O dziewczynie, która poślubiła lwa
Człowiek tak bogaty, jak Mzizi, który miał dużo bydła, mógł się spodziewać wielu dzieci. Na nieszczęście jego żona Pitipiti nie mogła mieć potomstwa. Radziła się w tej sprawie różnych ludzi, ale choć dużo wydała na czary i lekarstwa, pozostała bezpłodna.
Pitipiti kochała męża i była smutna, bo widziała, jak długie czekanie na dzieci niszczy jego uczucie. Wreszcie, gdy stało się jasne, że Pitipiti nie jest kobietą, która może rodzić, mąż ożenił się z inną. Mieszkał teraz w wielkim kraalu* z nową młodą żoną, a Pitipiti słuchała okrzyków radości dochodzących z jej chaty. Wkrótce przyszło na świat pierwsze dziecko, a potem następne.
Poszła dać dzieciom prezenty, ale została przez nową żonę odegnana.
– Przez tyle lat Mzizi tracił czas z tobą – szydziła nowa żona. – Teraz ja w krótkim czasie dałam mu dzieci i nie potrzebujemy twoich prezentów.
Pitipiti szukała w oczach męża oznak miłości, jaką zwykle jej okazywał, ale widziała tylko dumę z zostania ojcem. Było tak, jakby przestała dla niego istnieć. Co jej pozostało w życiu – mąż jej nie chciał, a bracia byli daleko. Przyszło jej żyć samotnie i bała się, czy zdoła tę samotność ścierpieć.
Kilka miesięcy później, orząc pole, usłyszała skrzeczenie w krzakach opodal. Zatrzymała woły, zakradła się pod krzaki i spojrzała. Tam, ukryta w cieniu, siedziała perliczka. Zobaczywszy Pitipiti, skrzeknęła ponownie.
– Jestem bardzo samotna – powiedziała. – Czy mogę zostać twoim dzieckiem?
Pitipiti roześmiała się.
– Ale perliczka nie może być moim dzieckiem! – krzyknęła. – Wszyscy będą się śmiać ze mnie.
Perliczkę taka odpowiedź zdumiała, ale nie zraziła.
– Czy mogę zostać twoim dzieckiem tylko na noc? – spytała. – Rankiem będę opuszczać twą chatę bardzo wcześnie i nikt się o niczym nie dowie.
Pitipiti pomyślała chwilę. Było to oczywiście możliwe. Gdyby perliczka znalazła się na dworze przed wschodem słońca, nikt by się o niczym nie dowiedział. Wszystko mogłoby się udać, pomyślała, miałaby dziecko, choć byłaby to tylko perliczka.
– Dobrze – odpowiedziała po chwili zastanowienia. – Zostań moim dzieckiem.
Tego wieczoru zachwycona perliczka zaraz po zachodzie słońca przyszła do chaty, gdzie Pitipiti przywitała ją jak matka i jak matka dziecku przyrządziła wieczorny posiłek. Obie były szczęśliwe.
Nowa żona nadal naśmiewała się z Pitipiti. Czasami przechodziła obok jej pól i szydziła: po co je obsiewa, jeżeli nie ma żadnej gęby do wyżywienia. Pitipiti nie odpowiadała na drwiny, lecz każda raniła jej serce jak mały ostry oszczep wbity w ciało.
Perliczka, siedząc na gałęzi i słysząc te kpiny, zaskrzeczała w wielkim gniewie, ale dla nowej żony był to tylko głos ptaka na drzewie.
– Matko – spytała tej nocy perliczka – dlaczego pozwalasz, by tamta kobieta tak cię obrażała?
Na to pytanie Pitipiti nie potrafiła wymyślić żadnej odpowiedzi. Naprawdę niewiele mogła poradzić. Gdyby próbowała odpędzić nową żonę, zdenerwowałaby męża, który mógłby ją wygnać. Nie mogła nic zrobić.
Ale ptak sądził inaczej. Perliczka nie chciała, aby jej matkę tak obrażano; następnego ranka zerwała się wcześnie i odleciała na najwyższe drzewo, górujące nad polami nowej żony. Gdy słońce wzeszło, rozpoczęła pieśń perliczą:
Tu jest ziarno do zjedzenia! Przyjaciele przybywajcie!
Przylećcie i zjedzcie całe ziarno tej kobiety!
Wkrótce nowa żona zrozumiała, co się dzieje. Krzycząc ze złości, pobiegła na pole i zabiła perliczkę i jej przyjaciół. Przyniosła ptaki do chaty, odarła z piór i zaczęła piec.
Zawołała Mzizi na posiłek i razem zjedli wszystkie perliczki. Jedzenie było smaczne i oboje bardzo się ucieszyli z tak pięknego początku dnia.
Kiedy przełknęli ostatni kęs, usłyszeli śpiew wewnątrz żołądków. To perliczki śpiewały swą pieśń. Mzizi i jego nowa żona bardzo się przestraszyli. Chcąc uciszyć hałasy, chwycili długie noże i wbili sobie w brzuchy. Noże przecięły skórę, jasna krew popłynęła strumieniem i oboje padli na ziemię. Z otwartych ran wyszła perliczka z przyjaciółmi i zaskrzeczała, radując się wolnością. Wkrótce perliczki wróciły na pole, by dojeść resztki pozostawionego ziarna.