17 dni przed śmiercią Chopina. Siostra widziała jego agonię
Jak wyglądały ostatnie chwile Fryderyka Chopina z perspektywy siostry, która towarzyszyła mu przed śmiercią? W jakich warunkach żył? Bogactwo i przepych mieszkania drażniły jego szwagra.
Poniżej publikujemy fragment książki "Serce Chopina, czyli węzeł gordyjski", którą Jerzy Antczak pisał przez ponad 70 lat. Jak podaje wydawnictwo Axis Mundi, w książce poprzez postać siostry, Ludwiki Chopin reżyser rozwija opowieść o Fryderyku, ukazuje nieznane fakty z jego życia, ale również przywraca pamięć o samej Ludwice – postaci tragicznej, która towarzysza bratu w ostatnich chwilach życia, pochowała go w Paryżu, a potem przez lata toczyła walkę z mężem, państwem i kościołem o umieszczenie jego serca w głównej nawie kościoła Św. Krzyża.
SALONY FRYDERYKA
Ludwika jechała do brata koleją żelazną, a nie, jak dotąd, dyliżansem. Ten nowy rodzaj podróży gwarantował znacznie szybsze dotarcie do celu oraz komfort jazdy. Kalasanty przez całą podróż był nadęty i obrażony. Po zajęciu miejsc w przedziale poinformował żonę:
– Myślę, że w Paryżu nie przykleisz dziecka do łóżka twojego brata. On już wziął swoje od życia. Ludkę trzeba oprowadzić po muzeach. Zaprowadzić do pracowni Cleésingera. I w ogóle, jak tylko będzie można, oszczędzić dziecku widoku człowieka plującego krwią.
Ludwika z bólu przygryzła usta. Ludka przytuliła się do ojca i pocałowała go w policzek. Pociąg spóźnił się. Fryderyk z Albertem Grzymałą czekali kilka godzin na dworcu d’Orsay. Noc była wilgotna, powietrze przejmujące do szpiku kości. Fryderyk przyszedł w cienkim palcie, skurczony.
Trzymała go w ramionach, ale bała się przycisnąć mocniej. Był chudy jak szkielet. Kalasanty – hipochondryk, panicznie bał się kontaktu z ludźmi chorymi, nie przyjął więc otwartych ramion Fryderyka.
Bogactwo i przepych mieszkania drażniły Kalasantego. Nie kryjąc zawiści, podszedł gwałtownie do oszklonej komody, gdzie leżały osobiste drobiazgi Fryderyka. Uwagę zwracały spinki do gorsu. Wytworne, w formie małych perełek na złotych podstawkach.
– A te perły to prawdziwe?
– Oczywiście – zaśmiał się Fryderyk. – A ten złoty serwis do kawy to od króla Ludwika Filipa.
Kalasanty podniósł spodeczek i przeczytał dedykację: "Fryderykowi Chopinowi król Filip".
Trzymając filiżankę w rękach, Kalasanty powiedział: - Gdyby to upłynnić, można by zebrać jak nic kilka tysięcy franków.
– Sprzedać? Pamiątki, prezenty? O czym ty mówisz? – Fryderyk podszedł do lektyki, stojącej w rogu pokoju. – Nie lubię tego grata. W tej lektyce wnoszą mnie po schodach na górę. Jakie to szczęście, że już nie jestem sam ze swoimi myślami.
Wieczorem w sypialni Kalasanty warknął:
– Widziałaś? Każe się nosić w lektyce jak papież albo król! Poczekaj, będziesz mu uprzątać nocniki i wycierać nos, jak się posmarka. W liście napisał, że jest goły, a tu gdzie nie spojrzeć tysiące franków w złocie!
Fryderyk co chwila mówił do Ludwiki: – Ludwiko, chodź do mnie, muszę z tobą porozmawiać…
Wybudzony ze snu Kalasanty pomstował ordynarnie: – Noc jest od spania, a nie od wysłuchiwania bredni!
Ludwika odprowadzała Fryderyka do jego sypialni i wysłuchiwała zwierzeń. W większości były to czarne myśli. Kalasantego najbardziej drażniło to, że Fryderyk ciągle biegał do siostry z plwociną w szklanych naczyniach i kazał sprawdzać, czy są tam ślady krwi. – Zobacz… zdaje się, że w plwocinie pojawiła się krew.
Ludwika widziała drobne plamki, ale odpowiadała spokojnie: – To twoja wyobraźnia każe ci widzieć krew.
Następnego ranka podczas śniadania Fryderyk, trzymając w dłoniach filiżankę, podenerwowany zwrócił się do Ludwiki: – Kto kazał pozaznaczać filiżanki?
– Ja – odpowiedział arogancko Kalasanty. – Żebym wiedział, z których naczyń jadam i piję. Nie chcę, byśmy z żoną i dzieckiem umarli na to samo, co ty.
Ludwika krzyknęła rozpaczliwie: – Licz się ze słowami!
– Zamknij pysk! – ryknął Kalasanty. Podbiegł do Fryderyka. –Jak ci nie wstyd okłamywać rodzinę, że jesteś w biedzie? Wystarczy sprzedać trochę tych gratów. Wynająć kilka pielęgniarek, a nie maltretować po nocach rodzoną siostrę!
Fryderyk szarpnął Kalasantego za ramię.– Nie masz prawa obrażać mojej siostry! I wynoś się z mojego domu!
Kalasanty następnego dnia spakował walizy i przygotował się do wyjazdu. Fryderyk z Ludwiką próbowali go zatrzymać. – Kalasanty, zostań. Błagam cię … – mówił Fryderyk.
– Nie dotykaj mnie! – odwarknął groźnie Kalasanty.
Ludwika wraz z córką zostały w Paryżu z umierającym. Od chwili wyjazdu męża do śmierci Fryderyka pozostało siedemnaście dni. Oczywiście nasuwa się pytanie, co się w tym czasie działo się w duszy Ludwiki. Zwłaszcza że narzucane przez stulecia obyczajowe rygory nakazywały żonie ukrywać rodzinne brudy w domowym zaciszu. Z takim kagańcem na ustach było nie do pomyślenia, by mogła komukolwiek ujawnić prawdziwe powody haniebnego czynu męża. Pozostała więc w Paryżu, okaleczona dwoma wyrokami – wyrokiem śmierci na brata, którego agonię miała oglądać niemal minuta po minucie, oraz wyrokiem milczenia, zakazującym na okazanie bólu komukolwiek.
Skąd u Kalasantego takie okrucieństwo? Jako sędzia pokoju musiał budzić społeczne uznanie, ponieważ o wybieralności na to stanowisko decydowała nieskalana reputacja. Skąd więc ta bezwzględność, aby zostawić żonę na pastwę losu? Pamiętajmy też o tym, że był prawnikiem. Człowiekiem, który wiedział, że prawo jest jak guma i można je naciągać do woli. Aby zamazać ślady swojego okrucieństwa w stosunku do żony i umierającego Chopina, wiedząc, że księżna Marcelina Czartoryska, jedna z ukochanych uczennic Chopina, nie opuści Ludwiki w trudnych dniach, na pewno odbył z nią rozmowę, ukrywając prawdziwe powody swojego nagłego wyjazdu.