Mińsk. Przewodnik po mieście słońca

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

1

Urodziłem się w Mieście Słońca. Pierwszym, co z niego pamiętam, jest wielki blok betonu, na który usiłuję wleźć. Wdrapuję się na zimną, szarą bryłę, wczepiam się w nią rękami, nogami i zębami, i w końcu, kiedy z wielkim trudem docieram na szczyt, wyrasta przede mną kolejny, taki sam betonowy blok. Włażę więc na ten kolejny i widzę jeszcze jeden, a na nim następny i następny.
Pamięć jest dziwna. Z całej kroniki filmowej naszego życia wybiera i starannie dokumentuje pojedyncze epizody, niekoniecznie ważne czy przełomowe. Pamięć przypomina czarno-biały film, w którym większość kadrów to migające na ekranie rysy i szumy na czarnym, białym albo szarym tle. Ale od czasu do czasu ten taniec abstrakcyjnych białych linii na czerni przecinają wstrząsająco realistyczne obrazy, które nie zacierają się z czasem i pozostają nienaruszone w naszej pamięci aż do ostatniej przed napisami końcowymi części filmu.
Dziwne i pewnie symboliczne: właśnie kadry z blokiem betonu stały się pierwszym dokumentem mojej pamięci, pierwszym przebłyskiem realnego obrazu świata pośród kilometrów czarno-bialych rys i plam.
Betonowa piramida, na którą usiłuję się wdrapać, jest zwykłymi schodami pomiędzy pierwszym a drugim piętrem naszej kamienicy na ulicy Łomonosowa. Wędruję do mego przyjaciela z dzieciństwa, Igora Brandina, który mieszka piętro nade mną i tak jak ja urodził się w Mieście Słońca w 1965 roku. Nie wiem jeszcze, że w tymże roku pierwszy człowiek na świecie wyszedł w przestrzeń kosmiczną; że Beatlesi robią rewolucję w głowach młodzieży na Zachodzie; że trzy lata wcześniej niejaki Lee Harvey Oswald wyruszył z Miasta Słońca, by zabić prezydenta Kennedy’ego, a w Moskwie spiskowcy z Biura Politycznego obalili Chruszczowa. Zaczynała się epoka Breżniewa.
Po prostu idę w gości do przyjaciela. Dokładniej rzecz ujmując raczkuję, bo chodzić jeszcze nie umiem. Dlatego każdy stopień wydaje mi się ogromną, wyższą ode mnie ścianą, a całe schody zmieniają się w gigantyczną, zimną kamienną piramidę. Dalsze wydarzenia tego i większości kolejnych dni zatarły się w mojej pamięci. Po ekranie znów skaczą białe i czarne kreski, przerywane linie i kropki. Ale betonowa ściana pozostała skrótem tego miasta, prostym i tajemniczym, jak czarny kwadrat Kazimierza Malewicza.

2

Jeśli przyjeżdżacie do Mińska pociągiem z Europy, zanim powita was Plac Bramy Miasta Słońca musicie przejść przez czyściec – pierwszą Bramę, strzegącą granicy Krainy Szczęścia. Wszystkie pociągi wjeżdżając na teraz już byłe jej Terytorium muszą zmienić koła. Jest to na swój sposób niezapomniane i dziwne widowisko. Nocą, kiedy docieracie na granicę (a większość pociągów z Europy przekracza granicę nie wiedzieć czemu właśnie nocą) po kontroli paszportowej i celnej wasz pociąg wjeżdża do wysokiej i długiej hali. Wystrój hali nie zmienia się od dziesiątków lat. Wysokie zakopcone okna, brudnoszare ściany, kulawe, niezliczoną ilość razy przemalowywane zielone stalowe stoły na narzędzia; dźwig, który co chwila z łoskotem przesuwa się nad waszą głową, i niezliczone mnóstwo malutkich ciemnobrązowych drzwi, wiodących nie wiedzieć dokąd.
Z mnóstwa tych drzwi, rozrzuconych po całej długości hali, zaczynają wychodzić jacyś maleńcy ludzie, ubrani w ciemne, brudne fartuchy. Rzucają wam nieprzyjazne spojrzenia, kiedy obserwujecie ich paląc papierosa w drzwiach wagonu. Ale są nieszkodliwi. Pewnie nieco irytuje ich, że o tak późnej porze, w tej ciemnej hali muszą walić młotami w stal, przeciągać ciężkie haki i taszczyć osie z kołami. A wy, czyściutcy i dumni, jedziecie sobie do Krainy Szczęścia, albo odwrotnie – całkiem już uszczęśliwieni wracacie do Europy.
Nawiasem mówiąc, gdybyście przekraczali granice dwadzieścia lat temu, podczas prohibicji, robotnicy chętnie pomogliby wam zdobyć za podwójną cenę flaszkę wódki, paczkę papierosów czy cokolwiek innego.
Maleńcy czarni ludzie głośno pokrzykując i klnąc biorą się do roboty. Wielotonowe dźwigi unoszą wasz wagon półtora czy dwa metry nad ziemię i wytaczają spod niego osie. Robotnicy pracują w piekielnym zgrzycie i pisku maszynerii. Nad ich głowami przez całą długość hali przesuwa się dźwig konsolowy, na którym od niepamiętnych lat wisi wciąż ten sam obrazek: coś ciężkiego spada na człowieka w kasku. Przekaz jest jasny, zna go każde dziecko – „Nie stój na linii strzału, bo zginiesz”. Zawsze jednak miałem wrażenie, że sam znak nie odpowiada graficznie podniosłości chwili. Dobrze byłoby go zastąpić czymś poważniejszym. Na przykład radosnym plakatem „Witamy w Piekle!”. Albo, mówiąc już poważnie, czerwonym transparentem z wielkimi białymi literami, układającymi się w napis: „Witamy w Krainie Szczęścia!”.
Tymczasem czarne ludziki kończą pracę. Opuszczają wasz wagon na nowe osie i teraz możecie – szczęśliwi i pełni nowych wrażeń – spokojnie sobie podróżować dalej, na spotkanie Miastu Słońca.

3

Zanim wyruszycie na spotkanie Miastu Słońca, posłuchajcie o ideach i warunkach, bez których ten dziwny, ale i fascynujący twór nigdy by nie powstał.
Istotą idei komunizmu jest budowa powszechnego Szczęścia. Ludzkość nigdy chyba nie sformułowała równie szlachetnej i pięknej doktryny społecznej. Równość, Braterstwo, Sprawiedliwość; Społeczeństwo pełnej harmonii, każdemu według zasług, każdemu według potrzeb, Raj na ziemi, Miejsce, którego nie ma, Utopia…
Szczęście jako pojęcie filozoficzne nigdy nie doczekało się sensownego rozwinięcia; jego dwuznaczna dziewiczość czemuś odstraszała nawet najodważniejszych myślicieli. Może zaważyła na tym z góry znana prawda – szczęście nie istnieje, lepiej więc zająć się poszukiwaniem nie Szczęścia, ale Sensu. A jeśli jednak istnieje, jest czymś zbyt osobistym, żeby poddawać je spekulatywnym uogólnieniom. Bogactwo, Władza, Zadowolenie, Posiadanie, Wewnętrzna Harmonia, Harmonia Społeczna, Miłość, Miłość do Boga to nazbyt już wiele warunków jednego tylko pojęcia, i mnogość ta wyklucza stworzenie uniwersalnej jego definicji. A jeśli Szczęście jest jednak konkretne i policzalne, czy zdefiniujemy je jako stan permanentny, czy też jako okazjonalną euforię, po której przychodzi nieuniknione rozczarowanie albo przynajmniej znużenie?

Wybrane dla Ciebie
Koniec pokolenia MTV. Naturalna śmierć kultowej stacji
Koniec pokolenia MTV. Naturalna śmierć kultowej stacji
Noc Bibliotek. Wyjątkowe wydarzenie w całej Polsce
Noc Bibliotek. Wyjątkowe wydarzenie w całej Polsce
Byłem na koncercie Lady Gagi w Szwecji. Najlepsze popowe show ostatnich lat?
Byłem na koncercie Lady Gagi w Szwecji. Najlepsze popowe show ostatnich lat?
Obrazy w zawrotnych cenach. Zebrano ponad 577 mln zł na aukcjach
Obrazy w zawrotnych cenach. Zebrano ponad 577 mln zł na aukcjach
Matematyczny geniusz za fortepianem. Piotr Pawlak otrzymał owacje na stojąco
Matematyczny geniusz za fortepianem. Piotr Pawlak otrzymał owacje na stojąco
Ogromna oglądalność Konkursu Chopinowskiego w TVP Kultura. A widzów jest coraz więcej
Ogromna oglądalność Konkursu Chopinowskiego w TVP Kultura. A widzów jest coraz więcej
Polak podbija Konkurs Chopinowski. "Mistrzowski i przekonujący"
Polak podbija Konkurs Chopinowski. "Mistrzowski i przekonujący"
Sarsa: jestem dziwna i trudna - dla mnie to komplement [WYWIAD]
Sarsa: jestem dziwna i trudna - dla mnie to komplement [WYWIAD]
Drew Struzan nie żyje. Stworzył legendarne plakaty do filmów
Drew Struzan nie żyje. Stworzył legendarne plakaty do filmów
Paryż w sercu Warszawy. 11. edycja Gali French Touch – La Vie en Rose
Paryż w sercu Warszawy. 11. edycja Gali French Touch – La Vie en Rose
Koniec pewnej epoki. MTV wyłączy nadawanie
Koniec pewnej epoki. MTV wyłączy nadawanie
(A)Polityczna hańba Eurowizji. Koniec udawania walki o wolność? [OPINIA]
(A)Polityczna hańba Eurowizji. Koniec udawania walki o wolność? [OPINIA]