Kobieta w wynajętych pokojach
W wynajętych pokojach Pierwszy mówił:
— Zaopiekuję się tobą. Stworzę ci dom, które-go szukasz. Nie zostaniesz sama, gdy odejdziesz od niego. Zawsze będę przy tobie.
On lubi słowo „zawsze”, bo ono nic nie znaczy i nic ze sobą nie niesie. Żadnej odpowiedzialności, żadnych konsekwencji. Przecież „zawsze” nie istnieje.
— Ożenię się z tobą — mówił, oświadczając się kobiecie, o której wiedział, że nie potrzebuje ani nie chce ślubu.
Teraz też wspomina o ślubie.
— Najpierw cywilny i taki cichutki, bez ludzi. No, może z moją rodziną. Z kościelnym musisz się spiąć, nawet bierzmowania nie masz, a u nas wszyscy mają kościelne śluby, więc i ja będę miał — tłu-maczy bynajmniej nie cichutko.
Pokoje wynajmowali, póki jeszcze mieszkała z Drugim. Gdzieś musieli się spotykać. To było silniejsze od niej. Wyrzuty sumienia zostawiała w domu.
Ach, te wynajęte pokoje… mają w sobie coś fascynującego. Przelotność, ulotność, brak zako-rzenienia. Nie dręczy cię nagła myśl, że trzeba koniecznie i w tej właśnie chwili zetrzeć kurze, wrzu-cić pranie do pralki, pozamiatać. Są tu cudze szafki i stoliki, i cudza pościel, czysta, wyprana z czyichś łez, spermy, potu.
Bywają kwiatki na ścianach i małe telewizory, i czajniki elektryczne. W szafkach ślady po czyimś pobycie: resztka herbaty w paczce, trochę kawy w pudełku, do połowy opróżniona torba cukru. Można skorzystać, ale o wiele przyjemniej kupić w sklepie po drodze własną kawę i cukier, i ciasteczka, tak jakby się jechało na piknik. A potem zostawić to wszystko dla kolejnych bywalców. W łazience do połowy zużyte mydło w płynie i — oczywiście! — zapomniała zabrać klapek i znów naraża się na zła-panie grzybicy, HIV, czegokolwiek.
Kiedy wchodzą do wynajętego pokoju, siadają na krzesłach i piją kawę, czując się zupełnie wolnymi ludźmi. Nie wstydzą się siebie, bo tutaj nie ma wstydu. Drzwi zamknięte na klucz, nikt nie przyjdzie, nikt nie zadzwoni. Nie ma tu niczego i nikogo poza nimi. Rzeczywistość jest w tym po-koju. Reszta to duchy.
Zadziwiające, jak szybko mija tu czas. Wynajęte godziny biegną przynajmniej o połowę szybciej niż te przyznane ci w świecie duchów. Nagle z trzeciej po południu, kiedy to otwierasz drzwi z ciekawością dziecka — jakie będą meble? jaka szafka tym razem? niebieska czy biała? a zasłony w oknach? resztki herbat i jakiego gatunku? — robi się druga w nocy i powoli trzeba się ubierać i wychodzić, zostawiając za sobą bałagan, który wliczony jest w cenę.
— Kocham cię — mówił, patrząc na nią. Głaskał jej włosy. Przytulał. Pieścił, kochał się z nią i znów powtarzał: „Kocham cię”.
W wynajętych pokojach miłość jest łatwa, beztroska. Kawa, papieros, seks, kawa, papieros, seks… I wreszcie można spokojnie patrzeć sobie w oczy, bo drzwi są zamknięte i nie ma telefonu.
— Nigdy z nikim nie było mi tak dobrze — mówił. I ona mówiła mu to samo, i oboje w to wierzyli, bo jak można psuć niewiarą i wątpliwościami wynajęty na jedną noc pokój? Nie ma też obaw o rachunki, które trzeba zapłacić, o to, w co się ubrać, o to, czy nie pękło ci kolejne naczyńko na twarzy. Wraz z takim pokojem wynajmujesz sobie całkowity spokój. Można poleżeć godzinę w wan-nie, pochodzić nago, bo tu palą się wyłącznie dyskretne lampki, wtulić się w te ciepłe ramiona i tylko nie zasnąć! Nie zasnąć! Bo czas za szybko mija i można przespać godzinę wyjścia.
Każdy pokój to inna ulica, sklepy, przechodnie, inna klatka schodowa i inni sąsiedzi, których i tak nie masz czasu poznać.
Tu nie kłócą się tak jak wtedy, gdy nie mogą być sami; nawet zazdrość się ulatnia.
— Dotąd szedłem na łatwiznę. Gdy ktoś mnie denerwował, po prostu odchodziłem. A ty mnie poniżałaś, upokarzałaś, nazywałaś głupim gnojkiem, a ja wciąż z tobą jestem. I będę — mówił.
I ona też mówiła, że cieszy się, iż jest obok niej, że bezpiecznie się przy nim czuje, i czy tak będzie zawsze, kochanie? A potem powoli się ubierała, zamawiała taksówkę i wychodziła.
Na drugi dzień miłość zostanie wyprana, wykrochmalona, nie pozostanie po niej śladu.