Motyl na szpilce
- Dobrze wiesz, że przede wszystkim liczy się intelekt. - Miśka siedziała na łóżku obłożona katalogami. - Chcesz faceta, dla którego byłabyś tylko zgrabnym futerałem? Nie! No więc siadaj i nie wzbijaj kurzu - rzuciła, przeglądając foldery, kiedy ja, posuwistym krokiem baletnicy, przemieszczałam się po pokoju, wpatrując się w wiszące nad łóżkiem zwierciadło.
- Nie znasz jakiegoś dobrego fotografa? Zrobiłabym sobie sesję. W rozwianych włosach wyglądam jak marzenie...
Miśka nie zareagowała.
- Intelekt intelektem, ale... - wygięłam się w zgrabny łuk. - ... o ciało trzeba dbać, by rósł nam duch. Przecie, jak mówi poeta, w zdrowym ciele...
- Zdrowe cielę - przerwała mi Miśka, wcale na mnie nie patrząc.
- Misiu - zakwiliłam - bądź dobrą przyjaciółką i zdradź, cóż myślisz o mej ziemskiej powłoce?
- Może być - skonstatowała obojętnie. Nie oczekiwałam więcej. Miśka przyzwyczaiła się już do mojego, jak to nazywała, neurotycznego zainteresowania lustrem ściennym, ja zaś do jej głębokiej obojętności dla spraw ciała.
- Skoro tak, to dlaczego faceci nie gapią się na mnie na przystankach tramwajowych i nie rzucają na szyny z krzykiem: "Nie odjeżdżaj, o grecka bogini!"? Czym wytłumaczysz tę anomalię? - śmiałam się, podnosząc do góry ręce i udając starożytny posąg.
- Nie wiem, może z powodu tyłka - rzuciła, wertując kartki jakiegoś pisma.
Znieruchomiałam.
- Słucham? - wykrztusiłam.
- Ej, niezłe zasłonki. Dobrze by pasowały do tych bladoróżowych mebli. - Przekręciła pismo w moją stronę, najwyraźniej nie zorientowana, że mój świat zadrżał w posadach.
- Co masz na myśli? - wycedziłam przez zęby.
- Aaa... - machnęła ręką - robię pokój u Packowej z parteru. W ramach sąsiedzkiej współpracy. Forsy z tego nie będzie, ale ona mi za to...
- Nie chodzi mi o zasłonki!
Miśka, zaskoczona tonem mojego głosu, podniosła głowę. Zrozumiała. Spojrzała, zmrużyła oczy jak malarz przy sztalugach, pogapiła się przez chwilę i znów zabrała się za studiowanie magazynu.
- E, nie. Zdawało mi się. To pewnie przez te spodnie.
Co!!! ZDAWAŁOMISIĘ?! Ja chyba śnię! I to ma być przyjaciółka?! Tak po prostu i zwyczajnie rzuca inwektywy w kierunku mego zadu, nie zważając, że to może mieć katastrofalny wpływ na moją wieloletnią walkę z kompleksami?
- I dopiero teraz mi to mówisz? - parsknęłam rozgoryczona.
- Co? - zdziwiła się Miśka.
- Proszę, nie musisz być delikatna. Powiedz mi to wprost.
- Ale co?
- Że mam wielkie, tłuste, ogromne dupsko! - o mało nie wyskoczyłam ze skóry. - Przez cały czas wiedziałaś i nie byłaś uprzejma mnie poinformować?! Zapisałabym się na aerobik! - wycharczałam.
- O matko, zwariowałaś? - Miśka wstała i ruszyła do kuchni. Wyjęła z lodówki kawałek sernika i podsunęła mi pod nos. - Chcesz ciacho? Po pierwsze, nie masz wielkiego, tłustego dupska, a po drugie i tak jesteś za leniwa, żeby ćwiczyć.
- Nie bądź taka mądra - odparłam przełykając ciastko, wcale nie uspokojona. - Musisz powiedzieć mi otwarcie, zdawało ci się czy nie?!
Miśka przewróciła oczami. Podniosła palec i oświadczyła uroczyście:
- Zdawało mi się. Nigdy nie widziałam śliczniejszego tyłeczka. A głupia jesteś jak nie powiem co.
- To niemożliwe! Miśka! Ty przecież mówiłaś, że nigdy... Miśka! - stałam gapiąc się na nią z przerażeniem. Po tym, co oświadczyła, nie miałam wątpliwości, że świat stanął na głowie. - Kto to jest?
