"Mama umierała na moich rękach". Poruszająca rozmowa z Grażyną Szapołowską
"Mama umierała na moich rękach". Poruszająca rozmowa z Grażyną Szapołowską
"Cały czas czuję, że mama gdzieś tutaj jest"
"Mama umierała na moich rękach, odchodziła i odchodziła. Ale podczas jej ostatniego zaśnięcia, ja zasnęłam. Wróciłam i już jej nie było" - Grażyna Szapołowska po raz pierwszy odważyła się opowiedzieć publicznie o ostatnich dniach życia swojej mamy.
W przejmującej książce "Ścigając pamięć" (Wyd. G+J Książki) oraz szczerej rozmowie z Ewą Jankowską (WP.PL) aktorka opowiada o umieraniu Wandy Szapołowskiej. Surowe opisy ze szpitalnych pomieszczeń oraz pełna walki i traumatycznych chwil codzienność przeplata się z ciepłymi wspomnieniami.
Na kolejnych stronach czeka was spotkanie z Grażyną Szapołowską, jakiej jeszcze nie znacie. Zamiast maski zimnej femme fatale - kobieta o niezwykłej wrażliwości, czułości i empatii.
Wszystko o mojej matce
Ewa Jankowska (WP.PL): Przyznam się, że "Ścigając pamięć" odbieram jako bardzo intymną książkę. Czy nie obawiała się Pani momentu, w którym ta osobista opowieść zetknie się z całkowicie obcymi Pani osobami?
Grażyna Szapołowska: Absolutnie nie. Każda forma kreacji, która porusza, powstaje z doświadczeń twórcy, jego obserwacji, jego rzeczywistości i pamięci. Otrzymuję dużo listów, maili od czytelników. Piszą, że po przeczytaniu mojej książki dzwonią do swojej mamy. Opowiadają mi o relacjach, jakie mają z rodzicami, albo ich braku, o tęsknocie. Wracają do własnych doświadczeń. Książka wyzwoliła w nich emocje.
W którym momencie zdecydowała się Pani pokazać światu i ludziom te intymne zwierzenia?
To nie są zwierzenia. To książka o miłości, o życiu, o bliskości, której często nam brakuje. Zdecydowałam się na pisanie w momencie, kiedy trzeci wydawca zgłosił się do mnie z propozycją opublikowania autobiografii. Mam do siebie duży dystans. Nie umiałabym napisać zwyczajnej biografii. W czasie, kiedy odchodziła mama, prowadziłam dziennik. Zapisywałam w nim codzienność, zupełnie fizyczną i emocjonalną - moją, mamy i tych, którzy byli przy nas. Zamiast zamykać biżuterię mamy w pudełku, zamknęłam wspomnienie o niej w książce.
Życie w pośpiechu
Umieściła Pani w swojej opowieści również historie z innych etapów Pani życia - opisy z planów filmowych, spotkań z ludźmi, przygód podczas podróży. Dlaczego wplotła Pani akurat te historie?
Ścigałam swoją pamięć... Kiedy jesteśmy przy osobie, która odchodzi, budzi się w nas pamięć czasem zupełnie zaskakujących wspomnień, które nigdy wcześniej nie wracały. We mnie obudziła się pamięć nieobecności z mamą. Tych chwil w życiu, których nie była bezpośrednim obserwatorem. Wyjeżdżałam, spędzałam czas z innymi ludźmi, wydarzało się tak wiele.
Po powrocie cała tamta rzeczywistość kurczyła się do kilku zdań. "Jak było?", "Dobrze". I jeszcze kilku o słów o pogodzie, o filmie albo kraju, w którym byłam. Zawsze żyłam w dużym pośpiechu. Dopiero w pewnym momencie odkryłam codzienność z mamą. W naszej ostatniej obecności próbowałam przywrócić również czas, w którym się rozstawałyśmy. Może po to, by tym razem przeżyła go ze mną?
Wciąż jest tutaj obecna
Czy po odejściu mamy cały czas czuje Pani, że w jakiś sposób ona jest?
Oczywiście, że tak. Cały czas.
Gdzie?
W snach, w czytanych przeze mnie zeszytach z jej recepturami, w zapachu korali, w pozostawionej przez nią biżuterii, w zdjęciach, w chusteczce do nosa, w niedokończonej wełnianej, różowej serwetce, w zapachu czereśni, które kwitną pod jej domem.
Jest tyle elementów, których nie zauważamy. Nikną w codzienności. Jednym z nich jest zapach. Zaczynamy go zauważać dopiero, kiedy tęsknimy, kiedy ktoś odchodzi. Wychodzi z ukrycia, staje się niezwykle intensywny i potrafi obudzić całą pamięć.
Strach przed samotnością i umieraniem
Z jednej strony pisze Pani o mamie emocjonalnie, z drugiej odnosi się wrażenie, jakby ten proces odchodzenia osoby bliskiej wcale nie był taki ciężki. Aż trudno w to uwierzyć.
Oczywiście, że jest ciężki, ale nie jest nie do zniesienia. Obecność przy człowieku, który odchodzi, to zaszczyt, a nie udręka. Ludzie często boją się tego momentu. Uciekają w pracę, brak czasu, brak umiejętności. Nie wszyscy. Wielu okazuje troskę, miłość, nie odchodzi. Jednak są ludzie skazani na samotność, która potrafi być wyjątkowo odczuwalna, kiedy leży się w szpitalnym łóżku. Dochodzi do tego jeszcze lęk.
Szpital powinien być miejscem, w którym człowiek czuje się bezpiecznie, ma pewność, że ktoś się nim zaopiekuje, przyniesie ulgę. A tak naprawdę boimy się go. Zwłaszcza, kiedy ktoś jest po 50-tce. Już wtedy odsuwany jest na boczny tor, jakby był już przegrany, a czas przyszły nie był dla niego przeznaczony. Proszę sobie wyobrazić, co się dzieje z człowiekiem po 80. roku życia. Trzeba mieć niebywałe szczęście, żeby ktoś taką osobę potraktował ciepło.
Umiejętność pożegnania się
Właśnie dlatego nie zdecydowała się Pani umieścić mamy w jednym z hospicjów?
Nie tylko. Myślę, że po prostu nie byłabym w stanie funkcjonować, gdybym była daleko od niej. Nie przestałabym odczuwać lęku. Ale przez sekundę, na początku choroby, miałam mieszane myśli. Kierował mną wyłącznie nieuzasadniony strach przed tym, że wyrządzę jej krzywdę własną niewiedzą. Słuchałam zdań mówiących, że sobie nie poradzę. To nieprawda.
Wszyscy jesteśmy w stanie sobie poradzić. Hospicja są miejscami naprawdę ostatecznymi. Oczywiście ludzie odchodzą w różny sposób. Każda śmierć jest inna. Bolesna jest samotność ludzi, którzy są po prostu starzy i którzy zostali opuszczeni. Umierająca osoba potrzebuje obecności. W swojej książce chciałam przekazać, jak niezwykle istotna dla obu stron jest umiejętność pożegnania się, powiedzenia "do widzenia".
Moment, który potrafi zmienić człowieka
Zachęcanie ludzi do tego, aby nie bali się być przy bliskich. Ale jednak wielu się boi.
No właśnie dlaczego? Czy Pani by się bała?
Nie powiem nie, bo nie wiem. Nigdy nie musiałam podejmować takich decyzji. Gdyby coś takiego stało się teraz, na pewno byłabym przerażona. Chyba nie byłabym w stanie w tej chwili zaopiekować się rodzicami tak, jak Pani zaopiekowała się mamą.
To jest moment, który potrafi zmienić człowieka. Nawet Pani nie wie, jaką siłę w potrafi wyzwolić miłość do bliskiego.
Znam takich, co nie przyszli. Te osoby pewnie zdają sobie sprawę z tego, że nie postąpili słusznie, ale z jakichś powodów było to dla nich zbyt trudne, a może kłopotliwe.
Będzie ich to dławiło do końca życia, nie zawsze, nie codziennie, ale w pewnych chwilach. Narodziny i śmierć to najważniejsze momenty w życiu człowieka.
Wsparcie rodziny i najcięższe chwile
Co Pani pomagało radzić sobie z trudną sytuacją?
Rodzina. Z pewnością ciężko być samemu, kiedy traci się ukochaną osobę. Przy mnie była moja wnuczka, córka, siostra, pani Ewa i najlepszy przyjaciel - Eric. Mieć przy sobie ludzi, którzy zawsze podadzą rękę, pomogą we wszystkim - takie wsparcie jest niezastąpione.
Co było najtrudniejsze podczas tego okresu?
Moment, w którym mama przestała jeść. To było na trzy dni przed jej odejściem. Robiłam jej masaż pleców i zauważyłam, że z tyłu, na biodrze ma małą odleżynę. Ścisnęło mnie za serce. Wtedy zrozumiałam, że jej nie ochronię. To była tak naprawdę pierwsza zauważalna fizyczna zmiana. Walczyłam, a to kochane ciało i tak zaczynało być coraz bardziej kruche, zaczynało się rozpadać.
"Odejdę dopiero, jak będę miała 97 lat"
Czy śmierć mamy wpłynęła w jakiś sposób na Pani relację z córką?
Tak, poczułam, że dobrze ją wychowałam.
Czyli zrobi dla Pani to samo, co Pani dla swojej mamy?
Na pewno, chociaż mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. Chciałabym szybciutko zasnąć. Tylko nie mam cyjanku. (śmiech)
Czasem zastanawiam się, co czułabym, gdybym była w ciężkim stanie. Chyba wolałabym odejść wcześniej. Kocham życie. Jest piękne, zaskakujące. Jednak jestem w stanie wyobrazić sobie, że można być nim zmęczonym. Ale na zmęczenie mam jeszcze trochę czasu. Odejdę dopiero, jak będę miała 97 lat.
Wróżka tak powiedziała?
Nie, ja tak mówię. (śmiech)
O książce
"Ścigając pamięć" to autobiograficzna opowieść Grażyny Szapołowskiej, która wiedzie czytelnika przez dwa równoległe światy. Niezwykle poruszająca relacja z ostatnich dni życia matki autorki, Wandy Szapołowskiej, przeplata się ze wspomnieniami z pasjonującego życia aktorki.
Grażyna Szapołowska opowiada o emocjonalnej podróży, którą odbywa w dwóch przestrzeniach: realnej i umysłowej. Pierwsza ma określony czas i miejsce. Jest nim dom w Aninie i okres rozpięty na 13-14 tygodni, w trakcie których umierała matka bohaterki. Poszczególne zdarzenia i fakty zapisane są w formie notatek i relacji.
Tworzą dziennik, który stanowi główną oś historii. Jednocześnie te najprostsze czynności: gry w karty, podcinanie włosów czy parzenie kawy oraz słowa budzą pamięć i przywołują liczne obrazy z przeszłości. Czytelnik poznaje w ten sposób wspomnienia bohaterki - drugą przestrzeń powieści.
Czytanie przepisów kulinarnych mamy
"Wieczór. Jestem w kuchni. Przygotowuję kolację. Z półek spoglądają na mnie słoiki z konfiturami mamy. Na wszystkich widnieją daty 2004, 2005, 2007... Wiśnie z orzechami, węgierki, morele, maliny, róża..." - pisze aktorka we wstępie książki. Dalej wyznaje:
"Tęsknię za jej głosem, za dotykiem jej dłoni. Wyjmuję zeszyt. Przesuwam palcem po linijkach tekstu. Strony wypełniają przepisy. Powtarzam szeptem zapisane słowa. Recytuję jak wiersze, próbując przywołać mamę".
O książce
Surowe opisy ze szpitalnych pomieszczeń, pełna walki i traumatycznych chwil codzienność, przeplata się z ciepłymi wspomnieniami. Obrazami z przeszłości kierują emocje i wrażliwość autorki. Szapołowska opisuje swoje dzieciństwo w rodzinnym domu, wspólne zabawy z siostrą, młodość i początki pracy w jeleniogórskim Teatrze Dolnośląskim, następnie naukę w warszawskiej Akademii Teatralnej.
Aktorka szczególnie ciepło przywołuje zajęcia z Profesorem Andrzejem Łapickim. Wraca pamięcią do pracy na planach filmowych w słonecznym Los Angeles, mroźnym Petersburgu, Budapeszcie, Rzymie, a nawet Damaszku. Obrazy z przeszłości uzupełniają wspomnienia wakacji we Francji, przypadkowych osób spotkanych na lotniskach czy w hotelach, wreszcie przyjaźni i miłości.
Wybudzenie pamięci
"Jak dziwnie działa ludzki mózg... Upycha wspomnienia w niewidocznych miejscach. Wprowadza je w letarg. I rozciąga cieniutkie, niepozorne nitki po całym ciele. Zaczepia je w podniebieniu, na skórze, w oczach. Echo smaku, zapachu, koloru czy właśnie odczuwanej temperatury wprawia je w drżenie i wybudza pamięć" - pisze w książce Szapołowska.
Dzięki lekturze "Ścigając pamięć" czytelnik ma szansę poznać Grażynę Szapołowską w jej najważniejszych życiowych rolach: córki, matki, siostry oraz żony i opiekunki.
__Z Grażyną Szapołowską rozmawiała Ewa Jankowska (WP.PL)._Z Grażyną Szapołowską rozmawiała Ewa Jankowska (WP.PL). Oprac. GW, WP.PL._