Lata cierpienia i bólu. Krótkie i tragiczne życie Maxa Blechera
Lata cierpienia i bólu. Krótkie i tragiczne życie Maxa Blechera
Geniusz, który odszedł zbyt szybko
Gdy zmarł po długiej i bolesnej chorobie, miał zaledwie 29 lat. Dziesięć ostatnich lat swojego krótkiego życia spędził w gipsowym sarkofagu, przykuty do łóżka. "Dziesięć lat był sparaliżowanym wrakiem (cierpienia zaczęły się niemal zaraz po maturze), któremu choroba darowała krótkie chwile przerwy"- wspominał jeden z autorów.
Dekada cierpienia i bólu spowodowanego gruźlicą kręgosłupa, była przez Blechera przerywana pisaniem. Zostawił po sobie bardzo niewiele utworów - zaledwie dwie powieści, tomik wierszy, dziennik oraz listy - ale pokazują one z jak wielkim, brutalnie stłamszonym przez chorobę, talentem mieliśmy do czynienia.
Więcej szczegółów na temat krótkiej biografii, wybitnej twórczości oraz bolesnej choroby Maxa Blechera , nieznanego u nas rumuńskiego pisarza żydowskiego pochodzenia, na kolejnych stronach galerii.Wszystko przy okazji premiery "Zabliźnionych serc" (Wyd. W.A.B.), mocnej i przejmującej, autobiograficznej opowieści Blechera o chorobie i życiu w obliczu śmierci.
Rodzina Blechera
Max Blecher urodził się 8 września 1909 roku w miasteczku Botoszany w północnej części rumuńskiej Mołdawii. "Max przyszedł na świat w zamożnej rodzinie żydowskiej, ojciec był właścicielem fabryki szkła i porcelany. Również dalsi członkowie rodziny, wujowie i kuzyni, byli właścicielami większych lub mniejszych sklepów i fabryczek. Tworzyli solidną klasę średnią, toteż i życie prowadzili na solidnym mieszczańskim poziomie" - pisze w krótkim, choć treściwym wstępie do "Zabliźnionych serc" Roland Chojnacki.
To właśnie ów drobnomieszczański świat rumuńskich Żydów opisał Blecher w "Zdarzeniach z bliskiej nierzeczywistości", swojej słynnej powieści, która w ubiegłym roku również ukazała się po polsku (przeł. Joanna Kornaś-Warwas).
Przerażająca diagnoza w wieku 19 lat
Po przeprowadzce Maxa wraz z rodziną do miasta Roman, ojciec zakłada kolejny interes - sklep z porcelaną. Max kończy liceum i, "jak przystało na uzdolnione dziecko z zamożnej rodziny", zostaje wysłany na studia medyczne do Paryża, ale chłopak niezbyt długo będzie się cieszył "beztroskim życiem studenta".
Choroba Potta, czyli tzw. gruźlica kręgosłupa, zostaje u Blechera zdiagnozowana już w 1928 roku. Max ma 19 lat. W pierwszym rozdziale "Zabliźnionych serc" główny bohater, Emanuel, dowiaduje się od lekarza, że cierpi na gruźlicę kości kręgosłupa i zostaje odesłany do sanatorium.
Blecher pisze, że czuł się w tym momencie już "tylko cielesno-kostną masą podtrzymywaną przez sztywność obrysu". Chciał jeszcze zapytać lekarza o wiele rzeczy: "czy w drodze do pensjonatu nie złamie mu się kręgosłup, czy nie przewróci się na ulicy, czy głowa nie spadnie mu z karku i nie potoczy się po chodniku jak kula do kręgli".
Choroba Maxa Blechera
Choroba Potta to jedna z najbardziej niebezpiecznych i niezwykle bolesnych chorób zakaźnych:
"Tkanki kostne, w tym wypadku kręgi, są po kolei atakowane przez bakterie. Gorączka i ostre bóle kości paraliżują chorego. Max Blecher będzie się zmagał z chorobą przez blisko dziesięć lat. Umrze w cierpieniach 31 maja 1938 roku" - pisze Chojnacki.
"W ciągu roku przeciętny chory zużywa dokładnie tyle energii i woli, ile potrzeba do zdobycia całego imperium..." - mówi jedna z postaci w "Zabliźnionych sercach" - "Tyle że jest to czyste marnotrawstwo. Dlatego chorzy mogą być nazwani co najwyżej bohaterami negatywnymi. Każdy z nas jest "tym, który nie był Cezarem", mimo że spełniał wszystkie warunki, żeby nim być. Rozumiesz? [...] To najbardziej ironiczna forma bohaterstwa".
