Czwarty dzień Open'era nie poskąpił deszczu. Kolorowemu tłumowi na koncercie Camili Cabello to nie przeszkodziło
W ostatni, czwarty dzień największego festiwalu muzycznego w Polsce, na lotnisko pod Gdynią przybyły prawdziwe tłumy fanów. Po północy zagrać miał Linkin Park, ale już o 20 pod sceną pojawił się tłum większy, niż w jakikolwiek wcześniejszy dzień Open'era.
Mylą się ci, którzy twierdzą, że Open'er to pechowy ze względu na pogodę festiwal. Nie w każdej edycji festiwalu padało, a nawet jeśli, to był to zwykły lipcowy deszcz i tylko jedna ewakuacja w długiej historii festiwalu. Nie najgorsze statystyki. Po trzech słonecznych dniach nad terenem lotniska w Kosakowie pod Gdynią zawisły chmury, z których spadł deszcz. Było to o tyle pechowe, że właśnie w ten dzień organizatorzy przewidywali najwięcej ludzi. Mikołaj Ziółkowski (prezes Alter Artu, organizatora festiwalu) mówił nam, że na ten dzień byli "na granicy wyprzedania biletów", a pojemności festiwalu to 70 tys. osób. Na głównej scenie miał wystąpić tego dnia (a właściwie w środku nocy) Linkin Park. Ale tłumy, które zebrały się już o 20 to dowód, że ludzie kupili bilety także z innego powodu: z powodu Camili Cabello.
Witajcie w Hawanie
Camila Cabello to kubańsko-amerykańska wokalistka urodzona się w Hawanie. Dorastała między Kubą, Meksykiem a później USA – i tę mieszankę kultur słychać w jej muzyce. Zaczynała jako jedna z dziewczyn w zespole Fifth Harmony (wyłonionym w jednym z talent show), co było jej trampoliną do statusu gwiazdy pop. Camila dość wcześnie postanowiła iść własną drogą, a jej pierwszy solowy hit "Havana" szturmem podbił listy przebojów i uczynił z niej megagwiazdę.
W sobotni wieczór zrobiła show pełne tańca i niekończącej się energii. Scena na jej występ przypominała olbrzymi nadmuchiwany buduar, ale nic z tego nieco ponad godzinnego koncertu nie miało sennego charakteru. Chociaż latynoskie rytmy są jej wyraźnie najbliższe, nie zabrakło gitarowych brzmień, a przede wszystkim popowego sznytu. Piosenkarka wraz z tancerkami i tancerzami energicznie podskakiwała, tańczyła, klaskała, aż w pewnym momencie zdarzył jej się mały "wypadek".
- Bawię się tak dobrze, że pękła mi sukienka! Jeśli wypadnie mi pierś, niech mi ktoś da znać - rzuciła rozbawiona do tłumu. Kontakt z fanami bawiącymi się pod sceną to znak rozpoznawczy Camili. Z dumą prezentowała kilka polskich słów, jakich starała się poduczyć: "dziękuję" oraz "kocham was".
Gdy niemal już na sam koniec zaczęła wykonywać swoją hitową "Hawanę", nad terenem festiwalu zabłysło zachodzące słońce, ładny, niemal symboliczny moment. - Nie mogę uwierzyć, że jest was tyle! - krzyczała szczęśliwa i pożegnała się piosenką "I Luv It".
Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski