"Bywam w burdelach. Pokaż mi kogoś, kto nie był". Skandalista Marek Raczkowski
"Bywam w burdelach. Pokaż mi kogoś, kto nie był". Skandalista Marek Raczkowski
Nawet zaliczkę wydał na "dziwki i kokainę"...
Już okładka książki Marka Raczkowskiego , jednego z najwybitniejszych i najbardziej lubianych polskich rysowników, budzi kontrowersje. Trzeba przyznać, że "Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki" to tytuł na tyle oryginalny, że trudno przejść obok niego obojętnie. To jednak jeszcze nic w porównaniu z tym, co kryje się w środku.
"Bywam w burdelach. Pokaż mi kogoś, kto nie był" - o tym wyznaniu Raczkowskiego jest już głośno, ale w wywiadzie-rzece, którego udzielił Magdzie Żakowskiej podobnych odważnych deklaracji, prowokacyjnych uwag i niepoprawnych politycznie żartów znajdziemy dużo więcej. Rysownik wyznaje na przykład, że "kręci go na maksa" Monika Olejnik oraz, że nie widzi nic złego w sypianiu z żonami swoich kumpli.Nie ulega wątpliwości, że o książce Raczkowskiego w najbliższych miesiącach będzie się jeszcze dużo mówiło. Dlaczego? Czytaj na kolejnych stronach galerii.
Książkę opublikowało wydawnictwo Czerwone i Czarne. Wydawnictwu dziękujemy za udostępnienie fragmentów książki, fotografii oraz rysunków Raczkowskiego.
Zdjęcie zostało wykorzystane w celach ilustracyjnych. Tekst w żaden sposób nie odnosi się ani nie opisuje osób przedstawionych na zdjęciu obok.
"Ja prostytutki kocham i szanuję"
"Ja prostytutki kocham i szanuję. A już zwłaszcza te zza wschodniej granicy. Mam bardzo zażyłe stosunki z prostytutkami. Sam mam przecież lekkie obyczaje" - mówi Raczkowski Magdzie Żakowskiej w rozdziale, w którym opowiada o swoich wizytach w agencjach towarzyskich.
"Czasami zapraszam dziewczyny z agencji towarzyskich tylko po to, żeby z nimi pogadać albo zrobić im przedstawienie, które trwa dwie-trzy godziny w zależności od tego, ile mam pieniędzy. Zawsze wychodzą zachwycone" - dodaje.
Na czym polegają te przedstawienia?
Zdjęcie zostało wykorzystane w celach ilustracyjnych. Tekst w żaden sposób nie odnosi się ani nie opisuje osób przedstawionych na zdjęciu obok.
Największymi potworami są klienci
"To rodzaj przemówienia o prawach człowieka, o tym, że są wspaniałe, że uszczęśliwiają ludzi takich jak ja. Bo straszne jest to, że większość z nich ma wyrzuty sumienia i poczucie, że robi coś złego. A co one takiego złego robią? Sprawiają, że mój mózg produkuje substancje, które sprawią, że mniej wydam na narkotyki" - wyjaśnia rysownik.
Raczkowski wyjaśnia podobno prostytutkom, że nie powinny się przejmować "społecznym piętnem" i że nie muszą "dźwigać traumy - bo one przecież wciąż mają głębokie poczucie potępienia i tego, że są grzesznicami". Zdaniem artysty największymi potworami w tym układzie są klienci, a nie prostytutki. Gdyby nie klienci, prostytucja byłaby "szanowaną i pożądaną wśród kobiet profesją".
Zdjęcie zostało wykorzystane w celach ilustracyjnych. Tekst w żaden sposób nie odnosi się ani nie opisuje osób przedstawionych na zdjęciu obok.
Raczkowski o klientach prostytutek
Raczkowski (na zdj.) mówi w książce, że wielu klientów prostytutek to nieudacznicy życiowi, którzy przychodzą do burdelu, by odreagować swoje niepowodzenia w pracy i w domu. Z drugiej strony, nie jest tak, że bywalcy domów towarzyskich dzielą się na frustratów, impotentów i bandytów:
"Pewnie to byłby smaczny obraz dla mediów. Ale ja od dawna mam przeczucie, że ludzie wcale nie są tacy straszni, jak nas próbuje przekonać telewizja. W szpitalach wcale nie jest tak brudno, lekarze wcale nie są tacy niedostępni, pielęgniarki wcale nie są takie niesympatyczne i pani w sklepie za ladą też".
