"Nie zapomnę tego momentu do końca życia". Niezwykle szczera spowiedź Katarzyny Butowtt

- Dotarło do mnie, że dziadek bił swoją córkę – moją ciotkę. Nie raz. Systemowo. Przemocowo. Potrafił ją zamykać, upokarzać, rzucać w nią czym popadnie. Jego żona – moja babcia – też była ofiarą. Dziadek bił ją do granic możliwości - mówi czołowa polska modelka lat 70. i 80. Katarzyna Butowtt w książce "Oddycham, odkąd moi rodzice umarli".

Katarzyna ButowttKatarzyna Butowtt
Źródło zdjęć: © East News | Artur Zawadzki/REPORTER
Magdalena Drozdek

Poniżej przeczytacie fragment książki "Oddycham, odkąd moi rodzice umarli" Katarzyny Butowtt i Wiktora Słojkowskiego. Książka ukazała się 24 września nakładem Wydawnictwa Luna.

Wspominałaś kiedyś, że jako dziecko bardzo lubiłaś jeździć do swojego dziadka. Te wyjazdy kojarzyły ci się z czymś dobrym, wręcz bezpiecznym. Możesz mi o tym opowiedzieć – jak wtedy widziałaś dziadka Otto?

Dziadek Otto był ojcem mojej mamy. W dzieciństwie był dla mnie figurą niemal symboliczną – poważny, milczący, stanowczy. Nie był typem dziadka rozśmieszającego dzieci, ale miał w sobie coś, co sprawiało, że chciałam być przy nim grzeczna, uprzejma, miła. Czułam wobec niego respekt, który mieszał się z dziecięcym podziwem. Czułam też, że on mnie "widzi". Nie jako kogoś do zabawiania, ale jako osobę, z którą trzeba się liczyć – dawało mi to wtedy poczucie ważności. Uwielbiałam do niego jeździć. Może właśnie dlatego, że był inny niż wszyscy. Nie tulił, nie nosił na rękach, ale był obecny, a ta obecność miała swoją wagę. Z mojej perspektywy był kimś wyjątkowym. Czasem powiedział coś poważnego, czasem uśmiechnął się półgębkiem, a ja cały dzień nosiłam ten uśmiech w sobie. To była dziecięca lojalność, która nie pozostawia miejsca na zadawanie pytań. Po prostu kochasz kogoś takim, jakim go widzisz.

Kultura WPełni: Anna-Maria Sieklucka o wielkim sukcesie i o tym, czy żałuje filmu "365 dni"

Ale dziś nie widzisz go już tak samo. Obraz, o którym mówisz, zaczął się z czasem rozpadać. Kiedy to się zaczęło?

Nie od razu, to nie stało się w jeden dzień, nie zadecydowało też o tym jakieś odosobnione zdarzenie. To były raczej rysy, przez które coś zaczęło się przesączać. W dzieciństwie wszystko, co niewygodne, jest spychane na bok – dzieci muszą wierzyć, że dorośli są silni i dobrzy – gdzieś w tle zaczęłam jednak słyszeć rzeczy, których nie potrafi łam wówczas zrozumieć: szepty, urywane rozmowy, napięcie między ciotką a mamą, coś niewypowiedzianego w spojrzeniach.

Później, już jako dorosła kobieta, zaczęłam łączyć te fragmenty w całość. Dotarło do mnie, że dziadek bił swoją córkę – moją ciotkę. Nie raz. Systemowo. Przemocowo. Potrafił ją zamykać, upokarzać, rzucać w nią czym popadnie. W złości, bez skrupułów. Trwało to latami i wszyscy w domu o tym wiedzieli, ale nikt nie reagował. Jego żona – moja babcia – też była ofiarą. Dziadek bił ją do granic możliwości. Tak to właśnie usłyszałam: "Do granic możliwości". Jakby chodziło o fizyczną granicę, po której zostaje już tylko cisza.

Twoja mama – ona również tego doświadczyła?

Zapytałam ją o to. Powiedziała tylko: "Mnie nie bił". Tyle. Żadnych szczegółów. Żadnych emocji. Tylko suche: "Mnie nie bił". Jakby chciała zamknąć temat. Jakby to wystarczało, żeby oczyścić go z reszty. Ale nie wystarczało. Nie mnie. To, że dla jednej córki zrobił wyjątek, nie przekreślało tego, kim był.

Czy w twojej obecności kiedykolwiek pokazał tę swoją drugą twarz?

Tak, nie zapomnę tego momentu do końca życia. Z pozoru to był dzień jak wszystkie inne. Miałam wtedy siedem lat i spędzałam kilka dni u dziadków. Pamiętam tylko, że starałam się być wyjątkowo grzeczna. Byłam dzieckiem, które wie, że za dobre zachowanie otrzymuje się uwagę. Taką obrałam strategię przetrwania. Nie wiem, co mogło się wówczas zdarzyć – może coś powiedziałam za głośno, może po prostu był w złym nastroju.

Wszedł do pokoju z cienkim skórzanym batem w ręce. Nazwał go Bejt. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Powiedział spokojnym, bardzo cichym głosem: "Jeśli się natychmiast nie uspokoisz, to zaraz zbiję twojego psa". To zdanie roztrzaskało mi rzeczywistość. Dingo – mój pies. Moje wszystko. Jedyna istota, która była przy mnie zawsze. Był łagodny, posłuszny, ufny, a tu nagle dorosły człowiek mówi, że go uderzy. Zaczął iść do drzwi, a ja – bez namysłu, bez kontroli nad sobą – padłam na kolana. Błagałam go. Naprawdę błagałam, jakby od tego zależało życie moje i tego psa. Przepraszałam, zaklinając się, że będę cicho, że będę dobra, zrobię wszystko. Dziadek stał przez chwilę, patrząc na mnie z góry, po czym się wycofał. Nie uderzył psa. Nie zrobił nic. Nic też nie powiedział. We mnie jednak coś wtedy pękło.

Katarzyna Butowtt i Wiktor Słojkowski
Katarzyna Butowtt i Wiktor Słojkowski © East News | Mateusz Grochocki

Nie dotknął cię fizycznie, ale zadał innego rodzaju ból – głębszy.

Tak, to był niewidoczny cios; osoba z zewnątrz mogłaby powiedzieć, że do niczego nie doszło. Pies cały, dziecko całe, żadnej krwi, żadnych siniaków. Do dziś pamiętam jednak to odczucie – jakby świat, który znałam, przesunął się o kilka milimetrów i już nigdy nie wrócił na miejsce. To była groźba wymierzona w to, co dla mnie najcenniejsze, a także test – test władzy. Wiedział, że mnie złamie. Że mnie ma. Że jestem za mała, żeby się przeciwstawić i zbyt lojalna, żeby go znienawidzić. Od tamtej chwili wszystko było inne. Nadal jeździłam do dziadków, ale już nie radośnie, raczej z obowiązku, przymusu. Bo tak trzeba. Tamta scena została ze mną na zawsze.

Jak dziś myślisz o dziadku? Potrafisz pogodzić te dwa obrazy – mężczyzny, którego kochałaś i sprawcy przemocy?

To nie jest coś, co da się "pogodzić". To się po prostu niesie z sobą. Jest we mnie zarówno ta mała dziewczynka, która czekała na jego uśmiech, jak i dorosła kobieta, która wie, że ten sam człowiek potrafił krzywdzić innych w sposób brutalny i celowy. To się nie znosi, nie kasuje nawzajem, tylko nakłada jedno na drugie i trzeba nauczyć się z tym żyć. Nie próbuję go wybielać, nie potrafię też jednak udawać, że go nie kochałam. Może właśnie to jest najtrudniejsze w przemocy rodzinnej – nie zawsze objawia się ręką podniesioną do ciosu, czasem przybiera postać milczenia, półsłówek, rzuconej mimochodem groźby. Zdarza się, że to zostaje w tobie do końca życia. Tamten dzień noszę w sobie jak ślad, którego nikt nie widzi. Ale ja wiem, że on tam jest. Zawsze już będzie.

Przez lata nie umiałam tego nazwać, ale ten moment stał się dla mnie czymś w rodzaju wzorcowego przekazu, matrycy: "Lepiej się nie odzywaj, bo to, co kochasz, może zostać ukarane". Nosiłam w sobie ten komunikat, jak gdyby został we mnie wdrukowany. Przez lata to działało – byłam grzeczna, przemiła, uległa, zawsze próbowałam być "łatwa w obsłudze", żeby nikt się nie zezłościł, żeby nie było napięcia. Dopiero w terapii zrozumiałam, że to nie jest moja osobowość tylko mechanizm przetrwania.

Przez lata żyłam tak, żeby nie prowokować. Nie podnosić głosu. Nie być "problemem". Potrafi łam wycofywać się zanim w ogóle wzbudziłam czyjąkolwiek złość i przepraszać zanim w ogóle było za co. To się bierze z takich doświadczeń – kiedy nauczysz się, że kara może spaść nie za to, co zrobiłaś, ale po prostu za to, że jesteś albo jesteś nie taka, jak trzeba.

Ten dzień z dziadkiem zmienił mnie na poziomie, którego nie rozumiałam, dopóki nie byłam dorosła. To nie był z jego strony wybuch, lecz demonstracja władzy. Chciał dowieść, że może i że wie, iż zdaję sobie sprawę z własnej niemocy. Ten rodzaj bezradności nosi się potem latami. Dziś jestem inną kobietą – już nie klękam przed nikim, nie błagam – ale to przyszło bardzo późno i nie bez bólu. Trzeba było rozmontować cały system, który wzniesiono we mnie tamtego dnia. Zbudowano go bez słów – samym spojrzeniem, ruchem ręki, ciszą, która brzmiała groźniej niż krzyk.

Zastanawiam się, czy po latach potrafisz jeszcze zdobyć się na czułość wobec tego człowieka. Albo na współczucie wobec niego i wobec tego, kim mógł się był stać, gdyby nie… to wszystko.

Trudne pytanie, więc odpowiedź też nie będzie prosta. Nadal są we mnie dwa głosy. Jeden – dziecięcy – pamięta, że chciał być widziany, że czekał na aprobatę, że tęsknił. Drugi – dorosły – mówi: "On był groźny. Był okrutny. Był sprawcą". Nie wiem, czy żałuję jego, czy może raczej wszystkich, którzy musieli z nim żyć. Babci, która nigdy nie odeszła. Ciotki, która do dziś nie mówi o tamtym domu. Mamy, która przeszła przez to wszystko, trzymając się kurczowo przekonania, że skoro jej nie bił, to nic się nie stało.

Żal mi wszystkich kobiet w tej rodzinie, które przez pokolenia musiały być cicho, bo przecież o tym się nie mówiło – "takie były czasy", że "facet ma prawo się zdenerwować", a "ojciec to ojciec". Ten system milczenia był jak druga skóra utkana z lojalności, wstydu i lęku, a lojalność wobec sprawcy to jedna z najtrudniejszych emocji, jakie dziecko może w sobie pomieścić.

Czy ten moment z dziadkiem – z batem, z Dingo – miał wpływ na to, kim jesteś dziś?

Ogromny. Przez lata nie potrafi łam tego nazwać, ale tamta scena była czymś więcej niż tylko dziecięcym strachem. To był moment, który mnie ukształtował. Zostawił głęboko we mnie coś, co długo traktowałam jak część charakteru. Dziś wiem, że to nie był charakter, tylko mechanizm przetrwania. Dopiero w dorosłości – w terapii – zaczęłam widzieć, jak intensywnie tamto wydarzenie we mnie pracuje i w jak znacznej mierze nie pozwala mi być sobą. Cały czas próbowałam "zachowywać się tak, żeby nie rozwścieczyć" – tylko już nie dziadka, a kogokolwiek. Ten schemat został ze mną na wszystkich poziomach.

Jak się z tego wychodzi? Jak długo musiałaś to w sobie rozmontowywać?

Długo, bo to złożony proces. Za rzadko wspomina się o tym, że takie "ciche" rany pociągają za sobą największe zniszczenia. Przez lata myślałam, że mam po prostu taki charakter – uległy, łagodny, ugodowy – był to jednak nie tyle "charakter", ile raczej chęć uniknięcia konfrontacji za wszelką cenę, lęk przebrany za uprzejmość. "Wychodzi się" z tego z trudem i nigdy do końca, ale można przynajmniej zacząć mówić i przestać się wstydzić tego, że pamiętasz. Zaczynasz akceptować to, że masz w sobie lęk zakorzeniony przez osobę, którą jednocześnie kochałaś i której się bałaś. Dziś mówię o tym głośno, bo wiem, że jeśli nie wypowiem tej historii, to ona zniknie. Zostanie tylko legenda o surowym, poważnym dziadku, który "miał swoje zasady", a przecież on nie miał zasad – sięgał po przemoc. Nie chcę już dłużej milczeć o wyborze, jakiego dokonał. Moje milczenie byłoby przedłużeniem jego ręki.

Jak się kręci erotyczne sceny w polskim filmie? Marta Nieradkiewicz o "Trzech miłościach", castingu i intymności na planie. A Piotr Domalewski o "Ministrantach", Kościele i hipokryzji. O tym w specjalnym odcinku Clickbaitu z festiwalu filmowego w Gdyni. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Wybrane dla Ciebie

Wielkie gwiazdy, ciche emocje. Kalendarz wydarzeń kulturalnych w październiku 2025 r.
Wielkie gwiazdy, ciche emocje. Kalendarz wydarzeń kulturalnych w październiku 2025 r.
Sting da koncert w Sopocie. Wyjątkowe wydarzenie w Operze Leśnej
Sting da koncert w Sopocie. Wyjątkowe wydarzenie w Operze Leśnej
Erykah Badu w Polsce. Podwójna uczta dźwięków w Gdyni
Erykah Badu w Polsce. Podwójna uczta dźwięków w Gdyni
Kultura WPełni. Anna Maria Sieklucka o życiu po filmie "365 dni" i nowym thrillerze
Kultura WPełni. Anna Maria Sieklucka o życiu po filmie "365 dni" i nowym thrillerze
Teatr Wielki w Poznaniu zaprasza na Festiwal Moniuszki
Teatr Wielki w Poznaniu zaprasza na Festiwal Moniuszki
Inspiracje nigdy się nie kończą: rozmowa z Krzesimirem Dębskim
Inspiracje nigdy się nie kończą: rozmowa z Krzesimirem Dębskim
Lot nad publicznością, ogień, tryskający gejzer. Show, jakiego PGE Narodowy nie widział
Lot nad publicznością, ogień, tryskający gejzer. Show, jakiego PGE Narodowy nie widział
ORLEN otwiera Strefy Melomana z okazji Konkursu Chopinowskiego
ORLEN otwiera Strefy Melomana z okazji Konkursu Chopinowskiego
Czym jest dziś kultura? Zobaczcie relację ze spotkania WP Kultura
Czym jest dziś kultura? Zobaczcie relację ze spotkania WP Kultura
SYSTEM OF A DOWN zagra drugi koncert w Warszawie na PGE Narodowym
SYSTEM OF A DOWN zagra drugi koncert w Warszawie na PGE Narodowym
86. rocznica śmierci. Po wkroczeniu bolszewików popełnił samobójstwo
86. rocznica śmierci. Po wkroczeniu bolszewików popełnił samobójstwo
Światowa premiera w Polsce. "Nie byłem w stanie wyobrazić sobie lepszego filmu"
Światowa premiera w Polsce. "Nie byłem w stanie wyobrazić sobie lepszego filmu"