Wampir z Ropraz

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

Zmarła dziewczynka mówi: To ja dyszę z przerażenia w płucach żywej. Niech mnie stąd natychmiast wyciągną.
Antonin Artaud
Suppôts et supplications (Wysłańcy zła i suplikacje)

Głosować nie można na obywateli wykluczonych z powodu choroby psychicznej lub słabości ducha.
ODEZWA DO LUDNOŚCI
Gmina Ropraz
12 stycznia 2006

Wstęp

Gdy przyjechałem, by zamieszkać w Ropraz, w maju 1978, grób Rosy Gilliéron w alejce cmentarza znajdującego się przy drodze do mojego domu był jeszcze nietknięty. Na płycie z piaskowca wznosiła się biała marmurowa kolumienka opasana wieńcem róż ze sczerniałej miedzi, na niej zaś wykuto nazwisko i daty życia zmarłej. Kolumience utrącono szczyt, by zobrazować krótkość żywota, który nad wyraz tragicznie został przedwcześnie przerwany w pełnym rozkwicie najlepszych nadziei. Grób Rosy przeniesiono dziesięć lat temu w związku z reorganizacją terenu cmentarza.

I

Ropraz, Haut-Jorat w kantonie Vaud, rok 1903. Na początku XX wieku jest to kraina wilków, trudno dostępne pustkowie, dwie godziny drogi od Lozanny, uczepione zbocza powyżej traktu na Berno, po obu stronach ujętego nieprzeniknionym lasem świerkowym. Odludne domostwa rozproszone wśród mrocznych drzew, ciasne miasteczka o niskiej zabudowie. Brak tu przepływu idei, tradycja przytłacza, nowoczesnej higieny się nie zna. Skąpstwo, przemoc, zabobon – jesteśmy opodal rubieży Fryburga, gdzie panoszy się czarnoksięstwo. W gospodarstwach Haut-Jorat ludzie często się wieszają. W stodole. Na belce pod kalenicą. W stajni albo piwnicy trzymają nabitą broń. Pod pozorem polowania lub kłusownictwa szykują proch, loftki, masywne sidła o żelaznych zębach, blaszki ostrzone na żniwiarskim brusie. Wszechobecny strach. Nocą modlitwy błagalne albo egzorcyzmy. Surowi protestanci, ale żegnają się na widok potworów wychodzących z mgły. Z pierwszym śniegiem wraca wilk. Nie tak dawno temu, w 1881, zabito tutaj ostatniego, jego wypchane
słomą truchło kurzy się dwanaście kilometrów stąd w gablocie muzeum w Vieux-Moudon. No i ten straszny niedźwiedź, który przyszedł z Jury. Nie ma nawet czterdziestu lat, jak w parowach la Mérine rozpruwał brzuchy jałówkom. Starzy pamiętają to jeszcze; nie do śmiechu im w Ropraz i Ussières. W czasach Voltaire’a, który mieszkał na zamku w dole, w osadzie Ussières, na głównej drodze, co idzie do Berna, do Allemagnes, zasadzali się rabusie, później przyzwoitych ludzi grabili wracający z wojen żołnierze Wielkiej Armii. Bardzo uważamy, kiedy do żniw albo wykopów trzeba zgodzić włóczęgę. To obcy, szpieg, złodziej. Kółko w uchu, skryte zamiary, laguiole za cholewą.
Nie ma tu wielkiego handlu, fabryk, manufaktur, tylko to, co daje ziemia, jednym słowem – nic. To nie jest życie. Jesteśmy tak biedni, że krowy sprzedajemy do miast na mięso, zadowalając się wieprzowiną, i zjadamy jej takie ilości pod każdą postacią – wędzoną, wytapianą, mieloną, soloną – że w końcu stajemy się do wieprzy podobni – różowy korpus, czerwonawa głowizna – odcięci od świata przez mroczne kotliny i lasy.
Wśród tych odludnych pól młoda dziewczyna jest gwiazdą, która jak magnes przyciąga wszelkie zboczenia. Kazirodztwo i bezustanne przeżywanie, w półmroku bezżeństwa, upragnionej i wiecznie zakazanej cielesności.
Seksualne ubóstwo, jak nazwiemy je później, towarzyszy wędrówkom strachu i wyobrażeniom Złego. Nocą samotnie podglądamy miłosne igraszki kilku zamożnych panów z ich jęczącą wspólniczką; lekki dotyk szatana, poczucie winy wtłoczone w cztery stulecia obowiązującego kalwinizmu. Bez wytchnienia tropić niebezpieczeństwo mogące nadejść z głębi ludzkiej duszy i z zewnątrz, z lasu, z dachu, który poskrzypuje, z płaczącego deszczu; znad, od góry, spod, od dołu: niebezpieczeństwo zewsząd. Barykadujemy się we własnej czaszce, we własnym śnie, własnym sercu, własnych zmysłach, ryglujemy drzwi gospodarstw, ze strzelbą na podorędziu, z duszą udręczoną i wygłodniałą. Pod nietopniejącym śniegiem, który sprzyja szaleńcom, zima okrutnieje, nieboskłon czerwony i barwy bistru między brzaskiem a wyklętą nocą, mróz i melancholia, które dręczą i szarpią nerwy. Ach, byłbym zapomniał o straszliwym pięknie tych okolic. I o księżycu w pełni. I nocach pełni księżyca, modlitwach i rytuałach, kawałkach słoniny do nacierania liszajów i
ran, o czarnych wywarach przeciwko ciąży, obrzędach z udziałem lalek topornie wyciosanych z drewna, najeżonego szpilkami i umęczonego, i o urokach, które rzucają źli ludzie, o zaklęciach przeciwko plamce na oku. Po dziś dzień na strychach i w komórkach znajdziemy księgi czarnoksięskie oraz instrukcje, jak gotować krew miesięczną, wymioty, sproszkowaną ślinę ropuchy i żmii. Kiedy księżyc za dużo blasku daje, przed tym i owym umykaj. Kiedy księżyc nazbyt wcześnie wstaje, węża do wora zamykaj. Szaleństwo zwycięża. I strach. Kto wkradł się na poddasze? Kto przeszedł po dachu? Na sekrety otchłani czekaj z prochem i widłami!

II

Luty 1903. Początek roku był bardzo mroźny, śnieg pokrywa Ropraz, które teraz wydaje się jeszcze bardziej skulone i zapomniane na swoim płaskowyżu smaganym przez wiatr. Od pierwszego lutego śnieg pada bez przerwy. Ciężki, mokry śnieg na tle ciemnego nieba; od jakiegoś czasu dla wioski nie ma litości. Odcięte drogi, przypadki gorączki, kilka krów źle się ocieliło, a we wtorek siedemnastego młodziutka Rosa – świeży kwiatuszek, dwadzieścia lat, jasna cera, duże oczy, długie kasztanowe włosy – zmarła w gospodarstwie swojego ojca, pana Emile’a Gilliérona, sędziego pokoju oraz deputowanego do Rady Stanu, na zapalenie opon mózgowych. Pan Gilliéron to człowiek szanowany, surowy, rozważny, szczodry. Posiada majątek, duże połacie okolicznych gruntów, a subtelna uroda jego córki zdążyła już narobić nie lada zamętu. Do tego Rosa dobrze śpiewa, jest oddaną chorym, przykładną parafianką w kościele w Mézières... Szacowni ludzie, jak widać, których także odpycha bezeceństwo, rozpusta i nagminne skąpstwo.
Śmierć Rosy okrutnie wzburzyła całą okolicę. Na pogrzeb, dziewiętnastego lutego na cmentarzu w Ropraz, przybyli ludzie z odległych wiosek, z miasteczek targowych, z małych osad, z niedosięgłych szczytów. Podjazdem, konno, z rakietami na butach, mężczyźni i kobiety, tak liczni – całe setki – że mimo mrozu drzwi kaplicy do końca nabożeństwa stały otworem, potem zaś na cmentarz kondukt żałobny szedł ponad godzinę, przy monotonnych dźwiękach żałobnego dzwonu.
Aby ulokować nową pensjonariuszkę, grabarz Cosandey musiał przez całą środę kopać w zamarzniętej ziemi. Pracę wykonał. Po południu w czwartek Rosa Gilliéron została pochowana od południowego wschodu, w dwóch trzecich długości cmentarza, leżącego samotnie między gęstym lasem a rozległym pagórkowatym pustkowiem, gdzie żerują wrony. Trumnę zabito, ostatnią garść zmarzniętej ziemi rzucono stosownie na głuche wieko i Cosandey nie musiał nawet zagarniać śniegu na niewielki placek nagiego gruntu. Po chwilowym przejaśnieniu, dzięki któremu kondukt mógł krok za krokiem odprowadzić karawan, po ostatniej pieśni dziecięcego chóru i błogosławieństwie specjalnie na tę okazję przybyłego z Mézières pastora Bérangera, podczas końcowej modlitwy znów zaczął padać śnieg. Śnieg, co ponownie zakrywa czarną glebę głębokiej zimy i słodko kołysze zmarłych do snu, jak powiadają, w ich wiecznym spoczynku.
Po inhumacji córki Gilliéron przewidział posiłek w Wielkiej Sali. Tak nazywamy lokal, w którym obchodzi się święta i oficjalne uroczystości. W końcu zapada wieczór, ostatnie uściski dłoni, objęcia, nikogo na drogach, polnych duktach, a nad pustymi polami zaczyna się długa noc.
Piątek dwudziestego, śnieg i martwota. Można by sądzić, że śmierć Rosy oraz uroczysta ceremonia na cmentarzu znużyły duchy i pogrążyły pejzaż w otępiającej ciszy.

