Dzieło kompletne. Euforyczne uniesienia wrzasku Florence [RECENZJA]
Florence Welch wraca i krzyczy głośniej niż kiedykolwiek. "Everybody Scream" to nie jest popowy album na odtworzenie formuły sukcesu – to muzyczny huragan, w którym ból miesza się z ekstazą, a monumentalne aranżacje z intymnym głosem artystki. Nie pyta o aprobatę tłumów, robi to dla siebie i w tym szaleństwie tkwi cała jej siła.
Po wydaniu "Dance Fever" w 2022 r. wielu fanów i krytyków miało wrażenie, że Florence Welch ugrzęzła w estetyce, którą sama stworzyła. Album był poprawny, momentami piękny, ale pozbawiony ryzyka – jakby Florence próbowała odtworzyć samą siebie. Tam, gdzie kipiała energia, pojawił się chłód i dystans.
Po trzech latach ciszy Florence Welch ponownie zabiera głos — dosłownie i metaforycznie. Album "Everybody Scream" narodził się z doświadczenia granicznego, o którym artystka wspominała w wywiadach: operacji, która zmusiła ją do zmierzenia się z własną śmiertelnością. Z tego osobistego bólu narodziła się muzyka przepełniona pasją i niepokojem. To nie tylko kolejny rozdział w jej karierze, ale świadome zderzenie z własnym mitem – Florence jako czarownicy, prorokini i scenicznej kapłanki. I wiecie co? Ależ to jest znakomity album!
To płyta pełna rozmachu, ale też zaskakującej bezwzględności. Monumentalne aranżacje – smyczki, chóry, rozedrgane gitary – spotykają się z intymnością głosu Welch, który wciąż potrafi poruszać do głębi. To po prostu powrót do tego, co Florence robi najlepiej: magii, która uwalnia w słuchaczu euforyczne pragnienia. Industrialne bębny zderzają się tu z delikatnymi fortepianami, a echa gotyckiego popu mieszają się z pierwiastkiem folkowego rytuału. Ale przejdźmy do konkretów.
Nela Maciejewska i Maciej Stuhr o serialu "Glina". "Ukłon w stronę widza"
Utwór tytułowy otwiera płytę niczym teatralne przedstawienie – organowe intro i monumentalny chór prowadzą do eksplozji emocji, w której Welch dosłownie "krzyczy" o własnym odrodzeniu. To jej najbardziej filmowy moment od czasu "Shake It Out". W "Perfume and Milk" śpiewa o delikatnym balansie między ciałem a duszą, o potrzebie oczyszczenia, która przychodzi dopiero po bólu. W "Music by Men" uderza z kolei w ton ironiczny i bezkompromisowy, rozliczając patriarchalne schematy naszego świata.
Jednym z najmocniejszych punków całej płyty jest zdecydowanie "One of the Greats". Potężne brzmienie instrumentów jako symbol własnego odrodzenia oraz walki z nierówną pozycją kobiet w branży muzycznej. "Pewnie miło jest być mężczyzną i tworzyć nudną muzykę tylko dlatego, że możesz?" – pyta prowokacyjnie artystka. Surowość tekstu spotyka się tu z monumentalną aranżacją, a energia piosenki sprawia, że niemalże fizycznie odczuwamy presję i determinację. Znakomitość w czystej postaci.
Florence + The Machine - Sympathy Magic (Official Video)
Płyta imponuje spójnością koncepcji. Wszystko – od okładki po datę premiery przypadającą na Halloween – układa się w jedną, przemyślaną opowieść o duchowości. Konkretniej duchowości kobiet. Florence wciąż potrafi tkać emocje z dźwięków: "Everybody Scream" porywa dramatyzmem, "Witch Dance" brzmi jak modlitwa, a finałowe "And Love" przynosi długo oczekiwane ukojenie. To album, który dojrzewa z każdym odsłuchem – mniej o hitach, bardziej o emocjonalnym pejzażu. Bo ona nie chce się już ścigać. Robi swoje i wtedy wybrzmiewa najsmakowiciej.
Ci, którzy nie są fanami zbyt teatralnych, przesadzonych kompozycji nie mają tutaj czego szukać. Na "Everybody Scream" wszystkiego jest dużo, tak jakby Florence nie potrafiła się powstrzymać przed kolejnymi dźwiękami. Niech najlepszym przykładem będzie "Sympathy Magic", gdzie mamy mocne uderzenia bębnów, krzyk artystki podbity chóralnymi uniesieniami, a wszystko zapakowane w przerażająco nerwową kompozycję.
Nie jest perfekcyjnie, ale to sprawia, że krążek jest żywy. Florence nie musi już niczego udowadniać, jest świadoma własnej legendy. Może za to pozwolić sobie na szczerość, melancholię i świadome eksperymentowanie z brzmieniem. To płyta, w której Florence po raz pierwszy od dawna brzmi tak, jakby śpiewała nie do tłumów, lecz do samej siebie. I właśnie w tej intymności, w tym artystycznym rozbrojeniu tkwi jej największa siła.
"Everybody Scream" to nie tylko kolejny rozdział w historii zespołu, lecz pełne odwagi i dojrzałości świadectwo, że mamy do czynienia z jedną z najciekawszych artystek XXI w. Czy ktoś usłyszy jej krzyk? To nie ma znaczenia, ona robi to dla siebie. A my przy okazji mamy wielki zaszczyt, że możemy być tego częścią. To dzieło kompletne.