Lekarz wielkiego formatu. Poruszająca historia życia prof. Andrzeja Szczeklika

Lekarz wielkiego formatu. Poruszająca historia życia prof. Andrzeja Szczeklika

Wybitny lekarz i wspaniały człowiek opowiada o sobie
Źródło zdjęć: © EastNews

/ 18Wybitny lekarz i wspaniały człowiek opowiada o sobie

Obraz
© EastNews

W młodości robił wszystko - m.in. wraz z przyjacielem wywoływał zawały u szczurów (!) - by znaleźć skuteczne lekarstwo dla osób, którym grozi atak serca. Niestety, prof. Andrzej Szczeklik , legendarny lekarz, jeden z najwybitniejszych polskich naukowców, człowiek wielu pasji i zainteresowań, który podniósł medycynę do rangi sztuki, sam żył tak intensywnie, że dwa lata temu zmarł na zawał.
Jeszcze kilka dni przed śmiercią pisał w SMS-ie do swojego przyjaciela: "Mój wrodzony optymizm mówi mi, że zrealizujemy nasze wspólne plany, tak dla mnie ciekawe". "Był tak pełen radości życia, cudownej witalnej energii. Tylu ludzi uratował, umiał wysłuchać najsubtelniejsze szmery serca, a u siebie nie rozpoznał tego zagrożenia. Chciałbym go spytać jeszcze o tak wiele rzeczy..." - mówi Jerzy Illg .
Jakim człowiekiem, lekarzem i szefem był prof. Szczeklik ? Jakim cudem miał czas na wypełnianie tak licznych obowiązków? Jaką cenę zapłacił za swoje zaangażowanie w Solidarność, której poświęcił 9 lat życia? Skąd biorą się tak wspaniali ludzie jak on?We właśnie opublikowanym, kapitalnym, choć nieukończonym wywiadzie-rzece "Słuch absolutny" (Wyd. Znak) prof. Szczeklik opowiada o swoim życiu przyjacielowi Jerzemu Illgowi . Jest to opowieść zarazem poruszająca i przezabawna (liczne anegdotki i portrety wielu osób), lekka i mądra.
Na kolejnych stronach galerii cytujemy jej najciekawsze fragmenty oraz piszemy więcej o fascynującej, niezwykle bogatej biografii profesora. Lektura obowiązkowa!

/ 18Jak on to robił?

Obraz
© Fot. z archiwum rodzinnego państwa Szczeklików / Wyd. Znak

Jerzy Illg twierdzi, że profesor Andrzej Szczeklik był postacią nieomal mityczną: "Dla wszystkich, którzy znali go bliżej czy choćby zetknęli się z nim przelotnie, pozostanie niepojętą zagadką, jak potrafił łączyć wszystkie swoje zajęcia: kierowanie kliniką (i użeranie się z urzędnikami szpitalnej administracji), pracę naukową (był najczęściej cytowanym za granicą polskim uczonym), starania o granty i aparaturę, światowe kongresy i wykłady, aktywną działalność w PAU, członkostwo w Papieskiej Akademii Nauk, rozległe lektury, twórczość literacką (książki, eseje pisane do kolejnych numerów "Zeszytów Literackich", wieloletnia praca nad pomnikowym podręcznikiem chorób wewnętrznych, po jego śmierci nazwanym po prostu Interną Szczeklika).
W jaki sposób znajdował ponadto czas na występy w Piwnicy pod Baranami, wyjazdy na narty, spotkania z przyjaciółmi - przede wszystkim jednak doglądanie pacjentów, których odwiedzał czasem kilkakrotnie: wczesnym rankiem, jeszcze przed odprawą, w ciągu dnia i nierzadko jeszcze wieczorem? Doba kogoś takiego musiała mieć nie dwadzieścia cztery, ale co najmniej trzydzieści sześć godzin".

/ 18Lekarz wielkiego formatu

Obraz
© PAP/Tomasz Gzell

Przyjaciel profesora przypomina w książce, z jak wielkiego formatu lekarzem mieliśmy do czynienia: "Niezliczonemu kręgowi przyjaciół i znajomych, którzy byli zarazem jego pacjentami, ofiarowywał on niebywałe poczucie bezpieczeństwa. Wiadomo było, że choćby nie wiem co się działo - jest Andrzej, do którego można zadzwonić o każdej porze dnia i nocy i który zawsze znajdzie najlepsze rozwiązanie, napełni spokojem i podniesie na duchu".
"Tak było, gdy po zdiagnozowaniu nowotworu u mojej żony pomógł nam podnieść się z pierwszego szoku i zaproponował najsensowniejszy tok postępowania. Gdy uratował życie naszej najbliższej przyjaciółki, jednym dotknięciem rozpoznając guza, traktowanego dotychczas antybiotykami przez leczących ją chirurgów, których mocą swego autorytetu delikatnie, acz stanowczo nakłonił do natychmiastowej operacji" - wylicza Jerzy Illg.

/ 18"Przykład idzie z góry"

Obraz
© Fot. M. Szczeklik

Illg przypomina sobie także sytuację, gdy kolega z pracy "przywlókł z Indii jakieś wschodnie paskudztwo, z którego nie potrafiono go wyleczyć nawet w Instytucie Medycyny Tropikalnej w Warszawie, a od którego Andrzej uwolnił go w ciągu dwóch tygodni w klinice na Skawińskiej".
Kolega opuścił klinikę profesora Szczeklika w wielkim szoku. Swoimi przemyśleniami podzielił się z Illgiem: " "Wierzyć się nie chce, że w Polsce może istnieć taki szpital - gdzie jest taka opieka, jest tak czysto, traktuje się pacjentów w tak ludzki sposób. [...] Ale skoro to jest możliwe tam, dlaczego nie jest możliwe gdzie indziej?".
"Bo przykład idzie z góry, od samego szefa po ostatnią salową" - odpowiedział Jerzy Illg.

/ 18Skąd wziął się ktoś tak wyjątkowy?

Obraz
© Fot. z archiwum rodzinnego państwa Szczeklików / Wyd. Znak

Namówienie prof. Szczeklika na wywiad-rzekę zajęło Jerzemu Illgowi dobrych kilka lat. Redaktor naczelny wydawnictwa Znak i przyjaciel profesora bardzo na te rozmowy nalegał, by móc dzięki nim pomóc czytelnikom, przyjaciołom i pacjentom prof. Szczeklika odpowiedzieć na pytanie, skąd bierze się ktoś tak wyjątkowy?
Co go ukształtowało? Jak został wychowany? Jakich miał mistrzów i ulubione lektury? Jak wyglądały kolejne etapy jego wspaniałej kariery? Jak znajdywał czas na wszystkie zajęcia i inicjatywy, w których brał udział? "Jak możliwa jest erudycja tak oszałamiająca, ogarnięcie horyzontów tak rozległych - od astronomii, mitologii, alchemii, poezji po historię medycyny i jej odkrycia najnowsze, łączenie talentów tak różnorodnych - od niezwykłej sztuki lekarskiej, legendarnego wręcz daru diagnozy, cenionych w świecie odkryć naukowych, poprzez wirtuozerską grę na fortepianie, po grę w tenisa, chodzenie po górach i brawurową jazdę na nartach"?
O to wszystko pyta legendarnego lekarza Jerzy Illg w "Słuchu absolutnym", niedokończonym, przerwanym śmiercią profesora, zbiorze rozmów, który pochłania się jednym tchem.

/ 18Dzieciństwo, sławny ojciec, edukacja

Obraz
© PAP/Paweł Kula

Andrzej Szczeklik urodził się 29 lipca 1938 roku w Krakowie. Poszedł w ślady swojego ojca, który również był świetnym lekarzem, docentem UJ, który po odmowie wstąpienia do partii, musiał przenieść się do Wrocławia. Edward Szczeklik aż do emerytury kierował Katedrą Chorób Wewnętrznych i do dzisiaj pamiętany jest jako jeden z najważniejszych twórców wrocławskiej medycyny.
Andrzej Szczeklik wspomina w książce, że przed długi czas wyrzucał sobie, że wylądował na medycynie, skoro tak wiele rzeczy go interesowało (dla medycyny porzucił np. kontynuację kariery muzycznej). "Po latach Andrzej z sentymentem wspominał atmosferę domu rodzinnego, dzięki której przyswoił zasady, stanowiące dlań później podstawowe drogowskazy życiowe. Rodzice zadbali również o edukację młodego człowieka, niezależnie od tej, którą uzyskał, uczęszczając do najlepszego liceum w Krakowie, a także do średniej szkoły muzycznej" - wspomina Andrzej Białas, inny z przyjaciół profesora.

/ 18"Zaprogramowany" przez rodziców

Obraz
© Fot. z archiwum rodzinnego państwa Szczeklików / Wyd. Znak

W wywiadzie-rzece profesor opowiada, że na jego całe życie i późniejsze wybory olbrzymi wpływ miał dom rodzinny, wychowanie i to, w jaki sposób został przez rodziców "zaprogramowany": "Nie chciałbym, żeby to brzmiało - broń Boże - tak, że ja wyznawałem jakieś lepsze wartości, a inni ich nie mieli - nie o to chodzi. Kilka razy w życiu byłem w takich sytuacjach i uświadomiłem sobie, że gdy pojawiała się sprawa wyboru - podałem te dwa przykłady - nie miałem specjalnych wątpliwości. Nie chcę przez to powiedzieć, że droga, którą wybrałem, była przez to lepsza albo bardziej szlachetna, broń Boże! Po prostu zostały mi oszczędzone wielotygodniowe nocne rozterki, dylematy".
Szczeklik mówi, że wartości, które wyznaje, wyniósł z domu - "i to nie wpojone jako przykład do naśladowania, ale niejako nasiąkając nimi. Myślę, że podobnie powinna wyglądać edukacja medycyny klinicznej: przez skórę - jak by powiedzieli Francuzi. Nie z książki, nie filozoficznie. Odruch. Puknięcie w kolano i noga idzie do góry. Automatyzm".

/ 18"Potrafiliśmy kroić ciała po parę godzin dziennie"

Obraz
© EastNews

Studia młodemu Andrzejowi nie bardzo się podobały. "Medycyna na początku wydawała mi się okropna, strasznie pamięciowa" - wspomina w książce. W tamtym czasie przyszły profesor był bardziej zainteresowany chemii, z kolei na trzecim roku zafascynował się anatomią patologiczną:
"Mieliśmy doskonałą panią profesor, nadzwyczaj mądrą, nazywała się Janina Kowalczykowa. Wspaniale przeprowadzała sekcje. Ciekawie bardzo opowiadała i starała się coś nam pokazać, co nie było takie częste. [...] Bezcenne było to, że mogłem sam wziąć nożyczki i przejść przez te naczynia wieńcowe, nauczyć się, jak je otwierać, zobaczyć, co jest w środku...".
Prof. Szczeklik wspomina, że wraz z innym zafascynowanym tematem kolegą, który później został profesorem anatomii patologicznej, w czasie większych świąt odwiedzali z pół litra wódki pewnego laboranta ("był niesłychanie biegły w tej sztuce, myślę, że mógł prowadzić sekcje niemalże jak profesor"): "I on za te pół litra, a często i za kwaterkę, pozwalał nam przychodzić wieczorami i robić sekcje. [...] I tak potrafiliśmy kroić po parę godzin dziennie".

/ 18Ameryka

Obraz
© EastNews

Po studiach Szczeklik zdał egzamin nostryfikacyjny w amerykańskiej ambasadzie, dzięki czemu udało mu się na rok (1962/63) do kliniki w Nowym Jorku. "Ten wyjazd był kamieniem milowym w jego edukacji, nie tylko medycznej" - wspomina Andrzej Białas. Z trzynastu lekarzy, którzy z nim wyjechali, do Polski wrócił tylko jeden z nich, czyli właśnie Andrzej Szczeklik.
"Moi koledzy mieli straszne rozterki: zostać, nie zostać. Ja - nie dlatego, żebym był cokolwiek lepszy, w tym względzie byłem po prostu inny - wiedziałem jedno: że jeślibym nie wrócił do Polski, to mój tato by mnie po prostu wyklął, nigdy więcej by się w życiu do mnie nie odezwał" - mówi profesor.
Po powrocie Andrzej Szczeklik rozpoczął pracę na Akademii Medycznej we Wrocławiu, gdzie uzyskał doktorat i habilitację. Do Krakowa wrócił w 1972 roku z żoną, "uroczą i piękną Marysią wzbudzającą zachwyt (i zazdrość) przyjaciół".

10 / 18Od ruiny do jednej z najlepszych klinik w kraju

Obraz
© Fot. z archiwum rodzinnego państwa Szczeklików / Wyd. Znak

W krakowskiej Akademii Medycznej Szczeklik objął kierownictwo Kliniki Alergologii, która znajdowała się w katastrofalnym stanie. "Trudno uwierzyć, że dzisiaj jest to jedna z najlepszych klinik w Polsce (a powszechnie uznawana za najlepszą w Krakowie), nowoczesna, wygodna i przyjazna pacjentom. To wynik uporczywych wysiłków Profesora, który wykorzystywał wszystkie swoje możliwości i kontakty tak krajowe, jak i międzynarodowe, aby zdobyć odpowiednie środki i zbudować - właściwe od nowa - szpital na wysokim poziomie" - pisze Białas w tekście zamieszczonym w "Słuchu absolutnym".
Białas wspomina, że sprawy organizacyjne, choć istotne, nie były najważniejsze: "Profesor był przede wszystkim LEKARZEM. Wielkim lekarzem. Zaangażowanym bezgranicznie w walkę z chorobą i w to, by stworzyć pacjentowi komfort psychiczny, co uważał - jak wynika z jego książek - za bardzo ważny element terapii. Był stale obecny, stale do dyspozycji chorego. Nie będzie przesadą, gdy napiszę, że właściwie mieszkał w klinice (potrafił nawet wpaść świtem przed wyjazdem ekspresu do Warszawy). To zaangażowanie, ta nieustępliwość w dotarciu do źródeł cierpienia, a równocześnie ogromna wiedza i doświadczenie dawały rękojmię, że w klinice na ul. Skawińskiej można było liczyć na prawdziwą pomoc. Wiedział o tym cały Kraków".

11 / 18"K...!, nie jestem czerwony!"

Obraz
© PAP/Andrzej Grygiel

Wspominając w książce swój pobyt i staż w Ameryce na początku lat 60. prof. Szczeklik opowiada, jak często doprowadzano go tam do szału pytaniem: "Are you red?". "K...!, nie jestem czerwony, zrozumcie to!" - wściekał się lekarz.
"Ameryka była dla nas szokiem - te fantastyczne adaptery, te radia, te auta, kupowanie wszystkiego bez problemu, benzyna za pół darmo. Moi koledzy - bardzo zresztą sympatyczni, to była taka złota młodzież - mówili: "Patrz, w "Przekroju" by pękli, jakby nas zobaczyli... Co my tu mamy... Królowie życia. Niebywałe". Ci fajni chłopcy tam po prostu wariowali, jak widzieli tę całą elektronikę ówczesną, te wszystkie możliwości - także finansowe - bo jednak nam po prostu płacono" - opowiada lekarz.
Oprócz technologii i "wyprzedzenia cywilizacyjnego" profesorowi najbardziej podobał się stosunek Amerykanów do pracy: "Byłem tym odkryciem Ameryki, przedsiębiorczej i zdecydowanej realizować swoje marzenia, zdumiony i zachwycony. Przyjeżdżałem z kraju, gdzie nic się nie udawało. Niczego nie było, nic nie powstawało. Wszystko było do bani. Ten Gomuła czy jego poprzednicy...".

12 / 18Ogromna cena za zaangażowanie w Solidarność

Obraz
© Fot. M. Szczeklik

"Andrzej Szczeklik nasiąkł w domu patriotyczną atmosferą, która impregnowała go na komunę i komunistyczną ideologię. A jednocześnie uważał, że jego miejsce jest właśnie tutaj, w Polsce. Po studiach wygrał konkurs na staż w Ameryce, był jedną z 13 osób, które przeszły ten egzamin, z ponad 300 kandydatów. [...] Nie wyobrażał sobie, że mógłby zostać w Ameryce, to byłby rodzaj zdrady, po takiej decyzji nie mógłby spojrzeć w oczy swojemu ojcu" - mówił Jerzy Illg w wywiadzie dla PAP:
"Kiedy przyszedł czas Solidarności, natychmiast się w to zaangażował. Zapłacił za to zresztą wysoką cenę - przesłuchania, proces, utrata stanowiska rektora, zakaz wykładów dla studentów, rozmaite szykany. Był gotów ponosić konsekwencje wierności sobie i wyznawanym ideałom".
Solidarności Szczeklik poświęcił dziewięć lat życia. W książce opowiadał: "Pamiętasz pewnie to swoje pierwsze olśnienie, że to w ogóle jest możliwe? To było przecież dla nas wszystkich niespodziewane. Były te Latające Uniwersytety, w których ja nie partycypowałem, wiedziałem, że coś tam się dzieje, rodzi się jakiś opór, u mnie w domu też był opór, był Katyń, bardzo jednoznaczny stosunek do tego systemu, ale nikt się nie spodziewał, że on może paść. I nagle to wybuchło".

13 / 18"Tak strasznie mnie to wciągnęło!"

Obraz
© Wikipedia / Fot. Lech Polcyn

"A jak wybuchło w Krakowie, to mnie zachwyciło i na pierwszym zebraniu, na którym wystąpiłem, zacytowałem Słowackiego "Beniowskiego"... zupełnie pięknoduchowskie wystąpienie, ale byłem tak przejęty, że uzmysłowiłem sobie nieskromnie, iż strasznie chciałbym w tym być, wśród tych, którzy poprowadzą ten ruch... Tak strasznie mnie to ciągnęło! I potem przez dziewięć lat to była bardzo duża i bardzo mocna organizacja" - opowiadał Szczeklik:
"Byłem przez dziewięć lat pierwszym zastępcą przewodniczącego komisji zakładowej, a ponieważ przewodniczący miał różne kłopoty, więc w znacznym stopniu to prowadziłem, z paroma kolegami. Ten ruch był szalenie mocny wśród młodych ludzi. A profesura - było nas trzech, czterech, z całego szerokiego grona. Byli tacy, którzy z daleka sympatyzowali. Przez te lata nie było dla mnie ważniejszej sprawy".
"Chciałbym podkreślić, że w tych trudnych, a niekiedy nawet dramatycznych okolicznościach nigdy nie widziałem u Andrzeja oznak przygnębienia ani żalu z powodu zaangażowania się w wydarzenia, które mogły zaważyć na jego karierze zawodowej" - wspominał Zbigniew Chłap, przyjaciel Szczeklika z tamtych lat.

14 / 18Anglia i zawały szczurów

Obraz
© EastNews

W latach 80., m.in. w związku z problemami, jakie spotkały go za zaangażowanie w Solidarność, prof. Szczeklik udał się na półroczny kontrakt do Anglii. Wcześniej przez rok nie chciano mu dać paszportu. Jeden z partyjnych sekretarzy wprost powiedział wybitnemu lekarzowi, że on i jego rodzina dostanie paszporty tylko pod warunkiem, że już tutaj nigdy nie wrócą: "Siedźcie tam. Chcą was, to się cieszcie. My was tu nie chcemy".
W Anglii profesor z jednym ze swoich kolegów miał ambicję, by na zawsze "rozwiązać sprawę zawału serca": "Chorzy chorymi, ale wpadliśmy na pomysł, że wypracujemy szybki i przydatny model wywoływania zawału serca u szczura, który jak najdokładniej przypominałby model zawału u człowieka. Eksperymentowaliśmy na szczurach, bo to było najtańsze. No i operowaliśmy.
Ponieważ, jak powiedziałem, pracę w klinice zaczynaliśmy o dziewiątej, o szóstej, szóstej piętnaście rano spotykaliśmy się w laboratoriach obok szpitala, do których przynależała zwierzętarnia, i wykonywaliśmy te operacje. Tam były różne zwierzątka. John operował, ja asystowałem, i tak na zmianę. Chcieliśmy doprowadzić do zawału serca u tych bidnych szczurów. To nie było żadnym odkryciem, ale chodziło o to, by następnie móc dobrze obserwować następne etapy tego, co się dzieje i próbować interweniować".

15 / 18USG dzięki papieżowi

Obraz
© Fot. M. Szczeklik

Przez pół roku profesor Szczeklik pracował w szpitalu w Sheffield i był to kolejny z zagranicznych kontraktów, który dał mu bardzo wiele jako lekarzowi i człowiekowi. Choć nie wszystko się udało: "Z tych zawałów guzik wyniknęło. Klapa kompletna, dalej ludzie umierają na zawał".
"Zobaczyłem też wtedy rzeczy, które mnie zachwycały. To był 1985 rok i wtedy pierwszy raz na taką skalę mogłem obserwować na przykład stosowanie ultrasonografii w praktyce. Widziałem, jak to działa na co dzień na oddziale chirurgii, gdzie też byłem. Gdy wróciłem do Polski, pomyślałem sobie, że muszę taki jeden, choćby najprymitywniejszy ultrasonograf mieć u siebie, zobaczyć, jak to działa. Przez księdza Macharskiego, za co jestem mu wdzięczny do dzisiaj, trafiłem do papieża i dostałem taki prosty aparat, jeden z pierwszych w Krakowie, a kto wie, czy nie pierwszy w Polsce. Byłem tym zachwycony. I to był jeden z takich, banalnych w pewnym sensie, profitów z mego pobytu w Anglii" - mówi profesor.

16 / 18Szaman sprowadza Miłosza na ziemię

Obraz
© PAP/DPA/Roland Scheidemann

Jerzy Illg opowiada w wywiadzie, że, gdy obserwowało się, Andrzej Szczeklik "bada pacjenta, zamyka oczy, dotyka go i czuje rzeczy, których nie wykazuje aparatura - to jego skupienie i niezwykły dar diagnozy robiły nadzwyczajne wrażenie. Czesław Miłosz powiedział o nim, że to jest szaman. A szaman, jak wiadomo, potrafi udać się w zaświaty i sprowadzić duszę chorego z powrotem na ziemię. Tak zresztą było z samym Miłoszem - prof. Szczeklik kilkakrotnie przywołał go z powrotem pomiędzy nas z bardzo daleka, z drugiego brzegu...".
Warto pamiętać o tym, że Andrzej Szczeklik leczył najwybitniejszych polskich pisarzy i artystów, m.in. Lema, Miłosza, Szymborską, Wajdę, Tischnera, Mrożka. Piotr Skrzynecki, któremu lekarz przedłużył życie o ładnych parę lat, nazywał klinikę profesora Szczeklika na ul. Skawińskiej w Krakowie "Hotelem snów".

17 / 18"Śmierć Andrzeja była całkowitym zaskoczeniem"

Obraz
© Na zdj. Andrzej Szczeklik i Jerzy Illg / Fot. M. Szczeklik

Prof. Szczeklik leczył także Wisławę Szymborską. Jerzy Illg wspomina: "Z Wisławą lubili się bardzo, Andrzej ją ogromnie podziwiał. W grudniu 2011 roku byliśmy w Paryżu, a z Wisławą było już bardzo niedobrze. Żona mi jednak powtarzała: "Zobaczysz, ona jest z innego kruszcu, na pewno się z tego jeszcze wygrzebie". I wtedy dostaliśmy od Andrzeja sms z jednym słowem: "Gaśnie". Wiedzieliśmy, że jeżeli on tak pisze, nie ma się co łudzić.
Andrzej Szczeklik zmarł dwa dni po śmierci Wisławy. Kraków bez nich nie jest już tym samym miastem. Na jej odejście jakoś byliśmy już przygotowani, liczyliśmy się z tym, że to nieuchronne, ale śmierć Andrzeja była całkowitym zaskoczeniem. Był tak pełen radości życia, cudownej witalnej energii. Tylu ludzi uratował, umiał wysłuchać najsubtelniejsze szmery serca, a u siebie nie rozpoznał tego zagrożenia. Nie było nam dane tej książki dokończyć. Chciałbym go spytać jeszcze o tak wiele rzeczy...".

18 / 18"Przegrał pojedynek z własnym sercem"

Obraz
© Książki WP

"Dla mnie przyjaźń ta była jednym z najwspanialszych darów, jakie mnie w życiu spotkały. Zawdzięczam jej wiele pięknych (czasem najdosłowniej upojnych) chwil, inspiracji, przemyśleń i lektur. Myśląc o Andrzeju, zadawałem sobie często pytanie, jak możliwe jest nagromadzenie w jednym człowieku takiego bogactwa talentów" - pisze Jerzy Illg we wstępie do "Słuchu absolutnego".
Przyjaciel profesora wciąż nie potrafi uwierzyć i pogodzić się z jego śmiercią. Andrzej Szczeklik "przegrał pojedynek z własnym sercem, które zdradziło go nieoczekiwanie i odmówiło posłuszeństwa - co z pewnością wydawało mu się niemożliwe. [...] Był zapewne przekonany - tak mi się przynajmniej wydaje - że siłą woli ujarzmi ten głupi mięsień, który nie może przecież pokrzyżować mu tylu planów, nie będzie w stanie zatrzymać go w biegu, skoro tyle celów jeszcze przed nim: wielki kongres kardiologów, któremu miał wiosną przewodniczyć, wyjazd na konferencję do Korei, współpraca w ramach pozyskanego grantu z wybitnym szwajcarskim profesorem, która - jak szepnął kiedyś mojej żonie - mogła w wypadku sukcesu ocierać się o Nobla...".
Andrzej Szczeklik zmarł 3 lutego 2012 roku w Krakowie. Pogrzeb profesora odbył się 8 lutego w Bazylice Mariackiej. Wybitny lekarz i naukowiec został pochowany na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie.
Oprac. Grzegorz Wysocki, WP.PL, na podst. książki. Fragmenty wywiadu z Jerzym Illgiem - PAP.

Wybrane dla Ciebie

Erykah Badu w Polsce. Podwójna uczta dźwięków w Gdyni
Erykah Badu w Polsce. Podwójna uczta dźwięków w Gdyni
Kultura WPełni. Anna Maria Sieklucka o życiu po filmie "365 dni" i nowym thrillerze
Kultura WPełni. Anna Maria Sieklucka o życiu po filmie "365 dni" i nowym thrillerze
Teatr Wielki w Poznaniu zaprasza na Festiwal Moniuszki
Teatr Wielki w Poznaniu zaprasza na Festiwal Moniuszki
Lot nad publicznością, ogień, tryskający gejzer. Show, jakiego PGE Narodowy nie widział
Lot nad publicznością, ogień, tryskający gejzer. Show, jakiego PGE Narodowy nie widział
ORLEN otwiera Strefy Melomana z okazji Konkursu Chopinowskiego
ORLEN otwiera Strefy Melomana z okazji Konkursu Chopinowskiego
Czym jest dziś kultura? Zobaczcie relację ze spotkania WP Kultura
Czym jest dziś kultura? Zobaczcie relację ze spotkania WP Kultura
SYSTEM OF A DOWN zagra drugi koncert w Warszawie na PGE Narodowym
SYSTEM OF A DOWN zagra drugi koncert w Warszawie na PGE Narodowym
86. rocznica śmierci. Po wkroczeniu bolszewików popełnił samobójstwo
86. rocznica śmierci. Po wkroczeniu bolszewików popełnił samobójstwo
Światowa premiera w Polsce. "Nie byłem w stanie wyobrazić sobie lepszego filmu"
Światowa premiera w Polsce. "Nie byłem w stanie wyobrazić sobie lepszego filmu"
Nostalgiczna opowieść o miłości i samotności – nowa premiera Agi Laury
Nostalgiczna opowieść o miłości i samotności – nowa premiera Agi Laury
Ten Polak podbija świat. 10-minutowa owacja na stojąco
Ten Polak podbija świat. 10-minutowa owacja na stojąco
"Między sztuką a sercem". W Puławach otwarto wystawę poświęconą Izabeli Czartoryskiej
"Między sztuką a sercem". W Puławach otwarto wystawę poświęconą Izabeli Czartoryskiej