III

Lecz oto sobota dwudziestego pierwszego. Tego ranka bardzo wczesnym świtem François Rod, zamieszkały na wzgórzach Ropraz w miejscu tradycyjnie zwanym Vers-chez-les-Rod, Niedaleko Rodów, postanowił „narobić drewna” w pagórkowatym lesie, przylegającym do cmentarza. Towarzyszy mu syn Hermann, który powozi ciężkim wozem, zaprzężonym w woły mleczarzy i drwali. Jest siódma trzydzieści. Nad zaśnieżonymi polami powoli wstaje dzień. Droga do Bois des Tailles biegnie tuż przy cmentarzu. Dotarłszy do furtki, François zatrzymuje zaprzęg, każe synowi poczekać i wchodzi na cmentarz, by przez chwilę podumać nad świeżą mogiłą Rosy. Postępuje kilka kroków w głąb alejki, po czym rozlega się jego krzyk: grób Rosy jest otwarty, trumna odkopana. Siedemdziesiąt lat później stary Hermann będzie wspominał krzyk ojca: „Jakby zobaczył diabła”, powie, dygocząc, a jego zaczerwienione oczy mimo olbrzymiego dystansu nadal będą nabiegłe strachem.
Hermann zamiera na koźle, François na chwiejnych nogach wychodzi zza ogrodzenia, nawet nie zamykając furtki, pada w śnieg, wstaje, upada znowu, by w końcu utorować sobie drogę aż do oberży Cavina. Ze środka wyłania się Cavin, żona Cavina i grabarz Cosandey.
Wracamy na cmentarz. Światło jest teraz mocne, odrażająco białe. Wokół otwartego grobu widać ślady stóp – cała ziemia zadeptana – obok odcisk rozwleczonego ciała, kilka metrów dalej na poły zakopana w śniegu latarka.
Cosandey schodzi do grobu. Odbite wieko trumny pozostawiono w pośpiechu tak, że od strony twarzy zmarłej została wąska szpara. Cosandey wciska rękę do środka:
– Nie mogę wymacać głowy! – krzyczy i zgięty wpół osuwa się na trumnę.
Cucimy Cosandeya, który szczękając zębami, zostaje pilnować grobu, po czym dotarłszy do Café Cavin, uruchamiamy jedyny we wsi telefon. Oczekiwani: pan Gloor, sędzia pokoju okręgu Mézières, pan Blanchod, sędzia śledczy, oraz dwaj funkcjonariusze kantonalnej policji śledczej, którym dotarcie do Jorat starą przewiewną kolejką linii Lozanna–Moudon zajmie trzy godziny. Dla zaoszczędzenia czasu wyjedziemy po nich wozem na stację przy zamku w Ussières.
Teraz ujawniamy sprawę. Z Mézières – gdzie w końcu udało się go złapać – dołącza do grupy doktor Delay. Każe podnieść wieko trumny. Zwłoki zgwałcone. Na obnażonych udach ofiary ślady spermy i śliny. Najdrastyczniejsze okaleczenie ukazuje się w całej swojej potworności.
Prawa dłoń, równo ucięta, spoczywa obok trupa.
Klatkę piersiową głęboko podźgano nożem. Piersi zostały oderżnięte, częściowo zjedzone, przeżute i wyplute do otwartej jamy brzusznej.
Głowę, w trzech czwartych oddzieloną od tułowia, przyciśnięto do korpusu, w wielu miejscach zadano uprzednio ugryzienia, widoczne na szyi, na policzkach, u nasady ucha.
Jedna noga, prawa, łącznie z prawym udem, została odrąbana aż do sromu.
Srom wycięto, przeżuto i zjedzono prawie w całości; resztki – owłosienie łonowe i chrząstki – znajdziemy wyplute we wspomnianym żywopłocie w Crochet, dwieście metrów powyżej kuźni.
Jelita zwisają na zewnątrz trumny. Serce zniknęło.
Nie ma wątpliwości, że aby dokonać zbrodni, zboczeniec wyjął ciało z dołu. Przy sprofanowanym grobie widać garść długich czarnych włosów i dwie duże plamy krwi, która częściowo wsiąkła w śnieg.
Gdy potworne zadanie zostało wypełnione, bestialski posiłek dobiegł końca, ciało młodej męczennicy złożono ponownie do trumny w ziejącym dole.

Wybrane dla Ciebie
"Brak Piotra Pawlaka to nieporozumienie". W sieci wrze po ogłoszeniu finalistów
"Brak Piotra Pawlaka to nieporozumienie". W sieci wrze po ogłoszeniu finalistów
"Jesteśmy zdruzgotani". Członkowie KISS żegnają Ace'a Frehleya
"Jesteśmy zdruzgotani". Członkowie KISS żegnają Ace'a Frehleya
Polak w finale! Piotr Alexewicz zachwycił jurorów
Polak w finale! Piotr Alexewicz zachwycił jurorów
Koniec pokolenia MTV. Naturalna śmierć kultowej stacji
Koniec pokolenia MTV. Naturalna śmierć kultowej stacji
Noc Bibliotek. Wyjątkowe wydarzenie w całej Polsce
Noc Bibliotek. Wyjątkowe wydarzenie w całej Polsce
Byłem na koncercie Lady Gagi w Szwecji. Najlepsze popowe show ostatnich lat?
Byłem na koncercie Lady Gagi w Szwecji. Najlepsze popowe show ostatnich lat?
Obrazy w zawrotnych cenach. Zebrano ponad 577 mln zł na aukcjach
Obrazy w zawrotnych cenach. Zebrano ponad 577 mln zł na aukcjach
Matematyczny geniusz za fortepianem. Piotr Pawlak otrzymał owacje na stojąco
Matematyczny geniusz za fortepianem. Piotr Pawlak otrzymał owacje na stojąco
Ogromna oglądalność Konkursu Chopinowskiego w TVP Kultura. A widzów jest coraz więcej
Ogromna oglądalność Konkursu Chopinowskiego w TVP Kultura. A widzów jest coraz więcej
Polak podbija Konkurs Chopinowski. "Mistrzowski i przekonujący"
Polak podbija Konkurs Chopinowski. "Mistrzowski i przekonujący"
Sarsa: jestem dziwna i trudna - dla mnie to komplement [WYWIAD]
Sarsa: jestem dziwna i trudna - dla mnie to komplement [WYWIAD]
Drew Struzan nie żyje. Stworzył legendarne plakaty do filmów
Drew Struzan nie żyje. Stworzył legendarne plakaty do filmów