Ekstremalna spowiedź Jerzego Pilcha. Opowieść o alkoholizmie i późniejszej chorobie
Ekstremalna spowiedź Jerzego Pilcha. Opowieść o alkoholizmie i późniejszej chorobie
"Drugi dziennik" Pilcha, czyli choroba i literatura
"Wypiłem w życiu cysternę spirytusu" - mówi Jerzy Pilch, jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy, nazywany także "pierwszym alkoholikiem III RP", który solidnie sobie na ten tytuł zapracował.Pilch jest autorem "Pod Mocnym Aniołem", autobiograficznej książki, w której opisał zmagania z alkoholizmem, próby wyjścia z nałogu, powroty na oddział deliryków, liczne pijaństwa i trzeźwienia. Wkrótce na ekrany polskich kin wejdzie ekranizacja powieści w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego.
Zanim to jednak nastąpi, do księgarń trafia właśnie "Drugi dziennik" (Wydawnictwo Literackie), w którym Pilch po raz kolejny zdecydował się na "spowiedź ekstremalną", tym razem już jawnie autobiograficzną i bezpośrednią.Z bezwzględną szczerością opisuje swoją chorobę (pisarz cierpi na Parkinsona) oraz sposoby radzenia sobie z nią, a także wymuszoną tym abstynencję.
Więcej szczegółów na kolejnych stronach galerii.
Dlaczego piję?
"Piję, bo piję. Piję, bo lubię. Piję, bo się boję. Piję, bo jestem obciążony genetycznie. Wszyscy moi przodkowie pili. Pili moi pradziadowie i dziadowie, pił mój ojciec i piła moja matka. Nie mam ani sióstr, ani braci, ale jestem pewien: gdyby byli na świecie, wszystkie moje siostry by piły i wszyscy moi bracia również by pili. Piję, bo mam słaby charakter. Piję, bo coś mi się przestawiło w głowie. Piję, bo jestem zbyt spokojny i chcę się ożywić. Piję, bo jestem nerwowy i chcę ukoić nerwy. Piję, bo jestem smutny i chcę rozweselić duszę. Piję, kiedy jestem szczęśliwie zakochany. Piję, bo daremnie szukam miłości.
Piję, bo jestem zbyt normalny i potrzebuję odrobiny szaleństwa. Piję, gdy coś mnie boli i chcę ukoić ból. Piję z tęsknoty za kimś. I piję z nadmiaru spełnienia, kiedy ktoś przy mnie jest. Piję, kiedy słucham Mozarta i kiedy czytam Leibniza. Piję z powodu cielesnego uniesienia i piję z powodu seksualnego głodu. Piję, kiedy wypijam pierwszy kieliszek, i piję, kiedy wypijam ostatni kieliszek, wtedy piję tym bardziej, ponieważ ostatniego kieliszka nie wypiłem nigdy" - tak brzmi jeden z najsłynniejszych fragmentów "Pod Mocnym Aniołem". Czy w najnowszym "Drugim dzienniku" również znajdziemy tak szczere wyznania?
To nie Parkinson, tylko powikłanie poalkoholowe?
W niedawnym wywiadzie dla "Polski" udzielonym przy okazji premiery najnowszej książki, Pilch mówił o trzęsących się mu z powodu Parkinsona rękach: "moja sytuacja jest o tyle nietypowa, że w chorobę wszedłem nie ze zdrowia, ale z innej choroby, czyli z alkoholizmu. Ręce trzęsły mi się z przepicia i płynnie przeszło to w Parkinsona.
Fachowcy twierdzą, że pomiędzy tymi dwiema chorobami nie ma żadnej łączności, że jedna nie wpływa na drugą. Mnie się wydaje, choć to dziwne myślenie, że ja nie mam żadnego Parkinsona, tylko powikłanie poalkoholowe. Nawet starałem się przekonać do tego lekarzy, ale bez powodzenia. Co bardziej zdesperowani tłumaczą mi, że kiedyś alkoholem leczono Parkinsona".
