Wielka niespodzianka na finał Męskiego Grania. Nagle na scenie zjawiła się Beata Kozidrak [RELACJA]
Męskie Granie 2025 przeszło do historii. Sobotni koncert zamykający tegoroczny festiwal upłynął pod znakiem sentymentalnego powrotu grupy Sistars, politycznego statementu Krzysztofa Zalewskiego i pięknego hołdu dla Stanisława Soyki. A na deser wyszła Beata Kozidrak. Dobrej zabawie na festiwalu nie przeszkodził nawet deszcz.
Udane koncerty pierwszego dnia Męskiego Grania 2025 narobiły smaku na więcej, a słuchacze faktycznie mogli się najeść. Sobotnie koncerty na Scenie Głównej otworzył Wiktor Waligóra, który dokładnie tego dnia świętował pierwszą rocznicę swojej debiutanckiej płyty pt. "Czekam na świt". Niespełna 20-letni piosenkarz i gitarzysta zagrał naprawdę dobry set, na który składały się dobrze znane już jego słuchaczom numery i nowe kawałki. Usłyszeliśmy m.in. przebojowe "Zagrajmy" i nastrojowe "Niepewność w sercu zatrzymuje puls", ale też "Jeśli ma się skończyć świat", z którym Waligóra na początku tygodnia wystąpił na Top of the Top Sopot Festivalu 2025. Z kolei utworem "A może" oddał hołd Stanisławowi Soyce, którego niespodziewana śmierć po próbach do sopockiego festiwalu wstrząsnęła słuchaczami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:
TYLKO U NAS: Patrycja Markowska o nowym wokaliście zespołu Perfect
Męskie Granie 2025, dzień 2: co się działo? [RELACJA]
Kolejne koncerty musiały mierzyć się z kapryśną pogodą, która jednak nie odstraszyła festiwalowiczów. Mimo ostrego deszczu publicznością skutecznie zawładnął m.in. Igor Herbut, który zaprezentował swoją interpretację twórczości Marka Grechuty. I choć wielu słuchaczy z pewnością woli go w mocniejszym repertuarze, to i spokojniejsza odsłona lidera grupy LemOn spotkała się z ciepłym przyjęciem.
Męskie Granie 2025. Psychodeliczno-popowy show Moniki Brodki
Dużo działo się podczas koncertu Moniki Brodki, który idealnie podsumowuje zdanie, które zasłyszałem od mojego koncertowego towarzysza: "Jej muzykę można lubić albo nie, ale ona na pewno jest jakaś". Artystka na początku wprowadziła publiczność w techno-psychodeliczny klimat numerami "Sadza", "Taka to zima" czy "Monika", by chwilę później przypomnieć publiczności swoje stare hity, w tym "Kropki kreski" czy "Ten". Nie zabrakło też tanecznych numerów, w tym "Varsovie" czy przełomowej dla jej kariery "Grandy", którą lata temu odcięła się od swojego czysto popowego brzmienia na rzecz muzycznych eksperymentów. Koncert zakończyła odśpiewaniem "Sto lat" dla świętującego urodziny kolegi z zespołu, i dobrze starzejącą się "Krzyżówką dnia", którą zaśpiewała na bis.
Dla wielu uczestników Męskiego Grania 2025 perełką festiwalu mógł być jubileuszowy koncert "Mystic.30", podczas którego swoje największe hity wykonali najpopularniejsi artyści wytwórni Mystic Production. Cały show swoim kultowym "Piłem w spale, spałem w Pile" otworzył Artur Andrus, który – jak zawsze – świetnie sprawdził się także jako konferansjer i rozbawiał widzów licznymi anegdotami. Na koncercie wystąpili też m.in. ostra Maria Peszek (z "Sorry Polsko"), jak zawsze pocieszny Czesław Mozil ("Ucieczka z wesołego miasteczka" i "Maszynka do świerkania") i nastrojowy Grzegorz Turnau ("Na plażach Zanzibaru"). I choć druga część koncertu nieco "siadła" energetycznie, to Fisz ("Za mało czasu"), Spięty ("Blue") i Tomasz Organek ("Mississippi w ogniu") w pięknym stylu zamknęli wzruszający jubileusz i podsumowali ostatnie 30 lat w muzyce.
Po koncercie zobaczyliśmy na ekranie urywek występu Stanisława Soyki, na co publiczność zareagowała odpaleniem latarek w telefonach. Był to jeden z najpiękniejszych momentów całego Męskiego Grania.
Masa przebojów i polityczny apel. Krzysztof Zalewski dał czadu na Męskim Graniu 2025
Jak zawsze świetny był też Krzysztof Zalewski, który – ku uciesze wielu festiwalowiczów – rozpoczął koncert bez koszulki. Po pierwszym numerze założył koszulkę z flagą Palestyny, ale – jak później wyjaśnił – "nie dlatego, że próbuje uprawiać politykę, tylko na naszych oczach dzieje się ludobójstwo, czystka etniczna". Zanim jednak wygłosił polityczny statement, to zaprezentował solidny przekrój swojej twórczości, w tym m.in. numery "Roboty", "Kurier" czy "Mamo". Dopiero po wykonaniu "Wszystko będzie dobrze" poruszył temat trudnej sytuacji na Wschodzie, mówiąc:
Naszym obowiązkiem – jako nauczonych lekcją Holokaustu – jest reagować, jakkolwiek potrafimy i możemy, ale też wywierać nacisk na rządzących, żeby coś z tym zrobić. Je*** Netanjahu [premiera Izraela – przyp. red.], tak samo je*** Hamas. Tak samo je*** Putina, bo nie zapominajmy o Ukrainie. Róbmy, co możemy, nawet jak to są małe ruchy. Solidaryzujmy się, żeby w końcu móc żyć w pokoju i w jakimś w miarę normalnym świecie.
Jedyny minus był taki, że koncert był zapowiedziany jako "Krzysztof Zalewski feat. Grzegorz Turnau", co sugerowało, że panowie zagrają wspólnie co najmniej kilka kawałków. Tak nie było, a panowie odśpiewali w duecie tylko jeden numer – "Naprawdę nie dzieje się nic", dlatego niektórzy mogli czuć niedosyt. Cały set był jednak dawną prawdziwie rockowej energii.
W trakcie Męskiego Grania 2025 działo się też na Scenie Ż, którą w sobotę otworzyła Livka, a następnie zaprezentowali się na niej Przebiśniegi, Marcin Masecki, Błażej Król i Ofelia z coverami numerów Miry Kubasińskiej. Największe emocje bezsprzecznie wywołał jednak "być może ostatni koncert" grupy Sistars, który równie dobrze mógł odbyć się na Scenie Głównej. Paulina i Natalia Przybysz, które razem z resztą zespołu wróciły na muzyczną scenę po 12-letniej przerwie, przyciągnęły pod scenę solidne tłumy. Wykonały praktycznie cały przekrój swojej twórczości Sistars, w tym piosenki "Boogie Man", "Ding Dong", "Freedom" czy "My Music". Szczególnie rozczulającą oprawę miał utwór "Doo wop", na którym zostały wyświetlone stare zdjęcia zespołu z okresu największej popularności Sistars. Nie zabrakło muzycznego hołdu dla Stanisława Soyki w postaci numeru "Inspiration", przed którego wykonaniem Paulina Przybysz wskazała:
Staszek Soyka był dla nas wielką inspiracją, bo to, jak śpiewał, było bardzo soulowe.
Festiwalowicze najbardziej entuzjastycznie zareagowali oczywiście na największe hity Sistars, czyli "Na dwa" i "Sutra". Siostry Przybysz drugi z numerów dedykowały swojemu zmarłemu w 2015 roku gitarzyście, Przemysławowi Maciołkowi, który miał duży udział w stworzeniu tego przeboju. Cały koncert był pięknym powrotem do lat 2004-2005, w którym zespół świętował swoje wielkie sukcesy.
Tegoroczny festiwal zakończył się koncertem Orkiestry Męskiego Grania, w której skład weszli Natalia Przybysz, Igor Herbut, Ralph Kaminski i Błażej Król. I choć nie dało się wyczuć między nimi jakiejś większej jedności, a każdy z artystów grał raczej "na siebie", to dali publiczności świetny przekrój największych polskich hitów. Wybrzmiały m.in. "Jestem kobietą" Edyty Górniak, "Zanim pójdę" Happysadu i "Takie tango" Budki Suflera. Wielkie emocje wzbudziło niespodziewane wyjście na scenę Beaty Kozidrak, która wykonaniem "Tej samej chwili" z Orkiestrą oficjalnie wróciła do koncertowania po wielomiesięcznej przerwie.