Razem na biegun
Elementy
2002, lipiec
Kiedy myślę o podróżach, czasem wydaje mi się, jakbym stał z dłutem przed bryłą kamienia i z tej bryły miał coś stworzyć. Szansa, że przypadkiem uderzając o kamień, stworzymy rzeźbę, że z chaotycznych ruchów wyłoni się kształt, który będzie interesujący, ciekawy dla innych ludzi jest znikoma.
Tak jak budowa, pałac czy twierdza składa się z pojedynczych cegiełek, połączonych spoiwem i ułożonych w pewną formę, tak samo podróż to okruchy zdarzeń, ekwipunku, przygotowań, spojone określonym kształtem.
Człowiek jest wędrowcem przemierzającym życie swoją drogą. Są też nomadzi, którzy żyją wciąż w podróży od miasta do miasta, od jednych zdarzeń i ludzi do innych. Możliwości i dróg jest wiele, a pierwsza taka, że wcale nie rusza się z miejsca. Można znaleźć jakieś schronienie i przetrwać życie, uprawiając swój ogródek. Można wybrać szerokie, łatwe drogi, które same się narzucają, bo już z daleka widać tłumy, które nimi podążają. Ale kiedy idziemy taką drogą po jakimś czasie spostrzegamy, że nic się nie dzieje. Przestępujemy z nogi na nogę, ale jakoś pusto i nudno. I chociaż tylu ludzi wokół, to nie ma do kogo ust otworzyć. Kolorowo, hałaśliwie, ale pusto. Nieraz robi się strasznie, bo nie wiadomo już, o co chodzi. Dokąd to tak idziemy, co my właściwie tutaj robimy, a może kręcimy się w kółko? A może krajobraz się przesuwa, a my stoimy w miejscu? Zaczynamy mieć wątpliwości, czy w ogóle można się ruszyć, z niedowierzaniem słuchając opowieści tych, którzy twierdzą, że byli daleko stąd i że gdzieś tam są
piramidy, Panteon, pustynie, morza i lody.
Czy są jeszcze na świecie miejsca, które mają moc? Miejsca, które obdarzyć mogą człowieka swoją energią, z których widać inne światy, inne sprawy i inny porządek rzeczy? W których człowiek odkrywa w sobie człowieka? Może są jeszcze takie miejsca na tym świecie, ale jak ich szukać. Przewodniki o nich milczą. Źródła, z których płynie woda poznania, zmieniają swoje miejsca. Raz są tu, kiedy indziej już daleko stąd. I nie ma żadnej mapy, która mogłaby nas do nich zaprowadzić. Zostają ślady i znaki. Możemy je zobaczyć, kiedy patrzymy głęboko, bardzo głęboko w głąb siebie. Może nie zobaczymy ich od razu, może się też zdarzyć, że nigdy ich nie ujrzymy. Kiedy niebo jest zasnute chmurami, nie widać gwiazd. Ale one przecież istnieją.
Wciąż i na nowo próbujemy znaleźć drogę, ale nie ma żadnych drogowskazów. To my musimy je postawić. Musimy postawić nowy znak na rozstaju dróg.
Zacznijmy więc od marzeń. Pozornie łatwo jest marzyć. Przeważnie marzymy o czymś, co jest pod ręką, o co się niemal ocieramy. Kobieta, praca, samochód, podróż dookoła świata, tyle marzeń, ilu ludzi na świecie. Jako dzieci nie znamy strachu i trwogi. Dlaczego jako dorośli przestajemy marzyć? Czy brakuje nam odwagi, czy przestajemy wierzyć? Zmęczeni, przygaszeni nie mamy już siły, aby podnieść głowę i spojrzeć na horyzont. Dziecko ufnie spogląda w przyszłość, nie doznało jeszcze zbyt wielu krzywd od życia, nie widzi zagrożeń ani niebezpieczeństw. Dzieci mają tak wiele marzeń. Marzą i marzą.