Życie radzieckiego szpiega
Kto mógł zostać agentem radzieckiego wywiadu? Jak w Związku Radzieckim traktowano żony szpiegów? Czy współpraca z GRU (Główny Zarząd Wywiadowczy) była dożywotnia? To tylko kilka pytań, na które w swojej nowej książce "Szpieg, czyli podstawy szpiegowskiego fachu" odpowiada Wiktor Suworow. Człowiek, który sukcesywnie i bez skrupułów przedstawia historię Związku Radzieckiego w nowym świetle.
Szpiegostwo bez tajemnic
Suworow to autor kilkunastu książek (m.in. "Akwarium", "Lodołamacz", "Ostatnia defilada") i historyk. W latach 1974-1978 był rezydentem GRU w Genewie. Po ucieczce do Wielkiej Brytanii został zaocznie skazany na karę śmierci. Wyroku - mimo rozpadu ZSRR - do dziś nie uchylono.
Made in ZSRR
Suworow rozpoczyna swoją książkę od przedstawienia zaskakującej tezy, iż pojęcie wywiadu zagranicznego jest de facto tożsame i w pewnym stopniu wynikające ze sposobu działania służb komunistycznych. - Wywiad zagraniczny wymyślili bolszewicy zaraz po tym, jak przejęli władzę. Oni w ogóle wymyślili wiele rzeczy, których dotąd na świecie nie było i na które nikt inny nie wpadł. Kołchozy, politrucy, sklepy przydziałowe, komitety partii, przechodnie czerwone sztandary, łgarstwo, dniówki, wywiad zagraniczny - to wszystko jest wyłącznie nasze, rodzime, unikatowe, domorosłe - przekonuje Suworow.
Autor książki "Szpieg, czyli podstawy szpiegowskiego fachu" zwraca uwagę na fakt, iż gdy tylko republiki podległe ZSRR uzyskiwały niepodległość, rozpoczynała się likwidacja radzieckich "wynalazków": kołchozów, komitetów partii czy właśnie wywiadu zagranicznego. "W Polsce, Czechach czy na Węgrzech wywiadu zagranicznego już nie ma. A przecież istniał."
Donosicielstwo to nie szpiegostwo
Aby zrozumieć znaczenie wywiadu zagranicznego w działalności szpiegowskiej, należy poznać przyczyny jego powstania i dostrzec elementy, które różnią go od wywiadu wewnętrznego. "Wywiad to pozyskiwanie i analiza informacji o nieprzyjacielu. Wywiadem dysponuje każde szanujące się państwo. Jednak nikomu nie przyszło do głowy, żeby podzielić go na zagraniczny i wewnętrzny." Tymczasem komuniści, którzy "byli prawdziwymi wrogami ludu", uważali szpiegowanie własnych obywateli (potencjalnych wrogów) za coś naturalnego.
"Już w listopadzie 1917 roku na ulicach Piotrogrodu i Moskwy pojawili się, węsząc i nasłuchując, komunistyczni szpiedzy." Suworow podkreśla, że donosicielstwo nie jest wynalazkiem XX wieku, jednak to nie to samo, co działanie wewnętrznego wywiadu, który posiada złożone struktury, dysponuje odpowiednimi narzędziami itp. "Istnienie wywiadu zagranicznego wskazuje na obecność wywiadu wewnętrznego. USA, Wielka Brytania, Francja oraz każde inne normalne państwo też mają własny wywiad. Ale nie ma tu rozgraniczenia na zagraniczny i wewnętrzny, gdyż władze tych państw nie prowadzą wojen z własnymi obywatelami i ich nie szpiegują."
Technologia kontra szpieg
Zadając pytanie o przyszłość wywiadu w obecnym, ponowoczesnym świecie, Suworow nie ma wątpliwości, że tradycyjny wywiad z pewnością nie zostanie zastąpiony przez coraz bardziej zaawansowaną technologię. Przykładem jest wykorzystanie zdjęć satelitarnych do obserwowania praktycznie każdego zakątka na Ziemi. "Pojawienie się satelitów bynajmniej nie wpłynęło na kluczową rolę szpiegów na polach tajnej wojny, nie usunęło ich z niewidzialnych frontów, a nawet nie pomniejszyło ich znaczenia."
Zdaniem Suworowa "szpieg i satelita (jak również pozostałe narzędzia wywiadu) uzupełniają się i wspierają nawzajem. Ale w żadnym przypadku nie mogą się nawzajem zastąpić." Powód jest bardzo prosty: satelita rejestruje to, co dzieje się w danej chwili, ale nie jest w stanie wykorzystać tych informacji do przeprowadzenia analizy i ustalenia kolejnego kroku wrogiego podmiotu. Szpieg musi wybiegać w przyszłość, przewidywać. Poza tym satelita, choć bardzo przydatny, ma ograniczone pole działania. Może wskazać położenie wrogich obiektów, ale tylko szpieg jest w stanie przeniknąć do środka i przekonać się, co kryją tajne hangary, bazy itp.
Kobiety wywiadu
Filmy czy książki szpiegowskie przekonują nas, że praca w wywiadzie nie jest domeną mężczyzn. I rzeczywiście, szpiegujące kobiety to nieodzowny element każdego wywiadu. Suworow twierdzi, że "w czasie pokoju na poziomie taktycznym kobiet jest mało. Na poziomie operacyjnym ich liczba jest godna uwagi. W pracy agenturalnej na poziomie strategicznym stanowią połowę. Piękniejszą połowę."
Jako były członek GRU autor opisuje, że radziecki wywiad chętnie współpracował ze sportsmenkami (zapaśniczki, narciarki, strzelcy), które reprezentowały klub sportowy CSKA. Ich szkolenie było tajne: "w dzień dziewczyna pracowała w węźle łączności albo wydziale topograficznym, a wieczorami albo w dni wolne pod opieką doświadczonego instruktora ćwiczyła umiejętności przetrwania w lesie albo w górach, podczas urlopów wybierała się na długie wędrówki." Odpowiednio przygotowane agentki miały być przerzucane na tyły nieprzyjaciela. W całej akcji tkwił jednak haczyk, który sprawiał, że kobiety-szpiedzy były w gorszej sytuacji od żołnierzy walczących bezpośrednio na wojnie. Formalnie były cywilami, więc "wzięte do niewoli nie były traktowane jako wojskowi - stawały się szpiegami i dywersantkami, których konwencje międzynarodowe nie obejmowały."
Żona - skarb dla szpiega
Inną kategorią kobiet w wywiadzie były żony agentów. Mawiano, że żona to skarb dla szpiega, gdyż życie w sformalizowanym związku otwierało przed członkiem wywiadu zupełnie nowe możliwości. "Czasami GRU wyczekiwało: mamy kandydata na szczebel strategiczny, niestety - nieżonatego. Dobra, poczekamy. (...) A chłopak odbywał służbę w przekonaniu, że rodzina to ciężar, młode oficerskie lata należy poświęcić służbie, a ożenić się dopiero po tym, jak się do czegoś w życiu dojdzie, gdzieś w okolicach trzydziestki. Skąd miał wiedzieć, że ktoś go uważnie obserwuje i czegoś od niego oczekuje!"
Znalezienie żony to pierwszy krok, ale równie istotne było powicie potomstwa. "Jeżeli para przed ukończeniem przez męża Wojskowej Akademii Dyplomatycznej z jakichś powodów nie miała dzieci, dalej niż do Niemiec wschodnich nie wyjeżdżała." Żony agentów były zobligowane do rodzenia, a także do przechodzenia specjalnych szkoleń. Kiedy dziecko kończyło cztery miesiące, młodej mamie sugerowano, by wychowaniem malucha zajęła się babcia. Szkolenia odbywały się w służbowym 3-pokojowym (prawdziwy luksus jak na radzieckie standardy) mieszkaniu kursantek. "Tłumaczono: trzeci pokój nie jest wasz. Możecie z niego korzystać, ale w określonych dniach będziemy w nim prowadzić zajęcia."
Każdy może się przydać
Wyszkolenie szpiegów do pracy na terenie wroga to tylko połowa sukcesu. Równie ważne jest dotarcie do osób, które można wykorzystać do pozyskania niezbędnych informacji. "Bez agentów z dostępem do tajemnic nieprzyjaciela wywiad agenturalny nie może istnieć." Jak się okazuje, GRU za czasów Suworowa wychodziło z założenia, że "każdy mieszkaniec dowolnego z rozwiniętych państw zachodnich po zwerbowaniu przez radziecki wywiad wojskowy mógł być efektywnie wykorzystywany."
Praca agenta nie polega bowiem wyłącznie na namierzeniu i przesłuchaniu osoby posiadającej sekretne informacje. "Jeden ma dostęp do tajnych materiałów; drugi go nie ma, ale jego brat (kolega, sąsiad, krewny sąsiada) ma; trzeci przyda się do organizacji dywersji i zabójstw; czwarty ma dostęp do określonych zasobów albo posiada interesujące nas możliwości." Innymi słowy, każdy obywatel, bez względu na wiek, płeć czy status społeczny, mógł się przysłużyć działalności GRU. - Mój nauczyciel Władimir Iwanowicz powtarzał z żalem: wszystkich nie da się zwerbować. I dodawał pouczająco: ale należy do tego dążyć! - wspominał Suworow.
