"Usłyszcie mój krzyk!". 45 lat temu na Stadionie Dziesięciolecia podpalił się Ryszard Siwiec
"Usłyszcie mój krzyk!". 45 lat temu na Stadionie Dziesięciolecia podpalił się Ryszard Siwiec
Dramatyczny protest "szarego, zwyczajnego człowieka"
Dokładnie 45 lat temu, 8 września 1968 roku, podczas dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie na oczach około 100 tysięcy widzów oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił Ryszard Siwiec, 61-letni księgowy z Przemyśla. Był to jego dramatyczny protest przeciwko udziałowi polskich żołnierzy w inwazji na Czechosłowację. "Protestuję!" - krzyczał płonąc. Zmarł kilka dni później w szpitali w wyniku rozległych oparzeń.
Kim był Ryszard Siwiec? Dlaczego postanowił zaprotestować w tak dramatyczny sposób? Czy musiał poświęcić swoje życie? Co dokładnie wydarzyło się 8 września 45 lat temu? W jaki sposób Siwiec przygotował się do swojej śmierci? Co napisał w testamencie i poruszającym przesłaniu do Polaków? W jaki sposób bezpieka przez lata ukrywała prawdę o jego czynie?
Wstrząsającą historię życia i śmierci Ryszarda Siwca oraz późniejszej walki o to, by świat nie zapomniał o jego dramatycznym proteście przypominamy na kolejnych stronach. Nakładem Ośrodka KARTA właśnie ukazała się publikacja "Całopalny. Protest Ryszarda Siwca", z której wybrane fragmenty tutaj cytujemy.
Krzyk szarego, zwyczajnego człowieka
Ryszard Siwiec nie potrafił zaakceptować ustroju komunistycznego. Starał się ukazać rodakom prawdę o PRL w ulotkach podpisywanych Jan Polak. Interwencja wojsk Układu Warszawskiego, których część stanowiły oddziały polskie, w Czechosłowacji w 1968 roku, skłoniła go do dramatycznego kroku.
8 września 1968 roku podczas Centralnych Dożynek na Stadionie 10-lecia, podpalił się w obecności przywódców PZPR (m.in. I Sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka), dyplomatów i 100-tysięcznej publiczności. Przed samospaleniem rozrzucił na stadionie ulotki z apelem protestacyjnym.
Przed wyjazdem do Warszawy sporządził testament i nagrał na taśmę magnetofonową swoje przesłanie, które zakończył słowami: "Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!".
Zginął człowiek, społeczeństwo nie zauważyło
"Dar z życia. Samospalenie mające wzmocnić społeczną wolność... Tak nie stało się tym razem. Zginął człowiek, społeczeństwo go nie dostrzegło, nie zrozumiało jego racji. Latem 1968 obywatele Peerelu zdawali się już całkiem dostosowani do zaprowadzonego systemu, gotowi uznawać jego realia z pogodną rezygnacją. Nie ponieśli skierowanego do nich przesłania, bo w ogóle nie pojęli, że ktoś może odwołać się do nich jako ludzi myślących samodzielnie" - pisze we wstępie książki Zbigniew Gluza, prezes Fundacji Ośrodka Karta oraz redaktor naczelny "Karty". I dalej:
"Ryszard Siwiec popsuł trochę Centralne Dożynki tamtego lata. Na Stadionie Dziesięciolecia zaprotestował - płonąc. Ci, którzy go widzieli, już z pewnym trudem wracali do nucenia lub pląsania; nawet im raczej nie zapadł w pamięć. Na swoją ofiarę całopalną wybrał najgorszy moment - rok 1968 w Polsce to apogeum powojennego komunizmu, czas całkowitego ubezwłasnowolnienia społeczeństwa".
Gluza określa Ryszarda Siwca jako człowieka wyrastającego ponad bierne, bezwolne otoczenie i twierdzi, że swym protestem za bardzo wyprzedził swój czas: "Dopiero po latach zaczęto występować o wspólną wolność, kwestionować obezwładniający system. [...] 45 lat po proteście Siwca i 24 lata po ziszczeniu się jego ówczesnego apelu o społeczne opamiętanie, skierowane do Polaków Przesłanie, które nagrał tuż przed Dożynkami, może zabrzmieć publicznie".
