Opowieści słychane
Miłość nie. Miłość czysta, pierwsza, zdobywana miesiącami, krok po kroku, od delikatnych dotknięć dłoni, włosów, przez niezgrabne pocałunki ze zderzającymi się zębami, z niesfornie wymykającymi się w stężenie uśmiechu wargami, z cmoknięciami nie mającymi wiele wspólnego z prawdziwym, głębokim, oglądanym w telewizji pocałunkiem, z obowiązkowym listkiem figowym ciemności podczas pierwszych uwertur pieszczotliwych, przez ubranie nabywanej episteme, nocy nieprzespanej z mocy zapachów, którymi przesiąkała garderoba, pierwszych odsłonięć płochliwych, niepewnych siebie, z interwałami na dni powszednie, pojedyncze, przeczekiwane, przetęsknione, zapisywane listami i poematami, z modlitwami do cudzych bogów o "zawsze z nią", o "aż do śmierci", o "niech nigdy nikogo innego", o "niech się już stanie", z wyczekiwanymi wyjściami rodziców do kina albo na urodziny, z Tymi dreszczami, których już nigdy potem, taka miłość na początku i na wieki wieków nie, już nie, tylko raz.