- Edek.
- Kto?! Ten włochaty bizon, o którym jeszcze niedawno mówiłaś, że nawet na bezludnej wyspie...
- Tak mówiłam, ale... wpadł któregoś dnia i wszystko się zmieniło. Przez kolanko.
- Dotykał cię?!
- Mnie nie, kolanko.
- Zaraz - wciągnęłam powietrze, próbując się uspokoić. - Jeśli jestem przy zdrowych zmysłach, a wierzę, że tak, to twoje kolanko... tfu... przestań zdrabniać jak zakochany dzieciak! Twoje kolano to też TY!!!
- Zgłupiałaś? Chodzi o kolanko w łazience. Zlew mi się zatkał i Edek naprawił. Nie musiałam wzywać hydraulika.
Przez chwilę gapiłam się na Miśkę tępym wzrokiem, ale szybko oprzytomniałam. Jeszcze raz wciągnęłam powietrze i powoli, jakbym rozmawiała z roztrzęsionym wariatem trzymającym palec na przycisku bomby atomowej, powiedziałam:
- Z tego, co wiem, to właśnie Edek jest hydraulikiem, nie ma studiów, co zawsze miało dla ciebie znacznie, nie jest, przepraszam za szczerość, Adonisem, ma złotą koronkę i...
Musiałam przerwać monolog w obronie ideałów, bo kiedy spojrzałam na Miśkę, słowa utknęły mi w gardle. Miśka, ten bojownik przeciw związkom z góry skazanym na klęskę, siedziała zapatrzona w okno, z błogą miną i tajemniczym uśmiechem na twarzy. Patrzyłam na nią zbita z tropu. Była jakaś taka...
- Miśka - szepnęłam - ty chyba naprawdę...?
- No...
Wracałam do domu, gapiąc się we wszystkie witryny sklepowe i wypatrując odbicia falujących pośladków. Miśka twierdziła, że jej się zdawało, jednak wychodząc, uchwyciłam jej zaciekawione spojrzenie skierowane na mój zadek. Boję się, że z grzeczności nie mówi mi prawdy, ale nie jest w stanie kontrolować odruchów podświadomości.
Niech jeszcze i to...
"27 października, wieczór
Znowu to samo, znowu wpadłam w depresję czarną jak noc i kot czarownicy. Dzień miałam koszmarny. Najpierw kot wykręcił mi numer, potem wykręcił kota ogonem, potem dowiedziałam się, że żyłam iluzją, wierząc w przyzwoitość mojej figury (po powrocie do domu obejrzałam się dokładnie w lustrze i natychmiast z nerwów zjadłam pół czekolady - jeden pośladek niebezpiecznie się rozrósł, a drugi zwiotczał: DLACZEGO?!!!). Na koniec, ostoja moja, Miśka, kobieta sukcesu bez faceta, ostoją być przestała. Ma chłopaka, i to wielkiego Edka.
Co ze mną? Może zadzwonię do tej agencji matrymonialnej zapytać, czy nikt się nie zgłosił. Nie, tak nisko nie upadłam".
- Halo! Tu Helena z klubu Ambrozja. Podobno pani dzwoniła. Bardzo dobrze się składa, bo mam dla pani kandydata. Pamięta pani tego przystojnego bruneta w krawacie w prążki.
- Tego kucharza z Jawy?
- O, tamten już dawno poszedł pod młotek. Nie. Chodzi o tego miłego chłopca z Powiśla. Bardzo mu pani odpowiada. On też myśli poważnie o życiu. Prosił, żebym państwa umówiła. Kiedy pani może?
O, matko! Nie pamiętałam żadnego chłopca z Powiśla. Chyba go przeoczyłam.
- Może być jutro! - powiedziałam drżącym głosem i chyba się zarumieniłam. - A gdzie?
- Kolega proponuje Kolumnę Zygmunta, godzina dwudziesta. Odpowiada to pani?
- Dobrze, dwudziesta, dziękuję - odpowiedziałam niepewnie. Kolumna Zygmunta. Niebezpiecznie.
W pobliżu mieszka połowa moich znajomych.
- To dobranoc, udanego spotkania.
- Halo, chwileczkę, ale jak ja go poznam?
- Niech pani to jemu zostawi. Już on panią wypatrzy.