Święty alchemik

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

Wieża

Cremona, 26 sierpnia 1682

– Omero, zbudź się!
Na wschodzie Merkury, Saturn, Jowisz i Mars jeden po drugim wyłaniały się zza horyzontu, tworząc na niebie prostą linię. Księżyc nie wypełnił się jeszcze nawet do połowy, a Orion myśliwy przeskakiwał przez mury miasta; trzy gwiazdy w jego pasie rzucały smugi światła. Ojciec Fabrizio Cambiati wychylił się przez parapet wysoko na szczycie wieży, żeby spojrzeć na zegar znajdujący się na najwyższej części fasady. Odczytał godzinę do góry nogami: czwarta czterdzieści pięć. A potem zobaczył to, na co czekał. Kometę. Dostrzegł ją kątem oka; znajdowała się za nim. Odwrócił się.
– Omero, zbudź się!
Karzeł z wielką głową, którą ledwie sięgał księdzu do łokcia, poderwał się na nogi i z ustami otwartymi ze strachu zbliżył się do parapetu.
– Dio mio – wyszeptał, kuląc się z obawy, że owioną go wyziewy komety. – Widzę twarz tego, co ma koźle kopyta! Ratuj mnie, don Fabrizio!
– Uspokój się.
Nisko nad horyzontem głowa komety lśniła srebrzystobiałą poświatą, a jej ogon przypominał kępę żarzących się piór, jakby ktoś podpalił gołębia i przerzucił go przez mury miasta. Razem obserwowali zadziwieni, jak kometa wędruje w górę po niebie, niczym akolita z kijem w dłoni, przechodzący wolno wzdłuż rzędu świec i zapalający jedną po drugiej. Światło wielkiej komety zwykle przyćmiewało blask gwiazd, ale to nie była zwyczajna kometa. Ani trochę. Ta kometa rozpaliła firmament. Odświeżyła gwiazdozbiory, dodała jasności mijanym gwiazdom, rozmigotała diamenty w pasie Oriona, powierzchnię wody w wiadrze Wodnika, wydobyła świetliste błyski z oczu Lwa, iskry spod kopyt Byka, z rogów Barana.

Późnym popołudniem ksiądz i jego sługa zaczęli się wspinać na torazzo – stojącą na głównym placu Cremony najwyższą wieżę w mieście stu wież. Omero, który spał przy wejściu do wieży, czekając na księdza, niezdarnie pozbierał się z ziemi, kiedy jego pan nadszedł zdyszany. Fabrizio Cambiati miał bujne włosy, czarne i błyszczące, jakby je zanurzył w atramencie, zaczesane gładko do tyłu. Piwne oczy patrzące z ogorzałej twarzy sprawiały dziwne wrażenie, jakby były nie od pary – jedno wesołe, drugie smutne. W czarnej sutannie do kostek Cambiati wydawał się wyższy, niż był w istocie. Nikt by go nie nazwał przystojnym, ale kiedy się uśmiechał, wyglądał bardzo młodo i sympatycznie. Ksiądz obejrzał się za siebie.
– Spędziłem całe popołudnie z pacjentem. Zdumiewające, jak skuteczna na ciężkie zaparcia jest rycyna i zmielone strączki senesu. Chodź szybko, Omero. – Fabrizio przesunął się w cień.
– Wydaje mi się, że jego żona chciała mi wcisnąć koszyk z chlebem i serem jako zapłatę, a nie bardzo może sobie pozwolić na taki dar bez uszczerbku dla rodziny. Widziałem, że szła za mną ulicą. Szybko.
Zaczęli się wspinać po wydeptanych kamiennych stopniach wieży; w każdym rogu schody skręcały o dziewięćdziesiąt stopni. Omero dźwigał koszyk z jedzeniem. Były w nim plastry szynki, bochenek świeżego chleba, winogrona, kostka twardego białego sera, butelka czerwonego wina i zielony melon wielkości ludzkiej głowy. Służący często przystawał dla zaczerpnięcia tchu, stawiając koszyk na ziemi przy swych stopach i opierając się o chłodną ceglaną ścianę. Fabrizio niósł w jednej ręce plik papierów, a w drugiej długi cienki przedmiot owinięty w płótno.
– Chodź trochę szybciej, Omero, bo ta kobieta nas dogoni.
– Ksiądz spojrzał w dół schodów, po czym znów podjął wspinaczkę, ale nagle przystanął przy oknie. – Nie, zaczekaj. – Wyjrzał. Prostokątny plac otaczały liczne kamienne budowle: wieża, w której się znajdowali, obok niej potężna katedra, ośmiokątne baptysterium w odległym końcu, ratusz naprzeciwko wieży, przy nim podobna do małej fortecy zbrojownia, a po drugiej stronie rząd niewielkich sklepików, wśród nich piekarnia i warsztat lutnika Niccola. Na placu rozmawiało kilka osób, ale nigdzie nie widać było żony niedawnego pacjenta. Znów ruszyli w górę po schodach i wkrótce Omero zasapał się z wysiłku.
– Ciężki ten koszyk.
– Gdybyś się nie uparł na tego olbrzymiego melona i największą butelkę wina, jaką mogłeś znaleźć, byłoby lżej. Możesz mieć pretensje tylko do siebie. Omero, mrucząc pod nosem, zwolnił kroku. W końcu zatrzymał się w nadziei, że zagadując księdza, zyska trochę odpoczynku.
– Po co wchodzimy na tę wieżę? Dzień jest za gorący na wspinaczkę.
– Wiesz doskonale. Mówiłem ci wczoraj. Czyżbyś nie pamiętał?
– Nie słuchałem. Fabrizio westchnął. Omero widział, że oczy księdza łzawią jak zawsze, w dzień i w nocy.
– Jaką mam gwarancję, Omero, że jeśli zadam sobie trud, by ci to powtórzyć, tym razem będziesz mnie słuchał?
– Jest ksiądz naprawdę okrutnym panem. Nie moglibyśmy się tu zatrzymać i coś zjeść?
– Nie. Przestań narzekać. Musimy wejść jak najwyżej, żeby mieć dobry widok.
– Gdyby ksiądz zechciał przez chwilę ponieść koszyk...
– No dobrze, daj. – Don Fabrizio wziął koszyk od służącego.
– Najpierw napełniasz go po brzegi, a potem każesz mi nieść. Proszę, weź mapy nieba. Ale to zaniosę sam. – Ułożył długi przedmiot na jedzeniu w koszu.
Znów ruszyli w drogę ku szczytowi wieży, której ściany i sufit zbudowane były z rudobrązowej cegły.
– Powie mi ksiądz, co zobaczymy, czy też mam pozostać w niewiedzy co do tego całego... wstępowania? – Omero przy ostatnim słowie uniósł palec, jakby właśnie odkrył coś nowego.
– Tak, tak. Będziemy obserwować kometę wysoko na niebie. Rodolfo powiedział mi, że dziś w nocy pojawi się wielka kometa. Przypominasz go sobie? Uratowałem mu życie, pamiętasz? Doprawdy dziwny osobnik... Ludzie nazywają go Człowiekiem z Trzcin.
– Ksiądz zamilkł na chwilę. – Słuchasz mnie?
– Że co? Zamyśliłem się. Jak ksiądz sądzi, moglibyśmy później wstąpić do tawerny, jak już z tym wszystkim skończymy?
Fabrizio przystanął i spojrzał na służącego.
– Zazwyczaj wysokie czoło bywa oznaką inteligencji – mruknął do siebie. Następnie wyjaśnił: – Będziemy obserwować kometę przez ten przyrząd zwany teleskopem. Dzięki niemu przyciągniemy gwiazdy bliżej ziemi. Ten Anglik, uczony od nieba, który tu był w zeszłym roku, ostatnio przysłał mi go w prezencie.
– Dobrze pamiętam Anglika. Spędziliście razem wiele nocy, rozmawiając o dziwnych rzeczach, o których ja nie mam pojęcia.
– Omero spojrzał na swego pana pytająco. – Niech ksiądz mi powie, co właściwie przesuwa się w tej tubie, odległy obiekt czy samo oko?
Fabrizio parsknął śmiechem.
– Nie mogę w pełni odpowiedzieć na to pytanie. Choć jestem pewien, że ani oko, ani obiekt nie przesuwają się w tubie, moja wiedza w tym zakresie jest mocno ograniczona. Wiem, że w środku są lustra i jakoś... zresztą chodź, zobacz. Ksiądz ostrożnie umieścił teleskop na szerokiej, sięgającej mu do pasa kamiennej półce przed oknem. Odwinął niebieskie płótno, odsłaniając przedmiot mniej więcej metrowej długości, wykonany z gruszowego drewna, opasany trzema mosiężnymi pierścieniami.
Teleskop przypominał Omerowi instrument muzyczny, pisz-czałkę albo dudy. Przez okno wpadł promień słońca, wzniecając błyski na środkowym pierścieniu. Omero wyobraził sobie, że tuba wypełniona jest gwiazdami i maleńkimi kometami obijającymi się o wewnętrzne ścianki. Dziwił się, że nie wybuchła mu przed oczyma.
– Czy to działa za sprawą magii?
– Nauki, nie magii.
Omero, wyraźnie skołowany, pokiwał głową.
Ruszyli pod górę. Służący jęknął.
– Mówią, że komety to dym z ludzkich grzechów. Wznoszą się do nieba i plują jadem na ziemię i na wszystkich w dole. – Przystanął. – Nie podobają mi się. Nie lubię komet. Nie lubię.
– Wiem, wiem – przyznał cierpliwie ksiądz.
Wspinali się dalej w milczeniu; poza ich sapaniem słychać było jedynie szuranie stóp o kamienne stopnie.

Na długo wcześniej nim podeszli całkiem blisko, słyszeli uporczywe tykanie. Wyłoniwszy się zza rogu, stanęli przed otwartymi drzwiami prowadzącymi z klatki schodowej do pomieszczenia, w którym znajdował się mechanizm wielkiego zegara zawieszone-go na fasadzie wieży. Przystanęli. Ksiądz jeszcze raz obejrzał się do tyłu.
– Chyba zgubiliśmy tę żonę... Nie szłaby za nami aż tak daleko.
Usiedli i odpoczywając, przyglądali się skomplikowanym przekładniom, ciężarkom i dźwigniom zegara.
– Kto go zrobił? – spytał Omero.
– Zegarmistrz Giovanni Divizioli. Znasz jego potomków? Nadal mieszkają w parafii kościoła Świętej Łucji.
– Pewnie. Divizioli... Samo nazwisko kojarzy się z dźwigniami i przekładniami.
– Istotnie. Bystre spostrzeżenie. Czasami naprawdę mnie zadziwiasz, Omero. – Ksiądz patrzył na mechanizm roztargnionym wzrokiem. – Co ci to przypomina? Spróbuj zgadnąć. Karzeł wpatrywał się we wnętrzności zegara; wykrzywił twarz w wyrazie głębokiego namysłu.
– Nie wiem. Wodospad?
– Ciekawe. Ja osobiście przyrównałbym to do młyńskiego koła. Jak sądzisz, co mogłoby mielić to młyńskie koło, obracając się niestrudzenie?
Omero wzruszył ramionami.
– Czas, mój przyjacielu – rzekł Fabrizio. – Mieli czas.
Omero odpowiedział chrząknięciem. Jeszcze przez chwilę patrzyli na urządzenia zegara, a potem znów ruszyli w górę. Tykanie stawało się coraz cichsze, w miarę jak się oddalali, wchodząc po schodach. W końcu całkiem ucichło, jakby wydostali się poza zasięg czasu, zanurzając głowy coraz głębiej w ciszę nieba, w niemy mechanizm gwiazd.

Wybrane dla Ciebie

Michał Sikorski dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Mówi, czego żałuje do dziś
Michał Sikorski dołączył do akcji "Ostatni dzwonek". Mówi, czego żałuje do dziś
Zmiany w T.Love. Hirek Wrona: to może być dla nich artystycznie ożywcze
Zmiany w T.Love. Hirek Wrona: to może być dla nich artystycznie ożywcze
Intymna opowieść o życiu. Mariusz Walter opowiada, jak poznał przyszłą żonę
Intymna opowieść o życiu. Mariusz Walter opowiada, jak poznał przyszłą żonę
Halestorm w Polsce już 30 października w COS Torwar
Halestorm w Polsce już 30 października w COS Torwar
Nie żyje Barbara Szczepuła. Kronikarka i reportażystka miała 79 lat
Nie żyje Barbara Szczepuła. Kronikarka i reportażystka miała 79 lat
T.Love rozstaje się z Janem Benedekiem. Muniek Staszczyk: To trudne małżeństwo, które się rozpadło. Znów
T.Love rozstaje się z Janem Benedekiem. Muniek Staszczyk: To trudne małżeństwo, które się rozpadło. Znów
Austria zrezygnuje z Eurowizji? Stawia konkretny warunek
Austria zrezygnuje z Eurowizji? Stawia konkretny warunek
Znamy laureata Literackiej Nagrody Nobla
Znamy laureata Literackiej Nagrody Nobla
Konkurs Chopinowski łączy miliony Polaków.  "Wchodzi we wszystkie strefy życia kulturalnego"
Konkurs Chopinowski łączy miliony Polaków. "Wchodzi we wszystkie strefy życia kulturalnego"
Koreański pianista świetnie mówi po polsku. "Kocham Chopina i Polskę"
Koreański pianista świetnie mówi po polsku. "Kocham Chopina i Polskę"
Czterech Polaków w II etapie Konkursu Chopinowskiego. Jury wybrało 40 pianistów
Czterech Polaków w II etapie Konkursu Chopinowskiego. Jury wybrało 40 pianistów
Ikona, która nigdy nie chciała być gwiazdą. Dlaczego Dido tak nagle zniknęła
Ikona, która nigdy nie chciała być gwiazdą. Dlaczego Dido tak nagle zniknęła