Kpił z władzy i propagandy. Teraz Mata śpiewa o dziewczynach i luksusach
Mata wydał imprezową płytę o niczym, przy której można się dobrze bawić. Ale tego, że zaprosił na nią gości rapujących seksistowskie teksty, upokarzające kobiety, nie da mu się wybaczyć.
Mata, jedna z najważniejszych postaci na rodzimej scenie hiphopowej, wydał kolejny album. "2039: Złote Piaski" to już czwarty pełnowymiarowy materiał w jego karierze, rzecz bardzo krótka, gęsta pod względem muzycznym, ale raczej monotematyczna. Chyba sam poczuł, jak bardzo o niczym jest ten materiał, skoro w ostatnim, autotematycznym, utworze próbuje się z niego tłumaczyć. Niestety, niezbyt przekonująco.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rekordziści. Te filmy zarobiły najwięcej, kwoty przyprawiają o zawrót głowy
Zabawa na latynoskich fundamentach
Pod względem muzycznym Mata porusza się w rejonach bardzo charakterystycznych dla współczesnego hip hopu - to muzyka bardzo taneczna, mocno ocierająca się o najnowsze tendencje w popie. Najważniejszym, chyba wciąż nieco zaskakującym, zwłaszcza w przypadku polskich wykonawców i wykonawczyń, budulcem tego grania, są elementy zaczerpnięte z kultury... latynoskiej.
O ile w Stanach Zjednoczonych, skąd przyszły do Polski takie tendencje, ma to spory sens - w każdym amerykańskim mieście znaleźć można ulice czy całe dzielnice pulsujące w rytmie dobiegającej z każdego sklepu i okna muzyki rodem z Ameryki Południowej. W polskim miksie kulturowo-etnicznym, który dopiero od niedawna przestaje być niemal całkowicie homogeniczny, kultura latynoska nie istnieje jednak w zasadzie zupełnie.
Tak czy owak - Mata postanowił bujać swoją publiczność w rytmach raggaetonu, salsy, bachaty i bomby. I robi to całkiem skutecznie - jego nowe piosenki mają bardzo taneczny wymiar: niemal natychmiast wyciągają na parkiet nawet te osoby, które do klubu przyszły tylko stać pod ścianami.
Należą się ogromne gratulacje za umiejętności kompozytorskie: jest na tej płycie sporo melodii, które natychmiast wchodzą do głowy. Co najmniej kilka piosenek to bezdyskusyjnie wielkie potencjalne przeboje, które już za moment będzie pewnie nucić prawie cała polska młodzież. I będzie się przy nich doskonale bawić.
Płyta do klubu, do łóżka i na basen
To płyta bardzo imprezowa. Taka, na której nie chodzi o nic innego, jak o pieniądze, zabawę i seks. Jest to nieco zaskakujące w przypadku tego artysty: Mata ma przecież ma w dorobku bardzo wyraziste wypowiedzi na ważne tematy społeczne, a nawet polityczne - to przecież właśnie on wywołał sporą publiczną dyskusję na temat tego, co dzieje się w elitarnych szkołach i domach, to on za czasów poprzedniej władzy kpił w żywe oczy z prezesa TVP, faszerującego ramówkę bezczelną propagandą.
Ale nie tym razem. Na nowej płycie młody artysta rapuje głównie o dziewczynach i do dziewczyn - namawia je, żeby bawiły się z nim na parkiecie i w łóżku, żeby jeździły z nim po świecie i pływały w basenach luksusowych hoteli. Jego teksty na tej płycie są zatrważająco błahe, płytkie i puste, zarówno jeśli chodzi o ich treść, ale i formę - tylko w kilku miejscach pojawiają się błyskotliwe pomysły, metafory i referencje. Tak jest choćby w piosence, w której randka w Barcelonie opisana jest za pomocą odniesień do grających w tamtejszym klubie polskich piłkarzy.
Zapraszając seksistów do współpracy
Mało tego, tekstom na tej płycie zdarza się schodzić do poziomu niemal żenującego - bo jak inaczej określić fragment: "wskakuj mała na ch..a", który co prawda wykonuje jeden z gości Maty na tej płycie, ale to przecież on podpisał się pod tym albumem.
Inny z gości konsekwentnie rapuje o dziewczynach per "suki". Konwencja? Jasne, można tak to tłumaczyć. Ale w nastoletnich osobach słuchających tej płyty to tylko utrwala patriarchalny schemat, w którym dziewczyny są tylko obiektami seksualnymi. Kto jak kto, ale Mata powinien wiedzieć, że to nie jest w porządku i nie zapraszać na swój nowy album gości posługujących się seksistowskim językiem i myśleniem.
I choć trudno mieć pretensje, że raper postanowił wydać imprezową płytę, która nie mówi o niczym ważnym, o utrwalanie upokarzających stereotypów pretensje mieć można, a wręcz trzeba. Szkoda, że na tym materiale zdarzają się takie momenty - bardzo obniżają wartość tej, na innych poziomach nader udanej, płyty.
Tragiczna historia "Supermana", Christophera Reeve’a, obrzydliwe sceny w horrorze "Together" i nowe perełki w streamingu. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: