Santander Letnie Brzmienia we Wrocławiu – takie lato w mieście to ja rozumiem

Wszystkie koncerty, które odbywają się na wrocławskich Polach Marsowych, mają w sobie coś ze studenckiego szaleństwa: są pełne energii, odporne na niepogodę i stanowią wspaniały prolog do poniesienia imprezy w głąb nocy. Nie inaczej było podczas Santander Letnie Brzmienia.

Santander Letnie Brzmienia we Wrocławiu.Santander Letnie Brzmienia we Wrocławiu.
Źródło zdjęć: © materiały partnera

Do 2023 r. Pola Marsowe były areną największej imprezy żaków z wrocławskiego uniwersytetu, czyli Juwenaliów. Całe miasto wiedziało, że to właśnie tam na początku maja odbędą się najciekawsze koncerty i najbardziej atrakcyjne imprezy. Aktualnie na Polach Marsowych Juwenaliów już nie ma, ale pałeczkę w tej muzycznej sztafecie przejął inny poważny gracz – Santander Letnie Brzmienia. Dzięki temu festiwalowi koncertowa tradycja pięknego miejsca, otoczonego zielenią i wstęgą Kanału Żeglugowego, wciąż żyje i ma się dobrze.

Tegoroczne Letnie Brzmienia to już trzecia odsłona koncertów plenerowych organizowanych w największych polskich miastach, które mają sprawić, że nawet lato w miejskiej scenerii nabierze wakacyjnej lekkości. I faktycznie – nabiera. Byłem, widziałem, słuchałem.

W programie czołowi artyści polskiej sceny, jak Mrozu, Nosowska, Piotr Rogucki czy Ania Dąbrowska, a także cała plejada mniej znanych, ale bardzo utalentowanych twórców.

Nudzić się nie było można

Zanim jednak przejdę do line-upu i opisu tego, co działo się na scenie i kto zrobił na mnie największe wrażenie, warto napisać kilka słów o samej organizacji, atrakcjach i ludziach wokół. Wszak nie tylko muzyką na festiwalu człowiek żyje.

Po pierwsze – miejsce. Nie bez przyczyny Pola Marsowe przez tyle lat gościły liczne imprezy muzyczne, włączając wymienione wcześniej Juwenalia. To rozległy zielony teren otoczony drzewami i niejako odgrodzony od reszty miasta przepięknym Parkiem Szczytnickim.

Jadąc na miejsce komunikacją miejską, a właśnie tak dostaje się przecież na koncerty/festiwale większość z nas, brnie się niemal przez serce parku, co daje niesamowite wrażenie opuszczania gorących ulic i wkraczania do zupełnie innego, pozamiejskiego świata. Wrocławianie wiedzą, o czym piszę, reszta musi przekonać się na własnej skórze. Za lokalizację ogromny punkt dla organizatorów.

  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
[1/5] Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025. Źródło zdjęć: materiały partnera | Beata Czarkowska

Druga rzecz, czyli atrakcje. Nie każdy ma zdrowie i chęci, żeby przez bite kilka godzin skakać pod sceną. Tym bardziej, że były aż trzy, ale o tym później. Dlatego też do dyspozycji festiwalowiczów organizatorzy oddali cały szereg naprawdę ciekawych stoisk i powiązanych z nimi aktywności.

Największym zainteresowaniem cieszyła się strefa Santander, gdzie do stanowiska tworzenia kwiatowych wianków ustawiała się długa kolejka chętnych – głównie pań. Efekt? Mnóstwo nimf, rusałek i elfów leśnych rozbieganych po całym polu.

Nie opuszczając strefy, można było zaprezentować swoje umiejętności na specjalnie ustawionej miniscenie z instrumentami, zgarnąć koszulki i plecaki festiwalowe, stworzyć festiwalowy make-up, kupić i od razu ozdobić sprayowym hasłem ciuch lub dwa, a nawet – za co przyznaję organizatorom kolejny punkt – wypożyczyć power banka. Komu na festiwalu padł telefon, ten się w cyrku nie śmieje, i ten wie, o co mi chodzi.

W innych zakątkach było równie ciekawie. Prawdziwą furorę zrobiły mrożone ptasie mleczka – zupełnie darmowe – posypane strzelającymi bąbelkami. Nostalgia, smak i lekkość na patyku. Jeśli to nie jest definicja lata, to ja nie wiem, co nią jest.

Oczywiście nie mogło się obyć bez podwójnej alejki z food truckami. Nie ma dobrego festiwalu bez dobrej szamy. Każdy, niezależnie od preferencji smakowych, mógł znaleźć tam coś dla siebie. Podobnie z napitkiem. Zadowoleni mogli być koneserzy naprawdę wielu różnorodnych trunków, ale również ci, którzy wspomagania nie potrzebują.

Ciekawym pomysłem było ustawienie water trucka promującego wrocławską kranówkę. Jest lato, mogło być upalnie. Nie było, ale pomysł w punkt. I za punkt – to już trzeci.

No i najważniejsze – muzyka

Najbardziej smakowitą część tego letniego dania zostawiłem sobie i wam na koniec. Trochę jak wytrawny festiwalowicz, który zanim pójdzie pod scenę, musi obwąchać wszystkie kąty i sprawdzić, co w trawie piszczy. Tak to po prostu działa.

Sceny były trzy: Main Stage, BitterSweet Stage i Next Fest Stage. Każda inna, każda ciekawa. Główna arena zarezerwowana była dla największych nazwisk, natomiast dwie pozostałe objęli we władanie artyści o mniejszej rozpoznawalności, ale nie mniejszym talencie.

  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
  • Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025.
[1/6] Santander Letnie Brzmienia. Wrocław 2025. Źródło zdjęć: materiały partnera | Beata Czarkowska

BitterSweet Stage dawała moment na oddech. Ta scena była jak kawiarnia, do której wpadasz po drodze – ale zostajesz znacznie dłużej, niż planowałeś. Miejsce, gdzie można było naprawdę posłuchać – nie tylko muzyki, ale też ludzi. W piątek sety DJ-skie prowadziła Reni Jusis – zaskakująco subtelnie i stylowo, bez udawania, że ma coś "rozkręcać". Była też okazja, by się zatrzymać, usiąść na trawie, coś zjeść i dać dźwiękom popłynąć bokiem sceny głównej.

Sobota na BitterSweet Stage to Kuba Karaś i jego selekcja – przemyślana, momentami taneczna, ale bez presji. Potańczyć za to można było na silent disco. Odpalone właśnie pod tą sceną, cieszyło się sporym powodzeniem, zwłaszcza wśród młodszej części publiki.

NEXT FEST była z kolei jak pudełko nowości. To melodie przyszłości – brzmi górnolotnie, ale dokładnie tak to wyglądało. W piątek Treehouse, Julia MreńcaWirefall pokazali, że muzyczna przyszłość nad Wisłą jest dobrze zabezpieczona. Było zaskakująco dojrzale. Każdy z tych artystów grał tak, jakby już miał za sobą trzy trasy koncertowe – a przecież wielu z nich dopiero się rozkręca.

W sobotę wystąpili Maks Tachasiuk, Filip GrodowskiMarcin Maciejczak – nie było kopiowania brzmień z radia. Było oryginalnie, świeżo i z polotem. Duże wrażenie zrobił na mnie pierwszy z wymienionych dżentelmenów. Jego twórczość idealnie wpisuje się w charakterystykę Letnich Brzmień.

A teraz creme de la creme – main stage. Organizatorzy wytoczyli tu naprawdę największe artystyczne działa. Piątkowy wieczór rozpoczęła kobieca formacja LOR, nastrojowo i z wyczuciem, jak panie zdążyły już przyzwyczaić. Później na deski wkroczył Wiktor Dyduła, którego muszę pochwalić za bardzo luźny, niewymuszony i naturalny kontakt z publiką. Wiktor Gaduła, chciałoby się rzec.

Ania Dąbrowska to już marka sama w sobie – od lat potrafi zagrać koncert, który brzmi znajomo, ale nie nuży. A wieczór? Ten należał do kobiet. MARGARET, ZaliaSara James na jednej scenie zbudowały zestaw trzech różnych kobiecych głosów. Tego wieczoru 1+1+1 dało więcej niż 3.

I to wszystko przed tym, na co czekało wielu – jedynym koncertem HEY w tym roku. Dosłownie. Jeden występ. Nigdzie indziej. A oni, jak zwykle, nie przyszli udowadniać niczego – tylko zagrali jak band, który wie, że nie musi nikomu nic tłumaczyć. Herbata może i wystygła, ale festiwalowicze na pewno nie. Już dla samego tylko HEY warto się na tym festiwalu pojawić.

Sobota to było już inne tempo, inne emocje, choć równie silne. Scenę otworzył jucho, coraz odważniejszy i pewniejszy w brzmieniu. Potem Coma, wracająca do formy z taką intensywnością, jakby nigdy nie zniknęła z radarów.

Edyta Bartosiewicz zagrała koncert orkiestrowy – zaaranżowany, świadomy, emocjonalny. Pani Edyta to klasa sama w sobie. Zaskoczył mnie jedynie jej dystans do siebie i poczucie humoru. Czapki z głów. Dla wielu to był punkt kulminacyjny wieczoru. Wśród szeptów i rozmów festiwalowiczów słyszałem tu i ówdzie zdziwienie, że nie jest to koncert zamykający festiwal. Ale nie był.

Po niej na scenie zaprezentował się kipiący pozytywnymi wibracjami Zalewski, który rozbujał publikę do poziomu sztormowego. Nie jestem całkowicie pewien, ale stawiam dolary przeciw orzechom, że swoje kawałki przeplatał freestylowymi wstawkami. Fajne, świeże, coś nowego.

Last but not least – Mrozu. Ten gość też jest wulkanem energii. Wrocławianin czuł się w rodzinnym mieście jak ryba w wodzie. Całkowicie zawładnął sceną, porwał publikę w ostatni tej nocy taniec i z przytupem zakończył 3. edycję Santander Letnie Brzmienia.

Nie zagrał co prawda Milionów monet, ku rozczarowaniu pewnej części zgromadzonych, ale za to solo zaśpiewał kawałek Zanim spadnie deszcz, który w normalnych okolicznościach wykonałby wespół z Kubanem. Mega utalentowany facet.

I jak tu podsumować takie wydarzenie? Muzycznie – każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Był czas na wrażenie artystyczne, był czas na radosne pląsania. Organizacyjnie? Bardzo podobnie. Nawet nie będąc pod sceną, człowiek nie mógł się nudzić i narzekać na brak rozrywek. Jeśli mam spędzać lato w mieście, a to przecież nieuniknione, to właśnie w takim stylu. Do zobaczenia za rok we Wrocławiu, a jeszcze w tym w innych miastach: Warszawie (8-9.08), Gdańsku (22-23.08) i Poznaniu (29-30.08). Line-up i wszystkie szczegółowe informacje znajdziecie na stronie wydarzenia.

Płatna współpraca z Santander Bank Polska

Wybrane dla Ciebie

"Ćwiczenia z cierpienia". Sztuka, która zmienia sposób patrzenia na chorobę
"Ćwiczenia z cierpienia". Sztuka, która zmienia sposób patrzenia na chorobę
Owacje przez dziesięć minut. Pełna sala, zachwyt nie tylko polskich widzów
Owacje przez dziesięć minut. Pełna sala, zachwyt nie tylko polskich widzów
200 mln sprzedanych książek. Oto nowa opowieść Dana Browna
200 mln sprzedanych książek. Oto nowa opowieść Dana Browna
Dawid Podsiadło wyprzedaje stadiony. Będzie dodatkowy koncert
Dawid Podsiadło wyprzedaje stadiony. Będzie dodatkowy koncert
Rekord wszech czasów. Ponad pięć miliardów odtworzeń
Rekord wszech czasów. Ponad pięć miliardów odtworzeń
Mecenaska sztuki, podróżniczka, arystokratka. A to tylko część prawdy
Mecenaska sztuki, podróżniczka, arystokratka. A to tylko część prawdy
Natalia Kukulska zachwyciła w Japonii. "Przerosło moje najśmielsze oczekiwania"
Natalia Kukulska zachwyciła w Japonii. "Przerosło moje najśmielsze oczekiwania"
Grandson wyrusza w nową trasę
Grandson wyrusza w nową trasę
Święto muzyki i polskiego kina. Kalendarz wydarzeń kulturalnych na wrzesień 2025
Święto muzyki i polskiego kina. Kalendarz wydarzeń kulturalnych na wrzesień 2025
Koncert na 45-lecie Solidarności. Piękne rzeczy na scenie, pod sceną dramat
Koncert na 45-lecie Solidarności. Piękne rzeczy na scenie, pod sceną dramat
Ostatni koncert tego lata. Soniczne horyzonty w Zachęcie
Ostatni koncert tego lata. Soniczne horyzonty w Zachęcie
"Wiele ukraińskich historii w Polsce zaraz może się skończyć". Artyści o prezydenckim wecie
"Wiele ukraińskich historii w Polsce zaraz może się skończyć". Artyści o prezydenckim wecie
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja serwisu Kultura