(A)Polityczna hańba Eurowizji. Koniec udawania walki o wolność? [OPINIA]
To zaczyna być już męczące. Europejska Unia Nadawców podjęła kolejny krok, by upolitycznić konkurs Eurowizji jeszcze bardziej. Kiedy wydawało się, że widać światełko w tunelu, to znowu sytuacja okazała się jedynie ślepym zaułkiem. Może czas przestać udawać...
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Początki Eurowizji były szlachetne – chodziło o symboliczne zjednoczenie podzielonej po wojnie Europy. Choć dziś taki cel mógłby zostać uznany za przejaw polityki kulturalnej, wówczas był on wyrazem potrzeby wspólnoty. Jednak z upływem lat i w obliczu współczesnych napięć trudno nie zauważyć, że idea "muzyki ponad podziałami" traci na znaczeniu. Sytuacja wokół udziału Izraela w tegorocznym konkursie tylko pogłębia to wrażenie.
Jeszcze niedawno planowano przecież listopadowe głosowanie członków EBU nad dopuszczeniem izraelskiego nadawcy KAN do Eurowizji 2026. Niektóre kraje — w tym Hiszpania, Holandia, Irlandia, Islandia i Słowenia — już wcześniej zapowiedziały, że mogą się wycofać, jeśli Izrael zostanie dopuszczony do udziału.
Jednak w świetle niedawnego rozejmu między Izraelem a Hamasem w Strefie Gazy oraz zaogniającej się debaty, EBU zdecydowało się wycofać z nadzwyczajnego głosowania. Zamiast tego temat zostanie podniesiony podczas Zimowego Zgromadzenia Ogólnego w grudniu, podczas którego odbędzie się otwarta dyskusja między nadawcami. W komunikacie organizacja stwierdziła, że "jest wyraźna potrzeba otwartej i osobistej debaty" wśród członków, a sprawa dopuszczenia Izraela zostaje przesunięta.
Sara Dragan jest światowej klasy skrzypaczką. "Rodzice nie chcieli, bym szła w tę stronę"
Jednym z powodów podjęcia decyzji o odroczeniu głosowania jest zawarcie rozejmu między Izraelem a Hamasem w Strefie Gazy. Konflikt, który od dawna stanowi źródło napięć wokół udziału Izraela, na razie wstrzymuje eskalację reakcji i pozwala na oddech w debacie. To jednak tylko etap — jeśli wojna znów się wzmocni, presja polityczna i społeczna może powrócić z nową siłą.
Austria, jako gospodarz Eurowizji 2026, zajmuje kluczową pozycję. ORF (austriacki nadawca publiczny) już wcześniej opowiedział się za udziałem Izraela, deklarując, że "Eurowizja bez Izraela jest niewyobrażalna". Równocześnie krajowe elity ostrzegają, że jeśli EBU zdecyduje o wykluczeniu Izraela, Austria może wycofać się z organizacji konkursu. W takiej sytuacji nadawca ORF miałby zapłacić karę sięgającą 40 mln euro.
EBU oficjalnie deklaruje, że Eurowizja jest wydarzeniem apolitycznym. Jednak w praktyce polityka zawsze miała (i ma) na nią wpływ — czy to w formie bloków geopolitycznych w głosowaniu, czy poprzez treści utworów i kontrowersje wokół wykonawców. W przypadku Rosji po inwazji na Ukrainę decyzja o wykluczeniu zapadła błyskawicznie – ale dopiero pod presją krajów członkowskich i widma bojkotu. W przypadku Izraela EBU próbuje unikać powtórki, co prowadzi do pozornej neutralności i bierności, ale bez jakiegokolwiek spójnego mechanizmu reagowania.
W mediach społecznościowych nie brakuje apeli o usunięcie Izraela z konkursu ze względu na trwający konflikt zbrojny w Strefie Gazy. W tle pojawia się także wątek wpływów finansowych – w tym udziału izraelskiej marki kosmetycznej Maroccanoil jako sponsora Eurowizji.
Eksperci podkreślają jednak, że organizator konkursu, nie powinien być podatny na presję finansową. To instytucja o wieloletniej tradycji i silnych fundamentach. Mimo to brak zdecydowanej reakcji wywołuje falę pytań o jej konsekwencję i wiarygodność.
Wielu obserwatorów porównuje obecną sytuację z tą sprzed kilku lat, gdy Rosja niemal natychmiast została wykluczona z Eurowizji po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę. Wtedy decyzję EBU poprzedziły groźby bojkotu ze strony państw członkowskich. Teraz podobnego scenariusza nie ma, choć konflikt w Strefie Gazy również budzi ogromne kontrowersje międzynarodowe. Warto dodać, że początkowo także w przypadku Rosji EBU nie zamierzała podejmować radykalnych działań — aż do momentu, gdy presja z zewnątrz stała się zbyt silna, by ją ignorować.
TVP na razie unika jednoznacznego stanowiska w sprawie udziału Izraela — deklaruje, że "monitoruje sytuację" i poczeka na decyzję EBU. Minister kultury Marta Cienkowska wyraziła prywatną opinię, że Polska powinna się wycofać, jeśli Izrael zostanie dopuszczony do konkursu, ale nie jest to oficjalne stanowisko rządu ani nadawcy.
EBU traci dziś autorytet jako organizacja broniąca wolności mediów i wartości wspólnotowych. Przykład Izraela pokazuje, że zasady są stosowane wybiórczo, a decyzje uzależnione od nacisków zewnętrznych.
Niby chce unikać polityki, a czym jest wyciszanie publiczności, kiedy ta wyrażała swoje niezadowolenie wobec reprezentantki Izraela. Przepychanki ochrony z fanami oraz islandzkim zespołem Hatari, kiedy prezentowali flagę Palestyny na znak solidarności z ofiarami wojny. Naprawdę nadal chodzi tylko o muzykę?
Nawet decyzja o przesunięciu głosowania, z listopada na grudzień, zamiast rozwiązania problemu — pokazuje tylko brak gotowości do konfrontacji z rzeczywistością i ucieczkę od odpowiedzialności.
Europejska Unia Nadawców to instytucja, która powstała w latach 50., w czasach zupełnie innej Europy. Jej struktura, sposób podejmowania decyzji i filozofia działania nie przystają do dzisiejszych realiów, gdzie oczekuje się szybkich, transparentnych i etycznych reakcji.
Kryzys wokół Izraela może być punktem zwrotnym: albo EBU się zreformuje, albo Eurowizja utraci resztki wiarygodności jako projekt "łączący narody muzyką".
Bartosz Sąder, dziennikarz Wirtualna Polska