Cztery dekady wdzięczności, czyli koncert Simply Red w Krakowie [RELACJA, ZDJĘCIA]

Bez ekranów, bez pośpiechu, za to z pełnią emocji. Simply Red w TAURON Arenie udowodnili, że po czterech dekadach wciąż potrafią zatrzymać czas. Mick Hucknall i jego rudowłosa melancholia zabrzmieli jak przypomnienie, że muzyka to nie moda – to pamięć serca.

Simply Red w KrakowieSimply Red w Krakowie
Źródło zdjęć: © Materiały własne | ARTUR KONOPKA
Bartosz Sąder

Chociaż trudno w to uwierzyć, nawet w 2025 r. wciąż istnieją koncerty, podczas których publiczność naprawdę słucha – bez ekranów smartfonów, bez przerywania chwili. Tego wieczoru TAURON Arena wypełniła się po brzegi dźwiękiem wspomnień – i to tych malowanych rudym kolorem. Simply Red świętowało czterdzieści lat muzycznej podróży. I to takiej w klasie premium.

Od pierwszego uderzenia bębnów było wiadomo, że to nie będzie zwykły popowy wieczór – raczej spotkanie, na które każdy przyniósł własne wspomnienie. "Sad Old Red", "Jericho" i "Money’s Too Tight (To Mention)" sprawiły, że niemal wszyscy oddali się cudownej atmosferze instrumentów i – oczywiście – głosu niezastąpionego Micka Hucknalla.

To jednak nie była muzyczna rywalizacja ani popis. Trudno uwierzyć, że zaledwie tydzień wcześniej w tej samej arenie Katy Perry szybowała na gigantycznym motylu i zachwycała się Ptasim Mleczkiem. Hucknall to zupełnie inny biegun – siła spokoju, pewność, że po czterech dekadach grania jego magia nie ulotni się w ciągu jednego wieczoru. Jego swobodne podejście do absolutnych szlagierów tylko potęgowało emocje.

"Wiedźmin". Serialowy Jaskier: "To, że Henry odszedł z serialu, nie oznacza, że odszedł z naszego życia"

Już po kilku minutach w Krakowie zapanowała nostalgia – nie ta lukrowana, lecz prawdziwa, osobista. Dla wielu "The Right Thing" czy "Holding Back the Years" to nie tylko piosenki, ale ścieżka dźwiękowa życia. W tłumie błyskały od czasu do czasu latarki, ale to nie ich światło robiło wrażenie. Czuło się w powietrzu coś bardziej ludzkiego – wspólne przeżywanie emocji, które przetrwały próbę czasu.

Chwilę przed jednym z utworów Hucknall podzielił się czymś bardzo osobistym: "Podobało mi się w waszym mieście, gdzie przechadzałem się jego uliczkami. Piękny był też hotel, w którym spędziłem noc. Jestem chory, mam infekcję gardła. Tutaj odpoczywałem. Na szczęście czuję się już lepiej, co – mam nadzieję – słyszycie" – powiedział ze sceny. Słowa te wywołały falę gromkich braw.

Zdjęcia: Artur Konopka
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie

Wokalista zwrócił się też bezpośrednio do wszystkich zgromadzonych, przepraszając, że nie mówi po polsku, choć bardzo chciałby podzielić się z publicznością swoją historią. W tym momencie hala zamarła – to nie była rutynowa uprzejmość, lecz prawdziwe, ludzkie wzruszenie. Wielki szacunek należy się panu, który siedział za mną i tłumaczył z angielskiego niemal każde słowo swojej żonie. To się nazywa prawdziwa miłość.

Największa magia wydarzyła się, jednak gdy zabrzmiało "If You Don’t Know Me By Now". W tym momencie cała hala zamilkła, a dźwięk głosu Hucknalla przenikał serca. Ludzie patrzyli na siebie, ściskali dłonie, niektórzy ocierali łzy. To była chwila absolutnej jedności – muzyka, która nie tylko bawiła czy wzruszała, lecz łączyła wszystkich w jednym, wspólnym oddechu. Nic więcej nie było potrzebne.

Mick Hucknall – mimo przeziębienia – pozostaje w znakomitej formie. Jego głos zachował tę barwę, która każe zamknąć oczy i słuchać. Brzmi po prostu znakomicie. Trudno uwierzyć, że skończył już 65 lat. Ale tu nie chodziło o technikę. W jego głosie było coś miękkiego, niemal ojcowskiego – jakby chciał powiedzieć: "zrobiliśmy to razem, wy i ja, przez te wszystkie lata". I właśnie ten ton wdzięczności wypełnił arenę bardziej niż jakikolwiek efekt świetlny.

