Przełomowe momenty w Opolu. Ralph Kamiński dał prawdziwy popis
Górniak przekonująca, że "to nie ona", Seweryn śpiewający pieśń o palu, który "więzi nas", i Kamiński przypominający, że "jaka róża taki cierń" - to najmocniejsze punkty benefisu Jack Cygana na festiwalu w Opolu.
Przed swoim opolskim benefisem Jacek Cygan - prawdziwy weteran odbywającego się w tym mieście festiwalu - opowiadał, że dla niego każdy z koncertów na tej imprezie ma właściwie trzy odsłony. Pierwsza to próby, kiedy artyści i artystki występują przed garstką bliskich sobie prywatnie i zawodowo osób. Druga to zasadniczy koncert, ten, który ogląda publiczność na widowni i przed ekranami.
I wreszcie trzecia, którą jest impreza odbywająca się po zakończeniu części oficjalnej w kuluarach opolskiego amfiteatru. W niedzielę, jak można w ciemno zakładać, odbyły się wszystkie te trzy wydarzenia. To drugie można było obejrzeć na żywo na opolskiej widowni i na antenie TVP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ten utwór znają wszyscy. Jak powstawał?
Cygan w czterech rolach
Koncert zatytułowany "Trzy ćwiartki Jacka Cygana - urodziny", który odbył się w niedzielę 15 czerwca, prawie na zakończenie 62. edycji Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, był wyjątkowym wydarzeniem z iście wyjątkowej okazji. Polska scena muzyczna oddała hołd Jackowi Cyganowi, poecie, prawdziwemu mistrzowi pisania tekstów piosenek, a raczej - utworów, które stają się wielkimi przebojami polskiej sceny i estrady.
Wiele z nich znalazło się w repertuarze tego wieczoru, choć nie zabrakło także i piosenek nieco mniej znanych. Wykonywały je wielkie gwiazdy sprzed lat, a zarazem przyjaciele i przyjaciółki Cygana, osoby współpracujące z nim od dawna. Anna Jurksztowicz zaśpiewała "Diamentowy kolczyk" i "Stan pogody", Grażyna Łobaszewska i Stanisław Soyka przypomnieli o tym, że "czas nas uczy pogody". Ale na scenie stanęli także przedstawiciele i przedstawicielki kolejnych pokoleń, osoby dorastające na piosenkach Cygana, czasem wręcz uczące się z nich języka i poezji, a dziś odwdzięczające się słynnemu "tekściarzowi" nowymi wersjami jego wielkich przebojów.
Tego wieczoru Cygan wystąpił na opolskiej scenie aż w poczwórnej roli: był nie tylko autorem tekstów wszystkich piosenek, które zabrzmiały tego wieczoru, ale także jego gospodarzem. Był na scenie przez cały czas, zapowiadał kolejne utwory, bawił publiczność anegdotami i dykteryjkami, które się z nimi wiązały. Była też inna rola, chyba najbardziej zaskakująca. Nie mogło przecież tego wieczoru zabraknąć słynnej piosenki o tym, że "życie jest nowelą". Tym razem Cygan zaśpiewał ją sam. No, może raczej zaintonował ją sam, potem bardzo mocno wsparł go spory chór na scenie i jeszcze większy - na widowni. Publiczność znała przecież tekst na pamięć.
I jeszcze jedno: Cygan został tego wieczoru, na scenie, odznaczony orderem Gloria Artis, najwyższym polskim medalem dla osób związanych z kulturą. W swojej czwartej tego wieczoru roli - uhonorowanego - też sprawił się znakomicie: do końca koncertu paradował z medalem na szyi.
Godny następca Geppert
Ten koncert składał się w zasadzie z samych mocnych momentów, ale były wśród nich momenty mocne podwójnie, momenty, które dla polskiej estrady mogą okazać się wręcz dziejowe. Warto wymienić co najmniej trzy z nich. Jednym z nich był poruszający finał - to nie mogła być inna piosenka: "Jaka róża taki cierń" to jeden z najważniejszych, najbardziej popularnych, a zarazem najbardziej poruszających utworów z tekstem Cygana. Ale było wiadomo, że nie zaśpiewa jej oryginalna wykonawczyni Edyta Geppert - gospodarz wieczoru opowiadał, że już kilka lat temu powiedziała mu, że nie będzie jej już wykonywać.
Cygan dodał jednak, że znalazł godnego następcę, artystę, który zwierzył mu się kiedyś, że bardzo "czuje" ten tekst. Po tych słowach na scenę wyszedł Ralph Kamiński, w eleganckim, świadomie trochę niedzisiejszym garniturze i wykonał słynny tekst w sposób bliski wykonaniu Geppert, z równie mocnym zaangażowaniem emocjonalnym i dramatyczną ekspresją. To było wykonanie, które niejedną osobę musiało chwycić za serce. Nawet jeśli ocierało się momentami o patos i egzaltację, Kamiński skutecznie pilnował, żeby nie przekroczyć ich granic.
Górniak dała popis
Innym mocnym momentem niedzielnego koncertu był ten, kiedy na scenie pojawiła się "reprezentacja Polski", jak powiedział Cygan opowiadając historię o tym, jak w 1994 roku dostał propozycję napisania piosenki dla wykonawczyni, która miała wystąpić w barwach Polski w konkursie Eurowizji. Po tych słowach na opolskiej scenie pojawiła się, oczywiście, Edyta Górniak, która zaśpiewała swój wielki przebój z tamtych czasów: "To nie ja!".
To wykonanie było nieco odległe od oryginału - tak jakby wokalistka chciała pokazać, że dziś pod względem artystycznym jest już w zupełnie innym miejscu niż wtedy, trzy dekady temu. Publiczność zdecydowanie "kupiła" jej wirtuozerski popis: nagrodziła ją głośnym aplauzem, a potem długo skandowała jej imię - artystka wróciła więc na scenę i "dośpiewała" piosenkę do końca, w mocno popisowym stylu.
Uderz w pal
Trzecim ważnym, nieco zaskakującym momentem niedzielnego wieczoru, okazał się występ Andrzeja Seweryna. Niespodzianką z pewnością nie był sam fakt jego obecności - artyści przyjaźnią się i współpracują od lat - ale wybór jednej z piosenek, którą wykonywał, a dokładniej - jej wersji. Były to "Mury", słynne przede wszystkim za sprawą wykonania Jacka Kaczmarskiego i jego tłumaczenia oryginalnego hiszpańskiego tekstu.
Cygan zapowiedział zresztą ten utwór - wiążący się nierozerwalnie z polską walką o wolność w latach 80. - w dość znamienny sposób: powiedział, że może się jeszcze przydać w "ciężkich czasach" - czyżby wróżył, że na opolskie koncerty wkrótce znów będzie zapraszał zgoła inny Jacek - Kurski?
Ale Seweryn zaśpiewał "Mury" w wersji innej od kanonicznej - w tłumaczeniu samego Cygana, znacznie bliższym oryginału niż interpretacja Kaczmarskiego. Otóż, jak tłumaczył poeta, w hiszpańskiej wersji piosenka odnosi się do pala, do którego przywiązywano więźniów, a przede wszystkim: skazańców przeznaczonych do rozstrzelania. Seweryn śpiewał więc do tej samej, dobrze znanej melodii tekst o palu, który "runie, padnie wprost u naszych stóp". Śpiewał w bardzo teatralny sposób - to nie była tylko piosenka, to była mała aktorska etiuda, w której doświadczony artysta wykorzystał spory zestaw swoich możliwości: szeptał, krzyczał, dramatyczną mimiką budował emocje. Dostał za to od publiczności iście teatralną nagrodę - długą owację na stojąco.
A gdyby po tym koncercie komuś było jeszcze mało Jacka Cygana, dostał tego wieczoru od TVP jeszcze jeden prezent - publiczny nadawca zapowiedział, że już niedługo na jego antenie pojawi się film dokumentalny o tym artyście. Oby telewizja zdążyła go wyprodukować i wyemitować, zanim Cygan trafi na oczywiście nieoficjalną i całkowicie tajną, czarną listę.
Sekta i "Syreny" wśród hitów Netfliksa, mocne sceny w "I tak po prostu", genialne "Mountainhead" i wielka wojna gigantów w kinach. Co dzieje się w "Mission Impossible" i ile tam Marcina Dorocińskiego? O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Mountainboard czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: