Głowa wroga
Babka jest matką mojego Ojca, i przychodzę najczęściej nie do niej, lecz do dziadka, bogatego w zbójeckie historie z pierwszej wojny światowej, która zdarzyła się jemu i światu. Jeśli przetrwam pierwszą w życiu wojnę z Kogutem, co strzeże dostępu do skarbów w dziadku - wejdę do domu i posłucham opowieści. Dziadek właśnie ociera biało-czerwone wąsy z ukraińskiego barszczu, gładzi łysą po kark głowę i opowiada o walkach przy boku swego cesarza Franciszka Józefa, który jego cesarzem nie był, tylko tak się wtedy mówiło. Cesarz wojował z Serbami, z którymi zawsze ktoś wojuje, więc dziadek był mu potrzebny już w pierwszym werbunku. Nie zabił żadnego wroga swego cesarza. Patrzył z tyłów, jak zabijali inni, najczęściej bez potrzeby. Ani tam, ani wszędzie, gdzie musiał być, nie spotkał wrogów. Chłop ma ich zawsze za miedzą, a dziadek zawsze był chłopem. Na wojnie nosił amunicję, na którą mówi "patrony". Zawsze go poprawiam. - Patrony - upiera się. - Amunicja jest teraz, wiem o tym, ale wtedy były patrony. Wiem, co
nosiłem - nie przerywaj, bo się wyłączę. Potem przeżył front alpejski, a było go ciężko przeżyć, i wrócił wcześniej niż się spodziewał cesarz Franciszek Józef I. Słusznie dziadek zrobił - mógł się urodzić mój Ojciec, a teraz ma kto słuchać dziadka. Przychodzę najczęściej w niedzielę po południu, kiedy dziadek siwe wąsy ma jeszcze lekko zaczerwienione ukraińskim barszczem i nie ma nic do roboty, co byłoby ważne dla nas obydwu. W powszedni dzień każda niemal robota wypędza dziadka z kuchni i włóczy nim po zagrodzie, stajni i olbrzymiej stodole, skąd długo nie wraca. Dziadek wie wszystko, wszystko też pamięta: jest żywym podręcznikiem dziejów mojej wsi i świata, który dla mnie dopiero się zaczyna, a dla dziadka dawno się skończył. Opowiada mi o tym świecie i nurzamy się w posoce światowych wojen i miejscowej głupocie, wcale nie mniejszej od głupoty wielkiego świata.