Ten utwór podbija internet. 2,5 mln wyświetleń
Bedoes, jeden z najpopularniejszych polskich raperów, pod koniec listopada opublikował pierwszy solowy utwór od prawie pięciu lat. "Kamień z serca" za chwilę przekroczy 2,5 miliona wyświetleń na YouTube, a to dopiero początek. Z pewnością jest to najgłośniejsza hip-hopowa piosenka made in Poland od czasu "Futuramy 3" Quebonafide sprzed roku.
Blisko siedmiominutowa kompozycja Bedoesa, czyli Borysa Przybylskiego, wydana w jego własnej wytwórni 2115, jest jednym wielkim komentarzem do publicznego oraz prywatnego, nierzadko dramatycznego, życia bydgoskiego artysty z ostatnich lat. Rozbudowany tekst to emocjonalna galopada nawiązań i odniesień do jego starszego repertuaru, do rozmaitych konfliktów, słownych pojedynków, a nawet bójek z kolegami po mikrofonie.
Fragmenty wręcz wojownicze, manifestujące jego pozycję na krajowej scenie, jak również rozprawiające się z hejterami, swobodnie przeplatają się z dosadnymi żartami oraz poważnymi wersami o miłości, przyjaźni, śmierci, pamięci, a to wszystko podane z jego charakterystyczną ekspresją wokalną. Bedoes po prostu pyta sam siebie: "Co słychać?", a następnie zaczyna krzyczeć przez większość utworu. I oczywiście ma do tego pełne prawo, albowiem parafrazując Juliana Przybosia: raper, wykrzyknik ulicy!
Cezary Pazura o filmie "Dom dobry" i Wojciechu Smarzowskim. Dlaczego drogi jego i Smarzola nigdy się nie przecięły?
Najlepiej posłuchać "Kamienia z serca" w połączeniu z efektownym wideoklipem, chociaż całość powinna zawierać specjalne ostrzeżenie: uwaga, dużo do przeprocesowania. Zamiast tego teledysk został opatrzony cytatem ze Starego Testamentu, żeby ustawić odpowiedni poziom odbioru dzieła. W początkowej scenie Bedoes pozwala sobie symbolicznie ogolić głowę, a następnie, również symbolicznie, mocnym kopniakiem uwalnia się z klatki niczym dzikie zwierzę. Z upływem kolejnych minut w istnym amoku zaczyna połykać słowa, tekst staje się nieczytelny, trzeba go przeanalizować na spokojnie po seansie, ale przekaz jest jasny - Bedoes wrócił, żeby znowu zostać chuligańskim królem polskiego rapu.
Portale muzyczne deklarują, że ten singiel to manifest, a nawet "moment, który może zdefiniować nadchodzące miesiące lub nawet lata w polskim rapie" albo przynajmniej "najlepszy rapowy utwór 2025 roku". Przede wszystkim "Kamień z serca" to ewidentnie audiowizualne katharsis artysty, a przy okazji megaprodukcja konkurująca ze wspomnianą "Futuramą 3" Quebonafide, mimo że oba dzieła prezentują zupełnie odmienną wizję hip-hopu. I przy powstaniu akurat tego teledysku chyba nie brała udziału sztuczna inteligencja.
Bedoes 2115 & Kubi Producent - Kamień z serca
W trakcie odsłuchu trudno jednak uniknąć wrażenia, że odpowiedzialny za warstwę muzyczną Kubi Producent, wieloletni współpracownik Bedoesa, zatroszczył się o stosowną oprawę dla pierwszej połowy utworu, natomiast z drugą trochę przesadził, przedobrzył - stworzył podkład jak ze zwiastuna hollywoodzkiego filmu, a nawet kilku różnych filmów z różnych gatunków. W dwóch ostatnich minutach samoświadomie ociera się o parodię pompatyczności, którą jednocześnie serwuje z dużą intensywnością.
Oczywiście należy doceniać, a nawet podziwiać, że w epoce rapu i trapu opartego na bezkształtnej strukturze, oferującego głównie rozleniwioną, zadymioną atmosferę, szczególnie w komercyjnym wydaniu amerykańskim, Bedoes ambitnie porywa się na coś, co można by życzliwie lub żartobliwie nazwać rapem progresywnym. Problem w tym, że przez jednak nieco przesadny dramatyzm wokalny, nadmiar dźwiękowych ozdobników, wklejonych cytatów oraz rozmaitych trików, ta kompozycja, ta bomba emocjonalna, niestety zbyt często przypomina raczej komputerowy efekt specjalny, a nie prawdziwą eksplozję. Finalnie można mieć odczucie, że może i Bedoesowi spadł kamień z serca, ale my chyba mamy serce z kamienia.