"Był to zawsze trochę dziwny chłopak"
Sporo na temat Maxa Blechera pisał w swoim słynnym "Dzienniku" Mihail Sebastian, z którym łączyła go "pewnego rodzaju zażyłość". Czytamy m.in.:
"Był to zawsze trochę dziwny chłopak żyjący, wskutek straszliwego bólu, jakby w innym świecie. Nigdy nie umiałem rozmawiać z nim bez pewnego skrępowania, być wobec niego zupełnie otwarty. Napawał mnie pewnym lękiem, utrzymywał na dystans, jakby u drzwi więzienia, do którego nie można było wejść i którego nie można było opuścić. Prawie wszystkie nasze rozmowy cechowało skrępowanie, jakbyśmy je prowadzili właśnie w więziennej rozmównicy. I dokąd on powracał, kiedyśmy się rozstawali? Jak było tam, dokąd powracał?".
We wstępie do "Zabliźnionych serc" czytamy, że cierpienie stanowi u Blechera integralną część losu człowieka: "Tak jest również z bohaterami jego powieści, którzy dodatkowo zdają sie znacznie bardziej autentyczni w nieszczęściu niż w szczęściu. Cierpią autentycznie, a momenty szczęścia przeżywają w sposób groteskowy".
"Nocą słyszałem, jak jęczy i krzyczy w swoim pokoju"
"Blecher wegetuje [...] Skąd u niego ta odwaga, aby jeszcze żyć? Co go podtrzymuje na ducju?" - notował w innym miejscu swoich zapisków cytowany już Mihail Sebastian po jednym ze spotkań z pisarzem we wrześniu 1936 roku - "Nie jest nawet zrozpaczony. Nie rozumiem tego, przyznaję, że nie rozumiem. Kilka razy, kiedy patrzyłem na niego, chciało mi się płakać.
Nocą słyszałem, jak jęczy i krzyczy w swoim pokoju i czułem, że oprócz nas jest w tym domu jeszcze ktoś: śmierć, przeznaczenie - nie wiem. Wyjechałem stamtąd poruszony do głębi".
Inny autor cytowany przez Chojnackiego, Sasa Pana, pisał: "Dziesięć lat był sparaliżowanym wrakiem (cierpienia zaczęły się niemal zaraz po maturze), któremu choroba darowała krótkie chwile przerwy, ale jego umysł podróżował przez najgłębiej skrywane tajemnice, świdrował z zacięciem górnika najgłębsze pokłady swych bogatych przemyśleń".
Uwięziony w gipsie
W "Zabliźnionych sercach" Blecher opisuje szczegółowo zakładanie gipsowego sarkofagu unieruchamiającego kręgi: "Tył był już gotowy. Gips należało jeszcze pogrubić z przodu, na piersi. Zaczął już zresztą twardnieć. [...] Osłupiał. Ile tysięcy kilogramów teraz ważył? Niepodobna było wykonać żadnego ruchu. Leżał bezsilny, obezwładniony, więzień w gorsecie. [...]
Pielęgniarka i lekarza odwrócili go twarzą do góry. Manewrowali nim jak manekinem bez życia, podnosili, okręcali, kładli leciutko na stole, aby go nie uderzyć... [...] Kiedy Emanuel podniósł trochę głowę i obejrzał się po czubki palców u stóp, odkrył, że stał się hybrydowym posągiem, dziwnym połączeniem skóry i gipsu. [...] Zaraz po obiedzie przyszedł go odwiedzić Ernest.
- Założyli ci mundur! Awansowałeś! - wykrzyknął".
Tortury
"W niektórych miejscach gips dźwigał całe litry wody. Obok żeber pojawiała się neutralna przestrzeń, gdzie oddech mógł się na chwilę uwolnić, ale gdzie indziej przyklejał się znów do zimna" - czytamy dalej w "Zabliźnionych sercach" - "W ciemności Emanuel wytyczył mapę wilgoci i tortury. Były tam ostre cyple wbijające się głęboko aż do szpiku kości... Nieco dalej spokojne i rozległe przestrzenie zimnej wilgoci".
Paul Bailey napisał, że "Zabliźnione serca" to arcydzieło, które przejmuje do głębi swą "przenikliwą precyzją w ukazywaniu ludzkiej natury w obliczu śmierci. To książka, z którą można żyć, czytać ją wciąż na nowo, dokładnie tak, jak potrafi zmuszać do tego wielka literatura".