Kim był Ryszard Siwiec?
Ryszard Siwiec urodził się 7 marca 1909 r. Po śmierci ojca wraz z matką przeprowadził się z Dębicy do Lwowa. Tam też ukończył Uniwersytet Jana Kazimierza. Po studiach zamieszkał w Przemyślu, gdzie pracował w urzędzie skarbowym i gdzie poznał swoją żonę Marię.
"Miałam do zapłacenia zaległe podatki. Zobaczyłam na drzwiach nową tabliczkę, z nazwiskiem Siwiec. Przeżegnałam się, bo nie wiedziałam, czy ten nowy mnie załatwi. To był rok 1937... Potem kilka razy ukłonił mi się na ulicy i wreszcie kiedyś podszedł do mnie. Już po ślubie powiedział, że jak pierwszy raz mnie zobaczył, to sobie pomyślał, że taką chciałby mieć żonę" - wspomina Maria Siwiec.
"Był małomówny, jak już coś powiedział, to konkretnie. Był bardzo dobrym człowiekiem - mężem, ojcem. Obcy człowiek nigdy nie wiedział, co się w nim dzieje. Tak potrafił być skryty. Przede wszystkim kochał prawdę, kochał ludzi uczciwych".
Surowy ojciec
W czasie II wojny światowej Siwiec był żołnierzem Armii Krajowej. Po wojnie odrzucił propozycję objęcia posady nauczyciela historii, nie chcąc uczyć zafałszowanej wersji dziejów, i zatrudnił się jako księgowy w Spółdzielczej Wytwórni Win (na zdj.). Zajmował się także ogrodnictwem i hodowlą kur, co pomagało mu utrzymać liczną rodzinę.
"Pamiętam ojca jako bardzo surowego człowieka, odpowiedzialnego za swoje czyny, za swoją rodzinę, za dzieci i żonę. Czuwał nad tym, aby rodzina była razem, żeby w pewnym momencie, jak w życiu czasami bywa, nie rozeszła się" - mówi Adam Siwiec, syn.
"Pamiętam 1968 rok - Wielkanoc. Widziałam, jak siedział i tylko patrzył na dzieci. Był poważny, jakiś inny. I dopiero sobie skojarzyłam, dlaczego tak się zachowywał, jak przeczytałam datę testamentu. Napisał go właśnie w kwietniu. Myślał pewnie o tym, że to jest jego ostatnia Wielkanoc" - wspomina żona Ryszarda Siwca.
Testament Ryszarda Siwca
"Ja, Ryszard Siwiec, zdrów na ciele i umyśle, po długiej walce i rozwadze postanowiłem zaprotestować przeciw totalnej tyranii zła, nienawiści i kłamstwa opanowującej świat. Ponieważ nie mam szans, że wyjdę z tego cało, rozporządzam niniejszym, jak następuje" - tymi słowami rozpoczyna się testament sporządzony przez Siwca w kwietniu 1968 roku, pięć miesięcy przed dożynkami na stadionie.
"Wszystko, co mam, co przedstawia jakąkolwiek wartość, wszystkie przysługujące mi prawa, z wyjątkiem niżej wymienionych, zapisuję mojej żonie Marii Siwiec, najlepszej i najdroższej. Dziękuję Ci za wszystko, coś robiła dla utrzymania domu, a co przechodziło często ludzką wytrzymałość i siły. [...] Ty jesteś fundamentem, na którym stał i stoi dom" - pisał dalej.
Testament Ryszarda Siwca
W testamencie Siwiec zapisał również sześć zaleceń i nakazów skierowanych do swoich ukochanych dzieci:
"Nie dajcie nigdy odebrać sobie wiary w Boga, wiary w człowieka; w jego dążenia do wolności i prawdy. Bądźcie zawsze dobrymi Polakami i Polkami i pamiętajcie, że Ojczyzna to nie tylko Wy, ale i ten zbałamucony polski milicjant, który bije cię pałką i kopie za domaganie się wolności. Zawsze pamiętajcie, że drugi człowiek jest takim samym człowiekiem, jak Wy, a często może lepszym od Was.
Pamiętajcie, że kłamstwo jest początkiem i pierwszą przyczyną wszelkiego zła na świecie. Prawda niech tylko znaczy prawdę. Podstawą Waszych działań powinna być zawsze jedność myśli, słów i czynów".
"Chcę się z tobą pożegnać"
Władysław Mazur, jeden ze znajomych Siwca, opowiada, jak dwa dni przed swoim wyjazdem do Warszawy Ryszard przyszedł, by się z nim pożegnać. "Dlaczego, o co chodzi?" - dopytywał Mazur. "Bo jadę na te dożynki, nie wiadomo, czy się gdzieś pociąg nie wykolei" - odpowiedział Siwiec. "Ja to wziąłem za żart" - wspomina Mazur.
"Ojciec wyjeżdżał i - czego z reguły nigdy nie robił - przeżegnał każdego z nas znakiem krzyża. Pamiętam to jak dzisiaj. Wziął swój płaszcz, teczkę - i wyszedł" - mówi Adam Siwiec. Wit Siwiec, drugi z synów Ryszarda, opowiadał z kolei:
"W dniu swojego wyjazdu do Warszawy ojciec przyszedł rano do mojego pokoju. Obudziłem się, bo poczułem, że ktoś stoi koło mojego łóżka. Mimo woli otworzyłem oczy - stoi ojciec, kładzie zegarek na szafkę i mówi: "Synu, ja ci tu daję mój zegarek, a biorę twój, bo ja nie potrzebuję tego zegarka. Mnie wystarczy twój na dzisiaj. Dobrze? Zamienimy się na jeden dzień". Ja, zaspany, mówię: "Dobrze, dobrze, dziękuję". [...] Oglądałem ten zegarek, ale do głowy mi nie przyszło, że ostatni raz widzę ojca żywego".
Samospalenie
"Pełniąc służbę na Stadionie X-lecia w dniu 8 września 1968, podczas uroczystości dożynkowych, zauważyłem o godz[inie] 12.15 na trzeciej ławce od dołu sektora XIII, jak na mężczyźnie paliło się ubranie. [...] Po ugaszeniu płonącego ubrania, mężczyzna ten głośno mówił, że "jest to wyraz protestu przeciwko łamaniu praworządności i wolności"." - czytamy w oficjalnej notatce kpt. Jerzego Łuczywo, oficera Służby Bezpieczeństwa. Milicjant Michał S. relacjonował:
"Pracowałem razem z kolegami nad zabezpieczeniem dożynek. W momencie, gdy wieniec dożynkowy znalazł się przy trybunie głównej, zobaczyłem zamieszanie, ludzie się rozpierzchli i dostrzegłem płonącego mężczyznę. Dobiegłem do tego człowieka, stanął cały w ogniu. Zarzuciłem mu swoją marynarkę od tyłu na plecy. [...] Widziałem, że ten człowiek zmienia się jak kameleon. Płonął cały, kolory od fioletu po zieleń, wymachiwał rękoma.
Podbiegli ludzie ze szkoły pożarniczej, przewrócili go, zarzucili swoje ubrania. Na miejscu zrobiło się od razu takie kółko, ludzie stali, widać było opalone miejsce, gdzie siedział, leżąca teczka w nieładzie, dwie butelki pod spodem po oranżadzie".
"Czułem ten zapach ciała"
W "Całopalnym" możemy przeczytać także inne relacje z tamtego dnia, m.in. Stanisławy Kańskiej, instruktorki tańca: "W czasie, kiedy na stadionie odbywały się występy, usłyszałam krzyk. Gdzieś obok tunelu, może drugi, trzeci segment. Wyszłam spod tunelu, patrzę - ogromny płomień".
"Miałem tubę, taką do głośnego podawania komunikatów. Krzyknąłem, żeby młodzież się odsunęła, pobiegłem w kierunku wylotu tunelu na zewnątrz stadionu, ponieważ tam były ustawione karetki. Wezwałem karetkę, która podjechała do wylotu i ten człowiek został wyprowadzony, chyba przez ormowców, pół metra ode mnie. Czułem ten zapach ciała i czegoś jeszcze, tak jak się pali denaturat" - opowiadał choreograf Janusz Litko.
Po chwili wszystko wróciło do normy
"Dopiero po wielu latach dowiedziałem się, że to był protest. Po skręceniu tego płonącego człowieka zajęliśmy się z asystentem innymi sprawami. Wystarczyła nam informacja, że wydarzył się jakiś wypadek; nie dociekaliśmy jaki" - mówi jeden z operatorów kroniki filmowej.
"Młodzież przestała tańczyć w tej części stadionu, gdzie my byliśmy. W końcu go do tej karetki zapędzono. Karetka odjechała, z tunelu wypuszczono nową młodzież, w jakimś radosnym tańcu, nie pamiętam, może to był mazur. Niebo nadal było niebieskie, dalej grała muzyka. Pamiętam gołębie. Wszystko wróciło do normy" - wspomina jedna z kobiet, która stała w sąsiednim sektorze, blisko całego wydarzenia.
Ryszard Siwiec w szpitalu
Na płycie stadionu w najlepsze trwały dalej dożynki, z głośników płynęła muzyka, ludzie tańczyli. Do szpitala Siwca zabrała nie karetka, lecz nieoznakowany samochód Służby Bezpieczeństwa. Rozległe poparzenia II i III stopnia obejmowały 85 proc. ciała Siwca.
"Pacjent był odseparowany od całego oddziału, leżał w sali, która była dotąd opatrunkową. Łóżko odsunięte od ściany, wokół stojaki, kroplówki" - opowiada jedna z pielęgniarek - "Pacjent był przytomny. Był pod działaniem leków uśmierzających ból, ale mimo wszystko można było z nim rozmawiać. Nie chciał mówić o tym, co zrobił, martwił się jedynie o swoją rodzinę, o dzieci, że przez jego samospalenie dzieci będą cierpiały".
"Mimo naszych usilnych starań, zdawaliśmy sobie sprawę, że w tak ciężkim stanie on nie będzie mógł długo przetrzymać. Zapadł mi w pamięć. Pacjent tak ciężko, tak rozlegle oparzony, który właściwie powinien umrzeć w ciągu kilku godzin, jednak przetrwał cztery dni" - wspomina K. Potocki, lekarz.
Śmierć Ryszarda Siwca
"Ciężko o tym mówić. Leżał cały przykryty, ręce obandażowane, tylko głowa zostawiona. Twarz miał jakby osmaloną, jakby była ciemniejsza. Może więcej serca mogłam mu wtedy okazać, ale powiedziałam tylko: "Co ty zrobiłeś i jaki ból sobie zadałeś" - opowiada żona Ryszarda Siwca - "Po południu już był nieprzytomny. A o jedenastej w nocy oczy miał takie za mgłą. Chciałam siedzieć przy nim do rana i żałuję, że nie siedziałam. Położyłam się, o wpół do drugiej się zbudziłam. Mąż podobno zawołał głośno: "Marysiu!". I wpół do drugiej umarł".
Ryszard Siwiec zmarł 12 września 1968 roku w Szpitalu Praskim w Warszawie.
"Śmierć ojca miała sens dla niego. Inaczej nigdy by tego nie zrobił. Dla mnie wtedy nie miała. [...] Gdybym była trochę mądrzejsza w tym czasie, wszystko wyglądałoby inaczej. Dałabym się w to wciągnąć i łagodziłabym tę jego szorstkość, którą miał w swojej naturze. Tę jego bezwzględność w dążeniu do prawdy" - mówi Innocenta Siwiec-Michalska, córka Ryszarda Siwca.
Pogrzeb
Pogrzeb odbył się w niedzielę - Ryszarda Siwca pochowano na cmentarzu w Przemyślu. Milicja nie z obawy przed demonstracją, nie zgodziła się na pochówek w dzień powszedni.
"Klepsydry zezwolono rozlepić dopiero w sobotę wieczorem. W niedzielę, mimo ukrywania tego faktu [...], na cmentarzu znalazły się tłumy ludzi. Nabożeństwo żałobne odprawiało trzech księży z kościoła oo. salezjanów. W czasie pogrzebu dookoła znajdowało się mnóstwo tajniaków. [...] Siwiec za życia miał wielu oddanych przyjaciół. Ale po jego tragicznej śmierci wszyscy nagle jakby go zapomnieli. Unikali rozmów na temat jego śmierci" - wspomina Władysław Mazur.
Wit Siwiec, syn Ryszarda, mówi, że pamięta pogrzeb jak zdjęcie oraz, że nie zdawał sobie sprawy, w jakich okolicznościach zginął jego ojciec: "O tym dowiedziałem się w szkole, od mojego nauczyciela. To było chyba dwa dni po pogrzebie. Podszedł do mnie i powiedział: "Wiesz, Wit, ja ci współczuję, ale twój ojciec to był wspaniały człowiek, twój ojciec to bohater". Ale nadal nie wiedziałem, o czym on mówi. Bo ja wiedziałem, że ojciec zginął w wypadku".
Starannie przygotowana śmierć
Ryszard Siwiec starannie przygotował się do swojego protestu. Wiedział, że odda życia za sprawę - spisał swój testament, zdobył przepustkę na uroczystości dożynkowe na stadionie, przygotował ulotki, które zabrał ze sobą do Warszawy, a dzień przed podróżą na zamku w Przemyślu nagrał swoje słynne, antykomunistyczne przesłanie, w którym mówił m.in.:
"Narodzie polski! Nie pozwólmy na czwarty rozbiór Polski! Nigdy nie wolno zapomnieć potwornej zbrodni w Katyniu. Nie pozwólmy zabijać naszej narodowej tradycji, kultury, historii i patriotyzmu! Bez ingerencji obcych imperiów Polska też może być wolna i demokratyczna. [...] Protestujmy przeciwko udziałowi naszego wojska w zajęciu Czechosłowacji, co jest niezgodne z naszym narodowym honorem! Nie przykładajmy ręki do zbrodni ludobójstwa! Nie pozwólmy wszczepiać w nas jadu antysemityzmu! Niech żyje wolna i niepodległa Polska! [...]
Usłyszcie mój krzyk! Krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie! Opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!".
"Protestuję sam, jeden, jedyny"
"Ginę po to, żeby zwyciężyła prawda, żeby zwyciężyło człowieczeństwo i żeby zwyciężyła miłość. Ginę po to, żeby zginęło kłamstwo, zginęła nienawiść i zginął terror" - mówił Ryszard Siwiec w szpitalu, w wypowiedzi nagranej przez SB:
"Nie odczuwam żadnego bólu i nie odczuwałem żadnego bólu przez cały czas. Bolą mnie tylko dwie ręce, lewa do składania fałszywych przysiąg, prawa do ściskania ręki tym, którym złożyło się fałszywą przysięgę.
Moje życie jest niczym wobec zagrażającej ludzkości zagładzie. Moja śmierć i śmierć mojej rodziny jest zerem. Niech żyje prawda, niech żyje wolność, niech żyje człowieczeństwo, niech żyje demokracja, niech żyje Konstytucja! Niech zginie totalny terror, opanowujący cały świat! Nie mam żadnych inspiratorów, nie mam żadnych wspólników. Protestuję sam, jeden, jedyny. Ktoś musi zawołać wielkim głosem: dość! Nie! To ja wołam, sam jeden: nie!!!".
Utajniona pamięć o czynie Siwca
Bezpieka przez wiele lat ukrywała prawdę o czynie Ryszarda Siwca. Dziś Siwiec ma ulice swojego imienia i pomniki. Władze Polski, Czech i Słowacji nadały mu najwyższe odznaczenia.
"Mamy nadzieję, że o Ryszardzie Siwcu dowie się jak najwięcej osób. O jego bohaterskim czynie opinia publiczna w PRL nie została poinformowana. Służba Bezpieczeństwa podjęła działania mające zapobiec przeciekowi jakichkolwiek informacji. Dopiero w kwietniu 1969 roku wiadomość o tragedii wyemitowało Radio Wolna Europa" - mówi Małgorzata Waksmundzka-Szarek z rzeszowskiego IPN.
Kolejną próbę dotarcia do społeczeństwa podjęła rodzina, wydając w 1979 roku w drugim obiegu wydawniczym poświęconą mu broszurę. Do zbiorowej pamięci Siwiec trafił jednak dopiero po 1989 roku.
Oprac. GW, WP.PL, na podst. publikacji "Całopalny" (Ośrodek KARTA), strony ryszardsiwiec.com (portal edukacyjny IPN), PAP i innych.