Błahy i banalny koncert w Sopocie. Ale był jeden ważny moment
Środowy koncert festiwalu Top of The Top miał pokazywać, że "słowa mają moc", szkoda, że zabrzmiało na nim sporo słów błahych i banalnych. Ten wieczór był dowodem, że właśnie takie teksty dominują w bezpiecznym i grzecznym popie.
W środę na festiwalu Top Of The Top w Sopocie odbył się koncert zatytułowany "Słowa mają moc". Przez prawie cztery godziny na scenie Opery Leśnej i na ekranach TVN wystąpiły wielkie gwiazdy rodzimej sceny popowej i pop rockowej. I - nieintencjonalnie przecież - pokazywały, że w tekstach piosenek należących do tych gatunków często sporo jest banałów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Kultura WPełni": Monika Janas obala mity na temat pracy agentów aktorów
Miałki ze swej istoty pop
Łatwo było domyślić się założeń tego koncertu - skoro "słowa mają moc" można się było spodziewać, że w repertuarze dominować będą piosenki, w których akcent zdecydowanie położony jest na teksty. Że zabrzmią zwrotki i refreny, które niosą w sobie mocne, znaczące przesłanie, utwory, do których słowa układali prawdziwi mistrzowie i mistrzynie poezji.
I rzeczywiście, było trochę takich momentów na tym koncercie - choćby wtedy, kiedy zespół Raz Dwa Trzy wykonał piosenki z tekstami Wojciecha Młynarskiego i Agnieszki Osieckiej. Nie były to co prawda najbardziej znaczące utwory tej dwójki, ani też wersy, które mówią coś ważnego o dzisiejszej Polsce, ale i tak poziom liryczny koncertu podniósł się wtedy bardzo mocno.
Bo dominowały na nim raczej banalne, typowe dla popu teksty, w których okrągłymi słowami mówi się oczywiste rzeczy o powszechnych emocjach i doświadczeniach: o tym, że kiedy się człowiek zakochuje, można "szczęściem nie bać się nakruszyć, napełnić nim poduszki", a kiedy umiera ktoś bliski "na dnie został jego ślad".
Nietrudno było zauważyć, że jeśli już podczas tego wieczoru pojawiały się jakieś teksty wykraczające poza miałki popowy kanon, prezentowali je wykonawcy i wykonawczynie związani z innymi gatunkami. Tak było choćby w przypadku rapera Grubsona - artysta zaśpiewał m.in. wymowny, utrzymany w hiphopowej konwencji, utwór o depresji. A potem zaapelował o to, żeby w trudnych momentach tej choroby nie bać się poprosić o pomoc, np. zwrócić się do psycholożki czy psychologa. I te słowa miały chyba tego wieczoru większą moc, niż jakiekolwiek inne.
Mickiewicza i Słowackiego przy tym nie było
Zdecydowanie nie pomagały nabożne zaklęcia prowadzących. Takie choćby, że "gdyby Igor Herbut urodził się dwieście lat wcześniej, mógłby stanąć obok Mickiewicza i Słowackiego". Brzmiały tak głupio, że musiały być ironiczne - przecież nie sposób na poważnie wypowiadać na telewizyjnej antenie takich bzdur. Zwłaszcza, gdy chwilę wcześniej rzeczony wokalista śpiewał teksty porównujące dziewczynę do "ulubionej piosenki, co chodzi wciąż po głowie", które koło poezji Mickiewicza i Słowackiego nawet nie leżały, ale do lirycznej popowej piosenki pasują nader dobrze.
Co do wielu artystów i artystek, którzy pojawili się w środę w Sopocie, można było zresztą bez wahania zakładać, że jakość i moc ich tekstów nie była bynajmniej najważniejszym kryterium ich zaproszenia. Przez scenę przewijały się wielkie gwiazdy i nowe twarze, związane w ten czy inny sposób z TVN-em, np. Wiktoria Kido, która zrobiła furorę w nadawanym przez tę stację programie "Mam talent!", a w Sopocie zaśpiewała piosenkę o tym, że "zaraz przeminą wszystkie gorsze dni". Wspomniani przez prowadzących Mickiewicz i Słowacki przy tym tekście schowaliby zapewne twarze w dłoniach...
Miłość, choć raczej jej brak
Gdyby poważnie potraktować ideę przewodnią środowego sopockiego koncertu TVN i spróbować zastanowić się, jaką moc miały słowa, które zabrzmiały w jego trakcie, można wyciągnąć kilka wniosków.