Scenografia była skromna – delikatne światła, proste projekcje, żadnych fajerwerków. To świadomy wybór. Zespół nie próbował imponować – chciał opowiedzieć historię. Bo ta trasa nie była widowiskiem, lecz podsumowaniem życia spędzonego na scenie.

Zdjęcia: Artur Konopka
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
+2

Najmocniej wybrzmiały momenty wspólnego śpiewania – "Stars" i "Holding Back the Years". To były chwile, w których hala, mimo betonowych ścian, stawała się czymś miękkim i intymnym. Czuło się, że każdy dźwięk jest mostem pomiędzy sceną a widownią, między "wtedy" a "teraz". Nie było tu eksplozji energii ani zaskakujących zwrotów. Była raczej świadomość: oto jesteśmy – starsi, spokojniejsi, ale prawdziwi. I może właśnie to było najpiękniejsze.

Widziałem łzy w oczach starszych par, które przytulały się w rytm "For Your Babies". Młodsi – często przyszli tu z rodzicami – nagle odkrywali, że te stare melodie mają w sobie coś ponadczasowego. W tych chwilach koncert przestawał być tylko wydarzeniem muzycznym. Stawał się wspólnym rytuałem – przypomnieniem, że muzyka, jeśli jest szczera, potrafi scalać pokolenia.

W zupełnie innym nastroju zabrzmiało "Fairground" – taneczny, pulsujący rytm sprawił, że hala ożyła. Ludzie wstawali z miejsc, tańczyli, klaskali, uśmiechali się do siebie jak starzy znajomi. To był moment, w którym radość przełamała melancholię. Największym problemem okazały się tylko krzesełka ustawione na całej płycie TAURON Areny i kłótnie na trybunach. Jedni chcieli się bawić, inni – siedząc – chłonąć muzykę w spokoju. Te dwa światy trudno pogodzić, ale czasem warto po prostu odpuścić i dać się ponieść dźwiękom.

Zdjęcia: Artur Konopka
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
Simply Red w Krakowie
+2

Po zejściu ze sceny nie padło ani jedno słowo pożegnania. Bo ten wieczór nie mówił: "to koniec". On mówił: "dziękujemy – i wciąż jesteśmy z wami". Czterdzieści lat muzyki, która nadal pulsuje w sercach ludzi.

Dla wielu obecnych był to koncert pełen ciepła i wdzięczności. Bez fajerwerków, za to z autentycznością. Bo czasem, po czterdziestu latach, najbardziej porusza właśnie to, co proste: głos, melodia, wspomnienie.

Muzyka nie musi krzyczeć, by trafić do serca.

Bartosz Sąder, dziennikarz Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Muzyka, która boli. Manifest zdrady, miłości i wolności Lily Allen
Muzyka, która boli. Manifest zdrady, miłości i wolności Lily Allen
Wielka wystawa w Lublinie. Po raz pierwszy te dzieła trafią do polskiego muzeum
Wielka wystawa w Lublinie. Po raz pierwszy te dzieła trafią do polskiego muzeum
Tamara Łempicka - Ponad granicami. Niezwykły zbiór dzieł w Lublinie
Tamara Łempicka - Ponad granicami. Niezwykły zbiór dzieł w Lublinie
Lô Borges nie żyje. Legenda brazylisjkiej sceny miał 73 lata
Lô Borges nie żyje. Legenda brazylisjkiej sceny miał 73 lata
Szczere wyznanie Florence Welch. Gwiazda wstydzi się swojego sukcesu
Szczere wyznanie Florence Welch. Gwiazda wstydzi się swojego sukcesu
Zielona czarownica przeciwko systemowi. Rozliczenie polityków w krainie Oz
Zielona czarownica przeciwko systemowi. Rozliczenie polityków w krainie Oz
"No tak, w końcu go dopadło". Ostatnie dni życia legendy rocka
"No tak, w końcu go dopadło". Ostatnie dni życia legendy rocka
Spotkaj się z kulturą tej jesieni. Najważniejsze wydarzenia listopada 2025
Spotkaj się z kulturą tej jesieni. Najważniejsze wydarzenia listopada 2025
Powrót po 16 latach? Lady Gaga może wystąpić na PGE Narodowym
Powrót po 16 latach? Lady Gaga może wystąpić na PGE Narodowym
Swinton i Saillard składają hołd Pasoliniemu. Kostiumy z jego filmów zyskują drugie życie
Swinton i Saillard składają hołd Pasoliniemu. Kostiumy z jego filmów zyskują drugie życie
Fala komentarzy po koncercie. "Po raz drugi smutni i oszukani"
Fala komentarzy po koncercie. "Po raz drugi smutni i oszukani"
"Tak, to koniec". Legenda polskiej muzyki tak żegna się z widzami
"Tak, to koniec". Legenda polskiej muzyki tak żegna się z widzami