"Smarzowski przesadził. Jestem na to zbyt wrażliwy". Zamarłem [OPINIA]
"Dom Dobry" Smarzowskiego pali mnie od środka, bo pokazuje coś, o czym tak wielu wciąż boi się mówić. Wychodzimy z kina, wzruszamy ramionami i odwracamy wzrok, jakby przemoc znikała, kiedy jej nie widzimy. A ten film brutalnie przypomina, że to kłamstwo.
"Dom Dobry" Wojciecha Smarzowskiego przyciąga do kin tłumy. Już padł frekwencyjny milion, a liczby będą tylko rosnąć. To dobrze, bo pokazuje, że Polska nie odwraca wzroku od problemu, który nadal wstydzimy się nazywać po imieniu.
Ale też zmusza do refleksji: jak bardzo wciąż jest bliski naszemu codziennemu życiu? Bita żona, matka, ojciec, dzieci – temat, który wciąż pozostaje tabu. Wstydzimy się siniaka pod okiem, maskujemy ból uśmiechem, bo boimy się oceny znajomych, boimy się pytań: "Dlaczego nic nie zrobiłeś?". Smarzowski nie daje nam komfortu. On nie upiększa, nie łagodzi; pokazuje brutalną codzienność, z której wstydzimy się wyjść do światła. Każdy kadr, każdy dźwięk, każda scena w tym filmie przypomina nam, że przemoc jest tuż obok, często bliżej niż chcielibyśmy przyznać.
Oczywiście w sieci nie brakuje komentarzy: "Smarzowski popularyzuje przemoc". Takie opinie też mają prawo istnieć. Ale czy to naprawdę o popularyzację chodzi? "Dom Dobry" nie jest filmem, który gloryfikuje brutalność – jest lustrem, w którym odbija się Polska, której często nie chcemy widzieć. Być może właśnie w tym tkwi jego siła – w brutalnej prawdzie, która kłuje i zostaje w głowie długo po seansie.
Cezary Pazura o filmie "Dom dobry" i Wojciechu Smarzowskim. Dlaczego drogi jego i Smarzola nigdy się nie przecięły?
Kiedy wychodziłem z kina i usłyszałem komentarz: "Smarzowski przesadził. Nie mogę chodzić na takie filmy, jestem na to zbyt wrażliwy", na moment zamarłem. Przemoc nie zna wrażliwości. Kolejny cios w twarz nie smakuje jak drink na plaży, kolejny kopniak od osoby, którą kochamy, nie przypomina otwierania prezentu na święta. To ból, który pozostawia blizny głębsze niż skóra, i pamięć, której nikt nie wymaże.
Statystyki są przerażające. 19 proc. Polek doświadcza przemocy ze strony obecnego lub byłego partnera, często razem z dziećmi. Ponad 400 kobiet rocznie umiera w Polsce w wyniku przemocy – część z rąk oprawcy, część w wyniku samobójstwa. To tylko dane oficjalne Centrum Praw Kobiet. Ofiar może być znacznie więcej. Część z nich się ukrywa, boi się. Nigdy nie powie prawdy. Ich krzyk ginie w ciszy, w której my zbyt często wygodnie się chowamy.
Najbardziej wstrząsająca w filmie była scena z pozoru niewinna: impreza, obiad, goście. Dowiadują się, że gospodarz znęca się nad żoną, i wychodzą. Ona zostaje sama. Tak wygląda codzienność wielu ofiar przemocy. Przez lata rozmawiałem z ofiarami przemocy domowej – tyle razy słyszałem to samo: "Nie miałam wyjścia." Znam ten bezradny ton. Wiem, co znaczy zostać z krzywdą, której nikt nie chce zobaczyć. To jest samotność, której nie sposób osłodzić słowami otuchy.
I w tym momencie pada zdanie: "jestem na to za wrażliwy". Co, jeśli nie zdajesz sobie sprawy, że przyjaciółka, która siedziała obok ciebie w kinie, żyje w takiej relacji? Co, jeśli ktoś w twoim otoczeniu nie może "być za wrażliwy", bo po prostu musi przetrwać? Twoja obojętność i argument wrażliwości mogą być dla niej kolejnym ciosem – cichym, ale równie bolesnym. Każde zamknięcie oczu, każde odwrócenie się, jest jak kolejny cios, który przybiera formę milczenia.
Ten film nie pozwala na wygodne złudzenia. Jeśli komuś przeszkadza głośne mówienie o przemocy, to najczęściej dlatego, że uderza to w ich wygodne wyobrażenia o świecie. W ich wizję domu jako miejsca bezpieczeństwa, a nie piekła. Milczenie zawsze służy sprawcy.
Smarzowski pokazuje realia, które organizacje pomocowe obserwują codziennie. Jeśli komuś przeszkadza, że o przemocy się mówi głośno, być może dlatego, że uderza to w sprawców albo w ich wyidealizowany obraz domu. Milczenie nie chroni nikogo.
Jeżeli wychodzisz z kina i myślisz: "Jestem na to za wrażliwy", zastanów się – to nie ty jesteś problemem. Problemem jest brak odwagi, by zobaczyć krzywdę, brak wrażliwości u tych, którzy mogliby pomóc, i cisza, w której skrywa się przemoc. Smarzowski daje głos tym, którzy go nie mają. Jest to krzyk, którego często nie chcemy słuchać.
Nikt nie mówi, że przemoc to wyłącznie siniaki. To strach, izolacja, poczucie bezsilności. To dławiący gniew, tłumione łzy, noce spędzone w lęku przed kolejnym ciosem. "Dom Dobry" nie pozwala odwrócić wzroku. I dobrze, że boli, bo to ból, który może wreszcie zmusić nas wszystkich do działania. Bo ofiarą przemocy może być każdy – ty, ja, sąsiad, koleżanka z pracy, córka szefa. A przemoc to nie tylko siniaki.
Bartosz Sąder, dziennikarz Wirtualna Polska