Po pierwsze i najważniejsze: w piosenkach popowych pojawiają się przede wszystkim odniesienia do miłości i - nierozerwalnie przecież z nią związanego - doświadczenia porzucenia, rozstania, straty. To właśnie o tym, mniej lub bardziej metaforycznie, mniej lub bardziej jasno i jednoznacznie, traktowała bodaj większość piosenek, które zabrzmiały tego wieczoru. Przy czym zdecydowanie więcej było tych lirycznych, ponurych, opowiadających o smutnych doświadczeniach. Ze sceny co i rusz brzmiały więc stereotypowe metafory "pustego miejsca" i "letniego deszczu".
Po drugie: oglądając środowy koncert i słuchając tego, co jego uczestnicy i uczestniczki mówią między piosenkami, bez trudu można było zauważyć, że ważną wartością, którą chcą promować, jest wspólnota. Mówili o tym, co łączy, mówili o tym, co wszyscy odczuwają podobnie, jeśli nie wręcz tak samo.
Niestety, okazało się, że te idee nie znalazły odzwierciedlenia w tekstach prezentowanych utworów. Nie było w repertuarze środowego koncertu piosenek, które mówią o wspólnocie, o doświadczeniu wszystkich Polek i Polaków. A nie jest przecież tak, że nie ma ich w ogóle. Ale wyraźnie nikt nie wpadł na to, żeby umieścić je w repertuarze wieczoru.
Tylko bez polityki, proszę!
Osoby, które budowały program tego koncertu, najwyraźniej nie zakładały, że moc mogą mieć teksty piosenek, które poruszają ważne zagadnienia społeczne i polityczne - takich na sopockiej scenie niemal zupełnie zabrakło, choć wydawałoby się, że sytuacja na świecie i w Polsce dość mocno domaga się właśnie takich "słów, które mają moc". Tę rubrykę w bingo tego koncertu musiała wypełnić "Polska" Kultu, piosenka pełna społecznego zaangażowania. Zabrzmiała na początku wieczoru i można było przypuszczać, że nada mu kierunek, ale szybko okazała się raczej kwiatkiem do kożucha.
Jedynym z pomysłów na ten koncert ewidentnie było przedstawienie mocnych piosenek z dziejów polskiej muzyki, mówiących o ważnych sprawach. Ale trudno było nie odnieść wrażenia, że ten ciekawy koncept został zrealizowany w sposób mało interesujący i całkiem nieskuteczny: wybór utworów sprawiał wrażenie bardzo przypadkowego i w rezultacie nie powiedział nic ważnego o historii polskiej kultury czy polskiego społeczeństwa.
Obok "Polski" i "Arahji" Kultu, były to m.in. "Dorosłe dzieci" w wykonaniu Grzegorza Kupczyka, śpiewającego przez lata w grupie Turbo. Utwór sprzed ponad czterdziestu lat, opowiadający o realiach PRL-u, okazał się nader aktualny do dziś. Gdańska grupa Golden Life przypomniała natomiast swój utwór "Życie choć piękne tak kruche jest", poświęcony pamięci ofiar pożaru w hali Stoczni Gdańskiej w 1994 roku. Doprawdy trudno odczytać, co taki zestaw miał dziś mówić o Polsce.
Zdecydowanie najciekawiej i najmocniej pod względem tekstów zrobiło się na sam koniec wieczoru - najpierw wtedy, kiedy swoje poetyckie piosenki zaśpiewał zespół Raz Dwa Trzy, a potem, kiedy na scenę po raz kolejny wyszedł Kult. Grupa balansowała między mocnymi tekstami z politycznym wydźwiękiem, takimi jak choćby "Hej, czy nie wiecie" i piosenkami o wiele lżejszymi z tekstami obyczajowo-satyrycznymi - w tej kategorii królował oczywiście "Baranek".
Środowy koncert w ramach Top of The Top Festival okazał się koniec końców imprezą na poziomie sensów dość chaotyczną, nie przekonującą do końca, choć dla miłośników i miłośniczek współczesnego polskiego popu z pewnością porywającą, a może wręcz zachwycającą. To był wieczór oparty na ciekawym pomyśle, z którego nie udało się jednak wyciągnąć dużej części potencjału - wyraźnie było widać, że przy budowaniu programu względy komercyjne często wygrywały z merytorycznymi: były więc gwiazdy, ale nie zawsze przywoziły one do Sopotu teksty pełne mocy. Jednak sądząc po tym, jak świetnie bawiły się osoby, które wybrały się do Opery Leśnej, publiczności się to podobało.
Tragiczna historia "Supermana", Christophera Reeve’a, obrzydliwe sceny w horrorze "Together" i nowe perełki w streamingu. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: