217 kilometrów bólu - niezwykła historia Scotta Jurka
- Byłem nieśmiałym dzieckiem z wysokim ciśnieniem - zaczyna książkę "Jedz i biegaj" Scott Jurek. Jedną z najbardziej znanych publikacji na temat biegania (i żywienia), która niedawno doczekała się nowego wydania na polskim rynku. - Wyrosłem na chudego nastolatka, z którego kumple naśmiewali się i wołali na niego "Mikrus". W szkole nie byłem najszybszy, najsilniejszy ani nawet najbystrzejszy. Byłem najzwyklejszym w świecie chłopakiem.
Życie w biegu
Łatwo Jurkowi uwierzyć. Nawet dziś wygląda na przeciętnego 43-latka. Bardzo wysoki (189 centymetrów) i bardzo chudy (75 kilogramów), przypomina raczej informatyka niż sportowca. Tymczasem ten niepozorny Amerykanin polskiego pochodzenia jest jednym z najwybitniejszych biegaczy naszych czasów. Człowiekiem, który potrafi biec dalej i szybciej niż jesteście sobie w stanie wyobrazić. Siedmiokrotnym zwycięzcą morderczego biegu Western States (161 kilometrów) i dwukrotnym triumfatorem niesławnego ultramaratonu Badwater - prowadzącego przez Dolinę Śmierci biegu na 217 kilometrów, podczas którego zawodnicy wspinają się na wysokość 2,5 tysiąca metrów.
Uparty Polaczek
Scott Jurek urodził się 23 października 1973 roku. Rodzina Jurków żyła w miasteczku Proctor w zimnym, północnym stanie Minnesota. Jego dziadkami byli "uparci Polaczkowie", czyli emigranci, którzy ciężką pracą próbowali dorobić się w Nowym Świecie czegoś więcej, niż oferowała im ojczyzna.
Matka, z domu Swapinski, zawodowo zajmowała się gotowaniem. "Instruowała kobiety, jak za pomocą nowego wynalazku, kuchenki mikrofalowej, smażyć boczek i piec ciasto czekoladowe." U szczytu popularności prowadziła nawet własny show kulinarny w miejscowej telewizji kablowej. To od niej Scott nauczył się, że "jedzenie jest ważne", a pomiędzy żywnością i człowiekiem istnieje "pierwotna wieź".
Smak cierpienia
Ojciec Scotta był kierowcą ciężarówki, służył też w US Navy. Sportowiec wspomina go, jako twardego, wymagającego mężczyznę starej szkoły, który odzywał się tylko wtedy, kiedy musiał, a przeciwności losu przyjmował z zacięciem i spokojem. Najważniejszą wartością była dla niego ciężka praca, więc dzieciństwo Jurka i jego rodzeństwa wypełniały obowiązki domowe. Ulubionym powiedzonkiem ojca (a później także Scotta) było: "czasem po prostu trzeba".
Ważnym wydarzeniem w dorastaniu Jurka był moment, w którym dowiedział się o chorobie matki. Cierpiąca na stwardnienie rozsiane kobieta coraz częściej upuszczała przedmioty, miała problemy z poruszaniem się, nie radziła sobie z najprostszymi czynnościami. "Im gorzej było z matką, tym intensywniejszy stawał się mój grafik" - pisze biegacz, wspominając, jak hartowała go świadomość, że jego rodzicielka już zawsze będzie potrzebowała pomocy. Jednak na kartach "Jedz i biegaj" nie znajdziemy taniego sentymentalizmu. Scott wprost przyznaje, że nienawidził opiekować się matką i świadomości, że nie może odmienić jej losu. To jednak te właśnie doświadczenia sprawiły, że stał się tym, kim jest. "Kiedy zacząłem biegać, wiedziałem już, co znaczy cierpienie" - czytamy.
"Reszta chłopaków szydziła z niego"
W dzieciństwie nie przejawiał talentów sportowych. Ale pewnego dnia odkrył, że biega lepiej niż jego koledzy ze szkoły. Nie szybciej, ale dalej. Nie męczył się tak szybko, jak jego rówieśnicy. Gdy inni odpadali, on nadal, niezmordowanie parł przed siebie. "Biegłem dalej. Nie pytałem dlaczego. Wiedziałem, że to pytanie bezsensowne. Czasem po prostu trzeba!" - tłumaczy.
Scott pozwalał się wyprzedzać szybszym zawodnikom, gdyż wiedział, że wkrótce ich dogoni. I, jeżeli nie wygra, to przynajmniej zajmie dobre miejsce. Z czasem odnosił coraz większe sukcesy - zarówno w tradycyjnych biegach, jak i w biegach przełajowych i narciarskich. Ale wychowanego przez surowego ojca, zamkniętego w sobie chłopaka, od rówieśników oddzielał mur. "Reszta chłopaków szydziła z niego - Dupek był jednym z łagodniejszych przezwisk" - czytamy w artykule opublikowanym w serwisie runners-world.pl.
"Gotów wypruć z siebie flaki"
Nic więc dziwnego, że kiedy w końcu trafił na Dusty'ego Olsona - dzieciaka, który chciał się z nim zaprzyjaźnić i najszybszego biegacza w okolicy - od razu został jego najwierniejszym kumplem. Olson był całkowitym przeciwieństwem Scotta. Wygadany i roześmiany, znany był w okolicy jako pijak i łobuz. Ale też, jako doskonały, bardzo wytrzymały biegacz, gardzący takimi pojęciami jak zmęczenie i ból. Jurek przywołuje niesamowitą anegdotkę na temat swojego przyjaciela, który podczas jednego z biegów poślizgnął się i przewrócił. Mimo to, poważnie kulejąc, dotarł do mety jako trzeci. Dopiero, gdy zdjął buta okazało się, że jego stopa jest "tak intensywnie filetowa, że aż prawie czarna". Nie przeszkodziło mu to, by następnego dnia znów stanąć na linii startu. Dopiero interwencja trenera innej drużyny sprawiła, że noga została prześwietlona - Olson miał złamaną kostkę.
To właśnie Dusty zaproponował Scottowi start w pierwszym poważnym ultramaratonie - rozgrywającym się na dystansie 80 kilometrów biegu Minnesota Voyager. Scott Jurek zgodził się, mimo iż był to dystans niemal dwukrotnie większy niż jego najdłuższy dotychczasowy bieg. I zajął drugie miejsce. Pokonując nie tylko wielu zawodowych biegaczy, ale i broniącego tytułu mistrza Dusty'ego. Leżąc za linią mety, wyczerpany i obolały, Jurek obiecywał sobie, że nigdy więcej nie zdecyduje się na taki wysiłek. Zdawał sobie jednak sprawę, że okłamuje siebie. "Uświadomiłem sobie, że ból nie ma dla mnie znaczenia, bo jestem gotów wypruć z siebie flaki" - wyznaje.
Umieramy, bo źle jemy
Był rok 1994 i Jurek miał 21 lat. Nie było wtedy szans, by utrzymywał się z ultramaratonów, zainteresował się więc fizjoterapią. W tym okresie poznał też swoją pierwszą żonę - Leah. Poznana w McDonaldsie dziewczyna nie tylko podbiła jego serce, ale i przekonała go do zmiany diety. W 1997 roku Jurek przestał jeść mięso, a dwa lata później został weganinem. "To, co jemy, to dla nas kwestia życia i śmierci. Nasze jedzenie mówi o nas samych" - przekonuje sportowiec, dowodząc, że jedzenie mięsa to pójście na łatwiznę, a dobrze zbilansowana dieta wegańska zapewnia organizmowi wszystkich niezbędnych witamin. I dowodzi, że spożywanie mięs i cukrów ma zabójczy wpływ na życie wielu Amerykanów: "Wszystkie trzy najczęstsze przyczyny śmierci w Stanach Zjednoczonych - choroby serca, rak, wylew - mają związek z tradycyjną dietą zachodnią, bogatą w produkty pochodzenia zwierzęcego, cukry rafinowane i w ogóle w jedzenie przetworzone."
Jednak, wbrew temu, co mogłoby się wydawać, związek z Leah, nowa dieta i sukcesy sportowe, wcale nie zapewniły Jurkowi szczęścia. Praca fizjoterapeuty okazała się o wiele cięższa niż się spodziewał ("Wielu ludzi, którym próbowałem pomóc, paliło dwie paczki papierosów dziennie, ignorowało zalecane ćwiczenia i karmiło się śmieciowym jedzeniem"). "To był trudny czas" - przyznaje, wspominając, że stres związany z pracą przynosił do domu, co bardzo źle wpływało na jego małżeństwo.
Przełom
Jako drogę ucieczki zawsze miał jednak bieganie. A, mówiąc o bieganiu Scotta Jurka należy pamiętać, że mówimy o dystansach niewyobrażalnych dla zwykłego śmiertelnika. W 1998 roku ultramaratończyk codziennie pokonywał od 15 do 25 kilometrów. W weekendy wydłużał ten dystans do 30-50 kilometrów.
Latem 1999 roku przyszedł pierwszy wielki sukces w karierze Scotta Jurka. Wygrana w słynnym biegu Western States Endurance Run. Liczący sobie 161 kilometrów długości (100 mil) wyścig po raz pierwszy odbył się w 1955 roku. I był przeznaczony dla jeźdźców konnych! Tę tradycję zmienił Gordy Ainsleigh, którego koń w 1973 roku okulał po 40 kilometrach. Nie chcąc się narażać na kolejny wypadek w następnym wyścigu Ainsleigh wystartował bez konia. Biegł przez 23 godziny i 42 minuty. Na mecie przebadał go weterynarz, bo nikomu nie przyszło do głowy zatrudnić lekarza dla ludzi. W 1977 roku, gdy po raz pierwszy użyto nazwy Western States Endurance Run na linii startu wciąż pojawiali się jeźdźcy, ale obok nich ustawiali się biegacze.
Ekstremalne warunki
Ultramaratony to ekstremalne obciążenie dla każdego organizmu. Człowiek, który próbuje przebiec 100 czy 200 kilometrów jest w pewnym momencie tak wycieńczony, że organizm odmawia mu posłuszeństwa. By wytrwać biegacz musi jeść nie zatrzymując się i przyjmować 1,5 litra płynów co godzinę. Organizm jest przegrzany i odwodniony, żołądek szaleje (co często kończy się wymiotami), a stopy i nogi puchną. Jest to tak uciążliwe, że niektórzy ultramaratończycy każą sobie chirurgicznie usunąć paznokcie u stóp, by w trakcie biegu nie wbijały im się w spuchnięte pęcherze. W czasie biegu, który może trwać nawet kilkadziesiąt godzin ból jest tak wielki, że niektórzy zawodnicy przyjmują leki - to z kolei może zaszkodzić ich nerkom.
Co więcej, większość ultramaratonów organizowanych jest w ekstremalnie trudnych warunkach. Jak chociażby kalifornijski Badwater, którego trasa przebiega przez słynną Dolinę Śmierci, najgorętsze miejsce na świecie, gdzie w 1913 roku zanotowano 53 stopnie Celsjusza. To sprawia, że dodatkowymi atrakcjami są udary słoneczne czy zawroty głowy wywołane chorobą wysokościową (w trakcie rajdu biegacze wspinają się na wysokość 2.5 kilometra).
"Biegnij, aż już nie będziesz mógł"
"Zasada jest prosta" - streszcza Jurek podejście ultramaratończyków - "biegnij, aż już nie będziesz mógł. A potem pobiegnij jeszcze trochę. (...) I jeszcze szybciej". Warto pamiętać, że Scott Jurek w 2005 roku podczas występu w Badwater, po przebiegnięciu 112 km dostał drgawek, zaczął wymiotować, a potem upadł na pobocze. Przez 10 minut leżał i użalał się nad sobą. Po czym wstał, pobiegł dalej i wygrał.
Ostatecznie Jurek wygrał Western States 7 razy z rzędu (1999-2005) detronizując poprzedniego triumfatora - Tima Twietmeyera. Dwukrotnie zwyciężył także Badawater (2005 i 2006) i trzykrotnie w greckim Spartathlonie, podczas którego biegnie się 246 kilometrów z Aten do Sparty (2006-2008). Co ciekawe pierwsze zwycięstwo w Badwater przyszło zaledwie kilka tygodni po ostatnim triumfie w Western States. Wszyscy wieszczyli wtedy, że nawet taki wyjadacz jak Scott Jurek nie jest w stanie wygrać dwóch ultramaratonów w tak krótkim odstępie. Jemu się jednak udało.
Porażki
Ale życie Jurka to także porażki. Przede wszystkim te ponoszone w życiu osobistym. Wielkim obciążeniem jest przewlekła choroba matki. Biegacz często przyznaje, że obserwowanie, jak ciało jego rodzicielki odmawia jej posłuszeństwa, jest dla niego dewastującym przeżyciem. Nie udało się też pierwsze małżeństwo sportowca - rozpadło się w 2008 roku, ponieważ Leah zakochała się w innym ultramaratończyku, poznanym dzięki Scottowi. Największym ciosem był chyba jednak rozpad przyjaźni z Dustym Olsonem.
"Mam już dość tego, że wypłakuje się na moim ramieniu" - cytuje Olsena serwis runners-world.pl. "To była dla mnie długa droga. Niewiele osób o tym wie, ale mam lepszy czas w maratonie i na 100 km niż Jurek. Na początku nasza współpraca dawała mi wiele radości, ale kiedy on zaczął startować w tylu wyścigach, stała się dla mnie prawie etatową pracą. Poświęcałem rocznie miesiąc na pomoc w rozwijaniu czyjejś kariery".
"Jedz i biegaj"
Ten kryzys doprowadził do zapaści w karierze Jurka. W 2009 roku odpadł po 77 kilometrze Western States. Biorąc udział w 24-godzinnym biegu North Coast 24-Hour wycofał się po 19 godzinie i "zaledwie" 105 przebiegniętych kilometrach. Jednak, jak na prawdziwego mistrza przystało, nie poddał się. Zebrał się do kupy, wrócił do ciężkich treningów i wciąż stawiał się na liniach startu kolejnych rajdów. Bo przecież: "czasem po prostu trzeba". Udało mu się też poukładać życie osobiste - aktualnie mieszka w Boulder, Colorado ze swoją żoną Jenny i ich dzieckiem.
Nic więc dziwnego, ze zaczął znów wygrywać. Ale nie ma już mowy o dominacji. W 2010 roku Jurek wrócił na trasę swojego ukochanego Western States i wygrał go po raz ósmy. Rok później zajął świetne, drugie miejsce w kalifornijskim biegu na 100 km (62 mile) - Miwok 100K Trial. Aktualnie Jurek jeździ po świecie i dzieli się z innymi swoją miłością do biegania. I chociaż nie współzawodniczy już z najlepszymi "ultrasami", to daleko mu do typowego biegacza truchtającego po parku. W 2015 roku ustanowił rekord Szlaku Appalachów (ok. 3500 km), który przebył w 46 dni, 8 godzin i 7 minut.
W tekście wykorzystano fragmenty książki Scotta Jurka i Steve'a Friedmana "Jedz i biegaj", wyd. Galaktyka 2017.