Zawód: profiler. Tak wyglądała praca jednego z pierwszych w Polsce
- Mój zawód to próba penetracji najciemniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Robię to w nadziei, że przyczynię się do zwalczania przestępczości - opowiada dr Maciej Szaszkiewicz, wspominając okrutne zbrodnie sprzed lat, które wstrząsnęły Polską.
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Ludzi tak kręcą kryminały i seriale o prawdziwych zbrodniach, że pana zawód musi wszystkich fascynować.
Dr Maciej Szaszkiewicz: Proszę pani, to są okropne rzeczy. Mój zawód to próba penetracji najciemniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Robię to w nadziei, że przyczynię się do zwalczania przestępczości. Może to brzmi górnolotnie, ale myślę, że jeśli pozna się meandry psychiki zabójców, to będziemy mogli skuteczniej ich ścigać i zwalczać. Muszę z pokorą przyznać, że to, co robię, czyli profilowanie, to metoda w pracy śledczej. To oferta ze świata psychologii pod adresem prawników, prokuratorów, policji, ogólnie rzecz biorąc śledczych. Oni mają swoje sposoby na pokonywanie trudności w poznaniu sprawców zabójstw i mają swoje metody, a nasza jest dodatkiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Szukamy klucza przetrwania". Kryminolog o zbrodni na UW
Dodatkiem, ale jak z thrillera.
Rozmaite kryminały czy horrory cieszą się popularnością w dużej mierze właśnie dzięki profilerom i ich pracy. Do głębi poznajemy, co kierowało sprawcami różnych zbrodni, bazując na wielu usystematyzowanych danych, takich jak sposób zabójstwa, miejsce zdarzenia, profil ofiary. Czasem w życiorysie ofiary kryją się ważne hipotezy dotyczące tego, kto mógł pozbawić ją życia. Podam pani dobry przykład.
Poproszę.
Mieszkaniec pewnej wioski niedaleko Wieliczki powiadomił policję, że jego synowi ktoś uciął głowę. Okazało się, że panowie pochodzą z Kazachstanu, z bardzo biednej rodziny. Ofiara została przed laty wysłana na Zachód, do Polski, by zarobić na rodzinę i ściągnąć krewnych do lepszego świata. Tak się nie stało. Rodzina postanowiła się zemścić. Wysłała do Polski syna ofiary. Ten podjął studia, a po czterech latach zabił ojca.
Ucinając mu głowę?
Tak, a potem zdjął z głowy ojca skórę. Nie do końca mu się to udało, bo skóra, którą potem znaleźli śledczy, była pozszywana. Zabójca nałożył ją na swoją głowę, żeby stworzyć wrażenie, że ojciec nie zginął. Parę osób nawet dało się nabrać i było przekonanych, że widzieli mężczyznę żywego. Dostał 25 lat więzienia. Był na tyle naiwny, że odsiadując wyrok w Polsce, prosił władze o to, by przeniesiono go do Rosji. A tam warunki są znacznie gorsze. Ciekawi mnie cały czas, jak człowiek jest w stanie zrobić coś takiego? Nałożyć na siebie skórę zdjętą z martwej osoby?
Pan miał jeszcze taki przypadek w swojej pracy. Sprawa Katarzyny Z. z 1998 r.
Pamięta pani film "Milczenie owiec"?
To klasyk.
Film wzorowany jest na historii prawdziwego zabójcy, który porywał dziewczyny, ściągał z nich płaty skóry i szył z nich ubrania, chcąc zmienić się w kobietę. Ekscytował się swoim zmienionym wyglądem. Zabójca Katarzyny Z. być może porównał siebie z tamtą postacią i chciał być lepszy. Podjął makabryczne wyzwanie. Zdjął z kobiety całą skórę, pomijając kończyny. Jest pani sobie w stanie wyobrazić cały korpus od krawędzi szyi aż do stref intymnych? Nienaruszony, nieporozrywany, bez żadnych dziur. Myślę, że wielu wyspecjalizowanych chirurgów nie dałoby rady zrobić czegoś takiego.
Jaki wniosek płynie z tego dla profilera?
Widocznie gdzieś w swoim życiu zabójca nauczył się takich rzeczy. Musiał gdzieś nabrać doświadczenia. Dlaczego to zrobił? Chciał być kobietą? Czy była potrzebna mu skóra, a może mięśnie i kości? Tych części ciała nie znaleziono. Może wyrzucona skóra w ogóle nie była mu potrzebna? Na to ostatnie pytanie profiler od razu odpowie negatywnie. Skoro tyle czasu poświęcił na zdjęcie jej z ciała, zadbał o nią, to musiała być dla niego bardzo ważna. Zabójca próbował ją na siebie założyć, ale była za ciasna. Moim zadaniem jest to, by spróbować zrozumieć taki tok myślenia. Wejść w te ciemne zakamarki ludzkiego umysłu i spróbować to jakoś wyjaśnić.
Ma pan misję?
Może to brzmi zbyt górnolotnie? Ale rzeczywiście jest coś, co mnie popycha do tego, by pracować tyle lat w zawodzie i odkrywać te mroczne historie.
Tworzył pan grupę ekspertów, których potem nazwano profilerami, w Instytucie Ekspertyz Sądowych. Jak na waszą obecność przy śledztwach reagowała na początku policja czy prokuratorzy?
Traktowano nas mniej więcej tak, jak wróżbitów i jasnowidzów, których czasem zatrudniają rodziny, próbujące wyjaśnić sprawy swoich bliskich. Gdy pojawiła się nasza oferta współpracy przy śledztwach, automatycznie zaliczono nas do takiego grona. Dowodów nie ma, ciała nie ma, a tu jacyś eksperci mówią, że mogą nakreślić profil sprawcy. Ale policja i prokuratura znała już zawód policyjnego analityka, który zbiera ślady, odciski, materiał genetyczny itd. My jednak dokładamy analizę psychologiczną, głównie na podstawie przedstawionych nam akt. Ale opowiem pani taką historię.
Koło Wieliczki znaleziono ciało kobiety. Wracała późnym wieczorem z pociągu, szła wzdłuż ciemnych torów, ktoś ją napadł i zabił. Kolega z policji poprosił o pomoc. Zobaczyłem świeżo odkryte zwłoki. Ekipa powoli zbierała się do odkrywania śladów. Rozejrzałem się i powiedziałem policjantowi, że moim zdaniem zabójca mieszka w okolicznych domach znajdujących się ok. 250 metrów od zdarzenia.
Miał pan rację?
Na drugi dzień kolega zadzwonił i powiedział, że się pomyliłem. Miał dowód, że sprawca mieszka w innym mieście. Kolejnego dnia znów zadzwonił, by przeprosić, że to jednak ja miałem rację i sprawca mieszkał w domu tuż przy miejscu zbrodni.
Skąd pan wiedział?
To nie jakieś cuda jak w filmach, że profiler ma wizję i od razu wie, kto zabił. To wiedza. Sprawca jest zorganizowany albo nie. Zorganizowani nigdy nie zabiją wokół miejsca, gdzie żyją. Ci drudzy – tak. I są zazwyczaj mało mobilni. Są spontaniczni, korzystają z okazji, nie zacierają specjalnie śladów. Gdy zobaczyłem, że wokół miejsca zbrodni jest bałagan, to wiedziałem, że zrobił to sprawca niezorganizowany. Nie wziąłbym odpowiedzialności za stwierdzenie, że zabójca mieszka w konkretnym bloku. To hipoteza, którą sprawdza policja. Okazało się, że sprawca zabrał ofierze telefon, który następnie podarował swojej dziewczynie. Policja namierzyła sygnał i tak dotarła do partnerki zabójcy.
Ta sprawa, to ciało - to było pierwsze, które pan zobaczył?
Jedno z pierwszych. Nie było to dla mnie szokujące doświadczenie. W aktach spraw, które dostawaliśmy od policji, znajdowały się naprawdę różne zdjęcia i filmy. Koledzy musieli się "uniewrażliwić" na te okropności. Na miejscu zbrodni widzi się ciało, ale często bez szczegółów. A na zdjęciach z sekcji zwłok jest bardzo dużo szczegółów - cięcia nożem, głębokość ran.
Panu udało się "uniewrażliwić"?
Nie pamiętam tych doświadczeń urazowo, choć było wiele traumatycznych przeżyć. Stopniowo uczyłem się nie reagować. Może było mi łatwiej ze względu na to, że w życiu dużo mnie spotkało.
Była taka sprawa, która mimo to szczególnie panem wstrząsnęła?
Ktoś napadł na staruszkę mieszkającą na skraju wsi. Gdy policjanci weszli do domu, byli zaskoczeni. Kobieta leżała w kuchni na podłodze. Wokół niej było widać ślady podpaleń, resztki nadpalonych gazet, sznurka, którym była wiązana. Ta kobieta nie zmarła od obrażeń, które jej zadawano. Przyczyną śmierci był gwałtowny skurcz naczyń krwionośnych, a w konsekwencji uduszenie. Bardzo pokaleczono ją nożem, podpalano, włożono jej w części intymne dwie rozpalone grzałki do gotowania wody. To był widok jak z przerażającej, piekielnej jaskini. Pomijam wiele faktów zapisanych w aktach. Kto ma wyobraźnię, to może sobie dopowiedzieć, co musiało dziać się na miejscu, w którym podpalano człowieka.
Jak oderwać się od takiej sprawy i wrócić do rzeczywistości?
Mnie pomaga pełna świadomość, taka logiczna, a nie emocjonalna, że ktoś popełnił zbrodnię i trzeba ustalić, dlaczego to zrobił. W tym przypadku można było postawić hipotezę, że ktoś chciał wymusić na tej kobiecie jakieś wyznania, chciał wyciągnąć z niej jakieś informacje. Pomaga też świadomość, że takie zbrodnie zdarzają się niezwykle rzadko.
Pracuje pan jeszcze jako profiler?
Od kilku miesięcy nie. Wykładam na uczelni i czasem pomagam tylko w profilowaniu. Nie chcę się puszyć, ale myślę, że swoją pracą zrobiłem w życiu coś dobrego, że odegrałem rolę w rozwoju tej gałęzi zwalczania przestępczości. Dzięki analizowaniu zachowań zabójców przez wiele lat udało się - tak myślę - pogłębić tę dziedzinę, rozwinąć profilowanie. Może gdyby nie my, przestępstw byłoby jeszcze więcej?
Drama z Blake Lively i koszmarna "Kolejna zwyczajna przysługa", "Cztery pory roku" Netfliksa i serialowe nowości, które warto sprawdzić. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: