Człowiek zwany Biurkiem

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

W Centrum Kultury Słowiańskiej w Berlinie otwarta została wystawa z okazji 40-lecia polskiego tumisiwizmu. Oprócz wielkich polskich, mocno już osiwiałych tumisiwistów, zaproszono Patryka Gablagierra, czołowego przedstawiciela naszych młodych niepokornych deformistów. Chociaż deformizm przez niego reprezentowany zdradzał dość silną inspirację sztuką słowackich górali kresowych, to jednak przez wielu krytyków Gablagierr uważany był za najbardziej oryginalnego polskiego artystę.
Najbardziej oryginalny polski artysta nie mógł zrozumieć, dlaczego zaproszono go na wernisaż ze starymi prykami, u których oblewał egzaminy z rysunku. Ostatecznie przekonała go kwota honorarium, które miał otrzymać za udział w wystawie oraz informacja, że z twórców tylko on takie honorarium miał otrzymać. Musiał też przyznać, że nęciła go wizja autopromocji w Niemczech, gdzie miał nadzieję sprzedać kilka ze swoich boksów artystycznych, zwanych nieoficjalnie gablagierrami.
Pierwszy gablagierr powstał rok wcześniej. I mniej więcej w tym samym okresie po raz pierwszy z modnego buta młodego guru polskiej sztuki wychyliła się mała słomka.
A było to tak.
Patryk był jednym z najlepiej zapowiadających się młodych twórców („Geniusz sztuki i nie tylko” – tak napisała o nim Elwira Sosabko, krytyk sztuki, a prywatnie jego dzienna i nocna przyjaciółka). Poproszono go o dokonanie selekcji swoich dzieł na wystawę w Zamęcie. Patryk nie miał zwyczaju kolekcjonowania swoich starych instalacji. Miał również kaca i nie chciało mu się myśleć, więc wyszedł na balkon. Zobaczył obdartego faceta z wózkiem, który zbierał makulaturę. Tego mu było trzeba.
Młody artysta równie skrupulatnie co o buty dbał o rozgłos, więc wkrótce opinia publiczna dowiedziała się, że sztuka leży na ulicy, a on, Patryk Gablagierr, w swoich nowym butach od Contiego Azurry (z noskami wychylonymi na zewnątrz, by „łatwiej opędzać się od gawiedzi”) zamierza w dniu otwarcia wystawy w Zamęcie stworzyć instalację składającą się ze wszystkiego, co znajdzie na ulicy w promieniu dwóch kilometrów od budynku. W odległości kilometra od budynku w kierunku do centrum, na małym skwerku, jego kumpel ze szkoły rozrzucił parę ważnych dla efektu końcowego przedmiotów.

Instalacja, którą nazwano niemal natychmiast gablagierrem z Zamętu została sprzedana za kwotę wystarczającą, by kupić sto par drogich butów w Singadurze, co też się stało. Dzięki tej akcji artystycznej Gablagierr stanął u progu popularności, a tak sformułowana koncepcja sztuki zajmowała mu ekstremalnie mało czasu. Resztę mógł poświęcić na utrzymywanie kontaktów z mediami, krytykami sztuki i jego wielbicielkami. Właśnie wtedy, w czasie konferencji prasowej w Zamęcie, kiedy wszystkie kamery zwrócone były na niego, młodego artystę zaczęła swędzieć stopa. Z jego buta wychyliła się na chwilę niewielka i trochę przestraszona słomka (w czasie, gdy wypowiadał słowa: „Ludzie to artystyczne bezkręgowce. Tylko ja wiem, co jest prawdziwą sztuką”). Słomka, bezceremonialnie potraktowana palcami prawej ręki wyskoczyła natychmiast na podłogę i tak została, aż do czasu apokaliptycznego jej zassania przez odkurzacz przemysłowy trzy godziny później.
Przez następne miesiące w coraz to nowych butach i zawsze w wyjątkowych okolicznościach pojawiały się kolejne słomki – coraz częściej po kilka lub kilkanaście – po czym opuszczały swojego właściciela, znacząc tym szlak sukcesów gablagierrowskich. Może dziwić fakt, że w dalszym ciągu odbywało się to bez wiedzy Gablagierra, ale należy pamiętać, że popularny artysta spoglądał w dół jedynie po to, by napawać się swoimi butami.
Po raz pierwszy fakt obecności dotarł do jego świadomości w samolocie do Paryża, gdzie leciał na zaproszenie Centrum Performansu Światowego. Zrobił awanturę jednocześnie stewardesie i pasażerowi zajmującemu sąsiednie miejsce (bezpośrednio) oraz swojemu agentowi i kustoszowi wystawy paryskiej (telefonicznie). Rozeszło się o to, dlaczego najwybitniejszy współczesny Polak nie siedzi w klasie biznes. Jakiś czas później, gdy zajmował już miejsce w rzędzie czwartym, obok reżysera Zanudziego, zauważył, że pod jego siedzeniem leżała mała sterta słomy. Wściekł się:
– Niby linie europejskie, a porządek jak w wiejskim barłogu – krzyknął do stewardesy po polsku, bo nie mówił po angielsku, więc go nie zrozumiała, jako, że linie były francuskie, a ona nie mówiła po polsku.
Jego niepokój wzbudził jednak fakt, że jedna ze słomek tkwiła w bucie.
Od tego czasu Patryk podziwiał swoje buty i jednocześnie badał obecność słomy. Dość szybko zorientował się, że krajem pochodzenia słomy jest kraj pochodzenia butów, które akurat nosił.

Powodowało to pewne utrudnienia w rozwoju kariery Gablagierra – musiał uważać, żeby słomianej okoliczności okołopółbutowej nie zauważyli inni. Zaczął na wszelki wypadek nosić ze sobą małą szczotkę (która nieładnie wypychała wewnętrzną kieszeń marynarki) oraz plastikową torebkę (która nieładnie szeleściła, gdy wstawał, by pozować do zdjęć).
Parę razy udało mu się uniknąć nieszczęścia. Raz, gdy na wernisażu, zorientowawszy się, że wypadła mu słoma, zagarnął ją pod buty swojej dziewczyny, przez co stała się pośmiewiskiem i przedmiotem żartów towarzyskich. Patryk rzucił ją, tym bardziej że zaczął spotykać się z atrakcyjną modelką, która niedowidziała, a szkła kontaktowe nosiła tylko w czasie pokazów. Dużo częściej zdarzało się, że Patryk uciekał z miejsca zasłomienia. Najgorsze były te ohydne słomki, które zostawały w butach.
Gablagierr zaczął nosić długie spodnie zasłaniające jego piękne buty, co wprawiało go w depresję. Wszystko to powodowało, że młody artysta zaczął brać narkotyki na bazie ciężkiej wody i nie rozstawał się z piersiówką południowoafrykańskiego whiskeyaha (dla zrównoważenia „wypukłości dawanej przez tę cholerną szczotkę”).

W takim stanie pojawił się na wystawie w okazji 40-lecia polskiego tumisiwizmu. Jego cztery boksy (już zwane nieoficjalnie gablagierrami berlińskimi) nie robiły zbyt dużego wrażenia, bo poskąpił na bilet kolejowy dla kolegi, który miał przywieźć parę przedmiotów podkreślających efekt. Co więcej, berlińskie służby oczyszczania miasta działały dużo lepiej niż warszawskie.
Patryk postanowił w inny sposób zwrócić na siebie uwagę. W czasie jednego z wernisaży, otwierających wystawę wypił jedna za drugą sześć lampek szampana i zbeszcześcił czerwono-białym sprayem najwybitniejsze dzieło Jana Nowoszałka Lewy siwy sierpniowy. Gablagierr stanął przed obrazem, z puszkami sprayowymi w dłoniach i już miał zamiar krzyknąć „ta sztuka to chłam, nie wierzcie polskim twórcom sztuki komunistycznej”, gdy zauważył, że słoma wysypuje mu się z butów w niespotykanie obfitej ilości. Jedynym rozwiązaniem była ucieczka do toalety, gdzie w kabinie powstało jeszcze półtora snopka. Gablagierr ewakuował się z wernisażu, a potem odwieziono go do szpitala z powodu przedawkowania narkotyków na bazie kwasu ciężkosolnego. W prasie napisano, że jakiś fanatyk zbezcześcił najlepszy obraz Nowoszałka będący synonimem polskiej niezależnej twórczości czasów komunizmu. Sprzedano go dwa dni później na licytacji – za rekordową kwotę.
Następny rok spędził już nie tak dobrze zapowiadający się artysta na pogłębianiu znajomości alkoholi świata oraz dostarczaniu słomy gospodarstwu rolnemu pod Nasielskiem. Nie bywał już tak często w towarzystwie, a jego zdjęcia, inaczej niż poprzednio, zawsze przedstawiały go od kolan w górę. W chwilach otrzeźwienia stworzył nową koncepcję sztuki, opartą na myśli, że leży ona nie na ziemi, ale pod ziemią. Wystawiona w galerii Aaaby instalacja Cicho szam oglądającym nieodparcie kojarzyła się z szambem i mimo kilku entuzjastycznych recenzji przeszła bez echa.
Toteż na wystawę z okazji 41-lecia polskiego tumisiwizmu Patryk Gablagierr jechał już za dużo mniejsze honorarium i kompletnie nieprzygotowany. Miał, jak obiecał organizatorom, stworzyć dzieło na żywo – swoim ciałem i talentem.
Ukrytym celem Patryka było nie dzieło samo w sobie, ale zwrócenie na siebie uwagi za wszelką cenę. Postanowił w czasie performansu bluźnić polskiej sztuce od zarania do 1972 roku, kiedy to przyszedł na świat. W czasie performansu lżenie nie robiło jednak zbyt wielkiego wrażenia, dopiero pojawienie się słomy, wyłaniającej się w zupełnie niezrozumiały sposób z jego butów za kostkę, wzbudziło prawdziwy entuzjazm. Do końca spektaklu Patryk wyprodukował cała stodołę słomy, lżąc przy tym Matejkę i Malczewskiego, po czym, wyczerpany rzucił się na słomiany kobierzec i natychmiast zasnął.
Recenzje były bardzo przychylne. Brytyjski tygodnik napisał „Fantastic, very Polish”, a jeden z polskich krytyków konkludował: „Moi mili, mogę śmiało powiedzieć, że nasza sztuka ma się dobrze – jesteśmy świadkami powstania nowego nurtu, jakże ważnego dla odrodzenia artystycznego Polaków – słomizmu”.
Niestety dokonania Gablagierra pozostały w cieniu młodej, wyniosłej, aroganckiej i atrakcyjnej artystki Joanny Plewako, która zupełnie nago wystawiła w Centrum instalację Głowa z Nałęczowa, a wkrótce potem została okrzyknięta największą nadzieją polskiej sztuki i twórczynią polskiego sodyzmu.

Wybrane dla Ciebie

Michał Sikorski dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Mówi, czego żałuje do dziś
Michał Sikorski dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Mówi, czego żałuje do dziś
Zmiany w T.Love. Hirek Wrona: to może być dla nich artystycznie ożywcze
Zmiany w T.Love. Hirek Wrona: to może być dla nich artystycznie ożywcze
Intymna opowieść o życiu. Mariusz Walter opowiada, jak poznał przyszłą żonę
Intymna opowieść o życiu. Mariusz Walter opowiada, jak poznał przyszłą żonę
Halestorm w Polsce już 30 października w COS Torwar
Halestorm w Polsce już 30 października w COS Torwar
Nie żyje Barbara Szczepuła. Kronikarka i reportażystka miała 79 lat
Nie żyje Barbara Szczepuła. Kronikarka i reportażystka miała 79 lat
T.Love rozstaje się z Janem Benedekiem. Muniek Staszczyk: To trudne małżeństwo, które się rozpadło. Znów
T.Love rozstaje się z Janem Benedekiem. Muniek Staszczyk: To trudne małżeństwo, które się rozpadło. Znów
Austria zrezygnuje z Eurowizji? Stawia konkretny warunek
Austria zrezygnuje z Eurowizji? Stawia konkretny warunek
Znamy laureata Literackiej Nagrody Nobla
Znamy laureata Literackiej Nagrody Nobla
Konkurs Chopinowski łączy miliony Polaków.  "Wchodzi we wszystkie strefy życia kulturalnego"
Konkurs Chopinowski łączy miliony Polaków. "Wchodzi we wszystkie strefy życia kulturalnego"
Koreański pianista świetnie mówi po polsku. "Kocham Chopina i Polskę"
Koreański pianista świetnie mówi po polsku. "Kocham Chopina i Polskę"
Czterech Polaków w II etapie Konkursu Chopinowskiego. Jury wybrało 40 pianistów
Czterech Polaków w II etapie Konkursu Chopinowskiego. Jury wybrało 40 pianistów
Ikona, która nigdy nie chciała być gwiazdą. Dlaczego Dido tak nagle zniknęła
Ikona, która nigdy nie chciała być gwiazdą. Dlaczego Dido tak nagle zniknęła