Raczkowski uważa, że większość prostytutek, pytana o swoich klientów, odpowiada, że są oni bardzo mili, fajni i że "z reguły chcą pogadać".
"Staram się nie chodzić do burdeli"
Na pytanie dziennikarki o to, czy, korzystając z burdeli, Raczkowski nie staje się częścią aparatu przemocy wobec kobiet, rysownik odpowiada w swoim stylu: "Ale ja właśnie ci tłumaczę, że staram się nie chodzić do burdeli. Raczej zapraszam prostytutki do domu".
Artysta dodaje, że najpierw zawsze pyta dziewczynę o to, czy pracuje z własnego wyboru: "Muszę być pewien, że dziewczyna może kiedy chce wyjechać z Polski, nikt jej do tej pracy nie zmusza i jest z niej zadowolona. Bo przeważnie mam dziewczyny z Ukrainy, zajebiste laski - gdyby któryś z kolegów powiedział mi, że szuka żony, natychmiast bym mu którąś z nich polecił". I nieco dalej:
"Dla mnie to są bohaterki. Kobiety, które same, własną ciężką pracą budują sobie przyszłość i dostatek. Jak można ich nie szanować?!".
Sypianie z żonami swoich kumpli? Normalne!
W innym miejscu książki Raczkowski wyznaje z kolei, że nie widzi nic złego w tym, że dziewczyna czy żona kolegi z nim sypia: "Nie widzę w tym żadnej jego krzywdy, wręcz przeciwnie". Rysownik twierdzi, że "jakoś tak się zresztą złożyło, że większość moich partnerek seksualnych to były dziewczyny moich kumpli".
"Na ogół udawało mi się właśnie z tymi dziewczętami zakochanymi w swoich chłopakach, czyli moich kumplach, zwykle dużo wyższych ode mnie, co też dodawało sprawie pikanterii i narażało mnie na niebezpieczeństwa. Z tego też powodu zapisałem się na judo, żeby móc się obronić w razie ataku jakiegoś zazdrośnika" - mówi dalej.
Zdjęcie zostało wykorzystane w celach ilustracyjnych. Tekst w żaden sposób nie odnosi się ani nie opisuje osób przedstawionych na zdjęciu obok.
"Kobiety są przedziwne, jeśli o to chodzi"
Na pytanie o to, dlaczego zakochane w jego kumplach dziewczyny, zdradzały ich z Raczkowskim, sam zainteresowany odpowiada, że nie ma pojęcia: "Kobiety są przedziwne, jeśli o to chodzi. Zdarzyło mi się, że jedna z nich, zachęcając mnie gestami i pozwalając na moje gesty, jęczała jednocześnie: "O nie, tylko nie to, nie mogę zdradzić Andrzeja!". Do tej pory zresztą zdarzają mi się podobne przypadki.
Ostatnio - z jedną z naszych wspólnych koleżanek, ale jakby tego było mało, następnego dnia w rozmowie ze mną mówi: "Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zdradzić męża". Czyżbym popełnił przestępstwo i wykorzystał upośledzoną osobę?!".
Raczkowski nie ma żadnych wyrzutów sumienia względem swoich kumpli, gdyż wie dobrze, "co oni robią, kiedy tych żon nie ma. Mam ich w związku z tym w dupie".
Zdjęcie zostało wykorzystane w celach ilustracyjnych. Tekst w żaden sposób nie odnosi się ani nie opisuje osób przedstawionych na zdjęciu obok.
Problem z pięknymi kobietami
Raczkowski przyznaje w książce, że ma pewien problem z pięknymi kobietami: "To jest tak jak z oglądaniem prognozy pogody. Jeżeli chuda, śliczna laska zapowiada pogodę i mówi, że jutro będzie padać, to ja nie wiem, czy jutro będzie padać. Ja jej nie wierzę, ona jest niewiarygodna.
Dla mnie w obszarze prognozy pogody wiarygodni są pani Chmurka i pan Wicherek, którzy wyglądają przeważnie średnio, ale z zawodu są meteorologami. Ja wierzę w prognozę, kiedy pani pogodynka ma rękę grubszą niż wskaźnik, którym pokazuje na mapie wyż i niż.
