Amerykański debiut Jana Komasy. Jego "Rocznica" zaskakuje proroczą wizją
Reżyser - jak sam przyznaje - wykorzystał "okno możliwości", które zapewniła mu oscarowa kampania "Bożego ciała" i nakręcił film w Hollywood. Nie mamy się czego wstydzić, choć dla Amerykanów wymowa "Rocznicy" jest mocno niewygodna.
Choć polskie kino niejednokrotnie udowadniało, że bywa ciekawsze niż hollywoodzkie hity, nadal o prawdziwym uznaniu możemy mówić dopiero, gdy Hollywood wyróżni naszych artystów. Tak było z Oscarem dla "Idy", rolą Dorocińskiego w "Mission Impossible" czy kolejnymi oscarowymi nominacjami dla Polaków (w ostatniej dekadzie było ich aż siedem!). Wielu twórców zapowiadało porzucenie polskich kompleksów i podbicie amerykańskiej ziemi. I tą drogą poszedł właśnie Jan Komasa.
Autor "Miasta 44", "Sali samobójców" i "Bożego Ciała" (cóż za rozstrzał, prawda?) nakręcił film z amerykańską obsadą o rozpadzie rodziny ze… względów politycznych. Brzmi jakby mogło się to wydarzyć w Polsce? Reżyser nie kryje, że pomysł narodził się w jego głowie, gdy przeglądał zdjęcia własnej rodziny. Po seansie na 41. Warszawskim Festiwalu Filmowym Jan Komasa zdradził, że amerykańskim producentom nie podobało się pesymistyczne zakończenie, próbowali go nakłonić do dania widzom jakiejś nadziei, na co ponoć zareagował "jestem z Polski, nie ma nadziei".
ROCZNICA | Nowy film Jana Komasy | Oficjalny zwiastun
Czym zatem jest "Rocznica"? Dystopijnym dramatem rodzinnym, który dziś w niektórych domach wydaje się bliski codzienności. Główną bohaterką filmu jest Ellen (Diane Lane, która została też producentką), liberalna profesorka uniwersytecka, której życie wygląda jak z obrazka. Oddany i kochający mąż (Kyle Chandler), z którym właśnie świętuje 25. rocznicę ślubu, i trójka utalentowanych córek: prawniczka, komiczka i przyszła naukowczyni. Tylko syn, zakompleksiony i niespełniony pisarz, zdaje się lekko odstawać od ideału. Gdy na imprezę rocznicową rodziców Josh (Dylan O'Brain, początkowo w tej roli miał wystąpić Jacob Elordi z "Euforii") przychodzi ze swoją nową partnerką Liz (Phoebe Dynevor), wzbudza irytację matki.
Dziewczyna jest bowiem byłą uczennicą Ellen, która ujawniła się z radykalnymi poglądami, a jej praca o "antydemokratycznej" wymowie doprowadziła do usunięcia Liz z listy studentów. Teraz idea kiełkująca na uczelni stała się książką, która urasta do miana nowej Biblii dla społeczeństwa pragnącego jedności i sprawiedliwości. W jaki sposób doprowadzić do tej zmiany? Zlikwidować partie polityczne i wprowadzić jeden właściwy nurt narodowy, w którym inne poglądy i style życia powinny zostać wyeliminowane.
Każde kolejne święta, urodziny i rocznice ślubu stają się dowodem na to, że ich rodzina jest coraz bardziej podzielona. Choć starają się nie rozmawiać przy stole o polityce, zbywają milczeniem nieprzychylne im komentarze, to w powietrzu unosi się wrogość, która w końcu musi wybuchnąć. Jak można się spodziewać, będzie to wybuch brutalny i ostateczny. Rzeczywiście nie ma żadnej nadziei.
Komasa nie pozostawia cienia subtelności, przywołując ustami głównej bohaterki pojęcie Hitlerjugend w odniesieniu do jej własnych wnuków. Reżyser zdradził w wywiadzie dla "Wyborczej", że Amerykanie oczekiwali od niego wymyślenia symbolu radykalnego ruchu, "nowej swastyki" - na szczęście skończyło się na przekształceniu amerykańskiej flagi.
Tym, co wyraźnie odróżnia "Rocznicę" od wcześniejszych filmów Polaka, z pewnością jest amerykański sznyt. Gdybym nie wiedziała, kto jest reżyserem, po samych zdjęciach, stylu narracji i świetnej grze aktorskiej byłabym przekonana, że to produkcja made in USA. Jest to o tyle zaskakujące, że operatorem jest Piotr Sobociński jr., który nakręcił też "Boże ciało". Dla niego to również debiut w Hollywood i zapewne ten jeden z najzdolniejszych polskich filmowców niedługo doczeka się światowego rozgłosu.
Można powiedzieć, że Komasa podobnie jak w "Hejterze" idzie o krok za daleko, a jego film nieco wychodzi z ram sztuki na rzecz politycznej publicystyki. Z drugiej strony reżyser ma społeczny posłuch, gdyż znów (tak jak w scenie morderstwa polskiego polityka na scenie) przewidział konsekwencje tego, jak polityka radykalnie podzieli USA, gdy np. komiczka staje się wrogiem publicznym, podobnie jak ostatnio widzieliśmy zawieszenie Jimmy'ego Kimmela za polityczny komentarz.
Co ciekawe, "Rocznica" była ukończona już rok temu i mogła mieć premierę tuż przed wyborami prezydenckimi w USA. Wówczas amerykański dystrybutor obawiał się odbioru, a decyzja o premierze na warszawskim festiwalu jest co najmniej zaskakująca. Czyżby brakowało im wiary w ten projekt? Być może w mrocznych czasach Trumpa Amerykanie desperacko potrzebują odrobiny nadziei, której ten film nie daje.
Nie oznacza to jednak końca amerykańskiego snu dla Jana Komasy. Podczas wrześniowego festiwalu w Toronto pokazał swoje kolejne anglojęzyczne dzieło - znów o dziwnej rodzinie - o wymownym tytule "Good Boy".
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski