Czym różni się sztuka kobieca od męskiej? Niezwykła wystawa "Co babie do pędzla?!"
W Muzeum Narodowym w Lublinie otwarto wystawę, jakiej jeszcze gmach zamku lubelskiego nie widział. Ponad 130 artystek, ponad 500 dzieł sztuki na 700 metrach kwadratowych. Kuratorka wystawy nie tylko dała nam szansę zobaczyć obrazy najbardziej znanych malarek, ale też ocaliła od zapomnienia te, o których historia sztuki niesłusznie pamiętać nie chciała.
"Nie cierpię malujących bab! Dłubie, nudzi, jakby pończochę robiła. Co babie do pędzla!" zawołał Kazimierz Sichulski, malarz i profesor Akademii Sztuk Pięknych, komentując obrazy Olgi Boznańskiej. Dziś trudno sobie wyobrazić polską historię sztuki bez dzieł tej malarki. Okazuje się jednak, że poza kilkoma znanymi do dziś nazwiskami, w Polsce nie brakowało znakomitych artystek. Pokonywały przeszkody systemowe, sprzeciwiały się rodzinom i opinii społecznej, by tworzyć. W końcu ktoś zdecydował się przywrócić im głos.
W Lublinie otwarto niezwykłą wystawę
25 kwietnia 2025 roku może zapisać się w historii jako dzień, kiedy wreszcie zdecydowano się oddać głos dziesiątkom artystek, które tworzyły na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku. O ile w muzeum na zamku w Lublinie gościły już wystawy sławnych malarzy, takich jak Pablo Picasso, czy Zdzisław Beksiński, ba, był tam wystawiany nawet sam Claude Monet, to dzieła kobiet pokazywane były znacznie rzadziej. Odwagi dyrektorce Muzeum oraz kuratorce wystawy "Co babie do pędzla?!" dodała chyba wystawa Tamary Łempickiej z 2022 roku, która odniosła ogromny sukces, a w dniu zamknięcia widzów wpuszczano jeszcze tuż przed północą.
To jest nie tylko wielkie wydarzenie dla naszego miasta, ale jest to po prostu wielkie wydarzenie w dziedzinie, jaką jest historia sztuki - mówiła dr hab. Katarzyna Mieczkowska, dyrektor Muzeum, na konferencji prasowej, tuż przed otwarciem wystawy. - Chodzi o to, żeby tę historię napisać na nowo, z uwzględnieniem artystek, które żyły, tworzyły i były.
Bożena Kasperowicz, kuratorka wystawy, przygotowywała się do jej zaprezentowania przez kilka lat, wyszukując i "odkopując" dzieła, które często leżały gdzieś zapomniane. Skala ekspozycji jest ogromna. Widzowie mogą zapoznać się z ponad 500 dzieł, stworzonych przez ponad 130 artystek. Do tej pory tak ogromnej wystawy jeszcze w Lublinie nie było. Muzeum Narodowe w Lublinie współpracowało z ponad 70 instytucjami oraz prywatnymi właścicielami obrazów, rysunków i rzeźb, by móc opowiedzieć historię polskich artystek na nowo. To ogromne wydarzenie doceniły także władze miasta.
Dla Lublina kultura to nie jest tylko kwestią wizerunku miasta - mówił prezydent miasta, Krzysztof Żuk, który objął wystawę honorowym patronatem. - To jest przede wszystkim siła napędowa naszego rozwoju. W to uwierzyliśmy już wiele lat temu i dlatego dziś jesteśmy Europejską Stolicą Kultury.
CZYTAJ TAKŻE: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w nowej odsłonie
Czym różni się sztuka kobieca od męskiej?
Dyrektor Muzeum, pani Katarzyna Mieczkowska, postawiła to kontrowersyjne pytanie na samym początku konferencji prasowej.
Na szczęście niczym się nie rożni - odpowiedziała od razu. - Sztuka może być albo bardzo dobra, albo bardzo zła, albo średnia, albo... jakaś. Nie ma jednak różnic między sztuką kobiecą i męską.