Na zdj. Marek Raczkowski z rodziną.
Próżność i atrakcyjność seksualna Moniki Olejnik
W "Książce, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki" Raczkowski bardzo dużo miejsca poświęca kobietom. Osobny fragment poświęca Monice Olejnik, którą krytykuje za to, że "odmładza się w reklamie swojego programu".
Rysownik pyta: "Dlaczego nie jest postarzona? Dlaczego przedkłada swoją atrakcyjność seksualną nad wiarygodność? Po co przywołuje seksualną atrakcyjność na potrzeby rozmowy z Ludwikiem Dornem?! Moim zdaniem dlatego, że jej próżność wygrywa z potrzebą bycia przekonującą".
Czy to oznacza, że Monika Olejnik wydaje się Raczkowskiemu nieatrakcyjna seksualnie? Wprost przeciwnie...
Olejnik "kręci mnie na maksa"
Na pytanie Magdy Żakowskiej o to, czy nie kręci go Olejnik, Raczkowski odpowiada: "Kręci mnie na maksa. Im jest starsza, tym bardziej mnie kręci. Ale kiedy oglądam jej program polityczny w TVN24, to chcę się skoncentrować na treści, a nie na jej nogach, na miły Bóg".
Artysta zgadza się jednak z Żakowską, że "metoda Olejnik" jest skuteczna i działa na naszych polityków: "Niestety tak. I to jest najbardziej przygnębiające. Dlaczego w naszym kraju politykami zostają ludzie, którzy mają problemy ze swoją seksualnością? Dlaczego to oni ciągle stoją u władzy?".
A co musiałoby się stać, żeby sam Raczkowski wystartował w wyborach? "Chyba musiałby mi nie stanąć. I musiałbym poszukać sobie czegoś zamiast" - odpowiada rysownik.
Zbrodnie małego Marka
Raczkowski w wywiadzie-rzece, którego udzielił Żakowskiej nie unika intymnych wyznań i wstydliwych wspomnień. Oczywiście, nigdy do końca nie wiadomo, kiedy rysownik mówi prawdę, a kiedy po raz kolejny prowokuje, kpi i żartuje z samego siebie, przyjaciół i krewnych, swej rozmówczyni oraz, jakżeby inaczej, czytelników. Przykłady można by mnożyć:
"Moja mama ma alzheimera, nawet mnie nie poznaje, więc już się jej nie boję i mogę się przyznać do zbrodni z dzieciństwa. Moje ekstremalne rozrywki dotyczyły lęku wysokości. Mama miała potworny lęk wysokości, a ja odziedziczyłem to po niej.
Nie wiem, czy na złość mamie, ale jak tylko mogłem, to starałem się znaleźć na niebezpiecznej dla zdrowia wysokości - nad przepaścią w górach albo wchodziłem na wysokie drzewa, z których nie potrafiłem później zejść, czy siadałem na parapecie na najwyższym piętrze naszego bloku albo zwieszałem się z balkonu czy studni. Gdyby matka zobaczyła mnie w takiej sytuacji, dostałaby co najmniej zawału serca".
_ Na zdj. matka Raczkowskiego w młodości._
Pierwsza coca-cola w życiu
"Jak się urodziłem, to byłem podobno okropnie brzydki. Miałem jakieś zaburzone proporcje ciała, nawet jak na noworodka. Wielka głowa, mały tułów. Ale byłem jedynym chłopcem w rodzinie, więc wszyscy mnie bardzo kochali. I ciągle się mną bawili - fotografowali, przebierali, obracali na wszystkie strony. Nie ukrywam, że bardzo to lubiłem, bo byłem w centrum zainteresowania" - wspomina rysownik już na pierwszych stronach książki.
Artysta nie zapomniał również swojej pierwszej coca-coli, którą wypił, gdy miał jakieś osiem lat. "Byłem strasznie dumny, z przejęcia nie mogłem spać w nocy, a potem całą drogę wyobrażałem sobie, jak zadam szyku tą coca-colą przed wiejskimi dzieciakami, które w tamtych czasach chodziły jeszcze boso. Na miejscu wujek wręczył mi uroczyście coca-colę, uroczyście mi ją otworzył, a ja uroczyście wypiłem swój pierwszy łyk. Była ciepła" - opowiada Żakowskiej.
Babcia-hazardzistka
Raczkowski trochę miejsca w książce poświęca także babci Janinie, która była hazardzistką: "Paliła papierosy i uwielbiała nalewki. Miała ich dziesiątki. I całe życie grała na wyścigach. [...] Całe dzieciństwo spędziłem na Służewcu i w komisariacie milicji, gdzie nieustannie przez megafon jeden z milicjantów wołał: "Czteroletni Marek czeka na babcię na komisariacie".
Babcia oczywiście zapominała o mnie w ferworze gry. To zagubienie na torach konnych na Służewcu to chyba moje najwcześniejsze wspomnienie. Pamiętam dokładnie ten komisariat, pamiętam, że na pocieszenie - bo oczywiście płakałem rzewnie - dostawałem od milicjantów kisiel".
Z perspektywy czasu rysownik nie ma tego jednak babci za złe. "To były inne czasy, wtedy nie było jeszcze aborcji, pedofilii, narkotyków, Al-Kaidy. To były czasy bez zagrożeń. Kiedy ginęło dziecko, nikt nie wyobrażał sobie, że porwali je chirurdzy sadyści, że będą je gwałcili i wycinali mu narządy" wyjaśnia.
Raczkowski o Lepperze i Urbanie
W jednym z rozdziałów Raczkowski opowiada o polskich politykach. Z rozrzewnieniem wspomina na przykład Leppera, którego w polskiej polityce brakuje mu dzisiaj najbardziej: "Lepper był takim prawdziwym człowiekiem. Kto był tak prawdziwy jak on? Przecież on potrafił przeprosić za to, że publicznie się zastanawiał, czy prostytutkę można zgwałcić. Żadnego z dziennikarzy, którzy się z tego wtedy śmiali, nie spotkało nic złego. A Lepper powiedział, że przemyślał, że palnął głupstwo i przeprasza. On! Prosty człowiek ze wsi zdobył się na taki gest!".
Bardzo pozytywnie artysta wypowiada się także na temat Jerzego Urbana: "Jerzy Urban to najfajniejszy zły człowiek, jakiego poznałem. To zdecydowanie najbardziej inteligentny komentator naszej rzeczywistości. [...] Miłość do siebie samego, jeżeli jest szczera i prawdziwa, jest mnie w stanie urzec. Mam jednak obawy wobec wielu osób, które są piękne, dobre, prawe".
Boga się nie boi, ale feministek już tak
Raczkowski przyznaje się w książce, że Boga się co prawda nie boi (jest ateistą), ale feministek już trochę tak. Dlaczego? "Bo mam wrażenie, że one mają mnie za starego satyra. I w ogóle wydaje mi się, że feministki w Polsce są agresywne w stosunku do mężczyzn i takie konserwatywno-prawicowe.
Ja się boję nawet na nie patrzeć, bo mam wrażenie, że one mają wrażenie, że je wzrokiem rozbieram i mam nieczyste myśli. Źle się czuję w roli potwora. Zupełnie inaczej siebie widzę".
Na pytanie o to, czy jest dżentelmenem i wręcza kobietom kwiaty, odpowiada: "Już dawno skończyłem z tymi głupotami. Nie można aż tak się upadlać, bo to jest niebezpieczne dla życia. W pewnym momencie byłem gotowy zabić się z miłości do kobiety. To tak, jakby się zabić z powodu grypy. Jak wiadomo, grypa mija".
Najgorsze dewiacje naszych czasów
Magda Żakowska spytała też Raczkowskiego o to, jaka dewiacja go najbardziej przeraża. Rysownik odpowiada, że pedofilia, ale kolejne fragmenty jego wypowiedzi są już dużo bardziej zaskakujące:
"Kiedyś przeczytałem też wstrząsającą książkę o tym, co się działo po śmierci z ciałem Marilyn Monroe. I ile osób zapłaciło, żeby na chwilę z jej ciałem w kostnicy zostać sam na sam. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie. Nekrofilia mnie przeraża, chociaż jeżeli za kryterium dewiacji przyjąć ludzką krzywdę, to szkodliwość w tym wypadku wynosi zero".
Za obrzydliwą artysta uważa także zoofilię. Czy nie wierzy w istnienie miłości międzygatunkowej? "Faceta z królikiem raczej nie. Ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że szanowałbym zoofila, który gustuje w tygrysach. Bo wtedy nie on ustala reguły, nie ma tego przykrego elementu dominacji homo sapiens".
"Wyobrażałem sobie, że jestem Muminkiem"
Artysta wylicza w wywiadzie-rzece swoje ulubione programy telewizyjne, audycje radiowe, filmy oraz, oczywiście, książki. Raczkowski bardzo dużo czytał w dzieciństwie, kiedy pochłaniał kolejne tomu z serii "Klub Siedmiu Przygód", ale nie tylko:
"Bardzo mocno wspominam lekturę Muminków. Nie byłem bardzo mały, miałem może 10 lat, ale przygody Muminków kompletnie zawładnęły moją wyobraźnią. Godzinami przed snem snułem marzenia o własnych przygodach. Wyobrażałem sobie, że jestem Muminkiem".
Z kolei w wieku dojrzewania rysownik czytał m.in. Kurta Vonneguta, Josepha Hellera, Borisa Viana, Rolanda Topora, Witkacego, Cortazara i Dostojewskiego.
Raczkowski czyta to, co Tusk
Jeśli już mowa o dojrzałych lekturach Raczkowskiego, to jednym z autorów, do których sięgnął dużo później jest Witold Gombrowicz. Dlaczego? "Może Gombrowicz był za trudny na tamte czasy? U Gombrowicza jest chyba za duży dystans do rzeczywistości. Stan umysłu w Polsce późnych lat 60. czy początku lat 70. jakoś do Gombrowicza nie pasował. Za mało było jeszcze w nas cynizmu, zbyt dużo problemów materialnych".
Dzisiaj rysownik czyta "to samo co Tusk", czyli książki słynnego austriackiego pisarza Thomasa Bernharda, kontrowersyjnego autora m.in. "Wymazywania" czy "Autobiografii". "Ale ostatnio mało czytam. Dużo pracuję, mam ciągle zajęte ręce. Dlatego słucham radia, audiobooków, czasem włączam telewizję" - dodaje.
A rower zabrał sobie kierownik biblioteki...
Jak nietrudno odgadnąć, dziennikarka wypytuje swojego rozmówcę także o jego artystyczne początki. Raczkowski odpowiada, że rysował, odkąd pamięta: "I to bardzo ładnie. Dużo ładniej niż inne dzieci. Chciałem w ten sposób zaimponować siostrze, która też pięknie rysowała. Wziąłem udział w konkursie plastycznym na temat ZSRR, nagrodą był rower. Zorganizowała go biblioteka osiedlowa.
Narysowałem piękną mapę ZSRR z zaznaczonymi fabrykami. Wygrałem, ale rower zatrzymał sobie kierownik biblioteki, a ja dostałem album o Żelazowej Woli. Ale przede wszystkim szybko się zorientowałem, że wszyscy moje rysunki chwalą i że mogę czerpać z tego różne korzyści".
O książce
"Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki" - to prawda, czy kolejna prowokacja Marka Raczkowskiego, jednego z najwybitniejszych i najpopularniejszych polskich rysowników? Magda Żakowska przepytała artystę z całego życia. Książka do czytania i oglądania - kilkadziesiąt fantastycznych rysunków Raczkowskiego i po raz pierwszy publikowane zdjęcia z naprawdę bardzo prywatnego archiwum.
"Drodzy Rodacy, chciałbym tą drogą poinformować tych, którzy tego jeszcze nie wiedzą, że Marek Raczkowski to artysta oryginalny, wyrafinowany, wszechstronny, kontrowersyjny, fascynujący, ironiczny, wrażliwy, wykształcony, zaskakujący, pracowity, nieprzewidywalny i szokujący. Potrafi zobaczyć to, czego inni nie widzą, spojrzeć na świat od strony, której świat się nie spodziewa, a oprócz tego jest wybitnym znawcą natury ludzkiej, o której, jak sądzę, nie ma najlepszego zdania" - rekomenduje Andrzej Mleczko.
_****Oprac. Grzegorz Wysocki, WP.PL_**Oprac. Grzegorz Wysocki, WP.PL**