Kolejne marzenie, które okazało się klęską. Kronika upadku Jennifer Lopez
Jennifer Lopez kiedyś była królową sceny, dziś balansuje na krawędzi sławy i klęski. Każdy sukces miesza się z porażką, każdy hit z falą krytyki, a jej życie prywatne i zawodowe obserwuje świat, który uwielbia patrzeć, jak gwiazdy upadają. Chociaż Lopez starannie próbuje odbudować swoją karierę muzyczną, w świecie filmu - wydaje się - nadal nie ma dla niej miejsca.
Pasmo niepowodzeń Jennifer Lopez trwa mniej więcej od 2019 r., kiedy jej film "Ślicznotki" zdobył przychylne recenzje. Od tego momentu jej kariera zaczęła przypominać spektakularny rollercoaster w dół: efektowne wjazdy w światło reflektorów przeplatały się z upadkami tak widowiskowymi, że aż trudno było oderwać wzrok. Lopez wciąż pojawiała się w mediach, ale coraz częściej nie dzięki talentowi, a dzięki osobistym dramatom, medialnym skandalom i decyzjom, które wywoływały raczej politowanie niż zachwyt.
Nie można jednak zapomnieć, że Jennifer Lopez była i wciąż jest ikoną popu, która kiedyś potrafiła sprzedać 80 mln płyt i podbić całe listy przebojów. Wtedy każdy jej ruch wydawał się złotem - albumy, koncerty, okładki magazynów. Teraz to wszystko brzmi jak echo dawnej świetności. Im dalej, tym bardziej gwiazda zaczęła blednąć, a J.Lo z królowej sceny stała się tabloidową celebrytką - ze sławą mierzoną w skandalach, a nie w artystycznych osiągnięciach.
Ostatnie lata były już prawdziwym festiwalem porażek. Jej projekt "This Is Me… Now" okazał się komercyjnym nieporozumieniem. Wydano na niego ponad 20 mln dol., powstał towarzyszący mu musical na Prime Video, a efekt? Fala krytyki w mediach społecznościowych. Internauci nie zostawili na gwieździe suchej nitki - zarzucali jej kreowanie sztucznego wizerunku "dziewczyny z trudnych ulic Bronksu".
"The Paper": W kultowej produkcji zagrał geja, to dzisiaj słyszy od fanów
Kiedy w 2024 r. Lopez odwołała całą trasę "This Is Me… Live", tłumacząc to chęcią spędzenia czasu z rodziną, trudno było powstrzymać uśmiech - raczej politowania. Sprzedaż biletów była mizerna, terminy anulowano, a sam album powrotny przeszedł bez echa. W tym samym roku J.Lo wzięła udział w katastrofalnym filmie science-fiction Netfliksa "Atlas", gdzie grała naukowca poruszającego się w chodzącym robocie po planecie Screensaver. Efekt? 18 proc. pozytywnych opinii na RottenTomatoes (to i tak o 17 proc. za dużo). Nie były to działania hejterów, tylko po prostu spektakularna klapa.
Nieco lepiej przyjęto jej inspirujący film sportowy "Unstoppable" o Anthonym Roblesie, mistrzu NCAA z jedną nogą. Premiera w Toronto przyniosła dobre recenzje, ale po z Prime Video produkcja zniknęła szybciej niż nowe memy o Lopez w internecie. Dzisiaj trudno znaleźć kogoś, kto pamięta tę produkcję.
Równolegle katastrofy zawodowe łączyły się z osobistymi dramatami. Bajkowy ślub z Benem Affleckiem w 2022 r. zakończył się dwa lata później rozwodem, a tabloidy huczały od szczegółów narastających konfliktów. Affleck coraz częściej bywał widywany z Jennifer Garner, swoją poprzednią żoną. W ostatnich miesiącach Lopez poświęcała czas dzieciom i pracy nad sobą, a prasa podgrzewała temat jej nowego związku - tym razem poza światem show-biznesu.
Jeszcze dwa lata temu J.Lo znajdowała się w najciemniejszym momencie kariery. Klęski artystyczne, rozwód, oskarżenia o fałszerstwo - nic nie wskazywało na odbudowę dawnej ikony popu. Wtedy ktoś w jej zespole powiedział: "Koniec gwiazdorzenia, trzeba coś zrobić z tą klęską". I tak Lopez wyruszyła w trasę "the best of", odwiedzając kraje, których wcześniej prawie nie odwiedzała: Rumunię, Egipt, Kazachstan, Armenię, Uzbekistan, Turcję czy Polskę.
Koncert na PGE Narodowym był prawdziwym triumfem - bilety rozeszły się błyskawicznie, a sama Lopez udowodniła, że wciąż potrafi dać z siebie wszystko. Trasa "Up All Night" była precyzyjnie zaplanowanym ruchem naprawczym i prawdziwym wybiciem się nad własnym cieniem. Wieść o sukcesie rozniosła się po Stanach, gdzie wielu nie mogło uwierzyć, że reszta świata nadal zachwyca się hitami takimi jak "Waiting for Tonight" czy "Love Don’t Cost a Thing". Sukces sceniczny sprawił, że Lopez została ponownie zaproszona do Las Vegas, gdzie tuż przed nowym rokiem rozpocznie rezydenturę. Zapowiedziano kilka koncertów, a kolejne daty mają być dodawane w miarę sprzedaży.
Nie udało się natomiast z filmem "Kiss of a Spider Woman". Od premiery w Sundance w styczniu Lopez była typowana do Oscara, choć najlepszą rolę na ekranie zagrał debiutant Tonatiuh. Na premierze w Eccles Theater w Park City w Utah Lopez otrzymała owacje na stojąco i uroniła łzy. Dziewięć miesięcy później film wyglądał jednak na desperacką próbę zdobycia Złotego Globu. Weekend otwarcia przyniósł około 2 mln dol. przy budżecie 30 mln i kolejnych milionach wydanych na promocję - symboliczna klęska, która przypomina, że nawet najjaśniejsze gwiazdy czasem spadają na ziemię.
Jennifer Lopez - Up All Night LIVE In Las Vegas - :30 Promo
Jennifer Lopez wciąż pozostaje artystką, która mierzy się z własnym upadkiem i próbą odbudowy. Trasa "Up All Night" pokazała, że sceniczna energia wciąż w niej jest, że wciąż potrafi oczarować publiczność i sprowokować emocje. To początek nowego rozdziału czy ostatni błysk gwiazdy, która kiedyś świeciła najjaśniej? Tego nikt nie wie. Ale jedno jest pewne: Lopez wciąż gra, wciąż walczy i wciąż potrafi zrobić wrażenie - i w tym jest coś fascynującego mimo jej wszystkich upadków i klęsk. Pytanie, czy kogoś to jeszcze interesuje...
Bartosz Sąder, dziennikarz Wirtualna Polska