Złoty pociąg

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

„Co za kraj!? Co za naród!? Nie kraj, tylko jeden wielki burdel, w którym już nie wiadomo, kto jest dziwką, kto burdelmamą, a kto klientem. Nie naród, tylko kupa gówna. Nie należało tego ruszać, tylko pozwolić, żeby gnili powoli. Może gdyby zgnili do końca, patrząc, jak cywilizowany świat ich przegania, dostrzegliby jako naród własną ułomność, własne skarlenie? Dostrzegliby? Już to widzę. My też nie jesteśmy lepsi. Potrafimy umierać. Potrafimy wygłaszać płomienne mowy pod szubienicą i drzeć balowe suknie na szarpie dla powstańców. Wszystko to gówno warte. Gdybyśmy byli mądrym narodem, ot, takim choćby jak Japończycy, Rosjanie chodziliby na naszym pasku. Dlaczego nie ma więcej takich jak ja? Dlaczego nikt nie pomyślał, że z całych tych romantycznych wspaniałych banialuk trzeba wziąć metodę Wallenroda, udoskonalić ją i zdominować tę bezrozumną masę w sposób bardziej wyrafinowany od tych metod, które my – Polacy – próbujemy stosować od dziesiątków lat. Najlepsze siły mojego narodu idą pod topór, wypalają się w
bezrozumnych zrywach, a zostaje gówno. Gówno usiłujące kręcić swoje niby-polskie interesiki w moskiewskiej dzieży”.
Założył szelki na zgarbione chude barki, ziewnął i zdjął bocianie stopy w szarych wojskowych skarpetach z blatu rozłożystego biurka. Wyjął papierosa ze srebrnej, grawerowanej papierośnicy, starannie zgniótł tekturowy ustnik, tak by w połowie dwie płaszczyzny tworzyły idealny kąt prosty, i zgrzytnął kółkiem benzynowej zapalniczki, która buchnęła niebieskim, kopcącym płomieniem. Zapałek już zabrakło, a knot trzeba było skręcić ze starego sznurowadła. Fabryczne papierosy z dawnych wojskowych przydziałów też kończyły się w zastraszającym tempie. Tak szybko, że nawet on, wypalający regularnie dwie lub trzy paczki po dwadzieścia cztery sztuki, zastanawiał się chwilę nad każdym wyciągniętym z paczki papierosem. Nawet on, który miał przecież wiele przywilejów.

Motojiro, który był oczywiście po cywilnemu – we wspaniale ciepłych, ciemnobrązowych hakama, wełnianej montsuki, założonej na wełniane, białe podkimono, i w grubych, wełnianych, czarnych tabi – poczuł się naprawdę komfortowo. Poprawił ułożenie spodni tak, by ich fałdy leżące na deskach ganku przy prawym i lewym kolanie były symetrycznie równe, i głębiej wsunął dłonie w rękawy. Po chwili ogrzało je ciepło jego ciała i już naprawdę niczego nie brakowało mu do stanu, w którym mógł uspokoić myśli. Przypomniał sobie ulubioną maksymę:
Kiedy idziesz, ciesz się z tego, że idziesz.
Kiedy siedzisz, ciesz się z tego, że siedzisz.
Ale przede wszystkim nie wahaj się!

„Jak dotąd, przystąpienie Cesarstwa do wojny po stronie Ententy okazało się wspaniałym posunięciem, mimo iż na wstępie musieliśmy przyjąć wiele poniżających nas, jako pełnoprawnego przecież sojusznika Anglii, Francji i Rosji, ograniczeń. Potrafiliśmy jednak, jak dojrzały i dobrze wyćwiczony szermierz, ustąpić, zapewniając, że nasz udział w działaniach zbrojnych będzie miał jedynie ograniczony i lokalny charakter, i że nie wiąże się to (tu Motojiro uśmiechnął się sam do siebie i swoich myśli) ani z ekspansją terytorialną, ani z chęcią umocnienia wpływów w Azji i rozegrania własnych kolonialnych interesów. Ustąpiliśmy tylko po to, by móc skuteczniej wyprowadzić kontratak. Szybko zresztą, bo już w pierwszym rozdaniu, dostaliśmy dobre karty – a raczej nie dostali ich Anglicy, których ponad miarę zatrwożyła wiadomość o obecności w chińskim Cingtao pancernej eskadry admirała von Spee i trzech i pół tysiąca żołnierzy gotowych do obrony miasta. Bali się o swoje linie zaopatrzeniowe. Oczywiście zgodziliśmy się pomóc,
ale nim najnowszy krążownik liniowy «Kongo», zbudowany zresztą przez nich, na dobre się rozpędził w pościgu za okrętami kajzera, Niemcy zrejterowali na Karoliny, a potem do siebie, my zaś mogliśmy spokojnie zająć niebronioną właściwie Kochinchinę, Wyspy Marshalla i całe Mariany! Oto co znaczy umieć ustąpić, by ruszyć do przodu! Gdy zaczynaliśmy wojnę, mieliśmy półtora miliarda jenów długu w zagranicznych bankach. To oczywiście efekt wyniszczającego gospodarkę, choć wspaniałego zwycięstwa nad carską Rosją w 1905 roku. Dziś mamy, to niemal niewiarygodne, zaledwie po trzech latach wojny nadwyżkę budżetową rzędu dwóch miliardów, i niewielkim w sumie kosztem. Można powiedzieć, że zwyciężyliśmy nie obnażając miecza. Bogowie czuwali nad nami, zabraniając nam wysyłania naszych żołnierzy do okopów w Belgii i Francji, a jedyne ofiary w Europie to tych kilkudziesięciu marynarzy z niszczycieli wyekspediowanych na Morze Śródziemne, posłanych na dno wraz z ich okrętami przez niemieckie u-booty”.

Rozmyślania o korzyściach płynących z tej dziwnej wojny, której nikt nie chciał, ale której nikt nie potrafił zapobiec, przerwał mu odgłos stóp na deskach ganku świątyni. Nie odwracał jednak głowy, bo doskonale wiedział, czyje to kroki, a nawet, jak mu się zdawało, rozpoznawał ich niepowtarzalny rytm. Spojrzał w twarz przybysza dopiero wtedy, gdy ten zajął miejsce obok niego i wyprostował się po wykonaniu głębokiego, pełnego szacunku ukłonu. Czas zdawał się nie mieć żadnego zauważalnego wpływu na twarz tego człowieka, którego przecież nie widział od prawie dziesięciu lat, jeśli nie liczyć kilku srebrnych nitek we włosach, teraz wyjątkowo długich i związanych z tyłu w ogon. W czasach sztokholmskich ulubiony agent Motojiry nosił się po europejsku i miał zawadiacko podkręcony wąsik, prostą i krótką fryzurę z przedziałkiem pośrodku, a na sobie nie tak, jak dziś, wełniany, tradycyjny strój w kolorze ciemnego indygo, tylko kusy garniturek z kamizelką. Wyglądał w nim jak subiekt z magazynu wielobranżowego albo
pomocnik fryzjera. Japońskie ubranie zdecydowanie lepiej pasowało do jego pociągłej, drobnej twarzy o przenikliwych oczach i szczupłej, sprężystej sylwetki.
Motojiro obrócił się w stronę przybysza i zagadnął uprzejmie:
– Prawda, jaki niezwykły spokój, kapitanie? Na pana, który ciągle jest w ruchu, takie wyjątkowe miejsce powinno chyba działać szczególnie...
– I działa, panie generale. Aż szumi mi w uszach, ale musiałbym tu posiedzieć dłużej, żeby to w pełni docenić. Aż mnie ręce swędzą, żeby wziąć grabie i trochę inaczej ułożyć ten ogród, ale to zapewne kwestia wysoce indywidualna.
Motojiro uśmiechnął się wyrozumiale.
– Niestety, kapitanie, jak się pan zapewne orientuje, wezwałem pana, bo trzeba będzie znów ruszyć w drogę, a zadanie, które chcemy panu zlecić, jest najprawdopodobniej wykonalne jedynie dla pana. Chcę, żeby pan wiedział, iż szczerze boleję nad tym, że muszę pana pozbawić nawet tych kilku dni wytchnienia na ojczystej ziemi, ale rzecz jest niecierpiąca zwłoki.
Spojrzeli po sobie i nawet po tak długim okresie braku osobistych kontaktów (przez dziesięć lat spotkali się tylko kilka razy) rozumieli się na tyle dobrze, że obaj uznali fazę wstępnych grzeczności za odfajkowaną.
Motojiro pomyślał: „Jest piekielnie inteligentny i sprawny. Taki był już wtedy, a przecież przez te dziesięć lat, które upłynęły od jego studiów w Sztokholmie, nie próżnował. Uczył się, działał, doskonalił ciało, ducha, taktykę i strategię. Teraz jest prawdopodobnie śmiertelnie niebezpiecznym narzędziem i jeśli będziemy potrafili dobrze go wykorzystać, może to przynieść nadspodziewane efekty. Wtedy w Sztokholmie był przede wszystkim żądnym wiedzy młodym człowiekiem i jako syn dyplomaty na tyle już otrzaskanym z Europą bywalcem, by się nią zbytnio nie zachłystywać, ale patrzeć na jej mechanizmy okiem chłodnym i analitycznym. Był – jednym słowem – znakomitym materiałem wyjściowym na agenta wywiadu wojskowego i chyba najcenniejszym wówczas odkryciem Yasumasy Fukushimy . A ten potrafił świetnie pokierować młodym człowiekiem i jego aspiracjami. Zresztą – dumał Motojiro – do wywiadu konieczne są nie tylko umiejętności i aspiracje. Trzeba, choć zabrzmi to dwuznaczne, lubić ludzi. Dwuznacznie, bo przecież czasami
trzeba ich likwidować, nie przestając lubić. Niewielu ludzi jest w stanie zrozumieć taką konieczność i akceptować wewnętrznie metody, bez których wywiad nie mógłby skutecznie funkcjonować. A on? Doskonale to rozumie, o czym świadczy przebieg jego służby. Smutne w tym wszystkim jest jedynie to, że szpiegiem zostaje się raz na zawsze. Nie można tego nigdy z siebie zrzucić, jak wierzchniego okrycia po powrocie do domu. Szpiegostwo wżera się w duszę i trawi ją powolnym, ale niechybnie spopielającym myśli i uczucia ogniem, który wciąż domaga się nowej pożywki”.

Wybrane dla Ciebie
Paryż w sercu Warszawy. 11. edycja Gali French Touch – La Vie en Rose
Paryż w sercu Warszawy. 11. edycja Gali French Touch – La Vie en Rose
Koniec pewnej epoki. MTV wyłączy nadawanie
Koniec pewnej epoki. MTV wyłączy nadawanie
(A)Polityczna hańba Eurowizji. Koniec udawania walki o wolność? [OPINIA]
(A)Polityczna hańba Eurowizji. Koniec udawania walki o wolność? [OPINIA]
Maciej Musiał dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Ważny apel do wszystkich
Maciej Musiał dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Ważny apel do wszystkich
Obraz Basquiata zadebiutuje na aukcji. Oczekuje się rekordowej ceny
Obraz Basquiata zadebiutuje na aukcji. Oczekuje się rekordowej ceny
Taylor Swift świętuje kolejny rekord. Ma wielkie powody do dumy
Taylor Swift świętuje kolejny rekord. Ma wielkie powody do dumy
EBU wycofuje listopadowe głosowanie ws. udziału Izraela w Eurowizji. Decyzja zapadnie w grudniu
EBU wycofuje listopadowe głosowanie ws. udziału Izraela w Eurowizji. Decyzja zapadnie w grudniu
Amerykański debiut Jana Komasy. Jego "Rocznica" zaskakuje proroczą wizją
Amerykański debiut Jana Komasy. Jego "Rocznica" zaskakuje proroczą wizją
Spektakl "Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie" w Teatrze Stu w Krakowie: Wyprasowana Polska i niewyżyta "inteligencja" [RECENZJA]
Spektakl "Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie" w Teatrze Stu w Krakowie: Wyprasowana Polska i niewyżyta "inteligencja" [RECENZJA]
Warszawa stolicą kina. Rusza 41. Warszawski Festiwal Filmowy
Warszawa stolicą kina. Rusza 41. Warszawski Festiwal Filmowy
Polacy nadal w grze! Wiemy, kto awansował do III etapu Konkursu Chopinowskiego
Polacy nadal w grze! Wiemy, kto awansował do III etapu Konkursu Chopinowskiego
Michał Sikorski dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Mówi, czego żałuje do dziś
Michał Sikorski dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Mówi, czego żałuje do dziś