Czy prowincja uwiera? Jesteś z małego miasteczka. Czujesz dumę, czy się tego wstydzisz?
Jak się żyje w Czaplinku, Wyśmierzycach, Lwówku Śląskim i innych polskich miasteczkach poniżej 20 tysięcy mieszkańców? O czym tam marzą młodzi? Chcą się od tego miejsca uwolnić, duszą, czy wręcz przeciwnie - z dala od pędu wielkiego miasta łapią głęboki oddech. Prowincja ich nie boli. Kochają ojcowiznę.
Miasteczka pełne kompleksów
"Jak się żyje w Czaplinku, Wyśmierzycach, Lwówku Śląskim i innych 85 polskich miasteczkach poniżej 20 tysięcy mieszkańców, które są oddalone przynajmniej 100 km od najbliższego miasta wojewódzkiego?" - ciekawe pytania stawia ruszający właśnie projekt badawczo-reporterski realizowany przez Instytut Reportażu i Polskie Towarzystwo Badaczy Rynku i Opinii - "Światła Małego Miasta". O czym marzy, czego się wstydzi, za czym tęskni polska prowincja?
"W 1900 roku zaledwie 14 procent ludności świata żyło w dużych miastach. Szacuje się, że w roku 2030 w miastach będzie mieszkało 60 procent populacji świata" - pisał we wstępie do swojej książki Paolo Paci. Razem z drugim Włochem, Giannim Biondillo stworzyli nostalgiczny album-mozaikę. W "Najpiękniejszych zakątkach świata" opisali 80 najpiękniejszych małych miasteczek, jakie im przyszło odwiedzić. Wychwalają czeską Kutną Horę, brytyjskie Ballycastle, prowansalskie Saint-Paul-de-Vence. Ale też nasze polskie - Kazimierz Dolny i Sandomierz. Miasteczkami się zachwycają, bo owszem, bywają piękne. Pytanie, czy równie pięknie się w nich dzisiaj żyje? Czy może zajada kompleksy w Czaplinku, a w Wyśmierzycach umiera z nudy?
Polska "B" to nie jacyś oni. To właśnie my!
Polska jest małomiasteczkowa i wiejska. Tak właśnie. Gdybyśmy dokonali odcięcia liczby ludności na 20 tysiącach mieszkańców, okaże się, że "pod kreską" mieszka ponad połowa z 38 mln Polaków. Takich małych miast, poniżej 20 tysięcy mieszkańców, jest w naszym kraju ponad siedemset.
- Rzadko tam trafiamy w badaniach społecznych, komercyjnych, tekstach prasowych, reportażach. Rzadko powstają prace monograficzne czy przekrojowe: o tym jak i czym się żyje na co dzień w naprawdę małych miastach - mówi Agata Grabowska, opiekun merytoryczny projektu. Kto chce się do niego włączyć, może już czuć się zaproszony.
W planach jest zebranie materiału badawczego i wybranie dwunastu reportaży do e-booka, który ukaże się na jesieni 2017 (prace będą zbierane do 1 sierpnia, więcej informacji na:swiatlamalegomiasta.pl).
Temat małych miasteczek i małomiasteczkowych społeczności nie od dziś zgłębia literatura. Dla jednych są azylem, dla innych stają się piekłem. Jakie są polskie miasteczka, dowiemy się już za parę miesięcy, ze zwycięskich reportaży. Tymczasem pozostaje sięgnąć po którąś z książek pisanych z miasteczkiem w tle. Po jedną z tych najlepszych.
Słodko-gorzkie dojrzewanie w Polsce lat 80.
Cieniutka ta książeczka. Ale smakuje się każdą jej stronę. Nie chce uronić słowa. "Guguły" są sensualne. "Minęliśmy gnijące kopce, krzaki berberysu, rząd jabłoni. Pod butami chrzęściły skorupki winniczków. Ziemia pachniała zgniłymi korzeniami, mułem, kardamonem" - pisze Grzegorzewska i nie trzeba wiele wysiłku, by poczuć, że stoi się obok bohaterki, Wiolki ze wsi Hektary. Tamtego dnia Wiolka straciła dziewictwo.
Grzegorzewska opisuje słodko-gorzkie dzieciństwo na polskiej prowincji. Tytułowe guguły, to owoce - niedojrzałe, jeszcze cierpkie w smaku. Swoją historię zaczyna gdzieś na przełomie lat 70. i 80. (tata Wiolki wraca właśnie z więzienia) i sięga aż po koniec lat 80.
Piękna ta proza polskiej poetki, która na stałe mieszka w wiktoriańskim miasteczku Ryde na wyspie Wight. Pochodzi z maleńkiego Rzeniszowa położonego nad potokiem Boży Stok, w 2006 roku wyjechała z kraju. "Guguły" znalazły się w finale Nike. Książkę nominowano do prestiżowej Międzynarodowej Nagrody Bookera.
"Guguły", Wioletta Grzegorzewska, Wydawnictwo Czarne
Kiedy marzysz, by się wyrwać z prowincji
"Chciałem napisać o młodych ludziach, którzy próbują żyć godnie i odnaleźć piękno w zapomnianym, nieciekawym miejscu. Którzy zastanawiają się co się stanie z ich marzeniami, kiedy przekroczą granicę hrabstwa. Ta książka to list miłosny do tych młodych ludzi i do wszystkich, którzy kiedykolwiek czuli się tak, jak oni, niezależnie od tego, gdzie i w jakich okolicznościach dorastali" - pisze Jeff Zentner.
