Ostatni wers Pono. Pożegnanie człowieka, który wychował pokolenia
"Był jednym z pionierów, fundamentem warszawskiego hip-hopu" – mówi Hirek Wrona. Polska scena rapowa żegna Pono – legendę, mentora i społecznika, który przez ponad dwie dekady kształtował brzmienie ulicy i serca tych, którzy z niej pochodzili.
Polska scena muzyczna żegna jednego ze swoich pionierów. Zmarł Pono – postać, która na stałe wpisała się w historię rodzimego hip-hopu. Współtwórca kultowych projektów, członek ZIP Składu, artysta, który w swoich tekstach oddawał hołd Warszawie, a także zaangażowany społecznie mentor młodych twórców. O jego życiu i twórczości opowiedział w poruszających słowach Hirek Wrona.
– Był jednym z pionierów, był związany z Warszawą i jej środowiskiem hip-hopowym – wspomina Wrona, podkreślając, jak istotną rolę Pono odegrał w kształtowaniu warszawskiej sceny rapowej. Jako członek ZIP Składu, współtworzył niezapomniane utwory, które dziś są klasykami gatunku. – Jego płyta z Sokołem to absolutny kanon. Jego wersy w takich projektach jak Hemp Gru czy współpraca z Ero i Korasem pokazują jego miejsce w hierarchii warszawskiego rapu – dodaje dziennikarz.
Twórca, mentor, dobry człowiek
Pono był artystą wszechstronnym, który odnajdywał się w różnych stylach muzycznych – od ulicznych brzmień po satyryczne formy. Jego teksty, choć na pozór proste, kryły w sobie głębię i charakterystyczną "nowomowę", która wyróżniała go na tle innych twórców. – Miał styl, który był nie do podrobienia. Można go było lubić lub nie, ale nikt nie mógł mu odmówić oryginalności – mówi Wrona.
"Kultura WPełni". Jacek Borcuch: po "Długu" żyłem w strachu
Dla wielu ludzi był kimś więcej niż tylko muzykiem – był symbolem autentyczności i szczerości. Uosabiał to, czym hip-hop miał być od początku: głosem ulicy, historią o codzienności, ale też lekcją lojalności i odwagi bycia sobą. Jego słowa trafiały do tych, którzy szukali sensu i siły w świecie pełnym chaosu. Kiedy dziś wspomina się jego wersy, wciąż słychać w nich tę samą prawdę, która przed laty poruszyła tysiące młodych ludzi.
Jednak Pono to nie tylko muzyka. Był również zaangażowany w działalność społeczną. Wspólnie z Zofią Klepacką założył fundację "Hej Przygodo", która pomagała młodzieży z trudnych środowisk. Organizował warsztaty dla młodych raperów, ucząc ich, jak pisać teksty, dobierać bity i tworzyć teledyski przy minimalnych budżetach. – Opowiadał o tym w swojej Akademii Rapu, która mieściła się na Bielanach. I tam ludzie przychodzili i on im przekazywał swoją wiedzę na temat pisania tekstów, jak producentów dobierać, jakie bity tworzyć, żeby one były zgodne z charakterem danego rapera - podkreśla dziennikarz.
– Był propagatorem klasycznej formy hip-hopu – rapu, breakdance’u i turntablismu. Wiedział, jak ważne są wszystkie elementy tej kultury i potrafił je ze sobą harmonijnie łączyć – podkreśla Wrona. – Jego teledyski, choć niskobudżetowe, zawsze miały swój niepowtarzalny, uliczny charakter – dodaje.
Człowiek o wielkim sercu
Był nie tylko artystą i społecznikiem, ale także człowiekiem o wielkim sercu. Jak wspomina w swoim pożegnaniu Wojtek Sokół, był uparty, ale jednocześnie zawsze myślał o innych. – Nie skarżył się, nie narzekał. Nawet jeśli żył skromnie, był to jego świadomy wybór – mówi Wrona. – Był też bardzo przywiązany do swojego dziecka. Z tego, co wiem, był naprawdę dobrym ojcem - podkreśla.
Choć odszedł nagle, pozostawił po sobie bogatą spuściznę, która na zawsze pozostanie częścią historii polskiego hip-hopu. Jego zaangażowanie, talent i unikalny styl będą inspirować kolejne pokolenia artystów.
Raper nie tylko tworzył, ale także wspierał młodych artystów. – Zapraszał ich na swoje płyty, dawał im szansę zaistnieć. Dzięki niemu zaczęli karierę tacy raperzy jak Bonson, Kabe czy Stoss – wspomina Wrona. – Niektórzy z nich odnieśli większy sukces, inni mniejszy, ale wszyscy mieli szansę, bo Pono wierzył w ich talent.
Pono feat. Koras - Nieśmiertelna nawijka ZIP Składowa
– Od buntowniczego dzieciaka, który zaczynał tworzyć w latach 90., do dojrzałego człowieka, który miał coś ważnego do powiedzenia – tak można opisać jego drogę – mówi Wrona. Jego twórczość ewoluowała, ale zawsze pozostawała wierna autentyczności. – Podobało mi się, że w przeciwieństwie do wielu innych artystów, którzy z czasem tracili wenę i wracali do nostalgicznych wspomnień, Pono potrafił zachować świeżość i trafność swoich obserwacji – dodaje dziennikarz.
Nie bał się poruszać trudnych, społecznych tematów. – Mówił o tych, którzy mieszkają w małych mieszkaniach w wielkich blokach, o ludziach z marginesu, o tych, których sytuacja się nie zmienia. Nie uciekał od takich tematów, bo nigdy nie oderwał się od swojego środowiska – podkreśla Wrona.
"Fajnie, że jesteś dzisiaj z nami"
Pono pozostawał wierny kulturze hip-hop, ale jednocześnie miał odwagę otworzyć się na szeroką publiczność. – Nie bał się mediów mainstreamowych. Występował w telewizji, udzielał wywiadów, bo wiedział, że to sposób na dotarcie z kulturą hip-hop do szerszego grona odbiorców – mówi Wrona. – Był jednym z pierwszych, którzy zrozumieli, że to nie zdrada ideałów, a szansa na rozwój całej sceny.
Dla Hirka Wrony był kimś więcej niż tylko artystą. Był człowiekiem, który okazywał niezwykłą empatię. – Rafał miał mi za złe, że nie zaprosiłem składu na pierwsze Hip-Hop Opole. A nie zaprosiłem dlatego, że tam była taka dosyć skomplikowana sytuacja z nimi i po prostu też nie ukrywam, że już nie miałem budżetu, żeby ich zaprosić. Ale on przyjechał na to Hip-hop Opole. Wtedy zarzucano mi, że jestem człowiekiem, który chce wykorzystać rap do zarobienia pieniędzy. Ja nigdy na rapie nie zarobiłem pieniędzy - wspomina dziennikarz.
– Powiedział mi takie bardzo ważne zdanie i to świadczyło jego życzliwości: "Fajnie, że jesteś dzisiaj z nami i mam nadzieję, że za 20 lat też będziesz z nami". I czas pokazał, że dzisiaj, Rafał, jesteśmy razem, chociaż przepłynąłeś na drugi brzeg. Dziękuję ci za wszystko – dodaje.
– Byłem dla nich old schoolem, miałem już ponad 40 lat, ale Pono zawsze mnie akceptował. Był jednym z pierwszych, którzy mnie przyjęli do tego środowiska – wspomina Wrona.
Jego odejście to nie tylko strata dla muzyki, ale także dla ludzi, których inspirował. Dla tych, którzy dzięki niemu uwierzyli, że można mówić własnym głosem, bez kompromisów i udawania. Pono był jak most między pokoleniami – między starym a nowym hip-hopem, między ulicą a sceną, między buntem a dojrzałością. Pozostawił po sobie nie tylko dźwięki, ale i wartości, które będą niosły się jeszcze długo po tym, jak ucichną ostatnie bity jego utworów.
Choć odszedł nagle, pozostawił po sobie bogatą spuściznę, która na zawsze pozostanie częścią historii polskiego hip-hopu. Jego zaangażowanie, talent i unikalny styl będą inspirować kolejne pokolenia artystów.