Byłem na koncercie Lady Gagi w Szwecji. Najlepsze popowe show ostatnich lat?

15 października Lady Gaga wystąpiła w szwedzkiej Avicii Arenie w ramach światowej trasy Mayhem Ball Tour. Miałem okazję podziwiać show w jednym z pierwszych rzędów pod sceną i z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że piosenkarka znów podniosła poprzeczkę w świecie popu, wznosząc się na wyżyny wokalne i tworząc przemyślane, teatralne show na najwyższym poziomie.

Od kilku miesięcy Lady Gaga podróżuje po całym świecie z trasą koncertową, promującą najnowszy album, "Mayhem". Po występach w Ameryce Północnej przyszedł czas na Europę. Choć artystka obiecywała w jednym z wywiadów, że odwiedzi Polskę, niestety jej słowa nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Kiedy nieco rozczarowany zapoznałem się z listą miast obejmujących tournée, bez zastanowienia zabookowałem bilety na jeden z trzech występów w Sztokholmie. 

Już na warszawskim Lotnisku Chopina atmosfera była gorąca. Jak się okazało, niemal połowa pasażerów na pokładzie samolotu zmierzała do stolicy Szwecji w tym samym celu - aby zobaczyć jedną z najlepszych artystek swojego pokolenia, Lady Gagę. Avicii Arena otworzyła bramy dla Little Monsters (tak gwiazda nazywa swoich fanów) tuż po godzinie 18:00. Hala w mgnieniu oka wypełniła się tysiącami barwnie odzianych entuzjastów twórczości 39-latki. Co ciekawe, niemal na każdym kroku można było usłyszeć wśród publiczności język polski. Gwiazda rozpoczęła show o 20:45 i już pierwsze sekundy tego muzycznego spektaklu wywołały ciarki na całym ciele.

Gaga wjechała na scenę w ogromnej, kilkumetrowej sukni, wykonując utwór "Bloody Mary", który zdobył ogromną popularność po premierze pierwszego sezonu "Wednesday". Następnie przyszedł czas na autorską arię operową (!) oraz jeden z największych przebojów ostatnich miesięcy - "Abracadabra". Atmosfera była niesamowita - kilkanaście tysięcy osób w euforii i zachwycie podskakiwało w rytm pulsującego bitu utworu. Nie brakowało efektów specjalnych, skoordynowaną z muzyką świateł, pirotechniki i idealnie współgrających z otoczką koncertu wizualizacji.

Podczas trwającego 2,5 godziny show, podzielonego na pięć aktów, piosenkarka zaprezentowała idealnie skrojony mix utworów z najnowszego albumu i świetnie znanych przebojów z poprzednich lat. W trakcie wykonania "Die With a Smile" arena rozbłysnęła tysiącami latarek, a gdy wybrzmiały "Poker Face", "Just Dance", "Born This Way" czy "Applause" zamieniła się w ogromną imprezę. Lady Gaga zadbała o świetny kontakt z fanami, a w pewnym momencie zwróciła się do nich po szwedzku! Dodatkowo, wykonując kawałek "Vanish Into You", zeszła do wielbicieli ze sceny i podpisała kilkadziesiąt albumów.

Ogromne wrażenie zrobiła oprawa artystyczna i wizualna. Przez całe show piosenkarce towarzyszył zespół muzyków oraz kilkudziesięciu tancerzy. Urozmaiceniem występów były ekstrawaganckie stroje oraz rekwizyty. Podczas występów z "Perfect Celebrity" i "Disease" Lady Gaga wykonywała wymagającą choreografię w ogromnym grobowcu, wypełnionym piaskiem, a obok niej znalazły się kościotrupy. W trakcie "Killah" i "Zombieboy" na scenie pojawiła się kilkumetrowa czaszka, a kultowy już przebój "Shallow" gwiazda wykonała "płynąc" po scenie w gondoli.

Nie brakowało również wzruszeń. Przechodząc do sekcji akustycznej przy pianinie, Gaga zaskoczyła fanów wykonaniem piosenki "Grigio Girls", która ma dla niej wyjątkowe znaczenie. Utwór powstał z myślą o przyjaciółce gwiazdy, Sonji Durham, która zmarła w 2017 roku po nierównej walce z rakiem piersi. Artystka przyznała, że nie planowała śpiewać wspomnianego kawałka podczas "Mayhem Ball Tour", lecz w noc poprzedzającą koncert w Sztokholmie przyśniła jej się Sonja. Niespodzianką było też wykonanie nieco zapomnianego już utworu "Dance In The Dark", podczas którego gwiazda udowodniła po raz kolejny, że jest jedną z najbardziej utalentowanych wokalistek swojego pokolenia.

Również wielki finał koncertu wbijał w fotel i zaskakiwał. Najpierw scena zapłonęła podczas brawurowego wykonania "Bad Romance", a następnie artystka zaprezentowała fanom, jak wyglądają kulisy show i wprost z backstage’u zaśpiewała jeden z nowszych radiowych przebojów "How Bad Do You Want Me", zmywając jednocześnie makijaż. Na scenę wkroczyła bez peruki i w bluzie z kapturem, świetnie się przy tym bawiąc z tancerzami, którzy również zrzucili sceniczne stroje.

To nie był zwykły koncert. Autorka hitu "Paparazzi" przygotowała dźwiękową i wizualną ucztę, której motywem przewodnim były mrok, walka z traumami i demonami przeszłości oraz celebracja wewnętrznej siły. Tu się wszystko zgadzało - od listy utworów, przez fabułę, aż po świetną oprawę i niesamowite wokale. Lady Gaga znów rzuciła wyzwanie koleżankom i kolegom z branży, tworząc najlepsze popowe show ostatnich lat. 

Patryk Radzimski, dziennikarz Wirtualnej Polski