Kandydat idealny
Do typowania odpowiednich kandydatów GRU stosowało różne metody działania. Po pierwsze, trzeba było skrupulatnie zebrać wszelkie informacje na temat ludzi będących w kręgu zainteresowań radzieckiego wywiadu: "wszystkich, którzy pracowali w urzędach i instytucjach państwowych, wszelkiego rodzaju obiektach wojskowych, w instytutach naukowo-badawczych i biurach konstrukcyjnych, w fabrykach i tak dalej".
Potencjalny współpracownik musiał spełniać kilka warunków. Przede wszystkim mieć potencjał agenturalny (czyli istniała duża szansa, że będzie w stanie dostarczyć interesujące informacje) i motywy, dzięki którym dało się go zwerbować. Na przykład "jeżeli potencjalny agent był niezadowolony z ustroju politycznego w kraju, GRU zmieniało to niezadowolenie w nienawiść." Dobrze, gdy dana jednostka sympatyzowała z ideologią komunistyczną, ale nie była w partii. Żaden szpieg nie mógł być formalnie związany z komunistami. "Cały proces (...) zazwyczaj trwał nie krócej niż rok i dopiero po upływie tego czasu rozpoczynano werbunek."
Koniec współpracy
Radziecki wywiad dążył do tego, by oficer mógł zbudować relację z agentem "w taki sposób, żeby ten postrzegał współpracę z GRU nie jako szpiegostwo, lecz wyświadczanie przyjacielskiej przysługi albo niewielką działalność doradczą na boku." W rzeczywistości wielu szpiegów wstydziło się swojej działalności i w ekstremalnych wypadkach starali się zerwać kontakty z GRU.
Zakończenie współpracy było możliwe, ale "oczywiście po przeprowadzeniu szeregu działań zabezpieczających, w tym po rozmowie profilaktycznej z agentem, podczas której stanowczo nalegano, aby zachował w tajemnicy wszystkie szczegóły współpracy, i zapoznawano go z konsekwencjami niewłaściwego zachowania." Utrata agenta była ogromnym obciążeniem dla wywiadu, a zarazem blamażem dla oficera prowadzącego, osoby werbującej itd. Takie rozstanie oznaczało bowiem, że źle wytypowano kandydata i jego pobudki, a następnie nie potrafiono przekonać go do kontynuowania współpracy.
Moskiewskie mikrofilmy
Suworow podkreśla, że najbardziej wartościowi agenci GRU mogli liczyć na specjalne traktowanie i byli bardzo szybko przejmowani przez Moskwę. Priorytetem nie było bowiem ciągłe dostarczanie cennych informacji, ale przeszkolenie wyróżniającego się szpiega i zapewnienie mu bezpieczeństwa. "Przerzucano go do kraju o łagodnym reżimie kontrwywiadowczym, żeby go tam przeszkolić. Jeżeli było to możliwe, agenta przerzucano z bezpiecznego kraju do Związku Radzieckiego. (...) Stamtąd wracał do ojczyzny już jako samodzielny agent i od tego czasu pracował wyłącznie pod kierownictwem Moskwy."
Ośrodek zagraniczny nie miał już nad nim władzy i pełnił jedynie rolę pośrednika między szpiegiem a Moskwą. "Rezydentura, która kiedyś zwerbowała takiego odciętego agenta, mogła po jakimś czasie otrzymać polecenie wyjęcia kontenera z mikrofilmem ze wskazanej skrzynki kontaktowej." Każdy z takich filmów miał dwie warstwy. "W Moskwie na pierwszej warstwie wykonywano zdjęcia zwykłych dokumentów, następnie film przekazywano agentowi i on, używając specjalnego aparatu, robił zdjęcia tajnych materiałów utrwalane na drugiej warstwie filmu." Gotowy film wywoływano w specjalnym laboratorium w Moskwie. Jeżeli zrobiłby to ktoś niepowołany, doszłoby do zniszczenie "warstwy bojowej" z tajnymi informacjami. Wywołane zdjęcia zawierały wówczas treści z "warstwy odwracającej uwagę", która nie wskazywała na pracę agenta. Instytut naukowo-badawczy GRU mógł opracować nawet kilka tysiący wzorów chemicznych dla światłoczułych emulsji takich filmów. - Dla każdej ważnej operacji i dla każdego cennego agenta za każdym razem powstaje
nowy negatyw, którego emulsja posiada unikatowy i niepowtarzalny skład chemiczny i strukturę - przekonuje Wiktor Suworow.
W tekście wykorzystano fragmenty książki "Szpieg, czyli podstawy szpiegowskiego fachu" Wiktora Suworowa, wyd. Rebis, 2017.