Smokobójca

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

Przez gęsty młodnik przedzierał się ostrożnie, uchylając się przed spadającą za odrzucony na plecy kaptur niestopniałą jeszcze okiścią. Raz po raz przeklinał pod nosem kłujące gałęzie, które uderzały go w twarz. Odgłosy walki, dochodzące z coraz mniejszej odległości, ucichły. Po ostatnim głuchym „puff ”, oznaczającym niechybnie erupcję ognia ze smoczej gardzieli, po ostatnim bolesnym ryku zakończonym głuchym łomotem, od którego zadrżała ziemia, wszystko zamilkło. Słychać było tylko z dala skrzeczenie przerażonej sójki.

Na skraju młodnika rycerz pochylił się, ostrożnie odgarnął zasłaniające widok gałęzie. Spojrzał na podmokłą, pokrytą stratowanym śniegiem i błotem polanę. Znów uśmiechnął się pod wąsem. Wszystko odbyło się tak jak zawsze. Tak, jak powinno się odbyć. Nad olbrzymim, zawalającym zda się pół polanki nieruchomym cielskiem stał, oddychając chrapliwie, pleczysty osiłek w skórzanym kubraku bez rękawów. W chłodnym powietrzu parował cały z wysiłku jak koń po wyczerpującym biegu. W opuszczonej powęźlonej muskułami ręce trzymał wielką okutą pałę, zbroczoną na końcu czarną posoką. Na ten widok sir Roger skrzywił się. Pała, a więc trofeum popsute, ten dureń musiał rozbić smokowi łeb. Rozpostarte bezwładnie na ziemi błoniaste skrzydło jeszcze lekko drgało. Rycerz sięgnął po bełt, by załadować napiętą kuszę. Wiedział, że przedzieranie się przez gąszcz z naładowaną bronią to proszenie się o nieszczęście. Starannie ułożył pocisk w rowku kuszy. Uniósł broń.

I zaraz opuścił. Poczuł, jak coś nieprzyjemnie ostrego napiera na łopatkę, prawie przebijając łosiowy kubrak. Sir Roger nie miał zwyczaju dyskutować z faktami, zwłaszcza nieprzyjemnymi. Ostrożnie położył kuszę przed sobą, trzymając palce z daleka od spustu. Uniósł dłonie i nie próbując się odwracać, stał spokojnie, bez ruchu. Tak się dać podejść, prawie splunął ze złości. Nic nie usłyszeć, nie obejrzeć się za siebie. Nacisk zelżał. Rycerz odwrócił się powoli, dbając, by jego uniesione ręce były cały czas widoczne. Coś nieprzyjemnie ostrego okazało się ostrzem sulicy, które teraz znalazło się pod podbródkiem rycerza. Na jej drugim końcu zobaczył równie pleczystego draba jak ten, co stał z pałą nad pokonanym smokiem.

Drab wpatrywał się w rycerza bezczelnym spojrzeniem, w równym stopniu pełnym nienawiści co wrodzonej tępoty.

Trzeba spróbować, pomyślał rycerz. Cholera, i tak pewnie nie zrozumie... Spojrzał wyniośle na draba, z wyglądu ucznia szewskiego z małymi szansami na wyzwolenie.

– Zabieraj to, sierściuchu! – zaczął lodowatym tonem. Wiedział, że chama najlepiej od razu z góry. Znam ja was, skurwysyny, pomyślał, znam jak... Skrzywił się na niezamierzoną ironię. Jednocześnie spróbował odsunąć godzący prosto w grdykę grot.

Grot ani drgnął, człowiek trzymający drzewce nie zmienił wyrazu twarzy. Wynikało z tego kilka ważnych wniosków. Drab był głuchy albo nie rozumiał. Ale był silny, bardzo silny.

– Na szlachcica się porywasz! – wrzasnął rycerz już z mniejszym przekonaniem. – Nie ujdzie ci to...

Z boku zatrzeszczały gałęzie. Ktoś przedzierał się przez młodnik. Nie szedł cicho, robił tyle hałasu, że słychać go było z daleka. Rycerz usiłował go dojrzeć, nie tracąc jednocześnie z oczu zagrażającego wciąż ostrza.

Zrobił przy tym straszliwego zeza. Z gąszczu wyszedł drugi rzemieślnik. Starszy, postawny mężczyzna z posiwiałymi, obwisłymi wąsami. Nieco przygarbiony od wieloletniego ślęczenia nad kopytem. Uśmiechał się złośliwie i złowrogo. Kurwa, o co tu chodzi, prawie na głos jęknął sir Roger. Przecież nie o rabunek. Zbój, psia jego mać, na traktach napada, tam jego miejsce przyrodzone. Nie lezie za człowiekiem pod smocze legowisko...

– Rycerza oprymujecie! – spróbował jeszcze raz. – Chamy bure! Na szubienicę za to! Ćwiartowanie! A potem rozwłóczenie! Żeby człeka wyższego stanu...

Stary tylko pokręcił głową, uśmiechając się ironicznie. Widać zrozumiał.

– Uspokójcie się, panie rycerzu – podszedł bliżej. – Nie uchodzi, by słynny sir Roger z Mons... Pochylił twarz, zionąc rycerzowi prosto w nos piwem i czosnkiem, jakże by inaczej. Rycerz usiłował się odsunąć, jednak nacisk ostrza na skórę nie pozwolił na to.

Z tyłu zatrzeszczały łamane gałęzie. Ktoś jeszcze przedzierał się przez zarośla, czyniąc jeszcze więcej hałasu.

Stary wyszczerzył popsute zęby.

– Uspokójcie się, panie szlachcic – zasyczał jadowicie. – Uspokójcie się, szlachetny sir Rogerze! A może wcale nie Rogerze? Może wcale nie sir?

Krew odbiegła z twarzy rycerza. Poczuł, jak miękną mu nogi.

– Skąd, kurwa, wiesz?! – wypalił bez zastanowienia, zanim zdążył ugryźć się w język.

Z tyłu ktoś sapnął, jakby krztusząc się śmiechem.

– Ode mnie! – usłyszał głęboki, kulturalny głos.

Rycerz odwrócił się gwałtownie, jak gdyby ostrze sulicy dźgnęło go w tyłek.

Na pysku smoka trudno rozpoznać uczucia. Jednak widząc przed sobą smoczą gębę, sir Roger mógłby przysiąc, że smok jest szczerze ubawiony.

– Ode mnie – powtórzył potwór, z ukontentowaniem machnął ogonem, obalając kilka młodych sosenek i przy okazji osiłka z pałką stojącego opodal. – O, przepraszam... – dodał, widząc, jak osiłek zbiera się z ziemi, wypluwając śnieg i igliwie.

Z zamętem w głowie rycerz spojrzał tylko na starego szewca. Ten tylko skinął głową, przygryzając z zadowoleniem siwego wąsa.

– Dogadaliśmy się – dodał smok swym głębokim głosem. Gdyby zamknąć oczy, można by przysiąc, że przemawia gruby, jowialny szlachcic. Nawet akcent był odpowiedni, bez typowego dla smoków chrapliwego przydechu, bez połykania końcówek wyrazów.

– Dogadaliście się? – prawie szeptem, z niedowierzaniem zwrócił się rycerz do starego. – Dogadaliście się? Ze smokiem?!

– A wierę, ze smokiem! Bo bestyja to wprawdzie plugawa i piekielna...

Smok chrząknął znacząco, buchając niewielkim obłoczkiem dymu. Stary zastrzygł uszami i nieco spuścił z tonu.

– Tego, co to ja mówiłem... Ano w porównaniu z nim to jesteście kurwi syn, panie, he, he, rycerzu... Dogadalim

się. Powiedział nam, co z ciebie za sukinsyn, co z naszymi kamratami robisz. Powiedział nam, ktoś ty, chamie bury, jako to sam na nas mówiłeś, lepszy, nie będąc. Tfu!

Stary strzyknął śliną na buty rycerza, celnie zresztą. Sir Roger pobladł jeszcze bardziej.

– A ty? – spytał cicho. – Skąd wiesz?

Smok popatrzył uważnie.

– Rzekłbym, że w twojej obecnej sytuacji to wszystko jedno, czy się dowiesz, czy nie – zaczął z namysłem. – Ale nie, nie będę taki. Otóż, młodym smoczęciem będąc...

Grube mury chroniły nieco, zwłaszcza gdy zawarto wierzeje.
Komtur opadł na ławę.
– Słyszycie, panie? – spytał z rezygnacją. – Ona tak cały dzień... A i w nocy potrafi.
Smokobójca przytaknął. Mimo iż spędził w zamku tylko jedną noc, zdążył już sam się przekonać.
– Smoki, mówicie, zabijacie... – Komtur zamyślił się. – Wiem, sława was wyprzedza, nawet tu słyszeliśmy o was. Chwalebna to rzecz, chwalebna, piekłu na pohybel stwory diabelskie niszczyć. Ale wiecie, u nas gorsze plagi...
Popatrzył chytrze na rycerza.
– Nie mówię, smoka roztratować wielka to rzecz. Ale tutaj, skoro przybyliście, możecie inaczej się Bożej sprawie przysłużyć...
Sir Roger słuchał przez uprzejmość, domyślając się już, co usłyszy.
– Tu pogaństwo wrogiem jest głównym i źli sąsiedzi. Ot, jest taki niedaleko, na grodzie Pupy osiadły. Kat męża i niewiasty, przez niego całe pogranicze krwią spływa. Nie, nie, nie mówię, że rady mu nie damy, ale skoro już jesteście, to może najpierw spróbujecie...
Rycerz stanowczo pokręcił głową.
– Żałuję, cny komturze – odparł. – Rad bym wielce pomóc wam, alem śluby poczynił. Zabraniają mi one z ludźmi walczyć, póki ostatni smok oddechem swym ziemię plugawi...
Komtur posmutniał wyraźnie.
– Jeden wyjątek śluby mi dozwalają, honoru swego bronić – ciągnął rycerz.
– A, to nie ma problemu! – ożywił się Krzyżak. – Powiedzcie jeno, że ode mnie przybywacie, zaraz wam w gębę napluje. Wtedy honoru bronić możecie.
– Żałuję, może innym razem – uciął dalsze namowy sir Roger. – Smok mym jest przeznaczeniem.
Zapadło milczenie. Dopiero gdy słudzy przynieśli garnce piwa, komtur odezwał się.
– A kiedyż to na smoka zamierzacie ruszyć? – spytał.
Zabójca smoków otarł pianę z ust. – Nie wcześniej niż w dwie niedziele. Teren obcy, ludzi rozpytać trza, bestii plugawe obyczaje poznać.
Plotkę po mieście puścić, dodał w duchu. Popatrzył nieznacznie na służących stojących pod ścianą sali. Zobaczył, że nadstawiają uszu.
– Bo wiecie, szlachetny komturze, smok bestią straszliwą jest, ale czasem głupią. Jako ten funt hufnali. Zdarza się, że tak się w swej pazerności zapamięta, iż nie tylko rycerz, ale człek prosty zdoła go pokonać... Ha, wiele znam przypadków, gdy bestię srogą prosty szewczyk albo i inny pachoł poraził, do sławy i zaszczytów dochodząc.
Jeden z pachołków postąpił do przodu, nie chcąc uronić słowa.
– Sposobem też można, jako to dzielny szewczyk kiedyś uczynił – ciągnął rycerz, udając, iż nie dostrzega zainteresowania. – Podstępem bestię struć. Ale nawet i z orężem dzielne pachołki nieraz stawały, sławę zdobywając, do rycerskiego stanu się wynosząc. Książęce córki za żony pojmując.
Komtur kręcił z powątpiewaniem głową.
– Ten nasz głupi nie jest – mruknął. – Szkody straszne czyni. Wioski spustoszył, nawet tabory potrafi atakować.
Rycerz zdziwił się srodze. Nie spotkał jeszcze takiego potwora, co ryzykowałby atak na chronione tabory. Owszem, wioskę spustoszyć, bydło pożreć, nawet dziewicę. Ale żeby tabory? Widać wygłodzone bestie w tym wyniszczonym wojną kraju.
Znów poczuł przypływ zwątpienia. Z tego, co słyszał, te wszystkie smoki, które w życiu napotkał, były niczym w porównaniu z miejscowymi.
– Wiecie, panie, tak myślę... – Komtur ściągnął misiurkę, w zamyśleniu podrapał się po rudej, przetykanej siwizną spotniałej czuprynie. – Tak myślę, że i wam trudno z bestią będzie. Co tu mówić o szewczykach czy innej hołocie. Toż kiedyś kompania knechtów smokowi nie zdzierżyła, srodze ich poszczerbił. Nie ma mowy, żaden szewczyk, żaden podstęp się nie zda, jeno wy, panie, wasza sława...
A niech cię, zaklął w duchu rycerz. Dzięki za dobre słowo. Spostrzegł, jak pachołkowie usuwają się cichaczem. No nic, pomyślał, jeszcze mamy czas, może ziarno zakiełkuje. Zbrojni w karczmie też swoje opowiedzą. Szewcy tutaj marni, ale może któryś się skusi. Nie żeby od razu smoka zabił, ale może odciągnie uwagę, łatwiej będzie.
Postanowiwszy nie tracić nadziei, zajął się piwem.

Wybrane dla Ciebie
Spektakl "Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie" w Teatrze Stu w Krakowie: Wyprasowana Polska i niewyżyta "inteligencja" [RECENZJA]
Spektakl "Cnoty niewieście albo dziwki w majonezie" w Teatrze Stu w Krakowie: Wyprasowana Polska i niewyżyta "inteligencja" [RECENZJA]
Warszawa stolicą kina. Rusza 41. Warszawski Festiwal Filmowy
Warszawa stolicą kina. Rusza 41. Warszawski Festiwal Filmowy
Polacy nadal w grze! Wiemy, kto awansował do III etapu Konkursu Chopinowskiego
Polacy nadal w grze! Wiemy, kto awansował do III etapu Konkursu Chopinowskiego
Michał Sikorski dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Mówi, czego żałuje do dziś
Michał Sikorski dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Mówi, czego żałuje do dziś
Zmiany w T.Love. Hirek Wrona: to może być dla nich artystycznie ożywcze
Zmiany w T.Love. Hirek Wrona: to może być dla nich artystycznie ożywcze
Intymna opowieść o życiu. Mariusz Walter opowiada, jak poznał przyszłą żonę
Intymna opowieść o życiu. Mariusz Walter opowiada, jak poznał przyszłą żonę
Halestorm w Polsce już 30 października w COS Torwar
Halestorm w Polsce już 30 października w COS Torwar
Nie żyje Barbara Szczepuła. Kronikarka i reportażystka miała 79 lat
Nie żyje Barbara Szczepuła. Kronikarka i reportażystka miała 79 lat
T.Love rozstaje się z Janem Benedekiem. Muniek Staszczyk: To trudne małżeństwo, które się rozpadło. Znów
T.Love rozstaje się z Janem Benedekiem. Muniek Staszczyk: To trudne małżeństwo, które się rozpadło. Znów
Austria zrezygnuje z Eurowizji? Stawia konkretny warunek
Austria zrezygnuje z Eurowizji? Stawia konkretny warunek
Znamy laureata Literackiej Nagrody Nobla
Znamy laureata Literackiej Nagrody Nobla
Konkurs Chopinowski łączy miliony Polaków.  "Wchodzi we wszystkie strefy życia kulturalnego"
Konkurs Chopinowski łączy miliony Polaków. "Wchodzi we wszystkie strefy życia kulturalnego"