Masłem do dołu

– Co widzisz?
– Sześcian z literkami „a” zwróconymi w moją stronę – odpowiadam.
– A w moją stronę są akurat teraz literki „b” – mówi Evžen z tajemniczym uśmiechem na zwykle zachmurzonej twarzy.
– Kwestia punktu widzenia – konstatuję.
– Dokładnie tak... – Evžen uczenie potrząsa swoją posiwiałą, niegdyś rudawą głową.

Evžen czasami wpada w odwiedziny do mojego sklepu. Sklepu, hm... Zwykle nazywam go antykwariatem, ale i to brzmi chyba zbyt dostatnio, bo nie jest to taki znowu antykwariat z prawdziwego zdarzenia. Zwyczajne dwa pomieszczenia, jedno większe, drugie mniejsze, na parterze, z wejściem wprost z ulicy. Żadne tam pałace, ale mi wystarcza. W większym
pomieszczeniu sprzedaję, w mniejszym jest magazyn. Mam tu trochę burdel, ale się w nim orientuję – to najważniejsze. Jest jeszcze coś w rodzaju małej kuchni i kibelek, ale tam też leżą książki. Mam również w sklepie luksusowy skórzany fotel, na którym uwielbia byczyć się Evžen. Tak jak dziś. Siedzi i obserwuje, jak na talerzu, który położył na udającej
stoliczek Historii sztuki Pijoana, bezustannie przewraca się rogal z kiełbasą. Otwieram dwa piwa i pytam Evžena, co słychać, ale w ogóle nie słucha, bo ciągle obserwuje rogalik. Evžen zamienił się w punkt obserwacyjny.

– Julia dzwoniła – mówię, patrząc na rogalik, na który Evžen naładował sobie tyle kiełbachy, że kanapka zaczyna wyglądać jak coś, co już gdzieś widziałem, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie.
– Hmmm? – odpowiada Evžen, wyrównując rogal, żeby leżał prosto.
– Zaprasza mnie... – mówię w momencie, kiedy rogal Evžena kładzie się na boku. Zupełnie jak umęczony pragnieniem bawół. Próbował dotrzeć do źródełka, gdzieś w dalekiej Afryce, ale nie doszedł.

Przypomina mi się, jak mój ojciec, zawsze kiedy widział, że leżę sobie z książką, wołał: „Patrz, mamusiu! Padł nam najlepszy kąsek ze stada!”. Potem dociera do mnie, z czym jeszcze skojarzyła mi się przeładowana kanapka. Tak wyglądało łóżko cioci Kláry, zawalone ciężką jak cholera, przetykaną złotą nitką narzutą, w ich domku niedaleko Čáslavi.
Lub Čáslavia. „Obie formy są dopuszczalne” – mawiali rodzice.

– Zaprasza mnie na urodziny...
– Urodziny? – Evžen podnosi brwi, nie spuszczając jednak z oczu rogalika, który znowu ustawił równo i teraz usiłuje sprawić, żeby pozostał w tej pozycji, co oznacza, że w ogóle nie zwraca na mnie uwagi.
– Nie za bardzo mam ochotę iść, ale obawiam się, że tym razem się nie wykręcę. Rogal pada jak ranny wojownik, jakby chciał szepnąć w stronę Evžena: „Towarzysze, zostawcie
mnie tu, byłbym dla was tylko ciężarem...” – jak za naszych młodych lat mawiali bohaterowie radzieckich filmów wojennych.

Evžen prostuje się i bierze łyka piwa z butelki, oczywiście niemiłosiernie się ochlapując, bo on normalnie nigdy nie nauczy się pić z butelki. Zawsze proponuję szklankę, ponieważ wiem, jak wygląda jego picie z butelki, ale zawsze rzuca coś w stylu, że amerykańscy desantowcy nie piją ze szklanek, a kłóć się tu z kimś, kto ma o sobie tak wysokie
mniemanie.
– Powinieneś iść choćby ze względu na Míšę – beka Evžen, wolną ręką wyrównując rogalik i przez chwilę go przytrzymując. „Pac!” – robi rogalik.
– Tu potrzeba trzymadełka do książki... Czekaj, gdzieś tu jedno miałem... – idę do magazynu i po chwili przynoszę to, czego szukałem. Piękna rzecz.

Dwie wyrzeźbione sowy. Dwie uszatki zwyczajne. Wprawdzie jednej brakuje kawałka ucha, od którego pochodzi jej nazwa, ale poza tym są w porządku. Wkładam między nie rogalik z kiełbasą i oczywiście trzyma się.
– E, takie coś to ja mam w dupie! – wrzeszczy znienacka Evžen, aż podskakuję. – Gdzie masz książkę telefoniczną?
– Przecież ja mam komórkę... – przypominam
– Tu nawet nie ma telefonu stacjonarnego...
– Informacja! Jaki jest numer na informację?

Podaję, bo znam na pamięć od momentu, kiedy mało nie pobiliśmy się z Evženem w Ciszy o to, ile waży bocian.
– Míša jest super. Idź choćby ze względu na niego... – mruczy, wystukując numer w swojej komórce.
– Jesteś jego ukochanym dziadziusiem...
– Fakt! – potakuję. – Nie znam bardziej uroczego i bystrego chłopaka niż mój wnuk Míša...
– Numer do urzędu patentowego, proszę! – krzyczy Evžen do telefonu. – Tylko szybko, pani pamięta, że płacę za to połączenie!
– Za Míšę! – Evžen wznosi butelkę z piwem i przechyla ją tak gwałtownie, że dzwoni o jego okulary.
– Ogólnie nie jest najlepiej, bo u nich chyba wszystko się pierdoli... chyba... mam takie wrażenie... – wzdycham
– Wszystko się pierdoli! Wszędzie się pierdoli! Kurwa! Niech mnie już nie wpierdalają! – wrzeszczy, po czym bardzo kulturalnie mówi: – Tak, już zapisuję... – A ja chwytam w lot, że muszę szybko znaleźć coś do pisania i kawałek kartki, nim numer nie rozpłynie się w efemerycznym połączeniu między kimś tam, Evženem a mną. Evžen szybko dyktuje, a ja piszę.

– Dzień dobry – mówi Evžen prawie uprzejmym tonem. – Poświęci mi pani łaskawie sekundkę? O co chodzi? Chodzi o to, że przewraca mi się rogal!

Od sześćdziesięciu lat przewraca mi się rogal i to wcale nie jest zabawne! Niech pani uważa na słowa, bo na śniadanie piłem tylko herbatę, czyli właściwie nic innego jak odrobinę ciepłej wody... Niech mi pani nie przerywa! – Evžen przechodzi do pozycji imperatora, zakrywa dłonią słuchawkę i szepcze w moją stronę: – Ona chyba myśli, że jestem
nawalony czy coś! – Oburzony kręcę głową, żeby wesprzeć go psychicznie. Evžen rozluźnia uścisk na telefonie, który przez chwilę trzymał ukryty w dłoniach, a potem trochę łagodniej dodaje: – Moje pytanie brzmi: czy istnieje, lub ewentualnie został opatentowany, talerzyk, na którym ludziom nie przewraca się rogal?!
– To dziękuję pani bardzo... – bąka w końcu Evžen i wkurzony wciska komórkę do kieszeni.
A tak na marginesie, przeciętny bocian waży trzy i pół kilo.

Córka dzwoni do mnie zwykle z samego rana, kiedy przeważnie jestem w złym humorze, podobnie jak większość ludzi, oprócz garstki, osobiście mi nieznanych wesolutkich kretynów, więc nasze rozmowy to z jej strony same: „Dlaczego jesteś niemiły?...” albo „Co ci jest?!”, a ja na to w kółko: „Nie jestem” i „Nic mi nie jest” – chociaż oczywiście jest mi bardzo dużo.
– Jak tam Míša? – pytam.
– A o jego tatę nie zapytasz?
– A ty pytasz o mojego tatę, a swojego dziadka?
– Jesteś niemiły...
– No dobra. Jak więc miewa się Robert Redford bez szyi?
– Ej! – krzyczy córka. – Nie mów tak o nim...
– A co w tym złego? Przecież nie ja go tak narysowałem, tylko Míša, kiedyście go zaciągnęli do psychologa! I po co? Bo ten twój widzi w chłopaku hiperaktywnego popaprańca?! – udaję zdziwienie, i ponieważ po drugiej stronie zapada cisza, szybko dodaję: – Mąż jest dla ciebie dobry, czy cię wkurza?
– No wiesz...
– No to wkurza cię czy jest dobry?
– I to, i to... – szepcze Julia zmęczonym głosem.
– Tobie nic nie wypominam... – zapewniam ją.
– Wiem, że masz dużo roboty, Míšę i tak dalej, ale jemu o co chodzi?!
Julia odkasłuje. Potrzebuje czasu.
– Przekaż mu, że jak będzie cię wkurzać, to go skopię... – sekundę się waham, ale potem przyznaję, że nad ranem jestem jeszcze słabiutki, dodaję więc: – To mu skopię tyłek! Julia milczy, jedna z cech, które odziedziczyła po matce, wie, jak bardzo nienawidzę tego milczenia, które według nich jest chyba pełne jakichś ukrytych znaczeń. Milczenie to podła broń.
– Jeszcze niedawno dzwoniłaś do mnie i chlipałaś, a jak ci mówię, co o nim sądzę, to się nagle dziwisz, nie rozumiem...
– No wiem... – mówi, bo nie wie.

Zawsze kiedy odkładam słuchawkę po takiej rozmowie, chodzę po pokoju jak lew w klatce. Jak ten lew, którego raz Míša po przyjacielsku pociągnął w zoo za wąsy wystające z klatki. Chodzę po swojej kawalerce jak lew, którego bez przerwy ktoś ciągnie za wąsy.
– No tak, wiadomo... – powiada nazajutrz Evžen z miną mędrca. – A co ja mam powiedzieć? Krewni... – wzdycha, kartkując przy tym Dostojewskiego.
– Nic tylko mama, tata, dziad, baba, dzieci, synowie, siostrzenice, teściowe, wujenki, zesrać się można, normalnie jak w tych książkach! Sasza, Pasza, Masza, kto by się w tym połapał do jasnej cholery?!
– Powiem ci, Evža, że niektóre twoje skojarzenia po prostu ścinają mnie z nóg... mama, tata, Sasza, Pasza... – powtarzam zdumiony. – Skąd ty to bierzesz?

