwóch pokoleń prezentujących inne modele męskości, co ma przełożenie zarówno na podejście Kundla i Janka do relacji, jak i cielesności.
Mimo że najmniej uwagi skupia na sobie Marta Nieradkiewicz, postawa jej bohaterki w tym trójkącie wydaje się niejednoznaczna i zmieniająca się w trakcie rozwoju wydarzeń. Na pewno finałowa scena z jej udziałem zaskakuje i spotka się z mieszanym odbiorem publiczności.
Czy można więc nazwać tę produkcję thrillerem erotycznym? Co prawda mało tu thillera, choć momentami fabularne napięcie przypomina widzom, że nie oglądają zwykłego romansu. Jednak jak to bywa w filmach Grzegorzka, czułość i uważność kamery operatorki Weroniki Bilskiej sprawiają, że można poczuć się niemal w intymnej sytuacji z bohaterami. A czy będzie to dla nas wygodne, czy wręcz przeciwnie, zależy już tylko od naszego podejścia do seksualności i związków.
Premierowy pokaz filmu "Trzy miłości" odbył się podczas 25. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego BNP Paribas Nowe Horyzonty. Do kin produkcja trafi 5 września.
Miażdżony "Jurrasic World", obskurna Warszawa w hicie Prime Video i nowe perełki w streamingu. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: