200 mln sprzedanych książek. Oto nowa opowieść Dana Browna
Dan Brown wsławił się serią książek o Robercie Langdonie, które sprzedały się w ponad 120 mln egzemplarzy. Poruszane przez niego wątki religijne budziły kontrowersje, a autor zyskał międzynarodową sławę. W sumie sprzedał ponad 200 mln książek. O czym pisze w najnowszej powieści? Jako pierwsi publikujemy fragment "Tajemnicy tajemnic".
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Sonia Draga jako pierwsi publikujemy fragment najnowszej książki Dana Browna - "Tajemnica tajemnic", która ukaże się już 9 września w Polsce.
O czym pisze tym razem? Robert Langdon udaje się do Pragi, aby wziąć udział w przełomowym wykładzie swojej partnerki, Katherine Solomon, wybitnej noetyczki. Naukowczyni zamierza opublikować kontrowersyjną książkę poświęconą zaskakującym odkryciom na temat natury ludzkiej świadomości, które mogą wstrząsnąć fundamentami wielowiekowych przekonań. Jak można się spodziewać, to nie będzie spokojne wydarzenie. Brutalne morderstwo sprawia, że podróż mocno się komplikuje, a Katherine nagle znika wraz z rękopisem. Langdon znajduje się na celowniku potężnej organizacji i jest ścigany przez przerażającego napastnika powiązanego z najstarszą praską mitologią.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Kultura WPełni": Monika Janas obala mity na temat pracy agentów aktorów
Oto fragment książki:
Zimowe powietrze było rześkie i ożywcze. Langdon biegł wzdłuż ulicy Křižovnickiej, a jego długie kroki zostawiały samotne odciski stóp na cienkiej warstwie śniegu pokrywającej chodnik.
Praga zawsze wydawała mu się zaczarowana. Jak chwila zatrzymana w czasie. Historyczna stolica Czech ucierpiała znacznie mniej niż inne europejskie miasta podczas II wojny światowej, olśniewająca panorama miasta wciąż więc zachwycała oryginalną zabudową – unikalną kombinacją doskonale zachowanych zabytków architektury romańskiej, gotyckiej, barokowej, art nouveau i neoklasycyzmu (...).
Przemierzając ulicę Platnéřską, Langdon odnosił wrażenie, jakby biegł po kartach historii. Po lewej stronie miał olbrzymią fasadę Klementinum, dwuhektarowego kompleksu obejmującego wieżę widokową wykorzystywaną przez astronomów Ty-chona Brahe i Johannesa Keplera oraz olbrzymią bibliotekę barokową z ponad dwudziestoma tysiącami woluminów literatury teologicznej. Ta biblioteka była ulubionym miejscem Langdona w Pradze, a może nawet w całej Europie. Razem z Katherine odwiedził wczoraj najnowszą zorganizowaną tam ekspozycję.
Teraz, gdy skręcił w prawo za kościołem Świętego Franciszka z Asyżu, bezpośrednio nad sobą dostrzegł oświetlone bursztynowym blaskiem praskich latarni gazowych wejście na jeden z najsłynniejszych symboli miasta. Most Karola, przez wielu uznawany za najbardziej romantyczny na świecie, powstał z czeskiego piaskowca. Obie jego strony ozdobiono posągami chrześcijańskich świętych. Konstrukcję, która rozciąga się przez z górą pół kilometra nad spokojną Wełtawą, na obydwu brzegach chronią wieże. Dawniej wiódł tędy strategicznie ważny szlak handlowy między wschodem a zachodem Europy.
Langdon przebiegł przez łuk bramy we wschodniej wieży, by po drugiej stronie zobaczyć nienaruszony dywan z białego pu-chu. Most był otwarty dla ruchu pieszego, ale profesor nie do-strzegł na nim ani jednego odcisku stopy.
- Poza mną nie ma nikogo na moście Karola – pomyślał Langdon. Życiowa chwila. Kiedyś w Luwrze znalazł się sam na sam z portretem Mony Lisy, ale tamte okoliczności były znacznie mniej przyjemne.
Langdon wydłużył krok i ruszył naprzód w swoim zwykłym tempie. Zanim dotarł do przeciwległego brzegu, biegł już bez żadnego wysiłku. Po prawej, oświetlony na ciemnym tle nieba, lśnił najbardziej ukochany klejnot Pragi. Zamek Praski.
Największy kompleks zamkowy na świecie rozciąga się na ponad pół kilometra od zachodniej bramy do wschodniego krańca na powierzchni niemal siedemdziesięciu trzech tysięcy metrów kwadratowych. Zewnętrzne mury okalają sześć różnych ogrodów, cztery oddzielne pałace i cztery chrześcijańskie kościoły, w tym wspaniałą katedrę Świętego Wita, w której przechowywane są klejnoty koronacyjne Czech razem z koroną Świętego Wacława, uwielbianego władcy uwiecznionego w popularnej kolędzie bożonarodzeniowej.
Przekraczając bramę w południowej wieży mostu Karola, Langdon z uśmiechem pomyślał, jak doszło do tego, co się wy-darzyło w zamku poprzedniego wieczoru. Katherine potrafi być uparta.
– Przyjedź na mój wykład, Robercie – zaproponowała mu dwa tygodnie wcześniej, gdy zadzwoniła, by namówić go na podróż do Pragi. – Doskonale się składa, bo akurat będziesz miał ferie zimowe. Wyjazd na mój koszt.
Zastanawiał się nad jej żartobliwym tonem. Od dawna łączył ich platoniczny flirt. Ta znajomość opierała się na wzajemnym szacunku. Gotów był zaryzykować i przyjąć jej niespodziewaną propozycję.
– Kusi mnie, Katherine. Praga jest magiczna, ale…
– Pozwól, że powiem to wprost – przerwała mu w pół zdania. – Potrzebuję osoby towarzyszącej. Uff, powiedziałam to! Muszę przygruchać sobie faceta na mój własny wykład. Langdon wybuchnął śmiechem. – Więc to dlatego dzwonisz? Światowej sławy specjalistka szuka mężczyzny do towarzystwa? (...).
Langdon był pewien, że nigdy nie zapomni pierwszego dnia, który spędził z Katherine w tym mistycznym miejscu. Zagubili się w labiryncie brukowanych uliczek, razem uciekali przed zamgloną mżawką, skryli się w łukowej bramie pałacu Kinskich na rynku staromiejskim i tam, zdyszani w cieniu wieży zegarowej, pocałowali się pierwszy raz, a ten pocałunek przyszedł im zaskakująco łatwo po tak długich latach przyjaźni.
Czy sprawiła to Praga, magia chwili czy jakaś niewidzialna ręka, Langdon nie miał pojęcia, ale ten pierwszy pocałunek rozpalił między nimi niespodziewaną alchemię, która nasilała się z każdym dniem...
Golem kuśtykał przez śnieg. Skraj jego długiej, czarnej peleryny ciągnął się w błotnistej mazi, która pokrywała ulicę Kaprovą. Niewidoczne spod peleryny buty na masywnych koturnach zrobiły się tak ciężkie, że Golem ledwie podnosił nogi. Gruba warstwa gliny na czaszce i twarzy sprawiała, że zimne powietrze stawało się jeszcze bardziej przejmujące. Muszę się dostać do domu. Nadchodzi Eter.
Bojąc się, że Eter może lada moment przejąć nad nim kontrolę, Golem sięgnął do kieszeni i ścisnął w dłoni mały metalowy pręt, z którym się nie rozstawał. Podniósł go do głowy i przycisnął do czubka czaszki, po czym okrężnymi ruchami masował zaschniętą glinę. - Jeszcze nie teraz – zaklinał, zamykając oczy.
Eter się rozproszył, przynajmniej na razie, i Golem wsunął metalowy pręt z powrotem do kieszeni, po czym ruszył naprzód. Jeszcze kilka przecznic i będę mógł się uwolnić.
Tego mrocznego poranka na staromiejskim rynku – znanym w Pradze jako Staromák – nie było nikogo oprócz pary turystów, którzy z karmelowymi ciastkami w ręku oglądali słynny średniowieczny zegar. Co godzinę stary czasomierz prezentuje spacer apostołów, których mechanizm zegara ukazuje po kolei jako chwiejne postaci w dwóch oknach nad główną tarczą. - Krążą tak bez celu od piętnastego wieku – pomyślał Golem – i wciąż przyciągają baranów, którzy chcą na to patrzeć.
Gdy Golem mijał parę turystów, obydwoje spojrzeli na niego, tłumiąc okrzyk zdumienia. Zdążył się przyzwyczaić do takich reakcji obcych ludzi. Przypominały mu, że ma swoje fizyczne wcielenie, choć nie pozwalało ono zobaczyć, kim jest naprawdę. Jestem Golemem. Nie pochodzę z tego świata.
Czasem Golem odnosił wrażenie, że nic go nie ogranicza, jakby miał ulecieć w przestrzeń. Odczuwał przyjemność, gdy skrywał swoją ziemską postać pod fałdami ciężkich szat. Waga peleryny i butów na koturnach prowokowała grawitację, trzymając go na ziemi. Pokryta gliną głowa i kaptur zamieniały go w przerażające dziwadło nawet w Pradze, gdzie kostiumy na ulicach nikogo nie zaskakiwały. Ale tym, co naprawdę przyciągało wzrok w wyglądzie Golema, było prastare trzyliterowe słowo wyryte nożem malarskim w glinie na jego czole.
תמא
Pisane od prawej do lewej trzy hebrajskie litery – alef, mem i tav – czytane jako "emet". Prawda.
Golem przyniósł do Pragi prawdę. I prawdę ujawniła mu doktor Gessner przed kilkudziesięcioma minutami, szczegółowo opisując wszystkie okrucieństwa, których ona i jej partnerzy dopuścili się głęboko pod powierzchnią tego miasta. Ich przestępstwa były odrażające, a mimo to bledły w porównaniu z tym, co planowali zrobić w najbliższej przyszłości. - Zniszczę to wszystko – poprzysiągł sobie w duchu. Obrócę w ruinę.
Wyobraził sobie, jak mroczne dzieło tych ludzi kończy jako dymiąca dziura w ziemi. Chociaż ogrom tego zadania był przytłaczający, Golem nie wątpił, że mu podoła. Doktor Gessner wyjawiła mu wszystko, co chciał wiedzieć.
Muszę działać szybko. - Okno możliwości otworzyło się na bardzo krótki czas – powiedział sobie. Plan działania krystalizował się już w jego głowie.
Golem, skierowawszy się na południowy wschód, oddalał się od rynku. Znalazł wąską alejkę wijącą się aż do miejsca, w którym mieszkał. Starówka była labiryntem uliczek i pasaży znanych z bujnego życia nocnego i wyjątkowych lokali: Týnská literární kavárna dla pisarzy i intelektualistów, AnonymouS Bar dla hakerów i poszukiwaczy spisków, czy wreszcie Hemingway Bar dla wyrafinowanych światowców i znawców koktajli. No i oczywiście otwarte do późnej nocy Sex Machines Museum, do którego ciągnęły prawdziwe tłumy.
Przemierzając ten labirynt, Golem nie myślał już o cierpieniach, które zadał doktor Brigicie Gessner, ani o szokujących informacjach, które od niej wydobył. Myślał tylko o jednej osobie. Bo o niej myślał zawsze. Jestem jej opiekunem i obrońcą. Ona i ja jesteśmy jak dwie cząsteczki splecione ze sobą na zawsze.
Jego jedynym celem na tym świecie było ją chronić, chociaż ona nie miała pojęcia o jego istnieniu. Jego służba dla niej mimo to była zaszczytem. Dźwiganie ciężaru innych ludzi to najszlachetniejsze z powołań, a pełnienie tej misji anonimowo i bez oczekiwania na pochwały czy nagrody to prawdziwie bezinteresowna miłość. Anioł stróż może przybyć w różnej postaci.