Życie i tragiczna śmierć George'a L. Mallory'ego oraz inne historie z "Ducha opowieści" Jana Gondowicza
Życie i tragiczna śmierć George'a L. Mallory'ego oraz inne historie z "Ducha opowieści" Jana Gondowicza
Jego ciało odnaleziono dopiero 75 lat po śmierci
George L. Mallory to jeden z najwybitniejszych alpinistów międzywojennych (przez niektórych uważany za największego wspinacza świata) i jedyny uczestnik wszystkich trzech brytyjskich wypraw na Mount Everest w latach 1921-1924. Najprawdopodobniej spoglądał z najwyższego szczytu świata na długo przed Edmundem Hillarym.
Czy Mallory'emu udało się zdobyć Mount Everest prawie 20 lat przed Hillarym i Tenzingiem? Kiedy zginął Mallory - podczas ataku szczytowego czy już po zejściu ze szczytu? Jak wyglądała droga słynnego alpinisty na Everest? Czy odnalezienie ciała Mallory'ego w 1999 roku, 75 lat od śmierci, pozwoliło zweryfikować hipotezę o pierwszych zdobywcach Everestu? Czy wiemy dzisiaj, jak wyglądała tragiczna ekspedycja z 1924 roku? W jaki sposób przedstawiano fascynujące życie Mallory'ego w powieściach i czy portrety te miały wiele wspólnego z rzeczywistością?
Na te i na inne pytania odpowiadamy na kolejnych stronach galerii. Wszystko w związku z premierą "Ducha opowieści" (Wyd. Nisza), najnowszego tomu szkiców Jana Gondowicza, wybitnego eseisty, krytyka i tłumacza, z którego pochodzi cytowany tekst o Mallorym ("Kto się boi Virginii Woolf?").
Studia, pierwsze szczyty, żona i dzieci
George Herbert Leigh Mallory urodził się 18 czerwca 1886 w Mobberley, Cheshire. W 1904 roku wraz z przyjacielem podjął próbę wspinaczki na Mont Velan w Alpach, ale przed szczytem musiał zawrócić. Powód? Choroba wysokościowa. Od 1905 roku Mallory studiował historię w Magdalene College na Uniwersytecie w Cambridge. W 1911 zdobył Mont Blanc. W czasie I wojny światowej służył w artylerii w stopniu podporucznika.
W 1915 roku bierze ślub z Ruth Turner, a w kolejnych latach na świat przychodzą jego dzieci - córki Frances Clare (1915) i Beridge Ruth (1917) oraz syn John (1920), który urodził się pół godziny przed powrotem ojca z wyjazdu wspinaczkowego w Alpy. W latach dwudziestych Mallory zaangażował się w zdobycie Mount Everestu.
Cel: zdobyć Mount Everest
"Brytyjczycy, którzy zbyt późno dotarli na biegun północny i południowy, w latach dwudziestych postawili na Himalaje. Szturm rozpoczął się w roku 1921. Pierwsza wyprawa zwiadowcza - a na jej czele szedł Mallory - dotarła aż na Przełęcz Północną" - pisał Reinhold Messner w książce "Druga śmierć Mallory'ego". Podczas tej rozpoznawczej wyprawy Mallory zdobył szereg pobliskich szczytów po to, by zorientować się w geografii regionu.
"W roku 1922 Mallory, opętany myślą o zdobyciu Everestu, sportowiec i zarazem marzyciel, powrócił na górę: w bagażach stalowe butle z tlenem, za alpinistami, powiązani liną tragarze z plemienia Szerpów, z których pół tuzina zginęło potem w lawinie. Razem z Edwardem Nortonem i Howardem Somervellem parł Mallory ku strefie śmierci, na wysokość znacznie powyżej 8000 metrów. Mówiono o światowym rekordzie wysokości" - kontynuuje Messner.
Dlaczego? Ponieważ ta góra istnieje!
Messner, pierwszy zdobywca wszystkich ośmiotysięczników świata, wspomina, że dzisiaj podobną eskapadę "można kupić w biurze podróży i będzie ona preparatem przygotowanym na podstawie znajomości terenu", ale wtedy, na początku lat 20., Mallory wyruszał w nieznane:
"Rozmarzony, skory do żartów, a jednocześnie bardzo brytyjski - wciąż na nowo próbował zwyciężyć, w końcu za wszelką cenę. Dlaczego? To bardzo proste: ponieważ ta góra istniała".
"Ponieważ istnieje!" ("Because it's there!") - tak brzmiała słynna, a zdaniem Gondowicza również "bezbłędna", odpowiedź zmęczonego ciągłymi wyjaśnieniami celu i sensu wypraw Mallory'ego na pytanie dziennikarzy, którzy w 1923 roku chcieli się po raz kolejny dowiedzieć co go tak pcha na Everest.
Trzecia, tragicznie zakończona wyprawa
Cytowany już tutaj Reinhold Messner pisał, że trzecia, tragicznie zakończona wyprawa Mallory'ego jest "arcydziełem wspinaczki wysokogórskiej z czasów jej narodzin. Jakkolwiek daleko Mallory by zaszedł, pozostanie ona najważniejszą spośród wypraw na Mount Everest".
"Pogoda doskonała do wspinaczki" - nabazgrał Mallory na jakimś świstku 7 czerwca 1924 roku po południu w ostatnim z obozów. "Następnego ranka on i jego towarzysz, inżynier Andrew Irvine, zarzucili na plecy butle tlenowe i poczłapali w górę kamienistej stromizny, by po skalnych stopniach wspinać się od szóstego obozu w kierunku szczytu. Nigdy nie powrócili" - pisze Messner.
Do dzisiaj nie wiemy, czy Mallory i Irvine zdobyli szczyt czy też zginęli podczas próby jego zdobycia.
Gdzie jest aparat fotograficzny z wyprawy?
"Kiedy nie wrócił z trzeciej [wyprawy na Everest], w jego niezłomnej woli ujrzano pogoń sir Galahada za Świętym Graalem. Dziś, w dziesięć lat po sensacyjnym odnalezieniu jego ciała pod północną granią góry, Świętym Graalem stał się leżący gdzieś tam aparat fotograficzny - być może z dokumentacją zwycięstwa" - pisze Jan Gondowicz w "Duchu opowieści". I dalej:
"Tak Mallory awansował do angielskiej mitologii. A dzięki epickim bojom z Everestem kult podjął cały świat. Widać trzeba mu było tego wcielenia ideału bezinteresownych zwycięstw w walce z dziką naturą. Tego dżentelmena bez skazy, który nawet w obliczu klęski nie zmienia przyjętych reguł. Tego reliktu arystokratyzmu ducha zabłąkanego w XX wieku".
75 lat później: znalezienie ciała Mallory'ego
"Siedemdziesiąt pięć lat później, pierwszego maja 1999 roku, amerykańscy alpiniści odnaleźli na Mount Evereście zamarznięte ciało George'a L. Mallory'ego: o marmurowo białej skórze, ze strzaskanym piszczelem. Cały świat czeka na odpowiedź, której zmarły już nie może udzielić. A może przeciwnie?
Czyż powtórna śmierć Mallory'ego nie jest rozwiązaniem zagadki? Odnalezienie zwłok alpinisty w siedemdziesiąt pięć lat po jego zaginięciu na nowo rozbudza przygasłą nadzieję, że w roku 1924 udało się "pokonać" szczyt. Dla czego bowiem miałby Mallory poświęcić życie, jak nie dla szczytu?!" - pisał Reinhold Messner w swojej książce.
Jego ciało odnaleziono dopiero 75 lat po śmierci
"Okoliczności zaginięcia alpinisty oraz odnalezienie jego zwłok są rzeczywiście zajmujące niczym otwarta księga akt jakiegoś przestępstwa. Za ich przyczyną, jak ziemia długa i szeroka, ponownie rozgorzała dyskusja o tym, czy Mallory'emu udało się w już roku 1924 zdobyć najwyższy szczyt świata.
Ubrany w tweedową kurtkę, owijacze oraz buty nabijane ćwiekami, natchniony wiktoriańskim duchem, chciał Mallory - alpinista jedyny w swoim rodzaju, pełen polotu, bystry nauczyciel - pokonać ową wysoką na 8846 metrów skałę, która wtedy zdawała się być nie do pokonania".
Wciąż wiele pytań bez odpowiedzi
"Zwłoki z Mount Everestu są na szczęście świetnie zakonserwowane, lecz mimo to nie dostarczają żadnej wskazówki co do przyczyn śmierci Mallory'ego; nie wiemy, czy zamarzł, udusił się czy zranił?" - pisze Messner w "Drugiej śmierci Mallory'ego" - "Fakt, iż nie znaleziono przy nim maski tlenowej, nie jest istotny. Okulary lodowcowe tkwiły w jednej z kieszeni - wskazówka, że wypadek wydarzył się o zmroku? Albo w "white-out"? A może nawet w delirium? Choroba górska nie jest nieuleczalna - lecz niebezpieczna.
Nie, z pewnością nie opłacałoby się umrzeć w ten sposób dla najwyższej góry świata. Ale któż wie, jak potoczy się taka eskapada?! Dopóki się człowiek wspina, nie ma czasu na rozmyślania, potem jest już za późno. Po fakcie wszyscy wiedzą lepiej. Ten kto nie próbuje zdobyć Mount Everestu, nie może poszczycić się nawet klęską. W związku z tamtą tragedią życzyłbym sobie jednego: iż wkrótce odnaleziony zostanie także aparat fotograficzny, który Mallory pożyczył od Somervella, miejmy nadzieje, że film znajdujący się w tym małym, składanym urządzeniu da się jeszcze wywołać...".
Największy alpinista świata?
"Nadczłowiek ma zawsze pod górę" - pisze Gondowicz w swoim tekście o Mallorym, w którym polemizuje z twierdzeniem, że był on najwybitniejszym alpinistą świata: "W latach 10. ubiegłego wieku zadziwiał zręcznością w skałach Clogwyn Du'r Arddu i Lake District. W Alpach zaliczył parę standardów sprzed ćwierć wieku. Los jednak oszczędził mu konfrontacji z wyczynami genialnych wspinaczy jego pokolenia".
Gondowicz przypomina o wydanej także po polsku powieści "Ścieżki chwały" Jeffreya Archera, w której Mallory został przedstawiony jako ambitny młodzieniec, syn pastora, który zostaje ofiarnym nauczycielem na prowincji, a w wolnych chwilach uprawia alpinizm: "Dla żartu wspina się na więżę Eiffla. Poznaje śliczną pannę i włazi dla niej po ścianie kampanili św. Marka w Wenecji. Jest zawsze na czele dwóch (pierwszą autor dla skrótu połączył z drugą) ekspedycji everestowskich".
Tyle u Archera w opisie Gondowicza. A jak było w rzeczywistości?
W rzeczywistości było inaczej i... ciekawiej
"Rzecz jasna, wszystko to wielki bzdet. Było inaczej i ciekawiej" - odpowiada Gondowicz. Po pierwsze, Mallory nigdy nie wspiął się na więżę Eiffla: "I to nie z braku umiejętności. Faktycznie zrobili to dopiero w 1964 roku Rene Desmaison i Guido Magnone - ludzie z zachodniej ściany Dru, przez którą nie przebiliby się bez ćwierć tony haków, nitów, wierteł, ławeczek, bloków transportowych i innego żelastwa. Mallory takich rzeczy nie uznawał" - pisze Gondowicz i dodaje, że nie był bynajmniej dziwolągiem, gdyż wielu wybitnych alpinistów tamtych czasów "w życiu nie wbiło haka".
Sam Mallory przyznał w końcu, że choć to nieetyczne na Evereście można użyć tlenu: "Przekonano go, że buty z ćwiekami i wełniane gacie to tez sztuczne ułatwienia. Ale czuł, że śliska ścieżka, na którą wkracza, wiedzie w istocie w dół - do dzisiejszych wiertarek akumulatorowych, boltów, skajhuków, repsznurów, zmieniających wspinaczkę w przedsięwzięcie inżynieryjne".
Mallory - zabawka pięknych dam?
Gondowicz pisze o zdjęciu z lat studiów, na którym Mallory, "piękny jak młody bóg, siedzi nago na stole twarzą do aparatu, trzymając się za stopy". Trudno się dziwić, że ten "śliczny, bystry chłopiec stał się ozdobą ekskluzywnego kręgu, który uprawiał kult piękna, a w jego ramach związki miłosne każdego z każdym".
Autor "Ducha opowieści" dodaje, że Mallory "zaznał zwykłego losu zabawek pięknych dam", wspomina także o jego przygodach homoseksualnych. Po powrocie z Alp "zmienił orientację na rzecz przyszłej żony, Ruth Turner. Miał z nią trójkę dzieci, lecz Archer ani wspomni, że Conrad Anker znalazł na Evereście przy zwłokach listy miłosne do i od Stelli Cobden-Sanderson, poznanej w Stanach rudej sufrażystki".
O "Duchu opowieści" Jana Gondowicza
Szkic o Mallorym to tylko jeden z 46 piekielnie erudycyjnych szkiców składających się na "Ducha opowieści" Jana Gondowicza. Podobnie jak wcześniejsze książki autora "Pan tu nie stał", tak i tym razem mamy do czynienia z frapującym pokazem błyskotliwych skojarzeń, nagłych zwrotów akcji i zaskakujących rozstrzygnięć.
Najwięcej i najczęściej ponownie pisze Gondowicz o Schulzu, Witkacym i Gombrowiczu, swoich ukochanych autorach, w których prześwietlanej przecież tysiące razy twórczości i życiorysach jakimś cudem wciąż znajduje coś nowego, czego nikt wcześniej nie odkrył i nie opisał. "Czytać i czytać, aż się człowiek czegoś doczyta" - tą bezbłędną formułą opisał Gondowicz w jednym z wywiadów swoją metodę pisarską i literackie śledztwa, którym z upodobaniem się oddaje.
O "Duchu opowieści" Jana Gondowicza
"Ze wszystkich odmian czytania najwięcej emocji dostarcza czytanie treści zaszyfrowanych, a z lektur zaszyfrowanych - chwila, gdy palce łapią urwaną nitkę sensu, by odwinąć ją dalej" - pisze Jan Gondowicz w jednym ze szkiców w "Duchu opowieści" i właśnie deszyfrowaniem zajmuje się także w swojej najnowszej książce.
W kolejnych tekstach pisze m.in. o Conradzie, Kafce, Lemie, Prusie, Kiplingu, Perecu, Słonimskim i wielu innych autorach znanych, ale także mniej popularnych lub zapomnianych (np. Morgan Robertson, Guido Morselli, Thomas Glavinic).
Oczywiście, jak na eseistę-erudytę przystało, nie tylko literatura zajmuje autora "Ducha opowieści" - w książce przeczytamy również o malarstwie, książkowych ilustracjach, rycinach, przyjaciołach Gondowicza, krótkiej karierze symetroskopów (co to takiego? odpowiedź w "Furtce"), łydkach, ogonach, królikach oraz jeszcze, lekko licząc, setce innych tematów i wątków pobocznych.
O autorze
Jan Gondowicz urodził się 4 czerwca 1950 w Warszawie i jest absolwentem polonistyki UW. Debiutował w 1971 roku na łamach warszawskiej "Kultury", a w kolejnych latach publikował na łamach licznych tytułów (m.in. "Tygodnik Powszechny", "bruLion", Film", "Kino", "Literatura na Świecie", "Playboy", "Rzeczpospolita", "Nowe Książki", "Twórczość", "Przekrój", Dwutygodnik.com i wiele innych).
Pisze i publikuje od lat 42, tłumaczy od ćwierć wieku (m.in. Flauberta, Brodskiego, Topora, Jarry'ego, Queneau), czyta od zawsze. Wierzy w książę i mało co więcej. Jest czytelnikiem doskonałym, prawdziwym "czcicielem druku" i "archeologiem wyobraźni". Opublikował m.in. "Zoologię fantastyczną uzupełnioną", "Pan tu nie stał" i "Paradoks o autorze". "Duch opowieści" to najnowszy zbiór jego błyskotliwych szkiców.
_****Oprac. Grzegorz Wysocki, WP.PL._**Oprac. Grzegorz Wysocki, WP.PL.**