Znany był do tej pory jako muzyk, wokalista i kompozytor. Wydał pięć autorskich albumów (nagrywał m.in. z Nickiem Cave’em, Iggym Popem i Markiem Laneganem). A tu książka. I od razu "Król węży" znalazł się na krótkiej liście trzech najlepszych debiutów minionego roku wg prestiżowego Publishers Weekly.
Akcja dzieje się w dość ponurym miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych. Zentner opisuje losy trójki outsiderów. Dill, Travis i Lidia wchodzą w dorosłość, żadne nie ma przed sobą łatwych wyborów.
Zentner jest wokalistą, który nie tylko nagrywa, ale również pracuje z młodymi muzykami podczas obozów "Tennessee Teen Rock Camp". To właśnie one zainspirowały go do napisania tej świetnej powieści dla młodych. I nie tylko dla nich.
Jeff Zentner, "Król węży", tłumacz: Zuzanna Byczek, Wydawnictwo Jaguar
Zdegradowane stolice
"Kiedy mówię, że tu mieszkam, ludzie kiwają głowami ze współczuciem. Że musiało mi strasznie w życiu nie wyjść, skoro jeszcze tu tkwię" - mówi autorowi mieszkaniec Włocławka.
Filip Springer przejechał całą Polskę, żeby zobaczyć, jak żyje się dziś w 31 miastach, które w 1999 roku utraciły status stolicy województwa. "Dominuje w nich poczucie krzywdy, że coś im się ważnego odebrało i tęsknota. Za urzędem (wojewódzkim oczywiście), za ludźmi na ulicach (bo coraz puściej) albo po prostu za dziećmi, które wyjechały i coraz rzadziej dzwonią" - mówi. Jego "Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast" to szczery portret nas samych. Nieoczywiście piękny, poruszający, prawdziwy.
"Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast",Filip Springer, Wydawnictwo Karakter
Nie jesteś samotną wyspą
Ciekawy jest już sam pomysł. Dostajemy do rąk szesnaście opowieści, z których każda rozgrywa się w czasie dwóch minut, dokładnie tych samych dwóch minut.
Gudmundur Andri Thorsson opowiada o surowej codzienności małej islandzkiej wioski. I choć Valeyri leżące w cieniu góry Svarri jest fikcyjne, to historie w poetycki sposób opowiadane przez Thorssona mówią o prawdziwych emocjach - dojmującej samotności z jednej strony i poczuciu wspólnoty z drugiej. Wzruszają bohaterowie. Walczący z uzależnieniem pastor, Lalli unikająca od dwudziestu lat własnej siostry, Kalli, który w swojej stodole zajmuje się naprawą zepsutych pralek, bo brak mu odwagi na to, by naprawić coś, co dawno temu zepsuło się w jego życiu.
Wiele metafizyki w tej prozie. Nie irytuje, bo Islandia, to przecież magiczna wyspa.
"Miasteczko w Islandii", Gudmundur Andri Thorsson, tłumacz Jacek Godek, Wydawnictwo Wielka Litera
Przedmiot pośmiewiska
Na początku sierpnia ukaże się wybór opowiadań wieloletniego partnera Wisławy Szymborskiej, wielbiącego w swej prozie małe miasteczka, Kornela Filipowicza - "Moja kochana, dumna prowincja". W oczekiwaniu na premierę chce się zacytować, bo trafniej o prowincji nie można: "O, moja słodka, dumna i wrażliwa prowincjo! Jakże cię dobrze znam i rozumiem! Jestem przecież z ciebie, byłem tobą. Jesteś wrażliwa i czuła, ale pełna kompleksów, gdyż byłaś zawsze przedmiotem pośmiewiska. Jesteś mądra i chytra, kształcisz się, dużo czytasz, chłoniesz radio i telewizję, ale podejrzewasz, że mogą być od ciebie chytrzejsi. Panicznie boisz się, aby nie zostać nabraną. Masz swoje upodobania, znasz się na polityce, na literaturze i sztuce. Ale niechętnie ujawniasz swoje gusty, gdyż nie zawsze pokrywają się one z opiniami obowiązującymi w stolicach."
Filipowicz był mistrzem słowa.
Kornel Filipowicz, "Moja kochana, dumna prowincja", Wydawnictwo Znak
Małe miasto - wielka władza
J.K Rowling zabiera nas do urokliwego miasteczka z brukowanym rynkiem i starym opactwem. Ale już na wstępie sielankę Pagford przerywa nieoczekiwana śmierć. Barry, urzędnik miejski i radny, jak nikt potrafił pogodzić mieszkańców. Odkąd go zabrakło, animozje wybuchają z niekontrolowaną siłą. Bogaci chandryczą się z biednymi, żony z mężami, a jedni i drudzy z dorastającymi dziećmi. Polem walki jest także miejscowa szkoła.
Pierwsza powieść J.K. Rowling dla dorosłych, to pełna czarnego humoru, wciągająca satyra na brytyjską klasę średnią. Fascynujące jest przyglądać się rozgrywkom w Pagford i obstawiać samemu - kto przejmie władzę po Barrym.
"Trafny wybór", J.K Rowling, tłumaczenie: Anna Gralak, Wydawnictwo Znak