Przez wiele lat, a nawet wieków, pogląd, że kobiety nie nadają się na artystki, miał się jednak świetnie.
Kobiety miały rodzić dzieci, być opiekunkami ogniska domowego - wyjaśniała Mieczkowska.
Panie nie odbierały gruntownego wykształcenia, na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie mogły pobierać nauki dopiero od 1904 roku, a w Krakowie od 1917 roku. Olga Boznańska malarstwa uczyła się od innych krakowskich artystów, bo nie mogła studiować, gdy rektorem uczelni był sam Jan Matejko. Kobiety były samoukami lub uczyły się pod okiem kogoś z rodziny, jeśli wystarczająco uwierzył w ich talent. Lub, jak Zofia Stryjeńska, obcinały warkocze i udawały mężczyznę, by studiować w Monachium.
Ocalić od zapomnienia
Okazuje się, że zebranie dzieł artystek, których nazwiska nie figurują w podręcznikach do historii sztuki, wcale nie było łatwe. W sporej części prace przechowywały rodziny, które dbały o spuściznę babek czy prababek, jednak nie wszyscy potrafili uszanować ich talent i obrazy czy rzeźby zwyczajnie przepadły.
Mogę powiedzieć, że właściwie cała wystawa jest odkryciem. Może poza kilkoma nazwiskami, większość nic nie powie nawet osobom szczerze zainteresowanym sztuką - wyznała Bożena Kasperowicz. - To sztuka, której nie ma w muzeach, trzeba specjalnych starań, żeby z tą twórczością się zapoznać.
Kasperowicz zwróciła uwagę na to, iż pierwszą wystawą, która próbowała zdefiniować i zebrać sztukę, tworzoną przez kobiety, była ta zorganizowana w 1991 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie. Prezentowała artystki od średniowiecza do współczesności i obejmowała 200 dzieł sztuki. Niestety, za nią nie przyszły kolejne wystawy. Dopiero w 2025 roku w Lublinie zdecydowano się na kolejną próbę szerokiego pokazania twórczości kobiet. Zrobiono to jednak na o wiele większą skalę.
Co warto zobaczyć na wystawie "Co babie do pędzla?!"
Wystawę podzielono na dwie części. W jednej prezentowane są prace artystek, tworzących w latach 1850-1918, w drugiej tych, które działały w latach 1918-1950.
Uwagę przyciągają obrazy Olgi Boznańskiej, Zofii Stryjeńskiej, Tamary Łempickiej, Meli Muter czy Wandy Chełmońskiej, które widzowie mogą kojarzyć z innych wystaw, czy podręczników do plastyki i historii sztuki. To jednak jedynie wstęp do odnalezienia kolejnych perełek.
Tak ogromna ilość dzieł sztuki wymagała stworzenia w przestrzeni Muzeum swoistego labiryntu, w którym gdzie się nie obrócić, obcujemy z obrazami, rysunkami i rzeźbami. To jakby bombonierka - po cokolwiek nie sięgniemy, dostajemy coś wyrafinowanego i o złożonym smaku.
Katarzyna Kobro, Aniela Pająkówna, Ewa Łunkiewicz-Rogoyska, Małgorzata Łada-Maciągowa, Estera Karp, Dora Bianka, Teresa Roszkowska... Można by wymieniać nazwiska artystek w nieskończoność i zachwycać się tym, co stworzyły.
Jeśli zamierzacie odwiedzić Muzeum Narodowe w Lublinie, zarezerwujcie sobie kilka godzin i załóżcie wygodne buty. To, co zostało tam zgromadzone, wymaga odrobiny skupienia i czasu, by mogło nasycić nasze dusze, spragnione kontaktu ze sztuką. Na wernisażu pojawiły się tłumy zwiedzających. Trzeba było poczekać w kolejce na możliwość zwiedzenia wystawy, tak wiele osób nie mogło się doczekać, by móc zobaczyć efekt kilkuletnich przygotowań. Efekt wynagradzał każdą minutę czekania.