Mormoni zapłacili 35 mln dol. za "świętą księgę". Kim są członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich?
Najdroższa książka świata
Ponad 128 mln zł (35 mln dol.) – taką rekordową sumę władze Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (LDS) zapłacili za manuskrypt "Księgi Mormona", uważanej przez wyznawców za jedno ze świętych pism. XIX-wieczny rękopis to część żywej historii ruchu religijnego, który jest często postrzegany przez pryzmat poligamii, technologicznego zacofania czy praktyk seksualnych z udziałem nieletnich. Jacy w rzeczywistości są Mormoni i dlaczego postanowili przeznaczyć fortunę na historyczny rękopis?
Na zdjęciu: Gary E. Stevenson, jeden z liderów LDS
LDS jest największym, ale nie jedynym wyznaniem w ramach ruchu Świętych w Dniach Ostatnich, będącym odłamem chrześcijaństwa. Obok tego Kościoła funkcjonuje także fundamentalistyczny odłam, znany jako FLDS (Fundamentalistyczny Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich).
Dla jednych i drugich Joseph Smith (założyciel mormonizmu) był równie ważnym prorokiem, jak Mojżesz i Izajasz. Fundamentalna różnica jest taka, że mormoni z FLDS są święcie przekonani, że ich obowiązkiem jest wielożeństwo. Tymczasem dla przywódców LDS poligamia jest solą w oku, psującą wizerunek wspólnoty mającej aspiracje dołączenia do grona głównych globalnych wyznań. Kierownictwo usilnie próbuje przekonać opinię publiczną, że skręcenie LDS ku wielożeństwu było ledwie epizodem, mało istotnym i dawno zarzuconym dziwactwem rodem z XIX wieku.
Poślubione duchowo
Na zdjęciu: świątynia LDS Salt Lake
W broszurkach rozdawanych na placu świątynnym zapomniano niestety napisać o kilku szczegółach dotyczących tego "dziwactwa". Pominięto fakt, że sam prorok miał co najmniej trzydzieści trzy żony, z których najmłodsza miała czternaście lat. Informacja ta zapewne nie pojawi się już w tych broszurkach - oficjalne odejście od poligamii uczyniło z mormonizmu, w powszechnym mniemaniu, religię z gruntu amerykańską. Fundamentalistom bardzo się to jednak nie podoba.
Ogromna ich większość mieszka w Colorado City, na granicy Utah i Arizony. Jednym z ich największych proroków był Rulon T. Jeffs, "Wuj Rulon". Jego słowo miało tu moc prawa, któremu podporządkowywał się również burmistrz, policja i dyrektorzy szkół. Nie ograniczał się, jeśli chodzi o małżeństwa: poślubił ponad siedemdziesiąt pięć kobiet, z którymi spłodził co najmniej sześćdziesięcioro pięcioro dzieci. Zarówno jemu, jak i pozostałym mężczyznom w Colorado niespecjalnie przeszkadzał fakt, że poligamia jest zakazana w Utah i Arizonie.
Formalny ślub bierze się tu tylko z pierwszą żoną, resztę traktując jako "poślubione duchowo". Jest to bardzo dobra inwestycja - kobiety te, jako samotne matki, otrzymują liczne świadczenia socjalne. W ten sposób fundamentaliści łączą przyjemne z pożytecznym; praktykując poligamię drenują kasę Wielkiego Szatana, jakim jest dla nich USA. Rocznie jest to kwota rzędu 6 mln dol.
Osobliwe sojusze
Na zdjęciu: Protesty środowiska LGBT przed świątynią Salt Lake
Dla mormońskich fundamentalistów świat powstał raptem 7000 lat temu, zaś człowiek nigdy nie stanął na Księżycu. Kazirodztwo nie jest tu niczym zdrożnym, oczyszcza bowiem krew rodową. Wszelkie wynikłe z tego procederu poronienia czy choroby genetyczne są winą kobiet i karą za ich grzechy. Walka z poligamią i pedofilią traktowana jest jako prześladowania religijne. Co ciekawe, po stronie FLDS stanęły swego czasu nawet organizacje walczące o prawa osób homoseksualnych. Było to o tyle osobliwe, że według fundamentalistów homoseksualizm jest grzechem ciężkim, za który należy karać śmiercią.
Środowiska LGBT postanowiły przymknąć na to oko nie chcąc dopuścić, by rząd ingerował w to, co dzieje się za drzwiami sypialni. Po drugiej stronie barykady utworzył się nie mniej ciekawy sojusz. Obok siebie stanęli hierarchowie skrajnie szowinistycznego kościoła LDS i radykalne feministki. Było to o tyle intrygujące, że mormonki domagające się swoich praw narażone były na ekskomunikę, co jednak również niespecjalnie feministkom przeszkadzało.
Zdążyć przed końcem świata
Na zdjęciu: mormoni w Utah, ok. 1869 r.
Wuj Rulon stwierdził, że powodem były z pewnością grzechy współwyznawców. Mieszkańcy Colorado solennie obiecali, że następnym razem będą bardziej cnotliwi - może wówczas się uda. O zdanie dziewczynek, gwałconych przez swych krewnych w imię Królestwa Bożego, nikt zapewne nie spytał.
Proroctwa o kroju bielizny
Na zdjęciu: członkowie FLDS z Colorado City
Zapewne nikt nie pyta również o zdanie dziewczynek, które migrują z kanadyjskiej osady Bountiful - miejsca sielskiego, uroczego i zaludnionego przez 700 fundamentalistów. Jest to swoista filia Colorado City. Pomiędzy tymi miasteczkami istnieje ożywiona wymiana kandydatek na żony. Tu również rządzi Rulon Jeffs. U mormonów nie toleruje się odstępstw czy sprzeciwów, a podważenie słów władz religijnych traktuje się jako naruszenie zasad. Prorocy otrzymują bezpośrednio od Boga przykazania, zaś Stwórca jest bardzo drobiazgowy - wytyczne te dotyczą zarówno spraw fundamentalnych, jak i kroju bielizny.
W FLDS kobiety mają służyć mężom, rodzić dzieci i, w wolnej chwili, wychowywać je na posłusznych członków Kościoła. Edukacja seksualna jest tu dość rachityczna, ograniczając się do tego, że ciało jest wstydliwe i należy je zakrywać przed wzrokiem innych. Małżonkom nie wolno uprawiać seksu, jeśli kobieta nie jest akurat w trakcie owulacji. Tyle teoria. Z praktyką, jak wiemy, bywa różnie, niezależnie od tego, jaka święta księga stoi na półce w sąsiadującym z sypialnią pokoju.
Człowiek, który ujrzał anioła
Na zdjęciu: portret Josepha Smitha
Samego twórcy Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich z pewnością nie można nazwać banalnym. Joseph Smith urodził się w 1805 r. w Nowej Anglii. Po tułaczce po Stanach Zjednoczonych jego rodzina osiedliła się w stanie Nowy Jork. Przez jakiś czas Johna fascynowała nekromancja i okultyzm. Pierwszym większym źródłem zarobku było jasnowidzenie - pomagał farmerom w znalezieniu ukrytych skarbów. A przynajmniej próbował pomagać. Sąd nie był zbyt wyrozumiały dla młodego jasnowidza i niebawem otrzymał on wyrok za "oszustwo i sianie niepokoju".
W 1823 r. ukazał się Smithowi anioł Moroni, który opowiedział mu o świętym tekście wyrytym na złotych płytkach. Szczęśliwie, płytki te ukryte były na nieodległym wzgórzu. Moroni zakazał jednak Smithowi ich szukania - na to miał jeszcze przyjść czas. Pierwsze, co chłopak uczynił, to przekopanie wzgórza. Faktycznie, ukryta była tam ponoć skrzynka, w której spoczywały wykonane ze złota płytki. Niestety, rozpłynęły się jak kamfora, a potężna siła cisnęła Josepha o ziemię.
Magia w służbie Kościoła
Moroni nie skreślił jednak gorącogłowego proroka, każąc mu co roku przychodzić na wzgórze. W 1827 r. anioł w końcu zgodził się powierzyć Josephowi płytki. Tym razem nie zniknęły po wydobyciu skrzyni, a prorok zabrał je do domu. Ku jego rozpaczy, zapisane były "zreformowanym egipskim" pismem. Na szczęście, Moroni stanął na wysokości zadania i podarował Smithowi magiczne okulary, dzięki którym mógł rozszyfrować hieroglify.
Dyktowany przezeń przekład spisywał sąsiad, który niebawem rękopis pożyczył i... zgubił. Na domiar złego, Moroni zabrał Smithowi i okulary, i płytki. Rok później zlitował się i oddał te ostatnie. Z braku magicznych okularów, Smith posłużył się magicznym kamieniem i dość szybko ukończył kolejny przekład. Nowa religia miała swą świętą księgę. 6 kwietnia 1830 r., Joseph Smith założył Kościół.
Chloroform w postaci drukowanej
Na zdjęciu: zapis objawień Smitha wydany w 1830 r.
Różne były reakcje po lekturze tego, co udało się przeczytać ze złotych płytek przy pomocy magicznego kamienia. Twain na przykład określił księgę jako "chloroform w postaci drukowanej". Krakauer podkreśla, że rozwijająca się religia stanowiła zarazem odzwierciedlenie ideałów swojej epoki, jak i ucieczkę przed nimi.
Prorok był z jednej strony orędownikiem prostych ludzi i solą w oku elit, z drugiej - pozostawał sceptyczny wobec gmatwaniny idei rozprzestrzeniających się po kraju. Zbudował swój Kościół, by odgrodzić się od zgubnej wolności i indywidualizmu. Mormonizm, ze sztywnymi regułami, klarownymi zasady i naciskiem na porządek, dawał schronienie przed niepewnym i skomplikowanym światem XIX wieku.
Najważniejsze przykazanie
Na zdjęciu: Joseph Smith obtaczany w smole i pierzu
Do połowy lat 40. Smith otrzymał 133 boskie przykazania. W rozdziale 132 "Nauk i Przymierzy", znalazło się to, przez które jego Kościół znalazł się na skraju upadku, a sam Joseph poniósł śmierć z rąk tłumu. W objawieniu tym Bóg dał mężczyznom prawo posiadania wielu żon. Smith postanowił spróbować wyjść naprzeciw tej pociągającej idei. Zaczął od uwiedzenia piętnastoletniej Mirandy. Spodobało mu się.
Mieszkańcom Ohio spodobało się to trochę mniej i postanowili proroka wykastrować. Ograniczyli się do pobicia, obtoczenia go w smole, pierzu i pozostawieniu w lesie. Cóż, wielu proroków nie znalazło zrozumienia w swoich czasach. Smith nie uczył się jednak na błędach i brał sobie kolejne żony - przez cztery lata, z różnym skutkiem próbował poślubić około czterdzieści kobiet.
W 1843 r. skodyfikował boskie przykazanie wielożeństwa. Najmniej tym zachwycona była chyba żona Josepha, Emma. Poślubiła go dwadzieścia lat wcześniej i nie zamierzała dzielić się z nim dziewczętami. Otwartym tekstem oznajmiła mężowi, co sądzi o jego objawieniu. Nie znalazła również zrozumienia w tym, że sam Bóg wyraźnie nakazał (w wersie 54), by niejaka Emma Smith - wymieniona z imienia i nazwiska, by nikt nie miał wątpliwości - pozostała przy mężu. W przeciwnym wypadku, dodał Bóg, zniszczona będzie.
Początek końca proroka
Na zdjęciu: Joseph Smith w więzieniu
Żonę jakoś by się dało ubłagać, nawet, jeśli niespecjalnie przejęła się wspomnianym wersem 54. Gorzej z tymi, którzy coraz głośniej mówili o podejrzanych interesach uprawianych pod płaszczykiem religii. Na rozkaz Smitha, bojówka mormońska spaliła siedzibę gazety, która ostro krytykowała proroka. Mormoni stanowili coraz większe zagrożenie, mając duży wpływ na władze stanowe. 26 czerwca 1844 r., dwunastu mormonów oddało się w ręce sprawiedliwości. Oskarżono ich o zniszczenie prasy drukarskiej. Dziewięciu zwolniono - mieli odpowiadać z wolnej stopy.
W więzieniu pozostał Joseph Smith i jego brat, Hyrum, którym dorzucono oskarżenie o zdradę. Trafili do aresztu w Carthage. Trzy dni po aresztowaniu, kiedy bracia gościli apostołów, Johna Taylora i Willarda Richardsa, przed więzieniem zebrało się 125 członków milicji z wrogiego mormonom miasta Warsaw. Motłoch wtargnął do środka, nie niepokojony przez strażników. Podczas strzelaniny zginęli Smith i Hyrum. Richards wyszedł ze strzelaniny prawie bez szwanku, zaś Taylor, ciężko ranny, przeżył, stając się wiele lat później trzecim w historii prezydentem i prorokiem Kościoła.
W 1886 r. Bóg przekazał mu objawienie potwierdzające słuszność poligamii. Przyczyniło się to do narodzin FLDS, współczesnego fundamentalizmu mormońskiego.
Artykuł na podstawie książki Jona Krakauera "Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija" .