Evžen jak zwykle siedzi w moim pięknym fotelu, do którego rości sobie prawa od chwili, kiedy go zreperował. Najpierw oświadczył, że trochę się giba, podejrzanie szybko coś z nim zrobił, po czym krzyknął:
– No i proszę, już się nie giba! – i od tamtej pory nie rusza tyłka z fotela. To znaczy, kiedy akurat jest u mnie. Nie śmiem od tamtego czasu położyć na nim choćby książki. Choć trzeba przyznać, że Evžen jest naprawdę niezły, jeśli chodzi o naprawy. Niedawno uruchomił dla mnie stary budzik, który miałem jeszcze po babci, i który przez całe moje dorosłe życie nie chodził. Teraz nie tylko chodzi, ale nawet dzwoni. Evžen ciska książkę do skrzynki po
bananach, wyciąga się w fotelu tak, że muszę niemal przeskakiwać te jego długaśne giry, kiedy się wkoło niego kręcę, zadowolony patrzy na budzik na regale, po czym przemawia:
– Tak czy siak ciekaw jestem, co stałoby się z energią wskazówki zegara wrzuconego do kwasu.

Mam tu na myśli idealny kwas i idealny budzik. Gdzie, u diabła, jest wtedy ta energia?
Akurat stoję na krześle, z głową pod samym sufitem, prawie nie da się oddychać, trzymam w ramionach pełną książek skrzynkę Chiquita Bananas, którą próbuję położyć na górnej półce, i muszę przyznać, że jest ciężka jak cholera, tak ciężka, że nie stać mnie na żadną inną odpowiedź, jak tylko na ciche stęknięcie, że najprawdopodobniej energia ta jest w dupie. Tak samo jak i nasza.

Najwyższy czas przedstawić Míšę. Ostatnio widzieliśmy się wczoraj, kiedy Julia spytała, czy nie przyszedłbym go popilnować.
– Oczywiście, że tak – powiedziałem.
– A możesz przenocować? – pyta. – Robert się nie wyrabia...
Robert to jej mąż i tata Míšy.
– Jasne, wezmę jakąś książkę i poczytamy przed snem.

Wybrane dla Ciebie

T.Love rozstaje się z Janem Benedekiem. Muniek Staszczyk: To trudne małżeństwo, które się rozpadło. Znów
T.Love rozstaje się z Janem Benedekiem. Muniek Staszczyk: To trudne małżeństwo, które się rozpadło. Znów
Austria zrezygnuje z Eurowizji? Stawia konkretny warunek
Austria zrezygnuje z Eurowizji? Stawia konkretny warunek
Znamy laureata Literackiej Nagrody Nobla
Znamy laureata Literackiej Nagrody Nobla
Konkurs Chopinowski łączy miliony Polaków.  "Wchodzi we wszystkie strefy życia kulturalnego"
Konkurs Chopinowski łączy miliony Polaków. "Wchodzi we wszystkie strefy życia kulturalnego"
Koreański pianista świetnie mówi po polsku. "Kocham Chopina i Polskę"
Koreański pianista świetnie mówi po polsku. "Kocham Chopina i Polskę"
Czterech Polaków w II etapie Konkursu Chopinowskiego. Jury wybrało 40 pianistów
Czterech Polaków w II etapie Konkursu Chopinowskiego. Jury wybrało 40 pianistów
Ikona, która nigdy nie chciała być gwiazdą. Dlaczego Dido tak nagle zniknęła
Ikona, która nigdy nie chciała być gwiazdą. Dlaczego Dido tak nagle zniknęła
Na niego patrzyli wszyscy. Adam Kałduński zachwycił publiczność Konkursu Chopinowskiego
Na niego patrzyli wszyscy. Adam Kałduński zachwycił publiczność Konkursu Chopinowskiego
Rodzina ujawnia nieznane historie z życia Osbourne'a. "Ozzy naprawdę cierpiał"
Rodzina ujawnia nieznane historie z życia Osbourne'a. "Ozzy naprawdę cierpiał"
Romantyczny Chopin – światowa premiera immersyjnej wystawy
Romantyczny Chopin – światowa premiera immersyjnej wystawy
Najpiękniejszy jubileusz świata, czyli 50-lecie Alicji Majewskiej i Włodzimierza Korcza [ZDJĘCIA, RELACJA]
Najpiękniejszy jubileusz świata, czyli 50-lecie Alicji Majewskiej i Włodzimierza Korcza [ZDJĘCIA, RELACJA]
Artysta (nie)amerykański. Bad Bunny — Portorykańczyk, który podzielił USA
Artysta (nie)amerykański. Bad Bunny — Portorykańczyk, który podzielił USA