Autor "Pod Mocnym Aniołem" przyznaje, że ręce trzęsły m się zawsze: "Już jako dziecko, i to zanim zobaczyłem na oczy pierwszy kieliszek wódki, miałem tak zwane drżenie samoistne. Na to - jak mawiał kiedyś Konwicki - cysterny spirytusu, no i jeszcze ni z gruchy, ni z pietruchy ten Parkinson".
Nie pijesz - jesteś podejrzany albo chory
Pilch przyznaje dzisiaj, że nie było łatwo zostać pierwszym alkoholikiem III RP: "to były lata ciężkiej pracy". Pisarz dodaje, że można przyjąć, iż jego odpowiedzialne za picie geny pochodzą w dużej mierze od dziadka ze strony ojca, starego Kubicy:
"Co tu dużo kryć, dziadek Kubica był ligowcem w dziedzinie nadużywania. Ale wydaje mi się, że w tamtych czasach wszyscy obcowali z rzeczywistością, w której chlanie było bardzo powszechne. Ale za to nie występowało zjawisko alkoholizmu. O żadnych tam AA nikt wtedy nie myślał. Wiadomo było, że trzeba się napić, a ten, kto nie pije, jest podejrzany albo po prostu chory. Za to jak ktoś pił dużo, to się mówiło, że gorzałka mu smakuje" - czytamy w wywiadzie dla "Polski".
Niekłamany w niczym rok życia
"Drugi dziennik" Jerzego Pilcha to przede wszystkim opowieść o chorobie pisarza i (nie tylko literackich) sposobach z nią sobie radzenia. "Oto niekłamany w niczym rok mojego życia" - deklaruje Pilch. Tom ten już w założeniu miał być intymniejszy, jest to najpewniej najbardziej szczera literacka spowiedź w dorobku pisarza.
"Z intymnością jak to z intymnością: same kłopoty. Nie tyle rzecz jasna z samą intymnością, ile z jej ujawnianiem. Intymność ujawniona nikogo nie zadowala: jedni mówią, że pokazano za dużo, drudzy, że nic; jeszcze inni, że w sam raz, ale wszystko wymyślone. Wybierajcie, jaką chcecie opcję. Ja wybieram spowiedź ekstremalną" - pisze Pilch i na kolejnych stronach opisuje przykładowy dzień ze swojego życia.
Dzień z życia Jerzego Pilcha
"Obudziłem się jak zwykle o piątej rano, jak zwykle jak wilk głodny. Było ciemno, pognałem do kuchni, puściłem Radio Nieśmiertelne Kawałki, kończyła się zażarta dyskusja polityczna, potem buchnął (nie tylko z powodu, że galopująco głuchnę, radio nastawione jest na definitywny full) w sensie ścisłym nieśmiertelny i zawsze studziennie mnie wzruszający przebój "Naprawdę jaka jesteś...?", tym razem byłem jednak tak wściekle głodny, ciało moje i duch mój były tak totalnie głodne, że nie było miejsca nawet na sprawdzone zachwyty" - czytamy w "Drugim dzienniku".
Dalej Pilch opisuje nawet jak z precyzją psychopaty kroi chleb, smaruje grzanki dżemem cytrynowym, na wierzch kładzie po dwa plastry sera gouda light. I dalej: "Boże mój, kiedyś piąta rano była godziną śmierci, teraz gdy śmierć ruszyła z kopyta, jest godziną życia".
Pilch wspomina także o zażywaniu kolejnych lekarstw: "Zjadłem, zażyłem number one, położyłem się z powrotem [...]; gdy godzina minęła, zażyłem number two - teraz będzie trochę gorzej, number two ma silne działanie uboczne, łącznie z halucynacjami i nieoczekiwanymi utratami przytomności, z drugiej strony będzie trochę lepiej, w swoistej omdlewczości całego ciała i na pewno części duszy wyostrzają się władze poznawcze".
Choroba - jeden z najważniejszych tematów
Już w pierwszym tomie "Dziennika" (Wielka Litera 2013) Jerzy Pilch pisał o swojej chorobie, ale w drugim tomie zapisków, obejmującym okres od czerwca 2012 do czerwca 2013 roku, stan zdrowia staje się jednym z najważniejszych tematów.
"Drugi dziennik" rozpoczyna się wpisem datowanym na 21 czerwca 2012 roku. W Warszawie trwały wówczas mistrzostwa w piłce nożnej, ulice opanowały tłumy kibiców, ale Pilch - tak bardzo dotąd zaangażowany w kibicowanie futbolowi - nie poświęca temu wszystkiemu ani słowa.
Dla niego ten dzień okazał się godny zapamiętania, bo zidentyfikował tajemnicze stukanie w kuchni jako głos zmarłego niewiele wcześniej Henryka Berezy. Temat sportowej rywalizacji powraca jednak w rozdziale, w którym autor typuje składy drużyn "pisarzy, którzy osiągnęli literacką pełnię". W pierwszej jedenastce u Pilcha "grają": Płatonow, Faulkner, Mann, Dostojewski, Tołstoj, Flaubert, Gogol, Borges, Proust, Babel i Szekspir.
Kolejna rozmowa o operacji
We wpisie z lipca 2012 roku pisarz donosi: "Dochodzimy do kresu farmakologii. Z doktorem K. rozmowa o operacji. Nie pierwsza, nie ostatnia. Ale z dotychczasowych najintensywniejsza. Dajcie pokój. Jak mówi poeta: "Idź, dokąd poszli tamci, do ciemnego kresu farmakologii". Rozmowa intensywna, ja rozrzedzony, chorobliwie rzadki". I dalej:
"Jeszcze rok temu nadstawiłbym czaszkę pod wszystkie wiertła, ostrza i laubzegi świata. Nie tyle z nadzieją, ile z desperacją. Wierćcie, tnijcie, piłujcie! I wy, techniki nieinwazyjne, czyńcie swą powinność! Mąć się, mózgu zamącony, mąć się i klaruj, a jak nie możesz się wyklarować, mąć się do imentu! Mąć się, wisisz mi, i tak mam omamy! [...]
Dziś wiem: łba nawet za własne zdrowie nie nadstawię. Najprawdopodobniej. Choć kto wie. W każdym razie boję się. Każdy by się bał. Czego najbardziej? Że się nie obudzę? Tego najmniej. Na to się nie ma wpływu, a i tego, żeś niezbudzony, nie wiesz. A jak wiesz, to znaczy, że tamten świat istnieje, niczego więcej nam nie trzeba. Jak wymarłą zapaścią wiekuistość ta miałaby się okazać - gorsza nie będzie".
Strach przed niemocą
Czego więc, w związku z operacją, Pilch obawia się najbardziej? Przede wszystkim tego, że obudzi się "nie taki", jak wcześniej. Pisze ostro:
"Z niesłychaną finezją rozpierdolą mi czaszkę, z niebywałą zręcznością pogrzebią mi w mózgu, z niezwykłą precyzją dotkną końcem lutownicy fatalnego miejsca, zainstalują elektrody, zaszyją, zakleją - operacja się udała - pacjent jednakowoż w popłochu. Niby wszystko okej: nie trzęsie się, cały niewzruszony; ręka, noga, głowa - nawet nie drgną; niestety, nie wszystko okej... [...]
I gdyby tylko to, gdyby tylko tak, gdybym się obudził impotentem w sensie ścisłym, byłoby pół biedy, to znaczy żadnych tryumfów, ale w końcu to jest dolegliwość do obejścia; starzy partyzanci znają i mają swe sposoby... [...] Prawdziwą tragedią byłoby obudzić się w niemocy duchowej; starzec, którym jestem, po przebudzeniu ma żwawe ruchy, spokojne ręce, ale nie staje mu ani na pisane, ani na drukowane; [...] Tak, tego się boję - utraty polszczyzny, jedynego języka, jakim porozumiewam się ze światem".
Powrót do wspomnień
Zdaniem Pilcha w porównaniu z formą felietonu dziennik pozwala bezkarnie uprawiać literaturę, zanurzać się w fikcji i wspomnieniach i w drugim tomie dziennika często wraca do świata ewangelickiej Wisły i czasów dzieciństwa:
"Mam w sobie ten lęk, który jest kłopotliwy: synka, z małej miejscowości, z Wisły, i nim w gruncie rzeczy jestem" - mówił o sobie pisarz. Pilch wprowadził do współczesnej polskiej literatury świat ewangelików - niewielkiej społeczności rządzącej się własnymi, surowymi regułami, ludzi obowiązkowych, praktycznych, bogobojnych.
W "Drugim dzienniku" wspomnienia z Wisły są często tajemnicze - pisarz nie potrafi po dziś wyjaśnić, dlaczego pewnego zimowego wieczora jego poważna i surowa babka niemal umarła ze śmiechu. Wyjaśnia się natomiast niechęć mieszkańców Wisły do przyjmowania letników szukających noclegu z dnia na dzień - dla porządnego ewangelika człowiek, który nie wie, gdzie danej nocy będzie spał, nie jest, delikatnie mówiąc, godny zaufania.
Kronika zdychania, a nie dymania
"Swoją drogą, ujmując rzecz frontalnie: miała po mnie zostać kronika dymania, zostanie kronika zdychania, niby szlachetniej, ale jednak wolałbym na odwrót. Może jest jeszcze jakaś szansa? Choćby częściowa? Może moja zachłanność nie jest oznaką końca, tylko fantastycznym, przezwyciężającym biologię, naturę, upływ czasu i parę innych przykrych drobiazgów tryumfalnym powrotem do młodości?" - pyta pisarz w innym fragmencie książki.
W jednym z zapisów Pilch zastanawia się, co by było, gdyby się okazało, że doszło do jakiegoś błędu w diagnozie i nagle "okaże się, że ściśle autobiograficzną, opartą na codziennej obserwacji samego siebie historię bezlitośnie postępującej terminalnej choroby napisał zdrowy byk?
Krok po kroku i wielce przekonująco, z poważnymi, niestety, niedociągnięciami merytorycznymi: to na przykład, co brał za agonalne owrzodzenia - okazywało się wysypką alergiczną, to co brał za dygot o neurologicznej proweniencji - okazywało się podwyższoną gorączką, to co brał za śmiercionośny dur - okazywało się pożałowania godnymi, ale całkowicie wypranymi z tragizmu resztkami wieloletniej deliriady? Gość raz udawał zdrowego, raz chorego, w końcu się pogubił".
Zakazane słowo: "choroba"
"Postanowiłem bezwzględnie wykluczyć z "Dziennika" słowo "choroba" i w miarę możności (w miarę nie sięgającej absurdu możności) wszystkie jego formy poboczne czy synonimiczne. Niestety, wykluczenie się nie powiodło" - pisze Pilch.
Decyduje się więc zobaczyć w chorobie wyzwanie literackie uznając, że "nie ma najmniejszego powodu, by choroba nie przypominała dobrze opowiedzianej historii" i obudowuje wahania stanu zdrowia grami literackimi i lekturami.
"Jedyne wyjście? Może nie jedyne, ale dla mnie wymarzone. Cykl tekstów polemizujących z chorobą, miażdżących chorobę, kompromitujących chorobę, wykazujących chorobie elementarne braki, doprowadzających chorobę do skrajnej depresji, cykl jadowitych pamfletów pod przewodnim tytułem: "Choroba na równi pochyłej", to mój sen, moje marzenie i moja nadzieja; za możliwość napisania takiej rzeczy zrobię, Panie Boże, wszystko, dziecku - jeśli każesz - wyrwę z zaciśniętej piąstki ostatnią landrynkę".
Zmierzyć się z chorobą
Czytuje nekrologi, wiele uwagi poświęcając zapowiedziom pogrzebów rówieśników, na liście lektur ma m.in. "O starzeniu się" Amery'ego, "Utajoną chorobę" Broyarda, "O chorobie" Ciorana, "Kruchy dom duszy" Thorwalda a także Manna, Camusa i Maraia, czyli klasykę literackiego mierzenia się z chorobami.
Opisuje różne strategie postępowania wobec własnej słabości, reakcje otoczenia i czytelników jego książek, zastanawia się, co będzie z pisaniem, gdy będzie już w stanie tylko dyktować, skoro wszystkie dawne narzeczone mniej lub bardziej stanowczo odmówiły bycia jego sekretarkami.
Ekranizacja "Pod Mocnym Aniołem"
17 stycznia 2014 roku odbędzie się polska premiera ekranizacji "Pod Mocnym Aniołem", powieści, która przyniosła Pilchowi Nagrodę Literacką Nike i ugruntowała jego sławę pisarza, który "dla wzmożenia egzystencji" wypił w życiu "cysternę alkoholu", jak sam wielokrotnie wyznawał przy różnych okazjach. Ważnym tematem "Drugiego dziennika" jest natomiast całkowita, wymuszona chorobą abstynencja autora, który w dodatku rozstał się też z papierosami.
W cytowanym wywiadzie dla "Polski" pisarz mówił, że nie wybiera się na premierę filmu, m.in. dlatego, że nie bardzo przepada za tą książką, choć przyniosła mu wielki rozgłos i została przetłumaczona na wiele języków, ale "dotyczy takiego czasu, do którego nie chcę już wracać. Niepokoi mnie to, że w filmie będzie się pokazywać alkoholika z całym jego upadkiem biologicznym. [...] Więc nic dziwnego, że nie chcę oglądać mojego alter ego leżącego pod płotem".
O książce
Kiedy w czerwcu 2012 roku Jerzy Pilch zaczyna pisać drugi tom dziennika, Polska wylega na stadiony i w nieznośnym upale przeżywa rytualne porażki drużyny narodowej. Pisarz, wytrawny filozof polskiej piłki nożnej, przybiera tymczasem bardziej osobisty ton: odwraca się od telebimów na sąsiednim placu Defilad i w mieszkaniu na Hożej konfrontuje się ze wzmożeniem rzeczy ostatecznych. Kobiety odchodzą w siną dal - demony podchodzą ze wszystkich stron. Rzadsze stają się wizyty w realnej Wiśle - imaginacyjnej prawie nie opuszcza.
Otwarcie pisze o tęsknocie za zdrowiem, o uldze porannych przebudzeń, szansach na życie wieczne. Bablu, Cioranie, Dostojewskim. Obok osobistych przemyśleń nie brak tu anegdot i nawiązywań do bieżących wydarzeń. Typowe dla autora dystans i ironia, połączone z przeczuciem nieuniknionej, ale i na swój sposób wyzwalającej utraty kontroli nad wszystkim, czynią "Drugi dziennik..." frapującą i nieprzewidywalną lekturą. Bo to, co tak naprawdę zostało, to "Bóg i piłka nożna". Ponad wszystko, "Drugi dziennik..." to prawdziwa rozkosz obcowania z Pilchowską frazą w sensie ścisłym.
"Dziennik drugi" ukazał się nakładem Wydawnictwa Literackiego. Większość zawartych w nim tekstów ukazała się na łamach "Tygodnika Powszechnego".
O autorze
Jerzy Pilch (ur. 1952 r. w Wiśle) - pisarz, dramaturg, felietonista. Na jego frazie wychowało się całe pokolenie polskich czytelników. Był felietonistą "Tygodnika Powszechnego", "Polityki", "Dziennika", "Przekroju".
W 1988 roku zadebiutował tomem opowiadań "Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej", nagrodzonym Nagrodą Fundacji im. Kościelskich (1989). Laureat Paszportu Polityki za książkę "Bezpowrotnie utracona leworęczność" (1998). Ośmiokrotnie nominowany do literackiej Nagrody Nike. Cztery jego książki znalazły się w finalne Nike: "Tezy o głupocie, piciu, umieraniu" (1998), "Bezpowrotnie utracona leworęczność" (1999), "Pod Mocnym Aniołem" (2001) i "Moje pierwsze samobójstwo" (2007). Powieść "Pod Mocnym Aniołem" została laureatką tej nagrody. Ostatnio nominację dostał również "Dziennik" - do Nagrody Literackiej Nike za 2013 rok.
Oprac. Grzegorz Wysocki, WP.PL, na podst. książki, PAP, "Polski", mat. prasowych i innych.