"No tak, w końcu go dopadło". Ostatnie dni życia legendy rocka
2 listopada, w Dzień Zaduszny, na platformie SkyShowtime miał premierę dokument o wymownym tytule "Ozzy: Nie ma ucieczki od teraźniejszości". To historia o ostatnich latach i dniach życia legendarnego piosenkarza, którego ostatnim marzeniem było zagrać pożegnalny koncert.
Nie udało mi się odnaleźć żadnego zdjęcia, które zrobiłem podczas koncertu Black Sabbath w 2016 roku w Krakowie. Odbył się on w ramach pożegnalnej trasy zatytułowanej "The End". Występ Ozzy’ego Osbourne’a bardzo dobrze jednak pamiętam. Pamiętam, że na ten wspaniały koncert przyszły cztery pokolenia fanów, aby po raz ostatni zobaczyć i wysłuchać na żywo legendarnego zespołu. Pamiętam, że zrobił widzom psikusa rozpoczynając występ przed czasem. Pamiętam także, że Książę Ciemności zachowywał się na scenie jak… prawdziwy Książę Ciemności. Pół-człowiek, pół-wampir. Istota o demonicznym wręcz artystycznym wizerunku, ale jednak śmiertelna.
Sara Dragan jest światowej klasy skrzypaczką. "Rodzice nie chcieli, bym szła w tę stronę"
W dokumencie "Ozzy: Nie ma ucieczki od teraźniejszości" zarejestrowane zostały pięcioletnie zmagania wokalisty Black Sabbath z chorobą, depresją, starością i przemijaniem. Przede wszystkim jest to jednak świadectwo ogromnej determinacji artysty, bo zagrać ten ostatni, pożegnalny koncert. Jak wiemy, Ozzy dopiął swego. Koncert odbył się 5 lipca 2025 roku na stadionie Villa Park w Birmingham. Później Książę Ciemności mógł już spokojnie odejść z tego świata.
Pierwsza rozmowa zamieszczona w dokumencie pochodzi z 2021 roku. Już wówczas Sharon Osbourne chyba trafnie zdiagnozowała stan małżonka. "Czasem wstaje w pełni sił, a nazajutrz zalicza całkowity zjazd. Nie chce rozmawiać, porusza się z trudnością. Robi się przybity. Myślę, że wpadł w ciężką depresję. Kiedy zdrowie nie pozwala mu występować na scenie, co robił przez wiele lat, a teraz już nie może... to przez to całkowicie się zmienił. Bo stracił tę sferę życia".
Oczywiście, nie trzeba być gwiazdą rocka, by zmagać się z depresją z powodu utraty możliwości pracy czy przejścia na emeryturę. Jednak w przypadku Osbourne’a sprawa wydaje się być bardziej złożona. Wokalista Black Sabbath był bowiem artystą totalnym, którego podstawową sferą życia była scena, a pierwotną postacią Książę Ciemności. Na dodatek obie sfery, prywatna i artystyczna, tak się u niego wymieszały, że chyba on sam już nawet nie wiedział, w czyim imieniu robił te wszystkie dziwactwa, a czasami nawet okropieństwa. Jak spanie w trumnie czy ogryzanie głów ptakom i nietoperzom...
Teraz, z perspektywy czasu, może się wydawać przez ostatnie lat żył głównie myślą o pożegnalnym występie "tam, gdzie się wszystko zaczęło", na stadionie Villa Park w Birmingham. Zmarł bowiem zaledwie 17 dni po koncercie. Wiadomo też było, że Ozzy nie będzie już także wydawał nowych płyt, ani solowych, ani z Black Sabbath, choć ostatnie dwie, zresztą bardzo dobre, pojawiły się stosunkowo niedawno (w 2020 i 2022 roku).
"Oszukałem śmierć tyle razy, że jeśli jutro przeczytacie, że odszedłem z tego świata, nie pomyślicie: ‘O mój Boże!’, a raczej: ‘No tak, w końcu go dopadło’" – taką uwagą podzielił się Ozzy Osbourne z fanami. Jak przyjęli oni jego śmierć? Mimo wszystko z niedowierzaniem.
- Już czas. Nie sądziłem, że dożyję czterdziestki. Nie miałem prawa jej dożyć. Ale dożyłem. I jeśli życie dobiega końca, to nie mam na co narzekać. Bo moje życie było cudowne - mówi nasz bohater pod koniec dokumentu "Nie ma ucieczki od teraźniejszości". Udało mu się też zrealizować ostatnie marzenie. Na jego pożegnalnym koncercie w rodzinnym mieście Birmingham Black Sabbath raz jeszcze wystąpił w oryginalnym składzie (Ozzy Osbourne, Tony Iommi, Geezer Butler, Bill Ward), a hołd oddały mu największe żyjące gwiazdy rocka.