Traktat o wolności
Brak zewnętrznego przymusu jest zapewne najbardziej intuicyjnym ze wszystkich znaczeń słowa „wolność”. Wolny jestem więc o tyle, o ile nikt nie przeszkadza mi w robieniu tego, co pragnę zrobić, a już na pewno o tyle, o ile nikt mnie nie zmusza, bym robił coś, czego robić nie chcę. Ograniczeniem mojej wolności jest więc albo przeszkoda z czyjejś strony, albo stosowany wobec mnie przez kogoś przymus. Przeszkadzać mi może siedzący na ławce obok mnie człowiek, którego obecność i zajmowanie fizycznej przestrzeni powstrzymują mnie od rozłożenia wszystkich moich rzeczy. Zmuszać może zaś mnie tenże sam człowiek, gdy powstrzyma mnie od zapalenia papierosa, powołując się na swoje zdrowie lub na istniejące przepisy zabraniające palenia, a nawet strasząc przywołaniem policjanta i konsekwencjami prawnymi. Zmusza mnie w jeszcze większym stopniu ktoś, kto nie tylko zabrania mi palić w swojej obecności, ale także każe robić coś innego, na przykład czytać grube dzieła o szkodliwości palenia papierosów, pić mleko i zażywać
określone lekarstwa. Ograniczenie mojej wolności może więc mieć różne formy o rosnącym stopniu uciążliwości: przestrzeń mojego działania – w sensie dosłownym – jest przez innych ograniczona; stwarza się dla mnie zakazy; stosuje się wobec mnie nakazy, zmuszając do robienia czegoś wbrew mojej woli.
Tak pojęta wolność, tradycyjnie określana jako „negatywna”, jest czymś tak prostym i elementarnym, że – wydawałoby się – nie wymaga szerszego uzasadnienia. (…)
Problemem kluczowym staje się przeto zakres wolności, jaki chcemy uzyskać, a ten zależy od dóbr, które uważamy za niezbędne dla godziwego życia i pragniemy zrealizować. Spór o to, kto ma dostać przestrzeń wolną od zewnętrznej interwencji i jak wielka ma ona być, wywołuje natychmiast ogromną liczbę argumentów i kontrargumentów. Nie stworzono do tej pory zasady dystrybucji wolności, która zostałaby przyjęta jako niepodważalna. Być może nawet – i będzie jeszcze o tym mowa poniżej – problem dystrybucji stał się od pewnego czasu bardziej angażujący niż problem samej wolności, której od dawna nikt nie kwestionuje. Tak się czasami dzieje, iż posiadana wolność nie zaspokaja nas nie dlatego, że jest w kategoriach obiektywnych zbyt mała, lecz dlatego, iż uznajemy ją za niewystarczającą w porównaniu z tym zakresem, jaki uważamy za niezbędny lub jakim dysponują inni. Kontrowersje wokół zasad dystrybucji wolności okazują się poważne nawet w wypadku, gdy zewnętrzna ocena obszarów swobody pozostających w dyspozycji
podmiotów wydaje się takich konfliktów nie uzasadniać. Ze zjawiskiem takim mamy do czynienia zwłaszcza wtedy, gdy wolność jest dość szeroko dostępna, a każde jej ograniczenie – właśnie z racji jej dostępności – wydaje się szokującą arbitralnością.
Wszyscy obrońcy wolności negatywnej zgadzają się, że istnienie jasnych i stabilnych kryteriów warunkuje jej trwanie; bez nich przekształca się ona w chaos i niekontrolowany konflikt.