Śmierć Blechera
"Niedziela, 5 czerwca 1938. Zmarł Blecher. Pochowano go we wtorek w Roman. Myślałem nie o śmierci, która położyła kres jego cierpieniom, ale o jego życiu, którym jestem wstrząśnięty. Była to zbyt wielka męka, aby można ją było złagodzić współczuciem, czułością" - pisał Mihail Sebastian w "Dzienniku 1935-1944".
Roland Chojnacki podkreśla, że choroba była dla Blechera natchnieniem, a cała jego twórczość "miała źródło w gipsowym sarkofagu": "Śmierć wybawiła go od cierpienia i oszczędziła mu na szczęście widoku postępującej "nosorożyzacji" (Ionesco) społeczeństwa rumuńskiego przełomu lat trzydziestych i czterdziestych, najdzikszych zachowań Żelaznej Gwardii i szalejącego również w Rumunii antysemityzmu".
Pośmiertna sława
"Jak mówią moi znajomi filolodzy rumuńscy, po śmierci Blechera niewiele się zmieniło: nie popadł w zapomnienie, ale funkcjonował ciągle na prawach "trochę dziwnego chłopaka żyjącego w innym świecie"; owszem, czytano go na studiach, ale do podręczników nie trafił; wznawiano jego książki, jednak nie przedarł się do szerszej publiczności, po jego utwory sięgali raczej pisarze i literaturoznawcy" - pisał Dariusz Sośnicki w portrecie pisarza na stronie Dwutygodnik.com. I dalej:
"Jednak sięgali konsekwentnie przez kilkadziesiąt lat. I to coraz częściej, bo gdy w 2000 roku czasopismo literackie "Observator Cultural" zapytało czytelników o najlepsze rumuńskie książki dwudziestego wieku, Blecher znalazł się w pierwszej dziesiątce. Podejrzewam, że jako autor "Zdarzeń". Mówi się też, że Mircea Cartarescu, największa chyba gwiazda współczesnej literatury rumuńskiej, nie byłby tym, kim jest, gdyby Blechera uważnie nie czytał".
Również ze wstępu do "Zabliźnionych serc" dowiadujemy się o zyskanej stosunkowo niedawno międzynarodowej sławie Blechera oraz przekładów na różne europejskie języki, które wysypały się w ostatnich latach.
"Zdarzenia w bliskiej nierzeczywistości" Blechera
"To, co chciałbym osiągnąć, to przytomne szaleństwo, doskonale czytelne i esencjalne" - pisał Blecher. "Zdarzenia w bliskiej nierzeczywistości" to wizja szaleństwa, które drzemie w każdym z nas. To ciąg wspomnień, może prawdziwych może zmyślonych, dla których autor poszukuje właściwego wyrazu.
Max Blecher, porównywany często do Franza Kafki, Brunona Schulza czy Tomasza Manna, pomimo bolesnego życia, przerwanego przedwcześnie, w wieku zaledwie dwudziestu dziewięciu lat, pozostawił po sobie niezwykle oryginalną twórczość. "Zdarzenia w bliskiej nierzeczywistości" były jego pierwsza powieścią wydaną w Polsce.
"Zabliźnione serca" Blechera
Emanuel dowiaduje się, że cierpi na gruźlicę kręgosłupa. Za namową lekarza wyjeżdża do sanatorium do nadmorskiej miejscowości Berck, gdzie ma poddać się terapii. Na miejscu zakładają mu gips, który prawie całkowicie go unieruchamia.
Rzeczywistość sanatoryjna odbiega jednak od powszechnie przyjętego wyobrażenia o chorych, którzy mimo poważnych schorzeń, w ciągłej bliskości śmierci, żyją, kochają, nienawidzą, manipulują... Nie wydarzy się wiele, ale świat widziany oczami nieuleczalnie chorego nabierze niezwykłej intensywności.
"Zabliźnione serca" można czytać także jako brutalny rewers "Czarodziejskiej Góry" Tomasza Manna napisany za pomocą naturalistycznej, ale subtelnie poetyckiej metody. Fabuła powieści Blechera została oparta na jego własnych doświadczeniach. Pisarz zmarł rok po ukazaniu się "Zabliźnionych serc".
Oprac. GW, WP.PL, na podst. "Zabliźnionych serc" Blechera (Wyd. W.A.B.), przedmowy Rolanda Chonackiego oraz innych źródeł.